Sheri WhiteFeather
Przybysz znikąd
Gorący Romans Duo 703
Nieznajomy mężczyzna słuchał w skupieniu muzyki, pochylony nad szafą grającą.
Emily Chapman przesunęła się na sam skraj ławki. W tym nieznajomym wszystko ją fascynowało, nawet to, jaką muzykę lubił. Wybierał piosenki o miłości, chwytające za serce ballady i tak nie pasujące do jego postaci liryczne kawałki.
Odwrócił się od szafy grającej, a ona spojrzała na niego, nie tając ciekawości.
Czy to był chłopak ze wsi, czy też szlifujący miejski bruk podrywacz? Trudno powiedzieć. Tak czy owak sprawiał wrażenie nietypowego faceta.
Miał na sobie spodnie dżinsowe, podkoszulek i bluzę. Ciemne włosy średniej długości opadały mu na czoło, zakrywając nieomal oczy.
W mroku, jaki tu panował, dostrzegła jego twarz o wyrazistych, nieco kanciastych rysach, świadczących niechybnie o sile charakteru.
Po chwili podszedł do swego stolika, na którym stała butelka piwa. Usiadł na krześle i łyknął potężny haust trunku.
– Już idę – powiedziała kelnerka, przynosząc wino Emily i zasłaniając nieznajomego.
Emily spojrzała na kelnerkę, rudą kobietę w średnim wieku.
– Dzięki.
– Ale twoja przekąska, dziewczyno – mówiła kelnerka – będzie gotowa dopiero za parę minut.
– W porządku.
Nie była specjalnie głodna, ale żeby czymś się zająć, zamówiła faszerowane pieczarki. Nie zwykła chodzić sama do baru, lecz to już było lepsze niż tkwienie w ponurym pokoju motelowym.
Emily znów spojrzała na nieznajomego, a gdy ten obrócił wzrok w jej kierunku, świat zawirował jej przed oczyma Ich spojrzenia się spotkały, zwarły ze sobą niczym dwie. namagnesowane płytki metalu.
Oczarowanie. Żadne z nich nie mrugnęło nawet powieką, nie przerwało tej łączącej ich smugi. Wpatrywali się w siebie jak urzeczeni.
Emily zaschło w ustach. Ten mężczyzna był przyczyną, że w ułamku sekundy zabrakło jej tchu w piersi.
To nie żadne podrywanie, myślała. Coś znacznie, znacznie więcej. Mierzył ją świdrującym spojrzeniem, jak gdyby tym spojrzeniem pieścił każdy skrawek jej ciała.
Wielki Boże!
Z mocnym postanowieniem zapanowania nad sobą, przecięcia tej szarpiącej nerwy więzi, sięgnęła po kieliszek i wypiła trochę wina, lecz nie mogła powstrzymać drżenia obejmujących kieliszek palców.
Co on by sobie pomyślał, gdyby dowiedział się, że ona ma raka? Czy patrzyłby na nią takim wiele mówiącym wzrokiem?
Nie zawracaj sobie tym głowy, ostrzegła się w myślach. Żadnego rozczulania się nad sobą. Ani lęku. Nie umiera przecież. Prędzej czy później pokona tego raka.
Skończyła się jedna piosenka, zaczęła druga. Wczesny Elvis wyparł jej z głowy złe skojarzenia. Kolejna ulubiona piosenka. I znowu myśli o tajemniczym nieznajomym.
Ciekawe, czy on mieszka w tej okolicy. A może przyjechał do Lewiston odwiedzić rodzinę? Spotkać się ze starym przyjacielem?
Emily miała wyznaczoną wizytę w centrum medycznym, oddalonym od jej domu o półtorej godziny jazdy. Mogłaby obrócić w ciągu dnia, postanowiła jednak przenocować tu i pobyć parę godzin w samotności.
Za dwa tygodnie mają wyciąć jej tego raka. Te dwa tygodnie będą jej się ciągnęły w nieskończoność, ale specjaliści orzekli, że ten termin jest najbardziej odpowiedni.
Westchnęła. Obiecała sobie, że nie wpadnie w panikę, że nie zlęknie się noża i nie będzie się martwić ewentualnymi przerzutami.
Meg przyniosła niebawem danie, a gdy skłoniła głowę, jej bujna fryzura zachybotała nad talerzem.
– Przystojniak, prawda? – zapytała.
– Prawda.
– Niech mu pani postawi drinka.
– Słucham? – zapytała Emily spoglądając ze zdziwieniem na tę bezczelną rudą kelnerkę.
– Jedno piwo, skarbie. On marzy o tym.
– Ja raczej nie... – Emily urwała, nie wiedząc, co powiedzieć. Czuła się głupio, niezręcznie.
– W porządku. Tak sobie tylko pomyślałam...
Odeszła, obdarzając Emily miłym uśmiechem.
Ma mu stawiać drinka? Ona, Emily? Dziewczyna z małego miasteczka, u której stwierdzono czerniaka?
Kończył pić to swoje piwo, podczas gdy Emily przeżuwała faszerowaną pieczarkę. Odgarnął włosy z czoła, ukazując dwie linie gęstych czarnych brwi.
Emily poczuła przyjemne ciepło w całym ciele. Do diabła z rakiem. Postanowiła zagadnąć tego faceta.
Zebrała się na odwagę i wstała, zamierzając podejść do jego stolika. Idąc przez salę, rzuciła okiem na stojącą przy barze Meg. Jak gdyby szukając zachęty w jej oczach.
Kelnerka skinęła głową.
Serce Emily waliło, gdy stanęła obok stolika tego mężczyzny. On uniósł się z miejsca w jednej chwili – był wysoki, znacznie od niej wyższy.
Wyciągnęła ku niemu wilgotną z emocji dłoń.
– Mam na imię Emily.
– Ja jestem James – odrzekł, trochę za szybko chwytając jej rękę.
Zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów, poczynając od jedwabnej bluzki, jaką zamówiła z katalogu, po spodnie dżinsowe z przeceny.
– Dalton – dodał z jakimś dziwnym akcentem. – James Dalton.
Starając się za wszelką cenę spokojnie, miarowo oddychać, wskazała gestem dłoni na swój stolik.
– Miałby pan ochotę przysiąść się do mnie? – zapytała. Milczał. Zamiast odpowiedzieć, sięgnął za jej plecy i pociągnął złotą tasiemkę, którą związała koński ogon.
Zatkało ją z wrażenia. Długie, gęste włosy opadły jej na ramiona. Czuła, że Meg obserwuje śmiałe poczynania Jamesa.
Złotą tasiemkę wetknął do kieszeni, nie zamierzając najwyraźniej zwrócić jej owej ozdoby.
– Podoba mi się kolor twoich włosów – powiedział. – Przypominają mi...
– Co? – zapytała ze ściśniętym gardłem.
– Nie co, tylko kogoś. Kogoś, kogo znałem. Spochmurniał, uśmiech znikł z jego ust, w oczach pojawił się smutek; jego złotobrązowa twarz nosiła na brodzie ślady zarostu. Przy bliższym kontakcie wydał się Emily jeszcze przystojniejszy. Jego prawą brew przecinała szrama, a brodę znaczył dołek. Wystające kości policzkowe świadczyły o indiańskim pochodzeniu. Czy mieszkał w rezerwacie Nez Perce? Czy to był właśnie powód jego wizyty w Lewiston?
Warto by go uwiecznić, pomyślała. Przenieść na płótno jego wizerunek.
Emily pracowała w restauracji, podawała do stołu, dolewała kawy gościom, którzy zresztą znali ją od małego, ale również parała się sztuką, malowała obrazy, sprzedawała je w czasie weekendów na stoisku z rękodziełem. Szczególnie lubiła malować twarze, które ją czymś zafascynowały.
– Zatańczmy – powiedział, dotykając dłonią jej włosów.
– Przecież tu nie ma parkietu – rzekła zdziwiona jego propozycją.
...
natliprzem