Midnight Sun 23 (cd).txt

(20 KB) Pobierz
23. Anioł (Cd)
 
Gdy tylko auto zatrzymało się przy parkingu, otworzyłem drzwi i kilka sekund póniej byłem pod wejciem do budynku. Zauważyłem, że na drzwiach wejciowych na jednej z szyb kto przykleił od wewnštrz jaskraworóżowš kartkę. Odręcznie napisany komunikat informował, że na czas ferii wiosennych szkoła tańca jest zamknięta. Natychmiast nacisnšłem klamkę. W Takim popiechu, że nawet nie zauważyłem czy aby drzwi nie były zamknięte na klucz. Taka błahostka nie byłaby mnie teraz w stanie zatrzymać. Drzwi ustšpiły pod moim naporem.
Wpadłem do rodka, nabrałem głęboko powietrza w płuca i wyranie wyczułem dwa jakże mi znane zapachy: aromatyczna woń Belli oraz ostra, nie dajšca się zapomnieć, woń ciganego przeze mnie Jamesa.
W hallu było ciemno i chłodno, cicho buczała klimatyzacja, wykładzina pachniała szamponem do dywanów. Wzdłuż cian stały wieże z wciniętych jedno w drugie plastikowych krzeseł. W sali po lewej paliło się wiatło, ale żaluzje w oknie, przez które można było przyglšdać się z hallu ćwiczš­cym, były szczelnie zacišgnięte.
Ponownie nabrałem powietrza i to co wyczułem sprawiło, że zamarłem ze zgrozy. Do rozpoznanych wczeniej przeze mnie woni dołšczyła się jeszcze jedna  najpiękniejsza ze wszystkich jakie kiedykolwiek spotkałem. Tylko tysišc razy silniejsza niż dotychczas. Zapach krwi Belli Była to woń kwiatowa  frezja lawenda pragnienie żšdza przerażenie i paniczny strach Mój strach. Strach, że się spóniłem. Wszystko stracone Jej mierć  moja mierć. Dlaczego tak trudno jest mi umrzeć?
I wtedy w mojej głowie skrystalizował się plan, dajšcy się okrelić jednym słowem: Volturi!
Nagle z mojego piekła wyrwał mnie dwięk tłuczonego szkła. Krzyk mojej ukochanej.
A więc jeszcze żyła! A ja tu tracę czas i rozpamiętuję naszš mierć.
Natychmiast wyrwałem się z otępienia i zanim to sobie uwiadomiłem już biegłem w kierunku sali, z której dochodziły głosy. Nie, nie głosy tylko, wrzask. Rozdzierajšcy serce krzyk Belli.
Jej kat tylko syczał co przez zęby prawie się już nie kontrolujšc. Zaczęło go ogarniać tak wielkie podniecenie. Podniecenie łowcy, który dorwał w końcu swojš wynionš ofiarę. Ale w jego głosie wyczułem także inne podniecenie. Podniecenie najgorsze z możliwych  amok wampira żšdnego najsłodszej na wiecie krwi.
W końcu zdołałem się opanować. Trzeba zaczšć myleć racjonalnie. Tylko ja jestem w stanie jš teraz uratować. Tym razem nie mogę pozwolić sobie nawet na najmniejszy błšd. Na zrobienie ich zbyt wielu pozwoliłem już sobie.
Cicho podbiegłem do oszklonych drzwi sali do nauki tańca. ciany wyłożone zostały kilkunastoma lustrami. Wielkimi szklanymi taflami. Jednak trzy z nich były całkowicie rozbite, a ich brylanty zaciełały nieregularnie parkiet pomieszczenia.
Wród tych odłamków, w kšcie sali leżała nieruchomo moja ukochana. Już się nie broniła. Leżała bezwładnie jakby unosiła się na kryształowej tafli jeziora.
Jej piękne ciało było posiniaczone, a noga wygięta pod jakim dziwnym kštem. Ubranie miała potargane i pocięte diamentowymi krawędziami luster.
Leżała w powiększajšcej się z każdš sekundš kałuży czerwonej, najsłodszej jakš mógłbym sobie tylko wyobrazić, krwi.
Do uwiadomienia sobie tego wszystkiego potrzebowałem mniej niż ułamka sekundy.
Widziałem jak James pochyla się nad mojš Bellš w obnażonymi kłami. Słyszałem krzyk jego myli. Jego pragnienie. Jego pomysły jak by się na mnie zemcić, za to że odmówiłem mu jej na polanie. Wydawało mu się, że zmasakrowane i pobladłe ciało nie będzie dla mnie wystarczajšcš karš. Chciał w bestialstwie posunšć się o krok na przód.
Stanęły mi przed oczami myli Lonniego z Port Angeles. Tylko, że przy mylach wampira zdawały się być tak niewinnymi, jakby chciał zaprosić Bellę na herbatkę. James planował org
Tego było za wiele. Nie potrafiłem się powstrzymać. Wciekło i żal spowodowały, że nie wytrzymałem i wydałem z siebie warknięcie, niski głęboki ryk wciekłoci i rozpaczy. Owładnęła mnie chęć czystej zemsty. Mordu.
To był błšd. Jak tylko nomad zorientował ze, że jakim cudem udało mi się odnaleć go przed czasem, że nie zabawił się jeszcze z dziewczynš usłyszałem jego myli  Chcesz jš mieć tylko dla siebie? Musisz podzielić się jej krwiš ze mnš. Poczekaj na swojš kolej. Moja przysługa dla ciebie  będziesz jš miał na wiecznoć. Nie pozwolę by kto mnie pozbawił kolejnej ofiary.
Zanim się zorientowałem co chciał uczynić porwał om­dlałš rękę dzie­w­czy­ny, przytknšł jš sobie do ust. moich uszu dobiegł chrzęst prze­cinanej skóry i szmer płynšcej krwi.
 Bello! Bello! Nie!!!  mój krzyk rozdarł powietrze. James podpisał na siebie wyrok mierci. Nawet gdyby to była ostatnie rzecz jakiej miałbym dokonać w moim nędznym istnieniu.
Błysnęły mi jeszcze przed oczami jego oczy, którymi wywrócił w nieopisanej rozkoszy.
 Nie! Och, Bello! Nie!  zawołałem jeszcze raz załamany.
Cały zmieniłem się w anioła zemsty. Już miałem się rzucić na wampira. Gdy usłyszałem za sobš, że dogonili mnie w końcu Carlisle, Jasper a sekundę póniej Alice.
Carlisle widzšc co się ze mnš dzieje. Przyskoczył do mnie i z całych sił chwycił mnie za ramie nie pozwalajšc zamordować Jamesa. Tak zamordować, bo w moim obecnym stanie to nie byłaby obrona, czy ukaranie, to byłby najczystszy mord, jakiego przez moje nienaturalnie długie życie jeszcze się w ten sposób nie dopuciłem. Tego co chciałem uczynić nie miał jeszcze nikt na sumieniu. Poczułem jak jego kamienne palce ciskajš się jeszcze mocniej nie pozwala­jšc się ru­szyć z miejsca.
 Puć mnie naty­ch­­miast!!! Muszę go dorwać!!! Zapłaci mi!!!  wydarłem się w mylach na niego.
 Synu uspokój się! Już doć zadał ci bólu. Zostaw go nam. Nie obcišżaj swojego sumienia takš zbrodniš. I tak nie uniknie kary.
Nie chciałem go słuchać. Jednak podczas naszej błyskawicznej wymiany myli moje rodzeństwo nie próżnowało. Jasper i Alice w trzech susach dopadli upojonego Jamesa.
Dopiero jak go złapali zorientował się, że nie jestemy sami. Nie mogłem uwierzyć, że opary krwi i żšdzy aż tak potrafiły sparaliżować mózg nomady. Jednak w końcu wzišł się w garć i zaczšł bronić. Wywišzała się walka. Kolejne tafle szkła zamieniły się w kryształowy deszcz. W powietrzu fruwały kawałki łamanych mebli. Jasper zaorał nim podłogę w Sali. Pozostała tylko szeroka bruzda z zerwanych z podłogi, sterczšcych na wszystkie strony desek.
Wtem Jasper unieruchomił chwytem od tyłu ciało wampira, a Alice zwinnym susem dopadła go i z podskoku z całej siły chwyciła za głowę. Kark wykręcił się w nienaturalny sposób i uszom wszystkich doleciał najobrzydliwszy dwięk  dwięk rozczłonkowywanego kamiennego ciała. W po­wietrzu zaczęły latać nieżnobiałe szczštki.
Nie miałem czasu im pomóc. Wcišż hipnotyzował mnie widok ciała Belli, jej bladej twarzy otoczonej potarganymi, polepionymi krwiš włosami. I ten zapach. Nigdy nie uda mi się go wymazać z pamięci.
 Bello, proszę, tylko nie to! Proszę, Bello! Posłuchaj mnie! Bello, błagam!  mówiłem klęczšc nad jej zmizerowanym ciałem. Nagle spostrzegłem że teraz ja klęczę w kałuży krwi.
Nie miałem pojęcia czy mnie słyszy. Czy pomoc nie nadeszła za póno.
 Carlisle!  krzyknšłem z rozpaczš. Potrzebowałem natychmiast jego pomocy.  Bello, nie! Och, tylko nie to! Nie! Bello! Zaniosłem się spazmatycznym szlochem. To nie ważne, że bez łez. Łzy dusiły moje gardło tak samo jak szalejšcy w nim ogień aromatu ciepłej gęstej wonnej krwi. Jednak te łzy sprawiły, że ogień tak samo jak szybko się pojawił został zduszony niczym małe ognisko na brzegu przez olbrzymie fale wzburzonego oceanu.
Jak tylko Carlisle stwierdził, że Jasper i Alice nie potrzebujš już jego pomocy i zaczynajš zbierać deski z podłogi by za ich pomocš spalić to co pozostało po Jamesie, zmaterializował się z powrotem przy mnie i przy Belli.
Zauważyłem, że chyba mnie jednak słyszy. Prawie niezauważalnie poruszyła się i zaraz potem głono jęknęła.
Moim sercem targnšł szarpišcy ból.
 Bello!  zawołałem nie mogšc opanować rosnšcej rozpaczy.
Carlisle delikatnie odsunšł mnie od jej ciała żeby móc się dokładnie przyjrzeć obrażeniom. Dla tak wprawnego fachowca w dziedzinie ludzkiej anatomii wystarczył jeden rzut oka by ocenić sytuację.
 Przeżyje  rzucił krótko w mylach.
Z moich oczu nie zniknšł miertelny strach. Cóż innego mógłby mi powiedzieć, nawet jakby to były jej ostatnie sekundy.
 Nie oszukasz mnie! Przecież ona włanie kona. Kona przeze mnie. Umera!  mylałem w rozpatrzy.
 Carlisle uważnie spojrzał w moja twarz i widocznie wyczytał z niej moje niedowierzanie bo dodał, tym razem na głos, pewnym i opanowanym tonem  Straciła trochę krwi, ale rana na głowie nie jest głęboka. Uważaj na nogę, jest zła­mana.
To morze, które mnie otaczało to było trochę?! Przyglšdnšłem się jeszcze raz uważniej. Może rzeczywicie nie potrafiłem ocenić sytuacji w sposób obiektywny.
Jednak powiedział, że noga jest złamana. Wydałem z siebie grony ryk.
Jak dobrze, że szczštki Jamesa paliły się włanie na stosie. W innym przypadku musiałby umierać po stokroć.
Carlisle nie przestawał dokonywać oględzin ciała dziewczyny. Dotykał jej pokrwawionego boku.
 Mylę, że poszło też parę żeber  spokojnym glos cišgnšł swo­jš metodycznš wyliczankę.
Nagle usłyszałem kolejny stłumiony jęk Belli.
 Edward  wyszeptała niewyranie moje imię, bardziej się go domyliłem niż zrozumiałem.
 Wyjdziesz z tego, Bello, słyszysz? Kocham cię.
 Edward
Tym razem się już nie mogłem mylić. Jednak mimo wszystko moje imię jest w stanie przejć jej jeszcze przez gardło. Mimo tego wszystkiego na co jš naraziłem. Tliła się we mnie iskierka nadziei.
 Jestem, jestem przy tobie.  powiedziałem i przysunšłem się bliżej.
 Boli  jęknęła.
 Wiem, Bello, wiem.
Spojrzałem błagalnie na ojca  Czy nic się nie da z tym zrobić?
 Podaj mi torbę  poprosił Carlisle zwra­cajšc się do kogo za moimi plecami  Spokojnie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin