454. Matthews Jessica - Ślub ordynatora.pdf

(801 KB) Pobierz
The Royal Doctor's Bride
218821804.004.png
Jessica Matthews
Ślub ordynatora
1
218821804.005.png 218821804.006.png 218821804.007.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Pani doktor, mamy problem.
- Zaraz przyjdę - odparła z roztargnieniem Gina Sutton, zaabsorbowana
wypisywaniem recepty i wyliczaniem w głowie właściwej dawki leku.
- To nie może czekać - ponagliła ją siostra Lucy Fields.
- Zrozumiałam - rzekła Gina, po czym zwróciła się do pacjenta,
czterdziestoletniego Jima Pearce'a. - Z prześwietlenia wynika, że pana
nadgarstek jest skręcony, nie złamany. Trzeba będzie go jednak unieruchomić
na kilka tygodni, aby mięśnie mogły się zregenerować. To jest recepta -
wyrwała kartkę z bloczka - na lek przeciwzapalny. Proszę go brać tak, jak
napisałam. Jeśli w ciągu następnych kilkunastu dni nie będzie poprawy, proszę
się do nas zgłosić albo odwiedzić lekarza rodzinnego. Ma pan pytania?
Jim potrząsnął głową.
- Tylko proszę pamiętać, żadnego machania młotkiem i podnoszenia
ciężarów - ostrzegła go Gina. - To, że założyliśmy szynę, nie oznacza, że może
pan pracować. Jeśli ręka się nie zagoi, pojawią się większe problemy.
Twarz Jima odrobinę się zaczerwieniła, co wskazywało, że lekarka
trafnie odgadła, co zamierza.
- Rozumiem. Ale tylko kilka tygodni?
- Co najmniej trzy, może trochę dłużej.
- Pani doktor - ponagliła ją Lucy. Pożegnawszy się z pacjentem, Gina
dogoniła ją w korytarzu.
- Co takiego nie może zaczekać jeszcze paru minut?
- Doktor Nevins. On zwariował!
2
218821804.001.png
- Co znów wymyślił? - zapytała Gina zmęczonym głosem, zastanawiając
się, jaki tym razem będzie zmuszona naprawić błąd.
Bill Nevins był szefem izby przyjęć, ale radził sobie gorzej niż stażysta.
Zaledwie kilka razy asystował przy poważnych przypadkach i zazwyczaj
bardziej przeszkadzał, niż pomagał. Gdyby nie miał koneksji, nigdy, zdaniem
Giny, nie zostałby zatrudniony na tym stanowisku.
- Ten człowiek kompletnie stracił rozum - oświadczyła Lucy. - Szaleje w
gabinecie, a kiedy próbowałam do niego wejść, rzucił we mnie szklanym
przyciskiem do papieru!
- Zawsze był nerwowy. - Gina próbowała załagodzić sytuację. - Co go
tym razem rozstroiło?
- Nie mam pojęcia. Wszystko było w porządku, dopóki nie odebrał
telefonu. Gina, musisz z nim porozmawiać. Tylko ciebie czasami słucha.
Jakimś cudem przez te dwa lata, które spędziła w izbie przyjęć w
Belmont, Gina nauczyła się przemawiać szefowi do rozumu, nawet kiedy
zachowywał się kompletnie niedorzecznie. Gdy pewnego razu chciał zwolnić
pielęgniarkę za upuszczenie strzykawki podczas akcji ratunkowej, przekonała
go, aby dał biednej dziewczynie szansę. Kiedy odmówił sfinansowania nowego
defibrylatora, uświadomiła mu spokojnie, jakie będą koszty potencjalnego
procesu karnego, nie zapominając przy tym wspomnieć o uszczerbku, jaki
poniesie jego reputacja.
Teraz najwyraźniej jej umiejętności mediacyjne znów są potrzebne.
- W porządku - rzekła z rezygnacją, odkładając kartę Jima Pearce'a i
wsuwając długopis do kieszonki na piersi białego kitla. - Zajrzyjmy w paszczę
lwa.
Ku jej zdziwieniu drzwi były otwarte, weszła więc ostrożnie do pokoju,
który wyglądał jak po przejściu tornada. Dokumenty i podręczniki medyczne
3
218821804.002.png
walały się po podłodze, na biurku stały kartony, szuflady na akta były puste.
Fikus, którego kupiła, aby rozjaśnić nieco ponure wnętrze, leżał przewrócony,
a z doniczki wysypywała się ziemia, brudząc szafkę z segregatorami.
- Co słychać? - zapytała, podnosząc doniczkę.
Bill przerwał na chwilę przetrząsanie papierów.
- Co słychać? Wylali mnie.
Najwyższy czas, pomyślała Gina.
- Naprawdę? - zapytała, starając się nadać głosowi przerażony ton, ale z
marnym skutkiem. - Za co?
- Nieważne. Poświęciłem temu miejscu wszystko, a oni tak mi odpłacają!
- I co teraz?
- Skąd mam wiedzieć? Dali mi trzydzieści minut, żebym się spakował!
Trzydzieści minut po dziesięciu latach niezawodnej służby, kiedy starałem się
kierować tym wszystkim niemal bez pieniędzy, dali mi... Cóż, to się nie mieści
w głowie! To poniżające! - Chwycił kubek, ważąc go przez moment w dłoni.
W następnej chwili cisnął nim w metalową szafkę.
Gina nie zdołała się uchylić, gdy naczynie rozprysło się na tysiąc
kawałków. Poczuła ostre ukłucie w policzek i odruchowo dotknęła twarzy.
Oceniła, że tym razem nie obyło się bez obrażeń. Zignorowała jednak
uporczywe pieczenie i odezwała się kojącym głosem:
- A teraz, Bill...
Nie zdołała dokończyć, bo do pokoju wpadł z ponurą miną ciemnowłosy
mężczyzna, ubrany w drogi ciemnoszary garnitur.
- Rzucisz jeszcze czymś i sam się przekonasz, jak to jest przyjemnie latać
- warknął, stając pomiędzy Giną a jej rozgniewanym przełożonym. Następnie
wyciągnął z kieszeni białą chusteczkę i wcisnął ją w jej dłoń. - Lepiej się tym
zajmij, Gino.
4
218821804.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin