Kamiński Marek - Wyprawa.doc

(1200 KB) Pobierz
Kamiński Marek

Kamiński Marek

 

WYPRAWA

 

Gdańsk 2011

 

_ _Tu wpisz swoje motto,

które odkryjesz na końcu tej wyprawy

 

Wstęp

 

Jak szukać w życiu własnych biegunów, nie bać się o nich marzyć i jak

znaleźć do nich drogę?

Często zastanawiałem się nad tym pytaniem. Czy doświadczenia

wyniesione ze zdobywania biegunów mogą pomóc innym ludziom

w osiąganiu ich celów, odkrywaniu swoich biegunów i czy mogą zmie-

nić czyjeś życie?

Sam często próbuję to sobie wyjaśnić, w jaki sposób przeciętny

chłopiec z przeciętnej polskiej rodziny dotarł na krańce świata.

Odpowiedzią na wiele tych pytań jest moja następna wyprawa, tym

razem nie do konkretnego punktu na mapie świata, ale wyprawa w głąb

własnego doświadczenia i podzielenie się tym doświadczeniem. Myślę,

że życie to nie tylko zdobywanie biegunów, które są gdzieś daleko, ale to

także życie tu i teraz w harmonii ze sobą i światem i bycie sobą, podąża-

nie za swoim przeznaczeniem,nawet jeżeli droga jest trudna i wymaga

pokonania samego siebie oraz ograniczeń, które narzuca nam świat.

Podróżując przez życie, odkryłem, że bardzo ważne jest docieranie

w głąb, pod powierzchnię, i zbadanie tego, co kryje się za oczywistymi

prawdami i schematami. Często okazywało się, że te schematy są zwy-

kle przesądami a nie prawdami, które nas obowiązują. Często prawda

polega na przeciwstawianiu się schematom.

Zmiana swojego życia wiąże się często z ryzykiem, problemami

z pokonywaniem trudności, ale wydaje mi się, że jeszcze bardziej ryzy-

kowne jest nie podjęcie próby podążania za marzeniami.

Zapraszam do podróży, do odkrywania swoich własnych biegunów.

Mam nadzieję, że otrzymacie po drodze wskazówki, jak ustalić swoje

bieguny i jak je osiągnąć.

Nigdy nie jest za późno.

Dobrej podróży i

Być na wzór

Nikt nie rodzi się po to, żeby stawać się kimś innym.

Czy chcę uchodzić w tej książce za wzór? Nie. Nie proponowałbym

nikomu pomysłu na życie polegającego na naśladowaniu kogokolwiek.

To prawda, wzory mogą nas gdzieś prowadzić, ale nie miałoby żadnego

sensu dążenie do tego, by powtarzać czyjeś życie w życiu własnym.

 


W przeszłości patrzyłem na takie postacie jak Edmund Hillary czy

Roald Amundsen, widziałem w nich niedoścignione wzory, kogoś, kim

chciałbym się stać. Dzisiaj, z pewnej perspektywy, nie porównuję się,

ani z wielkością, ani ze słabościami tamtych postaci. To, czego doko-

nali, jest zawsze tylko pewnym drogowskazem. Warto się uczyć, warto

poznawać ich życiowe drogi, ale nie po to, żeby naśladować i stawać

się takimi jak oni.

Oni są już historią, zarówno wielkie, jak i nieznane postacie, które

mogą być dla nas również inspirujące. Nawet jeśli wydaje nam się, że te

postacie były doskonałe i wiele osiągnęły, zostało to osiągnięte przez nie.

Nasza droga na pewno jest inna. Nikt nie rodzi się po to, żeby stawać

się kimś innym. Chodzi zawsze o to, żeby stawać się sobą, korzystając

jedynie z doświadczeń innych ludzi. Patrzymy na to, co inni osiągnęli,

żeby odnaleźć własną drogę, niekoniecznie po to, żeby zdobywać

szczyty czy pisać książki. Wystarczy wyznaczyć w swoim życiu nową

jakość. W ludziach, których kiedyś podziwiałem, doszukiwałem się

doskonałości. Teraz widzę w nich także słabość. Choćby alkohol w życiu

Marka Hłaski i Ernesta Hemingwaya. Być może nie da się oddzielić

pisania od używek, może w tych przypadkach pierwsze wynikało

z drugiego, ale przecież nie musi tak być, to żadna reguła i nie należy

się tym kierować. W życiu wielkich polarników, takich jak Amundsen,

Shackleton czy Scott, a także Nansen, widzę nie tylko ich wielkie

osiągnięcia, ale także również wielkie ambicje sięgania po nieosiągalne

 

cele znajdujące się w fascynującym i niezwykłym polarnym świecie.

Stały tam gotowe piedestały, podia, wtedy jeszcze puste, które można

było zająć. Na pewno dążenie do zajęcia miejsca na piedestale było

częścią ich życia, ale to ambicja bycia pierwszym całkowicie wypełniła

ich życie osobiste. Tego życia zwyczajnie nie mieli, a jeśli założyli

rodziny, ich żony i dzieci często stawały się wdowami i sierotami.

Scott zginął zdobywając biegun południowy, Ernest Shackleton zmarł

podczas wyprawy, której celem było opłynięcie Antarktydy, Nansen

przeżył swoje wyprawy i zaangażował się w pomoc ludziom. Niezwykły

jest los Amundsena, który zginął niosąc pomoc swojemu rywalowi

a jego ciała do dzisiaj nie odnaleziono. Byłem w domu Amundsena,

wspaniałym, bardzo praktycznie urządzonym. Został wybudowany

na początku ubiegłego wieku. Zaskakujące było na przykład to, że

samotnie mieszkający mężczyzna zainstalował bidet. Amundsen był

praktycznym człowiekiem. Zaadoptował dwie eskimoskie dziewczynki,

które z nim zamieszkały. Po jakimś czasie musiał je odesłać, bo pojawiły

się nieuzasadnione podejrzenia, że je wykorzystuje. Żył sam, a przecież

życie jest pewną całością, bliskość z drugą osobą to część naszego czło-

wieczeństwa. Praktycznie wszyscy wielcy zdobywcy polarnego świata

byli samotnikami, Amundsen nie był wyjątkiem. Nansen w swoim

domu w Oslo dobudował wieżę, w której mieściła się jego pracownia.

Istniały już wtedy telefony. Telefon w wieży Nansena działał tylko

w jedną stronę, to znaczy Nansen mógł dzwonić do innych, ale inni,

nawet domownicy, nie mogli dzwonić do niego. To wiele mówiący

szczegół. Myślę, że ceną za spotkanie z polarnym światem był brak życia

osobistego. Byłbym jednak daleki od oceniania. Oceniać jest bardzo

 


łatwo, trudniej jest zrozumieć.

Zdarzyło mi się kiedyś rozmawiać o książce „Koniec jest moim

początkiem" Tiziano Terzaniego, włoskiego dziennikarza i reportażysty.

Moja rozmówczyni powiedziała, że po lekturze tej książki zrozumiała,

 

 

o ile mniejszym pisarzem był Kapuściński, bo Terzani pisał prawdziwie

i niczego nie przeinaczał. Lubię i nie lubię Kapuścińskiego. Niektóre

jego książki wywarły na mnie wrażenie, gdy byłem jeszcze dzieckiem,

ale odkąd zacząłem więcej podróżować, wszystko się zmieniło. Nie

mogę powiedzieć, żebym je nadal podziwiał. Zapamiętałem zdanie, że

gdy Kapuściński dotarł na północ, powietrze zamarzało mu w płucach.

Rozumiem, ta przesada to zabieg literacki, niemniej jednak... Może

dlatego zamieszanie wywołane książką Artura Domosławskiego, który

napisał kontrowersyjną biografię Kapuścińskiego', przeszło jakby obok

mnie. Ale kiedy moja rozmówczyni wygłosiła to zdanie, pomyślałem,

że takie oceny są jednak zbyt łatwe i niesprawiedliwe. Powstała książka

Domosławskiego o Kapuścińskim, ale nie mamy podobnej książki

 

o Terzanim. Znamy tylko książki napisane przez niego. Są oczywiście

wspaniałe, świetnie się je czyta, niemniej jednak nikt nie podążył

jego śladami, nie spotykał się z ludźmi, których Terzani opisywał.

Może gdyby powstała książka o Terzanim, dowiedzielibyśmy się, że

coś przeinaczył. Ocenianie ludzi, prowadzenie dochodzeń to droga

donikąd. Kto wie, może gdyby przeprowadzić dochodzenie w sprawie

Artura Domosławskiego, okazałoby się, że nie miał on moralnego

prawa napisać książki o Kapuścińskim. Życie człowieka jest niezwykle

skomplikowane i poza ewidentnymi draństwami czy przestępstwami

nie poddaje się łatwym ocenom.

Często oceniamy różnie w zależności od wieku. Kiedy miałem

dwadzieścia lat, wydawało mi się, że jeśli ktoś nie założył rodziny, to

poświęcił się na rzecz wypraw, odkrywania świata i zbawiania ludz-

kości. Dzisiaj myślę, że brak rodziny jest właśnie brakiem, niepełnym

życiem. Nawet zdobycie wszystkich szczytów na świecie powinno

mieć cel. Pewnie można doświadczyć miłości i na takiej drodze, ale to

chyba dużo mniej prawdopodobne niż wtedy, gdy po prostu zakładamy

rodzinę. Przyznam się też, że na studiach wydawało mi się, iż alkohol

jest czymś, co powoduje, że człowiek dotyka głębiej rzeczywistości

i intensywniej ją przeżywa; otwiera inne perspektywy. Teraz widzę

raczej zagrożenia, zresztą związane z wszelkimi używkami, nie tylko

z alkoholem. Terzani, gdy był w Wietnamie, codziennie palił opium.

Udało mu się nie uzależnić, ale wpadł w nałóg hazardu. Więc i jego

życie daje do myślenia. Z drugiej strony życie polega też na tym, żeby

mierzyć się z zagrożeniami i je pokonywać. Trudno wyobrazić sobie

drogę, na której nie stawiamy żadnego niewłaściwego kroku. Być może

idealne, wzorcowe życie po prostu nie istnieje. Nie można oddzielić

rzeczy udanych od nieudanych.

Mając obecną wiedzę i pewne doświadczenia, nie chciałbym być

dokładnie taki jak ludzie, których podziwiałem. Na początku drogi

 


mogą być oni niedoścignionymi wzorami, natchnieniem, tak jak góry

na horyzoncie inspirują nas do tego, by je zdobywać. Ale kiedy się do

nich zbliżamy, zaczynamy dostrzegać własne szczyty, na które chcemy

się wspiąć. Dobrze, że pierwsze góry są, bo zachęcają do tego, by w ogóle

wyruszyć w drogę. Jednak trzeba odkryć szczyty, które wznoszą się

przed nami.

Czy gdybym mógł stać się dowolną postacią z historii świata, chciał-

bym tego? Chyba nie. Nawet gdyby była to najdoskonalsza, najwspanial-

sza postać, jaki sens miałoby powtarzanie doświadczeń i drogi tego, co

już zostało zrobione, napisane, przeżyte? Wiedza jest przydatna, ale to

co najistotniejsze, trzeba zrobić samemu. Zapytajmy na początku siebie,

czy chcielibyśmy stać się wybraną postacią z historii świata. Czy gdyby

umożliwiono nam wybór między własnym życiem, którego jeszcze nie

znamy, które być może nie będzie najbardziej spektakularne, a z drugiej

strony cudzym życiem, już przeżytym i to na miarę Aleksandra Wiel-

kiego, czy zdecydowalibyśmy się na taką zamianę? Swoją drogą ciekawe,

co by wybrały wspomniane postacie. Może i one wolałyby inne życie?

To pytanie, które warto zadać: czy chcę być sobą? - co oznacza

zaakceptowanie wolności, którą mam, ale też niedogodności, które się

z tym wiążą. Mimo wszystko wolność wydaje się jednak czymś o wiele

cenniejszym niż najwspanialsze, ale jednak cudze, życie. Dzięki tej wol-

ności możemy odrodzić się na nowo. To o wiele bardziej fascynujące niż

prowadzenie życia, którego finał jest znany. Nie do końca zdajemy sobie

sprawę z potęgi wolności, którą posiadamy, i jej możliwości. Oczywiście

nie jest tak, że tylko pomyślimy i już to mamy. Jeśli mamy jakąś wizję,

w każdej chwili możemy zacząć ją realizować. Ograniczenia są może nie

iluzoryczne, ale tymczasowe, bo można je pokonać. Gdy zastanawiam

się nad ludźmi, którzy byli moimi wzorami w dzieciństwie, widzę ich

wspólną cechę -ustanawiali nową jakość. Nie kopiowali innych, tylko

odkrywali nowe drogi korzystając z daru wolności. Z tego powodu

 

 

mogli funkcjonować jako wzory, stawali się górami, które wyrastają

ponad horyzont i które widać z daleka.

Które z tych zdań jest według ciebie prawdziwe?

 

 

A. Nie miałoby żadnego sensu dążenie do tego, by powtarzać czyjeś

życie we własnym.

B. Wystarczy wyznaczyć w swoim życiu nowa jakość.

C. Być może idealne, wzorcowe życie po prostu nie istnieje.

D. Nie do końca zdajemy sobie sprawę z potęgi wolności, która jest

w każdym z nas i praktycznie w każdej chwili może nas poprowadzić.

Książkowe wzory

 

Nauczyć się jak rozpalić prymus to nic trudnego,

wystarczy przeczytać instrukcję obsługi. Czytając

książki można zrozumieć ogólny schemat wyprawy.

 

Polarnicy byli tylko małym fragmentem świata. Wiele nauczyły mnie

 


książki. Książki odpowiednio przeczytane, czyli takie, które przeżywa

się jak własne losy i przygody. To niesamowicie wzbogaca, gdy przeczyta

się w ten sposób sto życiorysów. Można czytać książki nieuważnie albo

uważnie. Jeśli czytamy je uważnie, częściowo żyjemy życiem innych

ludzi, co poszerza nasze doświadczenie i naszą wiedzę. Jeśli czytamy

nieuważnie, to jakbyśmy nie czytali w ogóle. Nie zdobywamy nowych

doświadczeń, a jedynie zaliczamy kolejne tytuły. Dzięki książkom

zacząłem myśleć o biegunach i wyprawach. Przeżyłem kilka historii

i nie chciałem już ich powtarzać, chciałem przeżyć historię podobną,

ale własną. Wiedza, którą zdobyłem, spowodowała, że chciałem odkryć

własne bieguny. Gdybym ograniczył się do schematu otrzymanego

w dzieciństwie, do myślenia o przyszłości, o zawodzie, o trudzie życia,

nigdzie bym nie wyruszył. To problemy ważne, ale ważne zewnętrz-

nie. Ważniejsze jest to, co ma się w środku. Żeby jeździć samochodem,

trzeba mieć na paliwo, ale ważne jest także to, dokąd chcemy dojechać,

czy będziemy jeździć w kółko, czy wyznaczymy sobie jakiś cel. Jeśli

ograniczymy życie do samego paliwa, będziemy tylko jeździć od jednej

do drugiej stacji benzynowej i tak będzie wyglądało całe nasze życie.

Przez to, że przeczytałem tyle książek z bardzo różnych dziedzin,

wcześnie poznałem różne życiowe schematy, mechanizmy sukcesów

i porażek. W młodym wieku, gdy nie mamy tylu obciążeń, przyswojenie

dużej dawki wiedzy powoduje, że staramy się nie powtarzać cudzych

błędów. Nie chodzi o praktyczną, konkretną wiedzę. To błąd, jeśli

szuka się tylko tego, co jest potrzebne w pracy, tylko tego, co trzeba

 

zaliczyć, żeby zdobyć dobrą ocenę. W wiedzy zawsze podobało mi się

samo jej zdobywanie. Wydaje mi się, że nie ma wiedzy niepotrzebnej.

Jeśli tylko możemy coś poznać, warto to zrobić. Na moich studiach

jedynym z całą pewnością bezużytecznym przedmiotem były zajęcia

ze studium wojskowego. Ale i na nie poszedłem z nastawieniem, żeby

się czegoś nauczyć. Zacząłem zadawać pytania i natychmiast od oficera

prowadzącego ćwiczenia usłyszałem, że już on mnie oduczy stawiania

pytań. Zrozumiałem, że niczego się nie nauczę... Dzisiaj wiedzą nie-

potrzebną wydaje mi się czytanie gazet. Zaledwie tylko promil tych

informacji jest nam potrzebny. Kłopot polega na tym, że nigdy nie

wiadomo, na której stronie znajduje się ta przydatna informacja. To

samo można powiedzieć o wszystkich mediach bombardujących nas

newsami. Dużym problemem jest wybór narzędzia selekcji w taki spo-

sób, żeby naszą uwagę przykuwały jedynie potrzebne informacje.

Kiedy pochłaniałem książki, nie robiłem tego z myślą, że kiedyś

mi się to przyda. Nie byłem nastawiony na zdobywanie praktycznej

wiedzy. Większości tytułów dzisiaj nie pamiętam, ale mój umysł prze-

szedł trening, a wiedza pozostała zmagazynowana w podświadomości.

Wiedza, czyli coś więcej niż tylko proste umiejętności, na przykład jak

rozpalić prymus czy zwinąć namiot. Książki uczyły mnie zachowań

w sytuacjach, w których wydaje się, że niczego nie można już zrobić,

pozornie beznadziejnych. Trzeba szukać wyjścia, odkryć je, trzeba mieć

nadzieję. Ten schemat powtarzał się w prawie każdym życiorysie: bez-

 


nadziejna sytuacja, a jednak walczę, staram się, znajduję rozwiązania,

zdarza się cud i jestem uratowany. Zapadło mi to w pamięć. Właśnie

takiego rodzaju schematy sytuacji i reakcji wielokrotnie powtarzane

mogą osadzać się w naszej podświadomości. Nauczyć się jak rozpa-

lić prymus to nic trudnego, wystarczy przeczytać instrukcję obsługi.

Czytając książki można zrozumieć ogólny schemat wyprawy, nauczyć

się tego, że trzeba się dobrze przygotować na wypadek różnych złych

sytuacji, że — to także jest niezbędne — trzeba przestudiować wszystkie

instrukcje rozpalania prymusa i zwijania namiotu.

Dzięki lekturom było mi łatwiej przyswajać wszystkie instrukcje

i je stosować. Kiedy stajemy przed nowym problemem, próbujemy go

 

rozwiązać przez analogię do znanych sytuacji. Analogię może nam

podsunąć równie dobrze książka traktująca o medycynie, jak i bio-

grafia podróżnika. Psychika w czasie wyprawy jest o wiele istotniejsza

niż sprawność fizyczna czy nawet praktyczne umiejętności. Sprawność

fizyczną można wytrenować, jest czymś stałym, bo wydolność organizmu, kiedy już się ją nabędzie, tak łatwo się nie obniża. Natomiast

wydolność psychiczna może się zmienić w każdej chwili, a może się

nawet załamać. Pomocą mogą okazać się nawet pojedyncze słowa zapa-

miętane z lektur, słowa, które nas prowadzą. Dla mnie takim zdaniem

stało się zawołanie Nansenafram, czyli „naprzód".

Kiedy konstrukcji psychicznej nie zostawiamy przypadkowi, kiedy

ma ona swój pień, kiedy mamy się czego w sobie uchwycić, wewnętrzna

konstrukcja tak naprawdę prowadzi nas do celu, a sprawność fizyczna

tylko ją niesie. Wewnętrzna konstrukcja jest - można by powiedzieć -

niekierunkowa, niezwiązana z wyprawami polarnymi, biznesem czy

z jakąkolwiek zawodową specjalizacją. Jest pewną ogólną predyspo-

zycją. Ale to ona decyduje o tym, że docieramy do wyznaczonego celu.

Żeby mieć dobre pomysły biznesowe, trzeba najpierw zdobyć,

jestem o tym przekonany, ogólną wiedzę o świecie. Nie tylko o eko-

nomii, ale także o człowieku, o zakamarkach ludzkiej duszy. Wydawa-

łoby się, niewiele ma to wspólnego z biznesem. Żeby odkryć niszę na

rynku, żeby mieć nowy pomysł, trzeba mieć też dużą ogólną wiedzę,

taki wewnętrzny szeroki skaner. Skanować współczesną sytuację tu

i teraz, patrzeć co dzieje się w świecie biznesu i porównywać to z naszą

ogólną wiedzą, starając się odkrywać nowe rozwiązania i pomysły.

Dzięki temu sukces w biznesie często odnoszą ludzie, którzy wcale

nie są z wykształcenia ekonomistami, ani nie studiowali finansów, ale

mają ogólną wiedzę o człowieku i świecie z różnych dziedzin. Ogólna

wiedza pozornie zawieszona jest w próżni, wydaje się, że nijak ma się do

naszego życia tu i teraz, ale prędzej czy później znajduje zastosowanie.

Nie ma wiedzy niepotrzebnej. Zdarza ci się wykorzystywać, w tym co

robisz, wiedzę zupełnie z tą dziedziną niezwiązaną? Jeśli nic nie przy-

chodzi ci do głowy, może pora coś z tym zrobić?

 

Pomosty przed wyprawą

O urzeczywistnianiu marzeń decyduje

 


umiejętność budowania scenariuszy.

Kiedy byłem dzieckiem, starałem się w wyobraźni budować pomosty

między tym, co znane i nieznane, możliwe i niemożliwe. Pamiętam, że

byłem wysyłany parę kilometrów z kanką po mleko albo po obiad do

stołówki i podczas tej drogi wyobrażałem sobie, że wyruszę w samotny

rejs dookoła świata jak Leonid Teliga. To było ćwiczenie wyobraźni,

które wiele mi dało. Jestem tu i teraz, mam trzynaście lat, wiem, że nie

popłynę dookoła świata jutro. Starałem się znaleźć w wyobraźni naj-

krótszą możliwą drogę do tego rejsu. To nie było bezproduktywne ma-

rzycielstwo. Ustalałem w myślach, że za tydzień zacznę pływać żaglówką

po jeziorze Drawsko, potem znajdę jakiś klub i zdobędę patent sternika

jachtowego, a gdy będę miał piętnaście lat, popłynę w dalszy rejs. Na

koniec wybiorę się do kapitana jacht klubu i powiem mu, że chciałbymjako najmłodszy człowiek na świecie opłynąć świat dookoła. Ów kapitan

nie zechce się zgodzić, ja jednak będę przekonywał go argumentem, że

to rozsławi Polskę. Rozpoczniemy treningi, znajdzie się także jacht, który

będzie można wykorzystać. Kiedy mam szesnaście lat, wypływam w rejs.

Droga ulicami Połczyna Zdroju po mleko była dla mnie podróżą

dookoła świata. Wydaje się, że to dwie oddzielne sfery. Z jednej strony jest

to, co robimy tu i teraz: chodzimy do szkoły, wyprowadzamy psa, uczymy

się, sprzątamy i tak dalej. Z drugiej strony, jeśli naprawdę czegoś chcemy,

możemy robić takie ćwiczenia wyobraźni, które połączą nas z odległym

celem, są prowadzącym do niego pomostem, łącznikiem.

Ponieważ cel leży daleko, bardzo ważni są ludzie, których spotykamy

po drodze, a nie tylko wyobrażenia. Ci ludzie są już namacalnym przy-

kładem, że takie rzeczy są możliwe. Od nich możemy nauczyć się naj-

więcej i najszybciej. Trzeba pamiętać, że inni ludzie mogą wywierać na

20

 

nasze życie także negatywny wpływ Mamy w sobie wiele różnych moż-

liwości i często z nich nie korzystamy, jeśli nie wsłuchujemy się w siebie,

ale słuchamy innych. Jako dzieci czy nastoletni ludzie spotykamy czę-

sto dorosłych, którzy niezadowoleni z własnego życia będą ograniczać

nasze możliwości do własnych wizji, często czarnych scenariuszy. Nie

ma co liczyć na to, że będą rozwijać nasze zdolności i zachęcać do tego,

żebyśmy za tymi odkrywanymi możliwościami podążali, żebyśmy mieli

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin