O'Brien Anne - Miłość i intryga.pdf

(1404 KB) Pobierz
140369175 UNPDF
Anne O'Brien
Miłość i intryga
0
140369175.216.png 140369175.227.png 140369175.238.png 140369175.249.png 140369175.001.png 140369175.012.png 140369175.023.png 140369175.034.png 140369175.045.png 140369175.056.png 140369175.067.png 140369175.078.png 140369175.089.png 140369175.100.png 140369175.111.png 140369175.122.png 140369175.133.png 140369175.144.png 140369175.155.png 140369175.166.png 140369175.177.png 140369175.183.png 140369175.184.png 140369175.185.png 140369175.186.png 140369175.187.png 140369175.188.png 140369175.189.png 140369175.190.png 140369175.191.png 140369175.192.png 140369175.193.png 140369175.194.png 140369175.195.png 140369175.196.png 140369175.197.png 140369175.198.png 140369175.199.png 140369175.200.png 140369175.201.png 140369175.202.png 140369175.203.png 140369175.204.png 140369175.205.png 140369175.206.png 140369175.207.png 140369175.208.png 140369175.209.png 140369175.210.png 140369175.211.png 140369175.212.png 140369175.213.png 140369175.214.png 140369175.215.png 140369175.217.png 140369175.218.png 140369175.219.png 140369175.220.png 140369175.221.png 140369175.222.png 140369175.223.png 140369175.224.png 140369175.225.png 140369175.226.png 140369175.228.png 140369175.229.png 140369175.230.png 140369175.231.png 140369175.232.png 140369175.233.png 140369175.234.png 140369175.235.png 140369175.236.png 140369175.237.png 140369175.239.png 140369175.240.png 140369175.241.png 140369175.242.png 140369175.243.png 140369175.244.png 140369175.245.png 140369175.246.png 140369175.247.png 140369175.248.png 140369175.250.png 140369175.251.png 140369175.252.png 140369175.253.png 140369175.254.png 140369175.255.png 140369175.256.png 140369175.257.png 140369175.258.png 140369175.259.png 140369175.002.png 140369175.003.png 140369175.004.png 140369175.005.png 140369175.006.png 140369175.007.png 140369175.008.png 140369175.009.png 140369175.010.png 140369175.011.png 140369175.013.png 140369175.014.png 140369175.015.png 140369175.016.png 140369175.017.png 140369175.018.png 140369175.019.png 140369175.020.png 140369175.021.png 140369175.022.png 140369175.024.png 140369175.025.png 140369175.026.png 140369175.027.png 140369175.028.png 140369175.029.png 140369175.030.png 140369175.031.png 140369175.032.png 140369175.033.png 140369175.035.png 140369175.036.png 140369175.037.png 140369175.038.png 140369175.039.png 140369175.040.png 140369175.041.png 140369175.042.png 140369175.043.png 140369175.044.png 140369175.046.png 140369175.047.png 140369175.048.png 140369175.049.png 140369175.050.png 140369175.051.png 140369175.052.png 140369175.053.png 140369175.054.png 140369175.055.png 140369175.057.png 140369175.058.png 140369175.059.png 140369175.060.png 140369175.061.png 140369175.062.png 140369175.063.png 140369175.064.png 140369175.065.png 140369175.066.png 140369175.068.png 140369175.069.png 140369175.070.png 140369175.071.png 140369175.072.png 140369175.073.png 140369175.074.png 140369175.075.png 140369175.076.png 140369175.077.png 140369175.079.png 140369175.080.png 140369175.081.png 140369175.082.png 140369175.083.png 140369175.084.png 140369175.085.png 140369175.086.png 140369175.087.png 140369175.088.png 140369175.090.png 140369175.091.png 140369175.092.png 140369175.093.png 140369175.094.png 140369175.095.png 140369175.096.png 140369175.097.png 140369175.098.png 140369175.099.png 140369175.101.png 140369175.102.png 140369175.103.png 140369175.104.png 140369175.105.png 140369175.106.png 140369175.107.png 140369175.108.png 140369175.109.png 140369175.110.png 140369175.112.png 140369175.113.png 140369175.114.png 140369175.115.png 140369175.116.png 140369175.117.png 140369175.118.png 140369175.119.png 140369175.120.png 140369175.121.png 140369175.123.png 140369175.124.png 140369175.125.png 140369175.126.png 140369175.127.png 140369175.128.png 140369175.129.png 140369175.130.png 140369175.131.png 140369175.132.png 140369175.134.png 140369175.135.png 140369175.136.png 140369175.137.png 140369175.138.png 140369175.139.png 140369175.140.png 140369175.141.png 140369175.142.png 140369175.143.png 140369175.145.png 140369175.146.png 140369175.147.png 140369175.148.png 140369175.149.png 140369175.150.png 140369175.151.png 140369175.152.png 140369175.153.png 140369175.154.png 140369175.156.png 140369175.157.png 140369175.158.png 140369175.159.png 140369175.160.png 140369175.161.png 140369175.162.png 140369175.163.png 140369175.164.png 140369175.165.png 140369175.167.png 140369175.168.png 140369175.169.png 140369175.170.png 140369175.171.png 140369175.172.png 140369175.173.png 140369175.174.png 140369175.175.png 140369175.176.png 140369175.178.png
Rozdział pierwszy
- Jak sądzisz, długo cię nie będzie? - spytała swego syna lady
Elizabeth Oxenden.
- Dwa, może trzy tygodnie. - Wicehrabia Marlbrooke stał za
biurkiem biblioteki w Winteringham Priory i przeglądał dokumenty.
Był już w stroju podróżnym, przed wyjazdem zarzuci jeszcze tylko
pelerynę, włoży rękawiczki i kapelusz.
- Ufam, że podczas mojej nieobecności będzie ci tu dobrze.
Verzons dopilnuje, żeby niczego ci nie brakowało. No i jest
oczywiście Felicity.
Była to prawda, lady Elizabeth wolała jednak nie zastanawiać
się nad tym zbytnio. Szarość sącząca się do pokoju i odbierająca blask
brokatowym draperiom znakomicie pasowała do jej nastroju.
- Bardzo cię proszę, nie zostawiaj mnie zbyt długo na łasce
Felicity. Potrzebuję do rozmowy kogoś, przy kim nie muszę uważać
na każde słowo i nieustannie kalkulować, czy jakimś nieopatrznym
zwrotem nie urażę jego wydelikaconych uczuć.
- Celowo utrzymała lekki ton, by nie obciążać syna poczuciem,
że powinien stale zajmować się matką.
- Myślisz, że byłbym w stanie zrobić coś takiego? - Spojrzał na
nią z błyskiem rozbawienia w oczach.
- To możliwe.
1
140369175.179.png
- Znajdź jej jakieś zajęcie. Na pewno jest tu dość pomieszczeń
na strychu, które można uporządkować, a wtedy przestanie cię nękać
swoją obecnością.
Tylko że wtedy będę bardzo samotna, pomyślała.
- Znakomicie. Felicity tak bardzo lubi wszystko organizować.
Powiem jej, że to twój pomysł.
- Ten fakt lepiej zachowaj w tajemnicy, bo inaczej stanie dęba. -
Wymienili porozumiewawcze uśmiechy.
- Przypuszczam, Marcusie, że znajdziesz okazję, by odwiedzić
Whitehall? - Lady Elizabeth odwróciła wzrok ku widokowi
rysującemu się za szybą. Chociaż chętnie wróciłaby do Londynu ze
wszystkimi jego atrakcjami i splendorem, to trudno jej było ukryć
potępienie dla niektórych dość skrajnych zwyczajów panujących na
dworze po restauracji monarchii.
- Naturalnie. Czyżbym słyszał w twoim głosie nutę nieza-
dowolenia?
-Hm...
Marlbrooke odłożył papiery na biurko i usiadł w fotelu na-
przeciwko matki.
- Rozumiesz przecież, że muszę dopilnować, aby król nie
zapomniał o mnie. Karol jest łaskawy i pełen życzliwości, ale niestety
dość chimeryczny. Potrzebuję jego przychylności, by zabezpieczyć
moje prawa do odziedziczonego majątku, dlatego złożę mu wyrazy
uszanowania z należną pokorą, nie szczędząc pochlebstw. - Uniósł
2
140369175.180.png
brwi. - Cóż, mam w tym coraz większą wprawę. Czyżby i to ci się nie
podobało?
- Podobałoby się, gdyby Jaśnie Pan nie dawał poddanym tak
nagannego przykładu. Ech, chyba nie powinnam tego mówić!
- To nie ulega wątpliwości! Czy to możliwe, że Jego Wysokość
Karol, niedawno jeszcze wygnaniec, a obecnie nasz ukochany król,
zaledwie po trzech latach rządów zasłużył sobie na twoje
niezadowolenie? Czy to nie trąci zdradą stanu? - W jego oczach
malowała się kpina. Rozmowy z matką zawsze wydawały mu się
interesujące.
- Być może moje słowa są naganne, ale chodzą pogłoski, moim
zdaniem niestety prawdziwe, że w ostatnie święto Trzech Króli nasz
monarcha za jednym podejściem do stołu przegrał w karty sto funtów.
- Przecież dobrze wiesz, że nie mam zwyczaju oddawać się
hazardowi... no, chyba że karty wyraźnie mi sprzyjają.
- Jeśli zaś chodzi o tę kurtyzanę Barbarę Villiers... Marlbrooke
wybuchnął śmiechem.
- A co ty możesz wiedzieć o lady Castlemaine? Czyżbyś znowu
dała posłuch jakimś skandalicznym plotkom?
- Wprawdzie mieszkam z dala od Londynu, ale interesujące
nowiny znajduję w listach. Niektóre są takie, że rumienię się podczas
lektury.
- A zatem potępiasz gusta naszego nowego króla, jeśli idzie o
kobiety. Musisz jednak wiedzieć, że Barbara Villiers jest bardzo
3
140369175.181.png
atrakcyjną damą. Wręcz zabójczo atrakcyjną. Ma gęste ciemnorude
włosy, intensywnie niebieskie oczy, a jej figura...
- Co z tego, skoro to zwykła dziewka!
- Krew Villiersów nie jest gorsza od twojej. - Szerokim uśmie-
chem skwitował matczyną odrazę do kobiety, która tak skutecznie
wkradła się w łaski Karola, że została jego kochanką.
- Możliwe, ale ona i tak jest...
- Dziewką, już to mówiłaś. Ma jednak namiętną naturę i to
Karola pociąga. Ta dama dała już Jego Wysokości dwoje zdrowych
dzieci.
- Z nieprawego łoża. - Elizabeth skrzywiła się z niesmakiem. - I
jaki z tego pożytek? Mężczyzna potrzebuje prawowitego dziedzica.
Serdecznie współczuję biednej królowej Katarzynie. Doprawdy nie
wiem, jak ona może to tolerować. Pozostaje mi jedynie nadzieja, że
przynajmniej ty nie przywieziesz do domu jakiejś zżeranej ambicją,
samolubnej harpii, by pojąć ją za żonę.
- Panna Lovell nie jest ambitną harpią.
- Panna Lovell? - Elizabeth szerzej otworzyła oczy. - Sądziłam,
że masz na myśli Dorotheę Templeton. To o niej szeptano w związku
z tobą...
- Dorothea była w zeszłym miesiącu.
- Och, Marcusie, wolałabym, żebyś tego nie robił! - Mimo
wyrażonej dezaprobaty, uśmiechnęła się.
- Wiem. Pozwól mi jednak na odrobinę wolności i przy-
jemności. Daję słowo, że w Whitehallu nie przeputam rodowego
4
140369175.182.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin