Angelsen Trine - Córka morza 11 - Zdradzona tajemnica.doc

(536 KB) Pobierz
Rozdział 1

TRINE ANGELSEN

 

ZDRADZONA TAJEMNICA

 

SAGA CÓRKA MORZA XI

 

Rozdział 1

 

              Elizabeth spojrzała na Sivgarda i przeszedł ją dreszcz. Teraz pojęła: Pål łatwo wpadł w złość, jednak był niegroźny, za to Sivgard mógł okazać się niebezpieczny. Poza trym bogaty i potężny. Ludzie z pewnością daliby wiarę jego słowom.

              - To Elizabeth stoi za tym wszystkim! – krzyczała Helene. – Słyszałam, jak mówiła Pålowi, ze musi uważać, bo ona jest mocniejsza i potężniejsza od niego.

              Elizabeth zrobiła krok w stronę przyjaciółki.

              - Co ty wygadujesz? – spytała cicho, niemal szeptem. – Rozumiesz chyba, że nie miałam z tym nic wspólnego – dodała po chwili już nieco pewniejszym głosem.

              Niewiele brakowało, a Helene skoczyłaby jej do gardła; w ostatniej chwili dwóch mężczyzn chwyciło ją i powstrzymało. Kobieta wyrwała się im i rzucała na wszystkie strony, po policzkach płynęły jej łzy.

              - Zabrałaś mi go, wiedźmo! – wykrzyczała schrypnięta.

              Elizabeth stała jak sparaliżowana i patrzyła na przyjaciółkę. Jak ona może mówić takie rzeczy…

              Poczuła na ramieniu rękę Kristiana i, zdruzgotana, oparła się o niego. Gdyby tak mógł ochronić ją przed niechętnymi spojrzeniami ludzi, przed szeptami, które stawały się coraz głośniejsze, i przed przerażającym krzykiem Helene.

              - Zabierzcie ją do Dalsrud – powiedział Kristian do mężczyzn, którzy próbowali uspokoić służącą.

              Elizabeth widziała, jak przyjaciółka się opiera, jak płacze zrozpaczona, i serce jej się krajało.

              - Musze z nią porozmawiać – rzekła, po czym skierowała się w jej stronę.

              - Nie rób tego, to nic nie da – powstrzymał ją Kristian. – teraz cię nie posłucha – dodał.

              - Ale… - zaczęła Elizabeth słabym głosem, jednak szybko umilkła.

              Kristian miał rację. Jakakolwiek próba rozmowy w tej chwili tylko pogorszyłaby sprawę. Rozejrzała się dookoła. Mężczyźni wydobyli już Påla spod śniegu. Zapewne będą chcieli zwieść go na dół, do gospodarstwa, w którym pracował. Ktoś zrobił  znak krzyża, jakaś kobieta złożyła ręce i zmówiła pacierz.

              Wszystko wydawało się takie nierzeczywiste, jakby działo się gdzieś w innym świecie i w ogóle jej nie dotyczyło. Jednak spojrzenia ludzi i rozdzierający płacz Helene wyraźnie świadczyły o tym, że nie był to sen.

              - Muszę zejść na dół – zdecydowała. – dziewczynki się przestraszą, kiedy zobaczą Helene w takim stanie.

              Kristian pokiwał głową.

              - Dobrze, idź – powiedział. – Ja też zaraz przyjdę – dodał.

              Elizabeth zaczęła schodzić ze wzgórza i zauważyła, że Lina i Ole poszli przodem. Pewnie wyjaśnią Amandzie, co się wydarzyło. Pomyślała, że Ane i Mara pewnie są w domu; miała nadzieję, ze będzie mogła sama im o wszystkim opowiedzieć. Nagle wzdrygnęła się; poczuła, ze ktoś chwyta ją za rękę.

              - Nie ma dymu bez ognia, jak to się mówi – odezwała się starsza kobieta, przeglądając się jej natarczywie.

              - Co masz na myśli? – spytała Elizabeth chłodno. – Jak śmiesz sugerować, że… - zaczęła i nagle urwała.

              Staruszka roześmiała się drwiąco.

              - Sama najlepiej wiesz, o co mi chodzi – powiedziała i odeszła.

              Elizabeth stała i patrzyła na ni. Tak, dobrze wiedziała, co staruszka miała na myśli. Teraz wreszcie ludzie będą mieli temat do rozmów. Im bardziej przykre zdarzenie, tym lepiej, a takiej historii dawno tu nie było.

              Okryła się szczelniej chustą i ruszyła w dół, ku Dalsrud. Nie mogła nic zrobić trzeba będzie pogodzić się z ludzkim gadaniem, z plotkami. To prawda: p[przeczuwała, ze wkrótce ktoś umrze, ale że miał to być Pål, tego w ogóle nie brała pod uwagę. Owszem, bywało, że chciała, by zniknął jej z oczu, ale przecież nie w ten sposób.

 

              Maria i Ane czekały na nią na schodach.

              - Co się stało Helene? – spytały niemal równocześnie.

              - Krzyczy, szlocha, nie da się z nią rozmawiać – powiedziała Ane, patrząc na matkę wielkimi oczami.

              - Wejdźcie do środka – nakazała Elizabeth stanowczym głosem. – Zaraz do was przyjdę – dodała, popychając je lekko.

              Zamknęła drzwi i weszła do kuchni.

              Mężczyźni, którzy sprowadzili Helene na dół, stali teraz w korytarzu.

              - trochę się uspokoiła, ale chyba postradała zmysły – powiedział jeden z nich.

              - To moja przyjaciółka – wtrąciła Elizabeth, czując nagle, jak bardzo jest zmęczona,

              - Tylko pozazdrościć – wymamrotał pod nosem drugi mężczyzna.

              Nim Elizabeth zdążyła cokolwiek powiedzieć, już ich nie było. Nagle drzwi do kuchni otworzyły się i w korytarzu stanęła Lina. Wyraźnie zmieszana, stała, obracając w palcach guziki bluzki i rozglądała się niepewnie dookoła.

              - Nie jest mi łatwo o tym mówić… - zaczęła. – To ma coś wspólnego z Helene…

              - Na litość boską, mówi śmiało – próbowała zachęcić ją Elizabeth. Widziała, że Lina zaraz się rozpłacze.

              - Ole i Amanda są teraz u niej, ale cienie nie chce widzieć. Upiera się, ze to twoja wina, że Pål nie żyje. Może lepiej będzie, jeśli na razie do niej nie pójdziesz…

              Elizabeth zagryzła wargę i skinęła głową. Z izby doszedł ją głośny krzyk, który po chwili przeszedł w rozdzierający płacz. Tak bardzo pragnęła teraz być przy niej.

              - Chciałabym móc coś dla niej zrobić – powiedziała cicho, właściwie sama do siebie.

              Lina nie odpowiedziała; dalej bawiła się guzikami, wpatrując się w podłogę.

              - Idź do niej – poprosiła Elizabeth. – Ja porozmawiam z dziewczynami.

              Odwróciła się i już miała odejść, kiedy nagle spytała:

              - Wierzysz w to, co mówi Helene?

              Ale Lina wróciła już do izby i jej nie usłyszała.

              Kiedy Elizabeth weszła do pokoju, Maria siedziała, trzymając Ane na kolanach.

              - Co się stało? – spytała.

              Sprawiała wrażenie spokojnej, ale głos jej drżał lekko. Elizabeth opadła na kanapę obok nich.

              - Lawina porwała Påla – powiedziała bez ogródek i natychmiast pożałowała swoich słów. – Zginął na miejscu – dodała szybko.

              Maria przełknęła głośno ślinę, a Ane patrzyła na matkę wielkimi oczami.

              - Helene odchodzi od zmysłów, krzyczy i… - urwała Elizabeth, zastanawiając się, czy powinna mówić dalej. W końcu doszła do wniosku, że prędzej czy później, dziewczęta i tak wszystkiego się dowiedzą, więc lepiej będzie od razu chwycić byka za rogi.

              - Wiecie, jak to jest, kiedy przydarza się nam coś bardzo przykrego, prawda? Wtedy często złościmy się na innych.

              Ane przytaknęła.

              - Ja zawsze o wszystko obwiniam Marię – powiedziała.

              Elizabeth wzięła głęboki wdech.

              - No więc Helene twierdzi teraz, że to moja wina, że Pål nie żyje.

              - Jak ona może mówić takie rzeczy? – spytała Maria przerażona.

              Elizabeth zadrżała, znów zaczerpnęła powietrza.

              - Oczywiście nie myśli tego poważnie. Po prostu jest jej strasznie przykro. Pamiętacie, że Pål był jej narzeczonym, wkrótce mieli brać ślub.

              - Tak, ale… - zaczęła Maria, lecz Elizabeth dała jej znak ręką, żeby zamilkła.

              - Helene potrzebuje teraz spokoju, wszyscy musimy być dla niej bardzo mili.

              Dziewczęta pokiwały zgodnie głowami.

              - Mogę do niej pójść? – spytała Maria.

              - Nie teraz – odpowiedziała Elizabeth.

              Nawet tu, w pokoju, słychać było krzyki Helene. Może powinna zaparzyć jakichkolwiek ziółek na uspokojenie i poprosić dziewczęta, żeby zaniosły jej do izby? Nie, pomyślała. W stanie, w jakim teraz znajdowała się przyjaciółka, i tak niczego by nie wypiła.

              - Aż przykro słuchać – powiedziała Maria i jakby czytając w myślach Elizabeth, spytała: - Naprawdę nie możesz jej w żaden sposób pomóc?

              - W tej chwili, nie. skoro nie chce dopuścić mnie do siebie, inni muszą ją pocieszać możemy tylko zdać się na czas.

              Ane wtuliła twarz w pierś Marii i zatkała rękami uszy. Elizabeth zrobiło się jej żal.

              - Cóż za straszna sierść w ciemności i zimnie – powiedziała Maria i wzdrygnęła się. – Myślisz, że długo tam leżał? – spytała i zamilkła, jakby nagle uświadomiła sobie, że trzyma na kolanach Ane.

              - Nie – odparła Elizabeth z przekonaniem. – Śmierć nastąpiła natychmiast. Słyszałam, jak ktoś powiedział, że ma złamany kark.

              Nie była to prawda, niczego takiego nie słyszała, ale Bóg zapewne wybaczy jej to kłamstwo. Za wszelką cenę chciała chronić dziewczęta.

              - Czy to go bolało? – spytała Ane, wyglądając zza Marii. Najwyraźniej wszystko dokładnie słyszała.

              - Nie, pewnie nie zdążył nic poczuć.

              - Skąd wiesz?

              - Dorośli wiedzą takie rzeczy – odpowiedziała Elizabeth po prostu.

              Często chwytała się tego wyjaśnienia, kiedy Ane zaczynała zadawać jej zbyt trudne pytania. Albo też mówiła wtedy, że dowie się tego, kiedy dorośnie.

              - Czy Pål miał jakąś rodzinę? – spytała Maria.

              - tak, gdzieś w Helgoland, ale pochowany zostanie pewnie tutaj.

              Elizabeth dołożyła drew do ognia, dopiero teraz zauważyła, że ma mokry brzeg spódnicy.

              - Musze się przebrać – powiedziała. – Nie ruszajcie się stąd.

              Wyszła na korytarz i stanęła bez ruchu. Serce jej się krajało, kiedy słyszała rozpacz w głosie Helene, była tak blisko i nie mogła jej pocieszyć. Przez moment zastanawiała się, czy może jednak powinna do niej pójść? Szybko jednak odrzuciła tę myśl u raźnym krokiem ruszyła na górę.

              Przebrała się pospiesznie. Powiesiła morką spódnicę na krześle i włożyła inną, brązową. Nie pasowała wprawdzie do szarej bluzki, ale to nie miało teraz znaczenia. Poszła do tkalni, z jej okna widać było miejsce, w którym zeszła lawina. Wciąż srali tam ludzie. Na pewno wymieniali uwagi i spostrzeżenia. Może mówili o niej?

              Wzdrygnęła się i zeszła na dół.

 

Rozdział 2

 

              Maria trzymała w ręku książkę i czytała głośno. Jej głos działa uspakajająco na Ane. Elizabeth podeszła na palcach do okna, nie chciała przeszkadzać. Nagle spostrzegła Kristiana. Szedł szybkim krokiem ze spuszczoną głową. Tuż za rogiem budynku zatrzymał się i rzucił ostatnie spojrzenie na miejsce wypadku. Po chwili ruszył w stronę schodów, chowając głowę w ramionach.

              - Mario, weź ze sobą Ane i zajmij ją czymś. Idzie Kristoan, chcę porozmawiać z nim chwilę sama – zwróciła się Elizabeth do siostry.

              - Chodź, Ane, pójdziemy na strych, pokażę ci prezenty gwiazdkowe. Wszystko, co przygotowałam!

              Maria chwyciła Ane za rączkę i po chwili obie zniknęły.

              Elizabeth wyszła Kristianowi na spotkanie. Zauważyła, że wygląda na zmęczonego i przygnębionego.

              - Wszystko w porządku? – spytał, biorąc ją w ramiona.

              Elizabeth nie była w stanie wydobyć z siebie słowa; czuła, że się rozpłacze. Chciała mu powiedzieć, że nic nie jest w porządku. Że jest jej okropnie smutno i przykro. Helene odchodzi od zmysłów, człowiek stracił życie w lawinie, a ona została o wszystko oskarżona. Jak on mógł w takiej chwili pytać, czy wszystko jest w porządku?

              - Moja biedna maleńka Elizabeth – wyszeptał i pocałował ją w głowię.

              Przyniósł ze sobą zapach zimna, który teraz mieszał się z innymi, dając jej poczucie bezpieczeństwa. Objęła go w pasie i przyłożyła policzek do jedzenia piersi.

              - Coś jeszcze się wydarzyło po moim odejściu? – spytała, kiedy w końcu doszła trochę do siebie.

              - Nie, Pål został zwieziony na dół na Aniach, część ludzi stała jeszcze chwilę, inni wrócili do domu.

              - Pewnie rozmawiali o mnie.

              - Musisz się z tym liczyć, ja jednak niczego nie słyszałem. Tak czy inaczej, nie przejmuj się ludzkim gadaniem – powiedział. – Chodź, wejdźmy do środka.

              W korytarzu nadal słychać było płacz, krzyki i złorzeczenia Helene.

              - Chyba nie wierzysz w to co mówi Helene? – spytała Elizabeth, mimo że dobrze znała odpowiedź.

              - Oczywiście, że nie – zapewnił ją i Elizabeth poczuła ulgę.

              - Kristianie… - zaczęła z lekkim wahaniem. – Pamiętasz, jak mówiłam ci, że otrzymałam ostrzeżenie, że ktoś umrze?

              - Nie, a co to było za ostrzeżenie?

              - Śnił mi się pogrzeb.

              - Kochanie, to nie miało nic wspólnego z Pålem. Mnie ciągle śnią się jakieś pogrzeby i nieboszczycy, ale nie nazwałabym tego oskarżeniem.

              Żałowała, że mu o tym powiedziała i dlatego postanowiła nie wspomnieć, że słyszała i dlatego postanowiła nie wspominać, że słyszała także bicie kościelnych dzwonów. Nie uwierzy jej, a może jeszcze zacznie podejrzewać, że postradała rozum?

              - Rozmawiałeś z Sivgardem?

              - Nie. powiedzieliśmy już sobie wszystko – odparł z nagła powagą.

              Powiesił kurtkę na krześle i zaczął ściągać buty.

              Elizabeth znów poczuła ulgę. Kristian nie wybaczył jeszcze Sivgardowi, że pociął jej ubranie na kawałki, ani też nie wybaczył mu kłamstw o jej rzekomej niewierności. Może więc nie uwierzy również jego twierdzeniu, że to Leonard jest ojcem Ane? Ale co będzie, jeśli Sivgard komuś to powtórzy i Kristian dowie się od innych?

              Wzdrygnęła się.

              - Zimno ci? – spytał Kristian.

              - trochę. Usiądźmy bliżej ognia.

              Mężczyzna zdjął czapkę. Był spocony, włosy miał zmierzwione. Popatrzyła na niego z czułością.

              - Jak zareagowały dziewczynki? – spytał,.

              - Chyba dobrze. rozmawiałam z nimi.

              W tym momencie ich spojrzenia się spotkały siedzieli, nasłuchując. Pierwsza odezwała się Elizabeth.

              - Zrobiło się tak cicho. Nie słyszę już jej krzyków.

              Niemal w tym samym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Lina.

              - Coś się stało z Helene! – zawołała.

              Oboje gwałtownie poderwali się z kanapy.

              - Co z nią? – spytała – schrypniętym głosem Elizabeth.

              - Siedzi i patrzy przed siebie, jakby… Sama nie wiem.

              Głos dziewczyny się załamał, w jej oczach pojawiły się łzy.

              Elizabeth i Kristian ruszyli pospiesznie do izby.

              - Co się dzieje? – spytał mężczyzna, patrząc na Amandę.

              - Nie wiem. Ledwie się trzymała na nogach, musiałam ją podpierać, a potem nagle upadła jak nieżywa.

              Elizabeth podeszła do łóżka i zaczęła ostrożnie gładzić Helene po policzku. Przyjaciółka patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, nie poruszała się.

              - Helene, słyszysz mnie?

              Żadnej reakcji, nic nie świadczyło, że usłyszała jej pytanie.

              - Helene, to ja, Elizabeth.

              - Nie żyje? – spytała Amanda przestraszona. Przełożyła małego Jonasa z jednego biodra na drugie. Dziecko zaczynało trochę kaprysić.

              - Oczywiście, że żyje – powiedziała Elizabeth ostrzejszym tonem niż zamierzała. – Idź, zanieś Jonasa na górę, nie powinien tu być. Niech Maria się nim zajmie – dodała.

              Amanda natychmiast ruszyła do drzwi. Elizabeth odwróciła się do Kristiana.

              - Boję się, że Helene straciła przytomność – rzekła łamiącym się głosem.

              Mężczyzna patrzył na nią wyczekująco.

              - Trzeba wezwać doktora. Ole, jedź po niego – zarządziła Elizabeth.

              - Myślicie, że ona kiedyś znów będzie taka jak dawniej? – spytała Lina.

              Siedziała na brzegu łóżka Helene. Kristian i Elizabeth stali nieco dalej, przy ścianie. Byli wyraźnie zaniepokojeni, ale jedynie, co w tej chwili można było zrobić, to czekać, co w tej chwili można było zrobić, to czekać na przybycie lekarza.

              - Oczywiście – odpowiedziała Elizabeth.

              Starała się, by jej głos brzmiał pewnie i przekonywująco, chociaż sama miała wątpliwości. Jeśli Helene rzeczywiście postradała zmysły, nigdy sobie tego nie daruje. Spojrzała na przyjaciółkę, która leżała na łóżku nieruchoma, milcząca, a jej piękne rudokasztanowe włosy były rozsypane wokół głowy. Na jej twarzy widać było ślady łez, ale oczy były puste, bez życia.

              Dobry Boże, nie zabieraj mi Helene, zaczęła się modlić w duchu Elizabeth, składając ręce pod fartuchem.

              Kristian przyciągnął ją do siebie. Jakie to szczęście, że go mam , pomyślała, czując jego silną rękę wokół swojej talii.

              W tym momencie wróciła Amanda.

              - Gdzie jest Ole? – spytała.

              - Pojechał po doktora, sami niewiele możemy jej pomóc – powiedziała Elizabeth.

              - Boję się, ze doktor też nie będzie wstanie wiele poradzić – wyszeptała Amanda i usiadła na brzegu łóżka, obok Liny.

              - Może powinniśmy się za nią pomodlić? – zaproponowała Lina.

              Elizabeth uwolniła się delikatnie z objęć Kristiana i wyszła z izby. Jeśli dziewczęta wierzą, że modlitwa coś pomoże, to niech się modlą. Ona sama nie była już pewna niczego. Pastor twierdził, że Bóg widzi wszystko, że czyta w naszych myślach. jeśli tak, to powinien przyjść z pomocą także wtedy, gdy ktoś modlił się jedynie w głębi swojej duszy.

              Po chwili dołączył do niej Krystian.

              - Mam wrażenie, ze przydałaby ci się kawa z odrobiną czegoś mocniejszego.

              Podszedł do szafki, wyjął butelkę i po chwili podał jej filiżankę kawy z odrobiną alkoholu. Elizabeth wypiła łyk. Napój rozgrzewał i palił ją w gardle. Wypiła kolejny łyk  po chwili poczuła się już spokojniejsza.

              Bóg dał mi moc łagodzenia bólu, potrafię zatamować krew, dlaczego więc nie jestem w stanie pomóc komuś, kto stracił przytomność? – zastanawiała się. szybko wypiła resztę kawy.

              - Nie odezwała się. nagle usłyszeli rżenie konia na dziedzińcu, więc podeszli do okna. Po chwili Ole, który już zeskoczył z konia, wsadził głowę do kuchni.

              - Doktora nie ma w domu.

              - Co takiego?

              Elizabeth poczułam jak uginają się pod nią nogi; musiała się chwycić framugami, żeby nie upaść. Doktor był jedyną nadzieją na ratunek. Wierzyła, że przywróci Helene do zdrowia, że poda jej jakieś lekarstwo, bardziej skuteczne niż jej zioła.

              - Kiedy wróci? – dopytywał się Kristian.

              - Dopiero za tydzień.

              - To dużo czasu – powiedziała Lina.

              - A jeśli trzeba będzie oddać ją do domu wariatów? – niemal wyszeptała Amanda.

              - Nigdy! – krzyknęła Elizabeth. – Nawet o tym nie wspominajcie! Nigdzie jej nie oddam, nawet gdybym postradała zmysły. Jej miejsce  jest tutaj, z nami.

              - Przepraszam – wymamrotała Amanda.

              ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin