Saville Steven - Srebro.doc

(2097 KB) Pobierz

 

 


H:\kopiaMD\Temporary\NowReading\Powieści\Saville Steven Srebro\okladka-450.jpg

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

STEVEN SAVILE

SREBRO

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie

Dorota Strukowska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Replika

 

 

 

Tytuł oryginału Silver

Copyright © 2010 Steven Savile

ALL RIGHTS RESERVED

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Replika, 2010

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

 

Redakcja

Paulina Wierzbicka

 

Projekt okładki

Design Partners (www.designpartners.pl)

 

Skład i łamanie

Dariusz Nowacki

 

Wydanie I

 

ISBN 978-83-7674-019-5

Wydawnictwo Replika

ul. Wierzbowa 8, 62-070 Zakrzewo

tel./faks 061 868 25 37

replika@replika.eu

www.replika.eu

 

Druk i oprawa:

WZDZI Drukarnia LEGA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ludzie w moim życiu warci są o wiele więcej niż to, ale oto co jest we mnie najlepszego, i co z miłością ofiarowuję Mamie, Tacie, Davidowi, Sonii, Sarah, Amy i Marie. Wszystko, co robię, jest albo dla Was, albo dzięki Wam. To pewnie znaczy, iż macie sporo na sumieniu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PODZIĘKOWANIA

Kilkoro dobrych ludzi pomogło mi wyjść na o wiele bystrzejszego niż jestem. Ci skryci w cieniu bohaterowie z pierwszej linii frontu zasłużyli na znacznie więcej niż zwyczajne dziękuję:

Jima Sowter - Deborah J. Stevenson - Kurt Criscione

Sonia Helbig - Shane Thomson - Stan Tremblay

No i oczywiście Tim Schulte, za to, że zdecydował się wypuścić tego potwora w niczego się nie spodziewający świat.

Są także ci, którzy pomagają nam pozostać przy zdrowych zmysłach, kiedy zamykamy się w miejscowej kafejce, wykuwając nasze szalone plany. A zatem ci, którzy przychodzą do nas niosąc nam kawę i uśmiech:

Sandi - Milo - Pierre - Siba

Rima - Kim - Jacob

Kochani, nakarmiliście moją duszę. Bez was napisanie Srebra zabrałoby lata. To zdumiewające, co potrafi zdziałać kofeina!

Srebro ma dług wdzięczności wobec zbyt wielu wspaniałych muzyków, by ich wszystkich wymienić, ale jednemu w szczególności, Jamesowi Grantowi, dziękuję nie tylko za dziesięciolecia słuchania dobrej muzyki, lecz także za to, że tak wspaniałomyślnie zapewnił Noahowi podkład muzyczny do jego jazdy po Londynie o północy.

I wreszcie na końcu, choć nie mniej ważni, przyjaciele z Rzymu i z kraju, którym dziękuję:

Stefan Lindblad - Steve Lockley - Kevin J. Anderson - Stel Pavlou - Brian M. Logan

Bez Was życie byłoby strasznie nudne.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

1

 

CENA NIENAWIŚCI

KIEDYŚ - TESTAMENT MENAHEMA BEN JAIRA

 

Tamten ogród miał swego węża, zaś ten miał jego. I tkwiło w tym jakieś ułomne piękno, osobliwa symetria. Wąż słowami jak miód sprowokował niegdyś pierwszą zdradę, ugryzienie zakazanego owocu i grzech pierworodny na wargach pierwszego słabego człowieka. Jego własna zdrada dokonała się pod maską miłości, znów poprzez wargi, przypieczętowana pocałunkiem. Piękno scenerii jeszcze uwydatniło szpetotę obu zdrad. To była agonia ogrodu. Iskariota poczuł w dłoni ciężar srebra.

O              ileż większy był to ciężar, niż powinno ważyć kilka monet. Jednak teraz były one czymś więcej niż kilkoma Minetami, czyż nie? Były życiem przehandlowanym za srebro. Były jego winą. Zamknął dłoń na wytartej skórzanej sakiewce, zaciskając pięść. Ile warte było życie? Tak naprawdę? Sporo o tym rozmyślał od czasu pocałunku. Czy to ciężar monet, którymi je opłacono? Garść żelaznych gwoździ wbitych w drewniany krzyż, który je zakończył? Albo ciało pozostawione na pastwę ptaków żywiących się padliną?

One wszystkie? Żadne z nich? Pragnął wierzyć, że było to coś bardziej duchowego, bardziej uczciwego - wpływ, jaki człowiek wywiera na otoczenie, suma dobra i zła, uczynków i myśli.

- Weź je, proszę. - Podał sakiewkę rolnikowi. - To pięć razy tyle, ile warta jest ta ziemia. Nawet więcej.

- Nie chcę twoich krwawych pieniędzy, zdrajco - mężczyzna odkaszlnął i splunął na ziemię między jego stopami. - Idź sobie.

- Dokąd mogę pójść? Jestem sam.

- Dokądkolwiek, byle daleko stąd. Gdzieś, gdzie ludzie cię, nie znają. Gdybym był tobą, to wróciłbym do świątyni i spróbował odkupić swoją duszę z powrotem. - Mężczyzna odwrócił się do niego plecami i odszedł, pozostawiając samotnego Iskariotę na polu. - A gdyby to nie się nie udało - krzyknął, nie odwracając się - to zdałbym się na Bożą łaskę.

Iskariota podążył wzrokiem za spojrzeniem mężczyzny do stojącego samotnie na polu sczerniałego drzewa. Przed laty uderzył w nie piorun, rozłupując je pośrodku. Jego drewniane wnętrzności zgniły, ale nadal sterczała jedna wisielcza gałąź, przyzywając go na tle ciemniejącego nieba.

Cisnął sakiewką w urągające mu drzewo. Jeden ze szwów pękł przy uderzeniu i monety rozsypały się popieczonej ziemi. Chwilę potem był już na kolanach, szukając ich gorączkowo. Łzy żalu po stracie płynęły mu twarzy strumieniem. Po stracie, ale nie człowieka, którego zdradził, lecz tego, którym sam niegdyś był i którym mógł być. Leżał tam, gdy słońce schodziło coraz niżej, i pragnął, by wypaliło jego ciało i zwęgliło kości, ale nadszedł zmierzch, a on wciąż był żywy.

Pod prażącym słońcem powlókł się chwiejnym krokiem z powrotem przez bramy Jerozolimy i godzinami wędrował po ulicach. Cielesne udręki tonęły w pocie wylewanym W upale. W powietrzu nie było zmiłowania. Nikt na niego nie patrzył, ale on sam nie był w stanie znieść widoku rozciągniętego przed nim własnego cienia, więc dlaczego inni mieliby chcieć na niego spoglądać? Zasługiwał na ich nienawiść. Osłonił oczy i spojrzał w górę, w stronę wzgórza ukrzyżowań. Zdało mu się, że dostrzega cień krzyża, czarny na trawiastym tle. Żołnierze już dawno zdjęli ciała. Teraz jedynymi cieniami tam w górze były duchy.

W świątyni wyśmiano go, gdy błagał faryzeuszy, by przyjęli z powrotem srebro w zamian za jego wyznanie win i rozgrzeszenie.

- Żyj z tym, coś uczynił, Judaszu, synu Kariotu. Tym jednym postępkiem ugruntowałeś swoją spuściznę. Twoje imię będzie trwało: Judasz zdrajca, Judasz tchórz. Pieniądze są twoje, Iskarioto, to twoje brzemię. Nie możesz na powrót kupić niewinności własnej duszy, a i przecież to nie tak, żeś nie zabijał już wcześniej. Idź sobie, twój widok budzi w nas odrazę - rzekł faryzeusz, zamaszystym ruchem ręki wskazując wszystkich wiernych zgromadzonych na modlitwie. Odtrącił dłoń Iskarioty, rozsypując kurczowo trzymane przez niego srebro po kamiennej posadzce. Judasz upadł na kolana, jak gdyby płaszczył się u stóp świątobliwego męża. Z pochyloną głową pozbierał porozrzucane monety. Świątobliwy kopnął go pogardliwie. - Zabierz swoje krwawe pieniądze i idź precz, zdrajco.

Iskariota podniósł się z trudem i pokuśtykał w kierunku drzwi.

W drodze do Getsemani dojrzał znajomą sylwetkę Marii Magdaleny, siedzącej na poboczu. Chciał do niej podbiec, upaść do jej stóp i błagać o wybaczenie. Ona straciła jakże więcej niż reszta z nich. Podniosła wzrok, zobaczyła go i uśmiechnęła się smutno. Jej uśmiech sprawił, że zamarł. Czuł ciężar monet w swojej dłoni. Nagle stały się tak ciężkie, jak miłość i dwakroć tak zimne. Wstała i wyciągnęła do niego ręce. Nigdy wcześniej nie kochał jej mocniej niż w tej chwili. W wielu sprawach postąpił wbrew naukom swego przyjaciela, ale w niczym bardziej niż w pragnieniu kobiety, którą kochał. Padł w jej ramiona i objął ją; wstrząsał nim potężny szloch. Nie był w stanie płakać. Po wszystkich tych łzach, jakie wylał, czuł się pusty.

- Tak mi przykro. Tak mi przykro.

Uciszyła go, łagodnie przeczesując mu włosy palcami.

- Szukają cię. Mateusz podburzył w nich gniew. On cię nienawidzi. Zawsze tak było, ale teraz ma usprawiedliwienie. Tracą głowy z rozpaczy i żałości, Judaszu. Nie możesz tu zostać, bo inaczej zabiją cię za to, coś uczynił. Musisz odejść.

, - Nie ma już dokąd iść, Mario, on się o to zatroszczył. To jego odwet - zaśmiał się z goryczą. - Nie powinienem był nigdy... Przykro mi. To nie miało się tak skończyć. A wszystko to dlatego, że nie mogłem cię nie pokochać, taki ze mnie głupiec.

- Nasz bóg jest zazdrosny - powiedziała. Słychać było, że jest zupełnie wyczerpana. Ta pustka w jej głosie raniła głębiej niż jakiekolwiek słowa. Płakała, ale w jej łzach nie było mocy. - Proszę, idź.

- Nie mogę - odparł i wiedział, że tak jest naprawdę.

Musiał zostać odszukany. Musiał poczuć ciosy rzucanych przez nich kamieni, musiał doznać ich gniewu łamiącego mu kości. To życie było dla niego skończone. Rolnik miał rację, pozostało mu już tylko boskie zmiłowanie. Ale jakież to było zmiłowanie? Jaką łaskę niosło pozbawienie się życia, gdy bramy niebios zamknęły się dla niego? Umysł Judasza nękały wątpliwości, i tak działo się od wielu dni. Jego przyjaciel wiedział, że on nie będzie w stanie żyć z krwią na rękach, a jednak usilnie prosił o tę zdradę. Zatem być może to ukamienowanie miało być rzeczywistym ostatecznym zmiłowaniem?

- Proszę.

- Niech przyjdą. Stanę przed nimi i umrę z tą resztką godności, jaka mi pozostała.

Otarła łzy.

- Proszę. Jeśli nie dla mnie, to zrób to dla naszego syna - ujęła jego dłoń i przyłożyła ją płasko do swego łagodnie zaokrąglonego brzucha.

- Naszego syna - powtórzył, padając przed nią na kolana.

Ucałował jej dłonie, a potem brzuch, przyciskając twarz do zgrzebnej tkaniny jej sukni. Słowa faryzeusza wciąż dźwięczały mu w głowie: Judasz Zdrajca. Jaka mogła istnieć większa zdrada? Wcisnął podartą skórzaną sakiewkę w jej dłoni.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin