Ziemkiewicz Rafał - Vitalina.pdf

(79 KB) Pobierz
10461219 UNPDF
Ziemkiewicz , Rafał - Vitalina
No dobra , chłopaki , opowiem wam , ale przed kadrą - morda w
kubeł! Jeszcze mi się nie uśmiecha szukać nowej roboty. Więc widzi-
cie , ja znałem tego faceta. Pijaliśmy z nim czasem , zanim to się za-
częło. Pamiętacie , jak to wtedy było - kapitalizm się budował , każdy
chciał raz zakręcić kasą i już mieć z tego merca i willę. On też. Tyl-
ko że to był , wiecie , taki teoretyk -co próbował jakiegoś interesu , to
szkoda gadać. Tak się za to obraził na wszystkich , że jak się pojawiły
Flejtuchy , to był za nimi , dosłownie im kibicował! I zresztą wszyst-
ko wskazywało , że znowu źle obstawił , brali na całym świecie jak w
kaczy kuper... Ha , pamiętacie jeszcze? Kurde , przecież my , ludzie ,
byliśmy militarną potęgą! Ile mieliśmy rakiet? Ile czołgów? Jezu , jak
się to wszystko zabrało za te ich latające donice...
No , a ten tylko się zżymał: kretyni , nie tędy droga - słaby punkt
ludzkości , mówi wtedy do mnie , to nie są zbrojenia , tylko rynek i-
nansowy. Ta , gdybym mu wtedy rozwalił łeb , może by się inaczej po-
toczyło. Ale kto by tam... A potem się znaleźli , cholera , mediatorzy.
Samarytanie. Intelektualiści. Że dość rozlewu krwi , że straszliwe nie-
porozumienie , że cywilizacje rozumne przecież tak nie mogą , prze-
mocą. Flejtuchom tylko tego było trzeba. Powinno mnie tknąć , kiedy
otwierali to ich pierwsze przedstawicielstwo handlowe. Patrzę w tele-
wizor , na całe to „pojednanie światów” , i co tam widzę? Mój kompan
od kula , jak żywy , tylko odwalony w elegancki garnitur.
Powinno mi się od razu przypomnieć , co wtedy mówił , w knajpie.
Jego konik: że te pieniądze na giełdach wcale nie istniały. Tak mi mó-
wił: wyobraź sobie , ktoś , o kim mówią , że jest bogaty , napisał na
kartce , że za tę kartkę zapłaci kiedyś tysiąc dolarów. Wszyscy w jego
bogactwo wierzą , więc nikt tego nie sprawdza , czy tyle ma. Kartka
chodzi z rąk do rąk , ludzie traktująjątak , jakby naprawdę nie była to
zwykła kartka , tylko te tysiąc dolarów plus odsetki. Tak to ponoć wy-
glądało , rządy wydawały papiery , banki brały te papiery w obrót i ja-
koś się kręciło. Ale , ten mi tak mówi , gdyby ci , którzy wsadzili kasę
w papiery , mieli je gdzie przenieść , gdyby tak pojawiła się taka ofer-
ta , że wszyscy naraz chcieliby odzyskać kasę... Nie bardzo rozumie-
cie? Ja też mało o to dbałem. Do tego stopnia , że nawet kiedy Flej-
tuchy otrąbiły wejście na ziemski rynek z witaliną... Co? Naprawdę?
Zbieracie na to? Chłopcy , czy wy nie rozumiecie , że to tym nas wła-
śnie załatwili... Pewnie , że naprawdę działa , wiem! Właśnie w tym
całe przekleństwo. Z odmładzaniem , no , to może reklama , ale rzeczy-
wiście , o chorobach można zapomnieć , i starzenie się -jak ręką odjął.
Tak , procjońskie ziółka , gwiezdne porosty , szlag by tam je zdusił.
Co ja chcę od witaliny? A nic. Od niej samej nic. Pewnie , że szła jak
woda. Ludzie wyprzedawali wszystko , byle kupić choć jedną pastyl-
kę. W pierwszym miesiącu spuścili milion opakowań , w drugim czte-
ry , a potem , Boże mój. A dwa miesiące po wprowadzeniu witaliny na
rynek Flejtuchy ogłosili montowanie wspólnego , międzyplanetarnego
konsorcjum. Znaczy się , ziemski kapitał plus kosmiczna technologia
równa się nieśmiertelność dla wszystkich. I kto ten manifest wygłosił z
telewizyjnych ekranów? No pewnie , morda już mu wtedy trochę utyła
i zrobił się elegantszy , ale bym go poznał nawet w piekle.
Oczywiście , wszyscy rzucili się na udziały w konsorcjum - przecież
szykował się interes tysiąclecia! Kto pierwszy zaczął pozbywać się ob-
ligacji , nie wiem , ale to nie miało znaczenia.
Coś tam jeszcze skupowano , potem uruchomili rezerwy , w końcu
ruszył do interwencji międzynarodowy fundusz walutowy... Ale wszy-
scy myśleli tylko o nieśmiertelności , no i o zyskach.
A jak Fundusz padł , było już za późno. Mój Boże , co to się wtedy
działo na giełdach. Potem przyszło: kryzys , no cóż , mogło się zda-
rzyć. Coś tam zawsze ocalało. Ziemia , bogactwa naturalne , podstawo-
we gałęzie przemysłu. Tylko po jakimś czasie okazało się , że w mię-
dzyczasie ktoś je wszystkie powykupywał. Ktoś , cholera. Nie żaden
ktoś , tylko Flejtuchy , przez różnych takich jak ten... A co? Przecież
kasy mieli dość. Witalina szła jak woda , każdy chce być nieśmiertel-
ny. Wy też wydajecie na nią ostatni grosz. A jeszcze na dodatek nabra-
li od diabła szmalu na udziałach w tym swoim konsorcjum...
Co mówisz? Że to tak czy owak inwazja? No , wiecie , sam się za-
stanawiam. Bo w końcu , czy oni nas do czegoś zmuszali? Nie. Albo
czy naruszyli nasze prawo? Ani odrobinę. Dali nam tylko coś , o czym
wszyscy marzyli. Dawno temu , kiedy czytałem science iction , zawsze
tam tak pisali - że jak przylecą kosmici , to nam dadzą lekarstwo na
raka i inne choroby , i jeszcze nauczą ludzi żyć bez wojen. No i co ,
mieliśmy od kilkudziesięciu lat jakąś wojnę? Niby o co , skoro wszyst-
ko i tak należy do Flejtuchów.
Polej no jeszcze... Jak to już nie ma? A zresztą dobrze. Czas spać ,
chłopaki. Muszę być w formie. Wiecie , Flejtuchy przysłali nam teraz
nowego brygadzistę. A ostry , sukinsyn , jak mało kto...
KONIEC
Zgłoś jeśli naruszono regulamin