3.ukoronowana zelazem rozdział 1,2,3.docx

(45 KB) Pobierz

Richelle Mead

Czarna łabędzica 3

Ukoronowana żelazem

 

 

 

 

 

Atakowani

Ziemia zadrżała tworząc więcej pęknięć niż do tej pory ją pokrywało. Kilka sekund minęło i wszystko się uspokoiło.

- Trzęsienie ziemi? – zapytałam niepewnie

- Nie – powiedział Volusian. Był w swojej materialnej formie dwunożnej rozglądając się dookoła ze zmrużonymi oczami. To było trochę niepokojące, że nie wiedział dokładnie jaki był problem.

- Więc co my…

Ziemia pod nami niespodziewanie się otworzyła. Mając tylko światło ognia mój wzrok był kiepski, ale wydawało mi się, że widziałam coś co wyglądało jak wyłaniający się z ziemi kształt serpentyny. Nie, to był dosłownie kształt serpentyny, bo chwilęźniej w górę wystrzelił wielki wąż i wylądował zgrabnie w perfekcyjnym zwoju. Jego głowa zwróciła się przeciwko mnie i Kiyo i obdarzyła nas spojrzeniem jaśniejących, zielonych oczu. Światło jakie się z nich wydobywało podkreślało strzelający, rozwidlony język i późniejsze głośne syczenie.

Za mną Kiyo zmieniał się w formę lisa, a ja zdecydowałam, że broń najprawdopodobniej lepiej sobie tutaj poradzi niż małe ostrze athame. Kropla jadu spadła z ust węża i zaskwierczała, gdy uderzyła w ziemię przede mną

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

Nie pomylcie królowych wróżek z wróżkowymi księżniczkami.

Tam skąd pochodzę dziewczynki, które chcą zostać księżniczkami wróżek zazwyczaj marzą o cienkich jak pajęczyna skrzydłach i plisowanych sukienkach. Na dodatek różowych sukienkach. Jestem całkiem pewna, że cyrkonie też są częścią bycia księżniczką wróżek, tak samo jak słodkie różdżki z gwiazdami na czubku, które gwarantują życzenia. Wróżkowe księżniczki oczekują cudownych żyć pełnych luksusu i przechadzek, takich, które zawierają małe leśne stworzenia będące na każde ich zawołanie.

Jako królowa wróżek mogę przyznać, że sprawa z leśnymi stworzeniami jest trochę bardziej zagmatwana niż ktoś mógłby przypuszczać. Ale cała reszta? Śmiechu warta. Wróżki – a przynajmniej ten rodzaj z którymi ja się zadawałam – rzadko miały skrzydła. Moja różdżka jest wykonana z surowych kryształów związanych razem i używam jej by niszczyć stworzenia z Tamtego Świata. Uderzyłam nią też paru ludzi w głowę. Moje życie jest brudne, ciężkie i krwawe, to także życie którego nie zniosłaby żadna plisowana sukienka. Noszę dżinsy. I co najważniejsze, wyglądam okropnie w różowym.

I jestem całkiem pewna, że księżniczki wróżek nie muszą się zmagać z takim rodzajem gówna z samego rana.

- Zabiłem… Eugenie Markham.

Słowa jakie przebiegły przez jadalnię wypełnioną około trzydziestką ludzi jedzących przy okrągłych, drewnianych stołach były głośne i wyraźne. Był tu sklepiony sufit i ściany z surowego kamienia co wyglądało jak część średniowiecznego zamku, bo… cóż w pewnym sensie tak było. Na większości z porannych śniadań obecni byli żołnierze i strażnicy, ale paru z nich było wysoko postawionymi służącymi którzy pracowali i żyli na zamku.

Dorian, Król kraju Dębów i mój niewolniczo-kochający chłopak z Tamtego Świata siedział przy głównym stole i spojrzał do góry, by sprawdzić kto wygłosił takie poważne oświadczenie.

- Przepraszam, mówiłeś coś?

Mówiący, stojący po drugiej stronie stołu zarumienił się tak mocno, że kolor jego twarzy pasował do czerwonego munduru jaki nosił. Wyglądał na dwadzieścia-parę lat w ludzkiej rachubie co znaczyło, że najprawdopodobniej miał sto lub więcej we wróżkowych – lub szlacheckich, taką nazwę wolałam – latach. Facet przygryzł wargę i wyprostował się ponownie próbując wyglądać godnie i spojrzał się na Doriana.

- Powiedziałem, że zabiłem Eugenie Markham – człowiek – wyglądało na to, że był żołnierzem – rozejrzał się po twarzach dookoła bez wątpliwości sądząc, że jego wiadomość wywoła przerażone reakcje. U większości jego słowa spowodowały konsternację, w dużej mierze dlatego, że połowa zgromadzonych w tym pomieszczeniu ludzi mogła zobaczyć, że stoję na korytarzu na zewnątrz – Zabiłem waszą królową i teraz wasze armie zostaną zniszczone. Poddaj się natychmiast Wasza Wysokość, Królowa Katrice z Kraju Jarzębin będzie litościwa.

Dorian nie odpowiedział od razu i nie wyglądał na zbyt skonsternowanego. Delikatnie poklepał swoje usta brokatową chusteczką i położył ją z powrotem na swoich kolanach.

- Martwa? Jesteś pewien? – spojrzał się w stronę ciemnowłosej kobiety siedzącej obok niego – Shayu czy nie widzieliśmy jej zaledwie wczoraj?

- Tak, panie – odpowiedziała Shaya wlewając śmietankę do swojej herbaty.

Dorian strząsnął jesienno-czerwone włosy ze swojej twarzy i wrócił do cięcia słodkiego, powlekanego migdałami ciasta, które było podawane jako jego najważniejszy posiłek dnia.

- Cóż, więc tak to jest. Nie może być martwa.

Jarzębinowy żołnierz gapił się z niedowierzaniem, które wciąż rosło i rosło, gdy ludzie kontynuowali obserwować go z ciekawością lub po prostu go ignorować. Jedyną osobą, która wyglądała na średnio skonsternowaną była starsza arystokratka siedząca z drugiej strony Doriana. Nazywała się Ranelle i była ambasadorką z Kraju Lipy. Przyjechała tu dopiero wczoraj i najwidoczniej nie była przyzwyczajona do głupich wpadek jakie się tutaj zdarzają.

Żołnierz ponownie zwrócił swoją uwagę na Doriana.

- Czy jesteś takim szaleńcem o jakim mówią? Zabiłem Królową Cierni! Spójrz – rzucił srebrny i księżycowy naszyjnik. Zabrzęczał przy zetknięciu z twardą, taflową podłogą, a jasne, opalizujące kamienie ledwo wydobywały z siebie poranne światło – Odciąłem to z jej zwłok. Czy teraz mi wierzysz?

To sprowadziło trochę ciszy do pomieszczenia i nawet Dorian się zatrzymał. To w rzeczy samej był mój naszyjnik i sam jego widok sprawił, że w roztargnieniu poczułam goły punkt na swoim gardle. Dorian nosił swój wiecznie znudzony wyraz twarzy, ale znałam go wystarczająco dobrze, że mogłam zgadywać w gąszczu myśli wirującym za jego zielonymi oczami.

- Jeśli to prawda – ostatecznie odpowiedział Dorian – to czemu nie przyniosłeś tutaj jej zwłok?

- Są z moją królową – odpowiedział gładko żołnierz myśląc, że w końcu ma grunt pod nogami – Zatrzymała je jako trofeum. Jeśli będziesz współpracował być może ci je odda.

- Nie wierzę w to – Dorian spojrzał się przez stół – Ruriku, podasz sól? Ach, dziękuję.

- Królu Dorianie – powiedziała niepewnie Ranelle – może powinieneś zwrócić większą uwagę na to co ma do powiedzenia ten człowiek. Jeśli królowa jest martwa…

- Nie jest – powiedział dobitnie Dorian – A ten sos jest przepyszny.

- Czemu mi nie wierzysz? – zawołał żołnierz brzmiąc dziwnie dziecięco – Uważasz, że była niezwyciężona? Myślałeś, że nikt jej nie mógł zabić?

- Nie – przyznał Dorian – Po prostu nie uważam żebyś to ty mógł ją zabić.

Ranelle znów spróbowała.

- Mój panie, skąd wiesz, że królowa nie jest…

- Bo stoi tam. Czy wszyscy się w końcu zamkniecie żebym mogła zjeść w spokoju?

Wtrącenie – i koniec tej farsy – wyszło z ust Jasmine, mojej nastoletniej siostry. Tak jak ja, była w połowie człowiekiem. I w przeciwieństwie do mnie była totalnie niestabilna i konsekwentnie jadła swoje śniadanie nosząc luźne, ale utrudniające użycie magii kajdanki. Miała również na uszach słuchawki, a śniadaniowa debata musiała pokonać jej obecną playlistę.

Trzydzieści twarzy obróciło się w stronę gdzie stałam, koło wejścia i niemal wszyscy odepchnęli się od krzeseł by pospiesznie się pokłonić. Westchnęłam. Było mi wygodnie, gdy się opierałam o ścianę, odpoczywając po ciężkiej nocnej wyprawie podczas oglądania tego absurdalnego rozwoju wydarzeń w moim domu w Tamtym Świecie. Przedstawienie się zaczęło. Wyprostowałam ramiona i weszłam do jadalni starając się wyglądać tak królewsko jak tylko mogłam.

- Raporty o mojej śmierci były bardzo wyolbrzymione – zakomunikowałam. Miałam wrażenie, że spieprzyłam cytat Marka Twaina, ale w tym tłumie i tak nikt go nie znał. Większość myślała, że po prostu podaję fakty. Co tak naprawdę robiłam.

Wypieki na twarzy jarzębinowego żołnierza niespodziewanie stały się białe, a jego oczy przypominały pięciozłotówki. Zrobił parę kroków do tyłu i rozejrzał się niepewnie dookoła. Nie miał dokąd pójść.

Wskazałam ręką na tych którzy stali i kłaniali się by usiedli i podeszłam do swojego naszyjnika. Podnosząc go z ziemi przyjrzałam mu się krytycznie.

- Zepsułeś zatrzask – studiowałam go jeszcze przez chwilę i zwróciłam swoje spojrzenie na niego – Złamałeś go, gdy zerwałeś mi naszyjnik z szyi podczas naszej walki – nie kiedy mnie zabiłeś. Oczywiście. – ledwo pamiętałam zmagania z tym facetem ostatniej nocy. Był jednym z wielu. W całym tym zamęcie go zgubiłam, ale najwyraźniej Katrice zdecydowała, by posłać go tutaj z historią po tym jak zdobył „dowód”.

- Wyglądasz niesamowicie jak na martwą, kochanie – powiedział Dorian – Naprawdę powinnaś do nas dołączyć i spróbować tego sosu, który przyniosła Ranelle.

Zignorowałam Doriana, dlatego, że wiedziałam, iż tego oczekuje i wiedziałam, że nie wyglądałam tak wspaniale. Moje ciuchy były podarte i brudne i naliczyłam parę szram po ostatniej nocnej bitwie. Sądząc po czerwonej mgle jaką widziałam kątem oka miałam przeczucie, że moje włosy były rozczochrane i sterczały w stu różnych kierunkach. Zaczął się już robić gorący dzień, a mój duszny zamek sprawił, że obficie się pociłam.

- Nie – wydyszał jarzębinowy żołnierz – Nie możesz być żywa. Balor powiedział, że widział jak upadasz – powiedział, że królowa…

- Czy możecie w końcu przestać? – zażądałam pochylając się blisko jego twarzy. To sprawiło, że kilku z moich strażników zrobiło jeden krok bliżej, ale nie byłam zmartwiona. Ta oferma nie próbowałaby niczego, a poza tym mogłam sama się bronić – Kiedy twoja pieprzona królowa zamierza przestać rozdmuchiwać każdą plotkę o tym, że ja lub Dorian jesteśmy martwi do jakiegoś wielkiego oświadczenia? Nie słyszałeś nigdy o zasadzie habeas corpus? Nieważne. Oczywiście, że nie.

- Tak właściwie – wtrącił Dorian – Znam łacinę.

- To i tak nie zadziała – warknęłam do jarzębinowego faceta – Nawet jeśli będziemy martwi to nie sprawi, że zatrzymamy nasze królestwa przed zdeptaniem waszego.

To wyciągnęło go ze skamieniałego stanu. Furia go ogarnęła – furia z domieszką szaleństwa.

- Ty półkrwi suko! To ty jesteś tą która zostanie zmiażdżona. Ty, Król Dębów i wszyscy, którzy żyją na waszych przeklętych ziemiach. Nasza królowa jest wspaniałomyślna i wspaniała! Już negocjuje z Krajami Osiki i Wierzby by zjednoczyć się przeciw tobie! Zmiażdży cię swoją stopą i zabierze ten kraj, zabierze i…

- Mogę go zabić? Proszę? – to była Jasmine. Patrzyła na mnie prosząco i zdjęła słuchawki. To co powinno być nastoletnim sarkazmem tak naprawdę było śmiertelnie poważne. W dni takie jak te żałowałam, że trzymałam ją w Tamtym Świecie zamiast wysłać ją do życia z ludźmi – Nie zabiłam żadnego z twoich ludzi Eugenie. Wiesz, że nie. Pozwól mi coś mu zrobić. Proszę.

- Jest tu pod flagą rozejmu – automatycznie odpowiedziała Shaya. Protokół był jej specjalnością.

Dorian obrócił się do niej.

- A niech to kobieto! Mówiłem ci żebyś przestała ich tu wpuszczać z immunitetem. Bądźcie potępione zasady wojny– Shaya tylko się uśmiechnęła obojętna na jego udawane oburzenie.

- Ale on jest chroniony – powiedziałam niespodziewanie czując się wyczerpana. Bitwa ostatniej nocy – tak naprawdę bardziej potyczka – skończyła się remisem między armią moją i Katrice. To było niesamowicie frustrujące, tracenie żyć po obu stronach wydawało się totalnie bez sensu. Skinęłam by kilku strażników podeszło – Weźcie

go stąd. Wsadźcie go na konia i nie wysyłajcie go bez żadnej wody. Miejmy nadzieję, że drogi są dziś dla niego uprzejme.

Strażnicy posłusznie się skłonili, a ja obróciłam się z powrotem do człowieka Katrice.

- A ty powiedz Katrice, że marnuje czas, nieważne jak często chce twierdzić, że mnie zabiła – lub nawet jeśli jej się to uda. Wciąż mamy zamiar toczyć tę wojnę, a ona jest tą która przegra. Jest zdziesiątkowana i bez zasobów. Zaczęła to jako osobistą walkę i nikt nie ma zamiaru jej w tym pomóc. Powiedz jej, że jeśli ona podda się bezzwłocznie to może my będziemy litościwi.

Jarzębinowy żołnierz spojrzał się na mnie z namacalną złośliwością, ale nie zaoferował żadnej odpowiedzi. Najlepsze na co się zdobył to splunięcie na podłogę zanim strażnicy go odciągnęli. Z następnym westchnieniem odwróciłam się i spojrzałam na stół śniadaniowy. Już zdążyli przynieść dla mnie krzesło.

- Czy są jakieś tosty? – zapytałam siadając zmęczona.

Tosty nie były pospolitą rzeczą w menu szlachty, ale tutejsi słudzy przyzwyczaili się do moich ludzkich preferencji. Wciąż nie potrafili zrobić przyzwoitej tequili, a Pop-tarty były totalnie poza ich zasięgiem. Ale tosty? Tosty mieściły się w ich umiejętnościach. Ktoś podał mi kosz z nimi i wszyscy zaczęli jeść spokojnie. Cóż, prawie wszyscy. Ranelle gapiła się na nas jakbyśmy wszyscy byli wariatami co byłam w stanie zrozumieć.

- Jak możesz być taka spokojna? – zawołała – Po tym jak ten człowiek po prostu… po prostu… a ty… - spojrzała na mnie ze zdumieniem – Wybacz, Wasza Wysokość, ale twój ubiór… W pewnością byłaś na bitwie. Ale wciąż, jesteś tutaj, siedząc tutaj jakby to wszystko było doskonale pospolite.

Obdarowałam ją pogodnym spojrzeniem nie chcąc obrazić naszego gościa lub stworzyć słabego wyobrażenia. Dopiero co arogancko powiedziałam jarzębinowemu żołnierzowi, że jego królowa nigdy nie zdobędzie żadnych sprzymierzeńców, ale jego komentarz dotyczący jej negocjacji z Krajami Osiki i Wierzby nie umknął mojej uwadze. Katrice i ja wyrywałyśmy sobie sprzymierzeńców w tej wojnie. Dorian był moim dając mi w tej chwili przewagę liczebną, a ja nie chciałam jakkolwiek ryzykować by to się mogło zmienić.

Dorian złapał moje spojrzenie i posłał mi jeden z jego małych, lakonicznych uśmiechów. To mnie rozgrzało trochę zmniejszając frustrację jaką czułam. W niektóre dni wyglądało to tak jakby to on był wszystkim co miało mi pomóc przejść przez tą wojnę na którą się przypadkowo natknęłam. Nigdy tego nie chciałam. Nigdy nie chciałam być również królową królestwa wróżek, co zmusiło mnie by na co dzielenie czasu pomiędzy tym miejscem, a moim ludzkim życiem w Tuscon. I z całą pewnością nie chciałam być w centrum przepowiedni, która głosiła, że dam życie pogromcy ludzkości, przepowiedni, która sprawiła, że syn Katrice mnie zgwałcił. Dorian go za to zabił, to coś czego wciąż nie żałuję, nawet biorąc pod uwagę, że nienawidziłam każdego dnia wojny w wyniku której wszyscy się zabijamy.

Oczywiście nic z tego nie mogłam powiedzieć Ranelle. Chciałam wysłać ją z powrotem do swojego kraju z obrazem pewności siebie i siły, żeby jej król uznał sprzymierzenie się z nami za mądry ruch. Nawet wspaniały ruch. Nie mogłam wyjawić moich lęków Ranelle. Nie mogłam jej powiedzieć jak bardzo mnie bolą uchodźcy pokazujący się na moim zamku, biedni żebracy, których domy zostały zniszczone przez wojnę. Nie mogłam jej powiedzieć jak Dorian i ja na zmianę odwiedzaliśmy armie i walczyliśmy z nimi – i jak w te noce osoba, która nie walczyła nie mogła spać. Pomimo jego nonszlancji wiedziałam, że Dorian poczuł małe ukłucie strachu na początku przemowy jarzębinowego żołnierza. Katrice zawsze się starała nas zdemoralizować. Oboje z Dorianem baliśmy się, że kiedyś jeden z jej heroldów pokaże się mówiąc prawdę. To sprawiało, że chciałam z nim uciec w tej chwili, uciec od tego wszystkiego i owinąć się jego ramionami.

Ale znów przypomniałam sobie, że muszę się pozbyć takich myśli. Pochylając się dałam Dorianowi lekki pocałunek w policzek. Uśmiech jaki podarowałam Ranelle był tak zwycięski i optymistyczny jak to tylko on mógł zrobić.

- Tak naprawdę – powiedziałam jej – Dla nas to całkiem pospolity dzień.

Smutna część? To była prawda.

 

 

Rozdział 2

Wróciłam do swojej sypialni tak szybko jak tylko pozwalała na to etykieta, padając na łóżko w chwili, gdy weszłam. Dorian zjawił się po mnie, a ja zasłoniłam sobie oczy ramieniem jęcząc.

- Myślisz, że ten pokaz pomógł nam z Ranelle czy ją wystraszył?

Poczułam, że Dorian usiadł na łóżku obok mnie.

- Ciężko stwierdzić. Ostatecznie myślę, że to nie obróci jej króla przeciwko nam. Jesteśmy zbyt przerażający i niestabilni.

Uśmiechnęłam się i odkryłam twarz spoglądając w te zielono-złote oczy.

- Jeśli tylko ta reputacja rozprzestrzeniłaby się po wszystkich krajach. Słyszałam pogłoskę, że Kraj Wiciokrzewu może się dołączyć do Katrice. Szczerze, to jak ktokolwiek mógłby nazwać swoje królestwo taką nazwą i pozostać z uniesioną głową jest dla mnie niemożliwe do pojęcia.

Dorian pochylił się nade mną lekko strząsając włosy z mojej twarzy i prześledził palcami moją kość policzkową.

- Tak właściwie to całkiem urocze. Prawie tropikalne. Znaczy nie jest to jałowy nieużytek królestwa pustyni, ale nie jest takie złe.

Byłam tak przyzwyczajona do jego szyderstw na temat mojego królestwa, że było w nich niemalże coś komfortowego. Jego palce przebiegły w dół do mojej szyi i szybko zostały zastąpione jego ustami.

- Tak szczerze to nie jestem zmartwiona tym Wiciokrzewowym miejscem. To inni potencjalni sojusznicy mnie martwią. Hej, stój – jego usta przesunęły się do mojego obojczyka, a jedna z jego dłoni zaczynała podnosić moją koszulkę. Przekręciłam się dalej – Nie mam czasu.

Podniósł głowę podnosząc w zaskoczeniu brew.

- Musisz być w jakimś miejscu?

- Właściwie to tak – westchnęłam – Mam robotę w Tuscon. A poza tym jestem brudna.

Dorian był niezrażony i powrócił do starań zdjęcia mojej koszulki.

- Pomogę ci się umyć.

Strzepnęłam jego rękę, ale potem odepchnęłam go by objąć go ramionami i przytrzymać. Wiedziałam, że chciał czegoś więcej niż przytulania, ale nie miałam siły. Biorąc pod uwagę jego wybredną naturę byłam zaskoczona, że zadowolił się oparciem swojej głowy na mojej piersi patrząc na to jak brudna i podarta była moja bluzka.

- Bez urazy, ale będę brać ludzki prysznic każdego dnia żeby żaden służący nie musiał nosić wody na górę do wanny.

- Nie możesz wyjść bez rozmowy z Ranelle – zauważył – A nie możesz się z nią zobaczyć w takim stanie.

Skrzywiłam się i przesunęłam ręką po jego wspaniałych włosach.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin