Witimski meteoryt.pdf

(66 KB) Pobierz
134065817 UNPDF
Witimski meteoryt
W nocy 24/25 września 2002 roku, o godzinie 01.50 czasu miejscowego (18.50 GMT) niebo nad
północno-wschodnimi połaciami Irkuckiej Obłasti rozświetlił jaskrawy błysk. Potem
mieszkańcy okolicznych wsi usłyszeli potężny wybuch i poczuli wstrząs ziemi. I znów na
początku stulecia, w sybirską tajgę wpadł potężny meteoryt. Już pisaliśmy w „NLO” o tym
wydarzeniu, a także i o tym, ze w syberyjską głuszę wybiera się kolejna 145. ekspedycja
Towarzystwa Eksploracyjnego KOSMOPOISK, której przewodził niezmordowany Wadim
Czernobrow i obiecaliśmy opowiedzieć nam o szczegółach i rezultatach poszukiwań, co stało
się na łamach tygodnika „NLO” nr 9/2005 roku.
Widziały to nawet satelity...
Najpierw o relacjach naocznych świadków. O godzinie 01.50, we wsiach Bałachińskaja i
Kjachtinskaja ludzie, którzy jeszcze nie spali ujrzeli, jak za oknami zrobiło się tak jasno, jak
w dzień. Na nieboskłonie z ogromną prędkością poruszał się jakiś silnie świecący obiekt
podobny do komety. Następnie rozległ się huk jakby wybuchu, za którym nastąpił potężny
błysk niebieskawego światła, jaśniejszego od błyskawicy. Niektórzy słyszeli dwa wybuchy w
interwale około 2 sekund, przy czym specjaliści są przekonani, że był to wybuch
napowietrzny, a nie naziemny. W następne dni, w strefie spadku meteorytu widziano dziwne
świecenie, które wyraźnie odróżniało się od pałania zorzy polarnej.
Pierwsza próba odwiedzenia domniemanego miejsca spadku meteorytu została przedsięwzięta
już pod koniec października 2002 roku. Jak opowiada Czernobrow, na miejsce to polecieli
zwykłym rejsowym samolotem z Irkucka do Mamy m.in. były dziennikarz i aktualny
dyrektor Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Państwowego w Irkucku S. Jazew w
towarzystwie czterech dziennikarzy. 24 października, ta dziennikarska ekipa wyposażona
tylko w aparaty fotograficzne przeprawiła się motorówka przez Witim i zainstalowała się w
dechami zabitym przysiółku Bolszoj Siewiernyj. Według danych z satelity USAF, epicentrum
eksplozji (albo jak kto woli – końcówka trajektorii spadku meteoroidu) znajdowała się w
odległości wszystkiego 10 km. 25 października ekipa przeprawiła się na północny brzeg rzeki
Bolszoj Siewiernoj i według amerykańskich pomiarów znalazła się na miejscu wydarzenia.
Jak było dalej, pisze o tym Jaziejew w swym doniesieniu:
Do momentu przybycia grupy, na najbliższych sopkach (niewielkie stożki wulkaniczne –
przyp. tłum.) leżała już pokrywa śnieżna o grubości 40 cm, dlatego też grupa zrezygnowała z
dalszej wyprawy w rejon impaktu, a ograniczyła się tylko do rozpytania świadków.
Tylko należy się dziwić po przeczytaniu końcowej części raportu z tej „ekspedycji”:
Nie mieliśmy do dyspozycji ani helikoptera, łazika czy łodzi. Do Irkucka nie przywieźliśmy
fragmentów spalonych drzew, bowiem nie udało się znaleźć żadnych odznak ich spalenia. Nie
znaleziono astroblemu(ów).
134065817.001.png
Trudności i przeciwieństwa
Więcej ekspedycji w roku 2002 w tajgę nie posłano. W marcu 2003 roku, amerykańskie media
podały do wiadomości, że zamierza się wykonać zdjęcia i film wideo o dużej rozdzielczości
miejsca impaktu z pokładu wahadłowca Columbia. Niestety – wahadłowiec uległ katastrofie w
czasie powrotu na Ziemię (w dniu 1 lutego 2003 roku – uwaga tłum.). W różnych mediach
napomykało się od czasu do czasu o ekspedycjach w tajgę idących do miejsca impaktu, ale
sprawa jakby przycichła. Oczywiście były to kaczki dziennikarskie. Pozostała jedynie
nadzieja na to, że pójdzie tam ekspedycja KOSMOPOISK-u. Została ona zaplanowana na
środek maja, od razy po spłynięciu lodów na Witimie. Z kolei dyrektor OAUP w Irkucku
stwierdził, że bardziej komfortowym terminem jest czerwiec. Potem doszło jeszcze do
przepychanek z konkurencją, która skierowała ekspedycję na inne wywały lasów, które
powstały kilka lat wstecz... Ale nie będziemy teraz rozdzierać szat nad skandaliczną stroną tej
historii.
Gorzki śnieg...
Kiedy ekspedycja KOSMOPOISK-u wylądowała na południowym brzegu rzeki Dołychty, to –
chociaż nie od razu – wyszła ona w obszar tajgi z powalonymi drzewami. Na początku było
powalone 20-30% drzew w drzewostanie, a potem już całe 100%. Trzeci obóz rozbito w strefie
całkowitego wywału lasu o rozmiarach 10 x 6 km, pośrodku której znaleziono obszar nie tylko
zwalonego, ale także spalonego lasu! Od razu rzuciło się w oczy podobieństwo do epicentrum
wybuchu Tunguskiego Ciała Kosmicznego, ale w znacznie mniejszej skali. Ale były i różnice,
związane przede wszystkim z górskim ukształtowaniem terenu: pnie drzew nie leżały w
kierunku radialnym od centrum wybuchu i powaliła je nie tylko centralna eksplozja, ale także
i fale uderzeniowe odbite od stoków i ścian górskich...
Ekspedycja znalazła jeszcze jedną anomalię – gorzki śnieg. W górach nie było wody, więc
członkowie ekipy roztapiali śnieg. Kiedy tylko ekspedycja przekroczyła granicę obszaru
wywalonego lasu, woda wytopiona ze śniegu stała się paląco gorzka, tak że można byłoby
narysować granicę zasięgu wybuchu badając tylko smak śniegu... Badanie tej wody wykazało
w niej znaczną ilość trytu (T albo 3H – tzw. superciężki wodór – izotop wodoru mający w
jądrze proton i dwa neutrony, czas półrozpadu T1/2 = 12,26 roku, rozpad typu β- – uwaga
tłum.) i tlenków azotu. Te ostatnie powstają w atmosferze np. w czasie wyładowań
atmosferycznych.
Naprawdę dziwnym był stosunek do ekspedycji KOSMOPOISK-u ze strony kartelu
LENZOŁOTO. Kartel udostępnił nam helikopter – według słów Czornobrowa kosztowało to
ponad kilogram złota! – i w rezultacie z powietrza odkryto jeszcze jeden wywał leśny –
epicentrum wybuchu, bo potwierdzało wersję o tym, że była to podwójna eksplozja, która
nastąpiła w powietrzu.
A jednak kometa?...
Po przepracowaniu w tajdze zamiast dwóch zaplanowanych tygodni, ekspedycja wróciła do
domu po upływie półtora miesiąca – w dniu 7 lipca 2003 roku. Istnieje jeszcze jeden – zupełnie
nieoczekiwany – jej rezultat: w kilku niewielkich kraterach znaleziono wielką ilość lodu, co
pozwala założyć, że Meteoryt Witimskij to wcale nie meteoryt, ale rozpadłe jądro komety. W
próbkach wody z tego lodu badanych przez MIFI znaleziono izotopy kobaltu (Co) i cezu (Cs),
ale w tajdze nie znaleziono żadnych kamiennych czy metalicznych odłamków...
Rezultaty badań i współrzędne epicentrów obu eksplozji KOSMOPOISK przekazał
Komitetowi ds. Meteorytów AN FR. Po konferencji prasowej z przełomu lipca i sierpnia 2003
roku, w tajgę udało się około 10 grup poszukiwawczych, ale żadna z nich – poza grupą z
Krasnojaru – nie znając współrzędnych epicentrów na nie znalazła tych miejsc.
Następna ekspedycja KOSMOPOISK-u poszła w tajgę na wiosnę 2004 roku, ale tym razem –
nauczeni złymi doświadczeniami – nie zdradzamy ani swych planów, ani rezultatów.
Moje 3 grosze
- które zawsze rezerwuję sobie na koniec przekładu tym razem poświęcę jednak Tunguskiemu
Fenomenowi. No bo jeżeli prawdą jest to, co napisał dr Walentin Psałomszczikow, to uważam,
iż została rozwiązana zagadka Tunguskiego Ciała Kosmicznego. Mogła to być, i zapewne była,
po prostu niewielka kometa lodowa, która eksplodowała nad tajgą, zaś jej lodowe szczątki
zaryły się w wieczną zmarzlinę i albo stopniały, albo tkwią w niej do dziś dnia! Tkwią, bo nikt
ich nie szukał! Nikt się tego nie spodziewał, że mogą istnieć jakieś lodowe szczątki po
eksplozji, której moc szacuje się na 13 – 130 Mt TNT!
Co więcej – uważam, że tych lodowych szczątków należałoby poszukać w tajdze w okolicach
Podkamiennej Tunguskiej, w rejonie Wywału Szyszkowskiego, Wywału Kulikowa i Wywału
Woronowa – a szczególnie w okolicy tego ostatniego, gdzie znajduje się Woronowa Woronka
(woronka = niewielki krater – przyp. tłum.), w której mogłyby znajdować się ślady po lodowej
bryle (lub bryłach). Gdyby tak udało się znaleźć chociaż ślady po takiej bryle, to byłby
bezsporny dowód na to, że Tunguskie Ciało Kosmiczne było jednak tylko zwyczajną kometą...
Ale to wcale nie jest tak źle, jak to się wydaje amatorom różnych sensacyjnych i
niesamowitych historii, bowiem pozostał do wyjaśnienia jeszcze jeden – bardzo ważki – jak mi
się wydaje problem: jak to się stało, że w odstępie niemal stulecia niemal to samo miejsce
planety uderzają dwie bryły lodowe, których spadek ma tak spektakularny przebieg? Jestże
to li tylko przypadek, czy coś celowego, całkowicie nieprzypadkowego? A jeżeli tak, to kto lub
co za tym stoi? To są te żywotne pytania, na które trzeba poszukać odpowiedzi...
Tłumaczenie: Robert K. Leśniakiewicz
Zgłoś jeśli naruszono regulamin