MacLachlan Patricia - Wyspa milczenia.pdf

(212 KB) Pobierz
273490924 UNPDF
Patricia MacLachlan
Wyspa milczenia
Przełożyła Magdalena Koziej-Ostaszkiewicz
Nie godzę się, że serca ukochanych zamyka
twarda ziemia.
Так to już jest i tak będzie, bo tak było
nieodmiennie:
Odchodzą w ciemność, mądrzy i piękni.
W koronach
z lilii i wawrzynu odchodzą. Lecz ja się z tym nie godzę.
Edna St. Vincent Millay „Pieśń żałobna bez muzyki"
(fragment)
Koniec lata
Oto pierwsze wspomnienie: niebieski kocyk... bose stopy ocierają się o
szorstką wiklinę. Gdy gramoli się z kosza, świat nagle fika koziołka.
Migają jej przed oczyma drzewa, niebo, chmury i ubity żwirowany
podjazd. Potem ktoś unosi ją w górę i mocno trzyma.
Pamięta jeszcze miłe twarze, ale być może widziała je później. Jednak
ilekroć powraca to pierwsze wspomnienie (nieraz parokrotnie w ciągu
nocy, a nawet za dnia), w obejmujących ją ramionach zawsze czuje się
bezpieczna.
Rozdział pierwszy
Wieczorem mój tata tańczył. W dzień był spokojnym,
bezkompromisowym wydawcą lokalnej gazety, a wieczorami tańczył.
Usiedliśmy z Lałem Baldellim na werandowej huśtawce i szybko
zatkaliśmy uszy dłońmi, gdy zawyła syrena promu, który odpływa o
szóstej. W domu jak zwykle tata stepował na stoliku do kawy. Był to niski
stolik, z blatem wyłożonym płytkami zielononiebieskiego włoskiego
marmuru. Tata uwielbiał stukot butów na marmurze. Tańczył codziennie
przed kolacją, po sześciu krakersach (firmy Ritz) z cheddarem (bardzo
ostrym), pomiędzy pierwszą whisky, po której było mu wesoło, a drugą,
po której robił się smutny.
Zawsze zaczynał powoli od „Ja i mój cień", potem leciało „Wschodnia
strona, zachodnia strona", a wreszcie „Chwyciłem rytm", za którym
przepadał Lalo. Przychodził do nas zawsze przed kolacją, by nie
przepuścić chwili, gdy tata, bez tchu, wymachując rękami, kończył swój
dziki taniec, rozpostarłszy ręce na boki, jakby występował przed wielką
publicznością. Lalo był jedyną osobą, która nagradzała tatę oklaskami. A
później robiła to również Sophie.
Reszta rodziny także „chwytała rytm". Gdy tata już tańczył, mama
wyłaniała się z pracowni - uwalana farbą, jeśli źle jej szło, a babcia Byrd
zjawiała się po południowej drzemce z potarganymi włosami.
Tego dnia mama wyszła na werandę ze srebrną miską pełną surowego
ciasta, które nigdy nie miało zostać upieczone. Przyniosła łyżki dla mnie i
Lala, i wielką drewnianą łychę dla siebie.
- Będzie ci smakowało, Larkin - powiedziała.
8
- Jakie? - spytał Lalo, zaglądając do miski.
- Korzenne - odparła mama.
- Jest o wiele lepsze na surowo - stwierdził Lalo.
- No pewnie - uśmiechnęła się do niego, nabrała pełną łyżkę, a potem
podała nam miskę.
Mama była pokryta cętkami i smużkami farby. Po ich kolorach mogłam
poznać, co malowała. Wyspę. Niebieski był dla stawów, nieba i morza.
Zielony dla wzgórz. Jasnozielony dla łąk i pól, ciemnozielony - dla
świerkowych zagajników. Mama była chodzącym pejzażem. Więcej farby
na mamie niż na płótnie było sygnałem zgryzoty. Znaczyło, że dręczy ją
niepokój. Mama spostrzegła, że patrzę na jej ubranie.
- Nie mogę się skoncentrować - poskarżyła się bezbarwnym, smutnym
głosem.
Wtem za moimi plecami otworzyło się okno.
- Wyjadacie ciasto? - spytała Byrd.
- Korzenne - odpowiedzieli Lalo i mama jednocześnie. Okno zamknęło
się, po czym usłyszeliśmy, jak Byrd otwiera
mahoniowe drzwi od swego pokoju. Po chwili zjawiła się na werandzie z
łyżką. Lalo ustąpił jej miejsca.
-Mój drogi... - mruknęła i usiadła, robiąc ręką gest, który mama nazywała
królewskim.
Byrd wychowywała się w ogromnym domu z kolumnami, licznymi
gankami i może rzeczywiście nadawała się na królową. Miała
siedemdziesiąt lat, siwe włosy nosiła upięte wysoko, a zmarszczki na jej
szyi przypominały naszyjniki. Mawiała często, że cieszy się z posiadania
pełni władz umysłowych. Jednak raz, na jakimś zakrapianym ponczem
przyjęciu, rzekła, że ma pełno wnętrz użytkowych, w związku z czym
niektórzy miastowi są przekonani, że Byrd ma wiele łazienek, z których
jest bardzo dumna.
Ostatnio odkryła ekstrawaganckie pończochy. Teraz nosiła czarne,
ozdobione świecidełkami, skrzącymi się przy każdym ruchu. Błyskotki,
niby małe pryzmaty, rozsiewały wokół światło i rzucały drżące cętki na
sufit werandy.
9
- Świetne skarpetki - pochwalił Lalo, a Byrd się roześmiała.
-Pończochy, Lalo - sprostowała. - Być może kiedyś zamieszkasz z dala od
tej wyspy i zobaczysz rzeczy, o których ci się nie śniło.
Lalo spojrzał na Byrd z przerażeniem, a jego ręka z łyżką zastygła w
połowie drogi do ust.
- O, nie - żachnął się. - Ja nigdy nie opuszczę tej wyspy! Tu jest wszystko!
Mama uśmiechnęła się z zadumą.
- Prawie wszystko - przyznała Byrd i westchnęła. - Jednak odczuwam
brak... - urwała nagle, a ja, wiedząc, co ma na myśli, czekałam, że powie,
za czym tęskni. Powie o tym, czego i mnie brakuje.
Mama się odwróciła, rzucając na Byrd ostre, a zarazem smutne spojrzenie.
Potem wyraz jej twarzy uległ zmianie, gdy podniosła oczy na tatę, który
stanął w drzwiach, z twarzą zarumienioną od stepowania.
- O co chodzi? - spytał zdyszany. - Czego ci brak?
- Czegoś - odparła pozornie beztroskim tonem Byrd. - Nie wiem, co to
jest, ale czegoś mi brak.
- Wiem - powiedziała mama. - Jestem taka niespokojna. Jutro odpływa
ostatni letni prom. I co wtedy zrobimy?
- Odzyskamy wyspę - stwierdził tata. - Wszędzie będzie cicho, spokojnie,
wszystko będzie nasze.
- Brak mi urozmaicenia - odezwała się nagle Byrd, a jej twarz rozjaśniło
jakieś wspomnienie. - Przydałoby nam się coś nowego, porywającego...
- Może kolacja? - podpowiedział tata.
- Och! - Mama podskoczyła tak gwałtownie, że Byrd niemal zleciała z
huśtawki. - Zapiekanka już pewnie gotowa! Trzymaj! - W biegu wetknęła
tacie oblepioną resztkami ciasta miskę.
- Co to było? - spytał, próbując odrobinę.
- Deser, moje złotko - odparła Byrd. Wstała bardzo powoli. Na jej ustach
zaigrał uśmiech, wzdrygnęła się jednak jak otrząsający piórka strzyżyk i
weszła do domu.
10
- Coś porywającego... - powtórzył tata cicho, po czym spojrzał na nas.
-Atrakcji mamy przecież pod dostatkiem... - urwał. - Prawda? - dodał,
jakby zapytywał samego siebie.
Kolację zjedliśmy o zachodzie słońca, przy świecach - była to doroczna
uroczystość z okazji jutrzejszego wyjazdu turystów.
Pory roku na wyspie miały swoisty rytm, jak przypływy i odpływy. Jesień
Zgłoś jeśli naruszono regulamin