029. Jackson Lisa - Daj mi szansę, Tiffany.pdf
(
1007 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - 029. Jackson Lisa - Daj mi szans\352, Tiffany)
Lisa Jackson
DAJ MI SZANS
Ħ
,
TIFFANY
Mamie i Tacie
Jeste
Ļ
cie najwspanialsi
1
ROZDZIAŁ 1
T
o tu si
ħ
zaszyła! J.D. Santini obrzucił krytycznym spojrzeniem du
Ň
y dom z
zapuszczonym ogrodem. W widocznym miejscu, blisko ulicy, wbito w ziemi
ħ
tablic
ħ
z napisem „Mieszkania do wynaj
ħ
cia”. Tiffany wybrała sobie na
kryjówk
ħ
szar
Ģ
drewnian
Ģ
landar
ħ
w stylu kolonialnym, z wykuszowymi
oknami, be
Ň
owymi okiennicami i ciemnym, fantazyjnie zdobionym dachem.
Istny cud architektury, pomy
Ļ
lał nie bez ironii J.D., co na niewiele si
ħ
zdało,
poniewa
Ň
nie zmniejszyło jego zdenerwowania.
ĺ
cisn
Ģ
ł dłonie w pi
ħĻ
ci,
przysi
ħ
gaj
Ģ
c w duchu,
Ň
e nie wywłaszczy jej z tego domu. A przynajmniej nie
od razu. Zreszt
Ģ
, przecie
Ň
przyjechał tu wył
Ģ
cznie dla jej dobra i w jak najlepiej
poj
ħ
tym interesie dzieci. Tylko dlaczego czuł si
ħ
przy tym jak ostatni łajdak?
- Psiakrew! - zakl
Ģ
ł gło
Ļ
no, wyskakuj
Ģ
c z d
Ň
ipa na pal
Ģ
ce lipcowe sło
ı
ce. Fala
upału typowego o tej porze roku dla południowego Oregonu, omal nie zwaliła
go z nóg.
Był coraz bardziej zły. Napytał sobie kłopotów i to na własne
Ň
yczenie.
Zreszt
Ģ
, czego innego mógłby oczekiwa
ę
, wdaj
Ģ
c si
ħ
w konszachty z własnym
ojcem?
Si
ħ
gn
Ģ
ł na tylne siedzenie d
Ň
ipa cherokee i wyci
Ģ
gn
Ģ
ł baga
Ň
e, składaj
Ģ
ce si
ħ
z
wysłu
Ň
onego brezentowego wora oraz nesesera.
- Teraz albo nigdy - mrukn
Ģ
ł pod nosem.
Słowo „nigdy” zabrzmiało złowieszczo. Noga go wci
ĢŇ
bolała przy chodzeniu,
a mimo to przerzucił worek przez rami
ħ
, uj
Ģ
ł r
Ģ
czk
ħ
nesesera i energicznie
ruszył w kierunku domu ceglan
Ģ
Ļ
cie
Ň
k
Ģ
, która a
Ň
prosiła si
ħ
o poło
Ň
enie nowej
zaprawy. B
ħ
d
Ģ
c ju
Ň
na ganku, starał si
ħ
nie przygl
Ģ
da
ę
zbyt dokładnie
Ļ
ladom
zapuszczenia i rozkładu: obła
ŇĢ
cym z farby framugom i zardzewiałym rynnom.
Przekonywał si
ħ
w duchu,
Ň
e przecie
Ň
nic go to nie obchodzi. Co było tak
Ģ
sam
Ģ
prawd
Ģ
jak twierdzenie,
Ň
e papie
Ň
jest mahometaninem.
Obchodziło go absolutnie wszystko, co dotyczyło Tiffany, czy tego chciał, czy
nie. Była wdow
Ģ
po jego rodzonym bracie, matk
Ģ
dwojga bratanków i jedyn
Ģ
na
2
Ļ
wiecie kobiet
Ģ
, o której nie umiał zapomnie
ę
. Poza tym była osob
Ģ
, z któr
Ģ
zawsze wi
Ģ
zały si
ħ
kłopoty.
J.D. nacisn
Ģ
ł dzwonek. Słuchał, jak delikatny, przytłumiony d
Ņ
wi
ħ
k rozlega si
ħ
za drzwiami, i wyczekiwał, z trudem hamuj
Ģ
c niecierpliwo
Ļę
. Co miał jej
powiedzie
ę
?
ņ
e teraz to on jest wła
Ļ
cicielem wi
ħ
kszej cz
ħĻ
ci tego starego domu,
poniewa
Ň
jego starszy brat był niepoprawnym hazardzist
Ģ
?
ņ
e najlepiej byłoby
sprzeda
ę
posiadło
Ļę
i kupi
ę
mniejsze, bardziej nowoczesne i wygodniejsze
mieszkanie?
ņ
e dzieci powinny... No wła
Ļ
nie, co powinny dzieci? Znów si
ħ
przeprowadza
ę
?
ņ
y
ę
pod kuratel
Ģ
, w cieniu klanu Santinich? J.D.
Ň
achn
Ģ
ł si
ħ
na
t
ħ
my
Ļ
l. On sam całymi latami walczył o niezale
Ň
no
Ļę
i wyzwolenie od dusznej,
przytłaczaj
Ģ
cej atmosfery panuj
Ģ
cej w rodzinie. Ale to nie to samo. W ko
ı
cu był
samodzielnym, bezdzietnym m
ħŇ
czyzn
Ģ
, co zasadniczo odró
Ň
niało go od
Tiffany, Stephena i Christiny.
Czarny kot
Ļ
mign
Ģ
ł w cieniu rozro
Ļ
ni
ħ
tych rododendronów i azalii. We
wn
ħ
trzu rozległ si
ħ
odgłos kroków i drzwi uchyliły si
ħ
odrobin
ħ
.
- Kto tam? - Głos nale
Ň
ał do chłopca.
- Stephen?
- Tak?
- To ja, twój stryj.
- Stryj?
- Tak, jestem J.D.
- Och. - Stephen mimowolnie westchn
Ģ
ł, a jego
Ļ
niada twarz zaró
Ň
owiła si
ħ
z
emocji. Otworzył szerzej drzwi i odsun
Ģ
ł si
ħ
, wpuszczaj
Ģ
c go
Ļ
cia do
Ļ
rodka.
- Co ci si
ħ
stało w nog
ħ
?
- Jechałem na motorze i próbowałem unikn
Ģę
spotkania pierwszego stopnia z
rowerzyst
Ģ
.
- Tak? - Stephen u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
na ten
Ň
arcik i oczy mu rozbłysły.
J.D. pomy
Ļ
lał,
Ň
e za par
ħ
lat z chłopca wyro
Ļ
nie przystojny m
ħŇ
czyzna. Na
razie przypominał szczeniaka, który ma za du
Ň
e łapy i uszy. Ju
Ň
niedługo
3
zniknie dziecinny zarys szcz
ħ
ki, a rysy twarzy stan
Ģ
si
ħ
m
ħ
skie i proporcjonalne.
J.D. dostrzegł w bratanku podobie
ı
stwo do samego siebie sprzed lat, z czasów
młodo
Ļ
ci durnej i chmurnej, z lat trudnego dorastania.
- Masz własny motor? - Chłopak był wyra
Ņ
nie zaciekawiony.
- Miałem. Teraz jest w warsztacie.
- Jaki?
- Harley.
- Super.
J.D. zdawał sobie spraw
ħ
,
Ň
e harleyem bardziej zaimponował bratankowi, ni
Ň
gdyby si
ħ
przedstawił jako Rockefeller.
- Teraz nie wygl
Ģ
da super. Nie masz poj
ħ
cia, co jedno głupie drzewo mo
Ň
e
zrobi
ę
z maszyn
Ģ
.
Stephen u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
krzywo. J.D. zauwa
Ň
ył,
Ň
e chłopak ma brudne i
zmierzwione włosy, w jego oczach czai si
ħ
niepokój, a muskuły na karku t
ħŇ
ej
Ģ
,
jakby miał za chwil
ħ
rzuci
ę
si
ħ
do ucieczki.
- Jest mama?
- Ona... Nie, nie ma jej w tej chwili. - Stephen spu
Ļ
cił wzrok, wpatruj
Ģ
c si
ħ
uporczywie w kwietny wzór na chodniku za
Ļ
cielaj
Ģ
cym schody na pi
ħ
tro.
- Mama jest w wi
ħ
zieniu - pisn
Ģ
ł z góry cienki dzieci
ħ
cy głosik. Buzia
otoczona burz
Ģ
czarnych loków wychyn
ħ
ła znad por
ħ
czy.
- Co?
- Zamknij si
ħ
, Chrissie. - Stephen rzucił siostrze mordercze spojrzenie.
- O czym ona mówi? - J.D. ostro zwrócił si
ħ
do chłopca.
- O niczym. Chrissie sama nie wie, co plecie.
- A wła
Ļ
nie,
Ň
e wiem - oburzyła si
ħ
dziewczynka.
- No dobra, to ju
Ň
powiem. Mama pojechała na policj
ħ
.
- Po co?
- Nie wiem - wymamrotał Stephen. Było oczywiste,
Ň
e kłamie. - Byłem zaj
ħ
ty
pilnowaniem tej smarkuli.
4
- Nie jestem smarkula. - Christina z trudem gramoliła si
ħ
po schodach na
swoich krótkich nó
Ň
kach. Czarne pier
Ļ
cionki włosów podskakiwały przy
ka
Ň
dym kroku. Zaciekawione oczy dziecka były szeroko otwarte.
- Sami tu jeste
Ļ
cie? - spytał J.D.
- Jest Ellie. - Christina podreptała przez hol i przystan
ħ
ła w wahadłowych
drzwiach.
- Kto to jest Ellie? - J.D. zwrócił si
ħ
do bratanka.
- Pani Ellingsworth. - Stephen niezr
ħ
cznie przest
ħ
pował z nogi na nog
ħ
. -
Mieszka tu u nas na dole. Kiedy mama wychodzi do pracy, Ellie opiekuje si
ħ
Chrissie.
- A co z tob
Ģ
?
- Ja nie potrzebuj
ħ
Ň
adnej opieki - odparł chłopak, gwałtownie prostuj
Ģ
c plecy.
J.D. zdał sobie spraw
ħ
,
Ň
e t
Ģ
drog
Ģ
daleko nie zajdzie. Postawił baga
Ň
e na
podłodze.
- Czy mo
Ň
esz mi powiedzie
ę
, kiedy mama wróci?
- Nie wiem. My
Ļ
l
ħ
,
Ň
e zaraz - burkn
Ģ
ł Stephen, ale chyba zawstydził si
ħ
własnego niegrzecznego tonu, bo dodał po chwili: - Mo
Ň
esz tu poczeka
ę
... W
saloniku albo w...
W tym momencie Christina wyszła z kuchni i podreptała do jednego z dwóch
w
Ģ
skich trójk
Ģ
tnych okienek umieszczonych po obu stronach drzwi.
- Mamuniuuu! - zwołała uszcz
ħĻ
liwiona. Nacisn
ħ
ła klamk
ħ
i wybiegła na
ganek.
J.D. odwrócił si
ħ
i zobaczył Tiffany, która wyskoczyła z samochodu
zaparkowanego na zacienionym podje
Ņ
dzie. Wysoka i szczupła kobieta z
si
ħ
gaj
Ģ
cymi ramion czarnymi włosami, które okalały jej regularn
Ģ
twarz, była
prawdziw
Ģ
pi
ħ
kno
Ļ
ci
Ģ
. Bez w
Ģ
tpienia nale
Ň
ała do tych, na których m
ħ
skie
spojrzenia zatrzymuj
Ģ
si
ħ
na dłu
Ň
ej. „Ma wabik” zwykła mówi
ę
jego matka.
Tiffany upchn
ħ
ła w wielkiej torbie plik papierów, po czym podniosła wzrok.
Gdy zobaczyła biegn
Ģ
c
Ģ
po
Ļ
cie
Ň
ce córeczk
ħ
, obdarzyła j
Ģ
czułym u
Ļ
miechem,
5
Plik z chomika:
romakuc
Inne pliki z tego folderu:
Lato w Wenecji - Wallington Vivienne.pdf
(871 KB)
014. Scott Alicia - Mężczyzna z przeszłością.pdf
(928 KB)
013. Howard Linda - Niebezpieczna miłość (inny tytuł - Piekło czy niebo).pdf
(1081 KB)
012. Brown Sandra - Mieli tylko siebie.pdf
(1011 KB)
011. Graham Heather - Na zawsze, moja miłości.pdf
(923 KB)
Inne foldery tego chomika:
Romans
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin