Słonimski Antoni - Artykuły pierwszej potrzeby.pdf

(1699 KB) Pobierz
Microsoft Word - ARTYKUŁY PIERWSZEJ POTRZEBY
Antoni Słonimski
Artykuły pierwszej potrzeby
Notatki i uwagi 1951-1958
Literatura w podręcznikach szkolnych
Liczne artykuły dyskusyjne, które ukazały się na łamach „Życia Warszawy” i artykuł
Karsta zamieszczony w „Przeglądzie Kulturalnym” poruszyły opinie i ośmieliły do dalszych
wypowiedzi tych wszystkich, którym nieobojętny jest stan naszej kultury i naszego
piśmiennictwa. Nie trzeba bowiem zapominać, że studenci polonistyki to przyszli nauczyciele
i krytycy literaccy. Schematyzm niewątpliwie jest zjawiskiem groźnym, ale czytelnik ma
drogę ucieczki, zniechęcony do literatury współczesnej może sięgnąć do klasyków. Gdy
krytykuje się naszą współczesną prozę czy poezję, niemałą pociechą jest myśl, że po raz
pierwszy w dziejach naszego kraju szerokie masy mają dostęp do wielkiej literatury
światowej.
Inaczej rzecz się ma z absolwentami i studentami polonistyki. Lękać się należy, iż ci
potępieńcy wciągnięci w piekielne kręgi krytyki literackiej, w owo „literaturoznawstwo”,
które łączy brzydką nazwę z takąż treścią, puszczeni na tą jednotorową drogę żelazną, kręcić
się będą od stacji Wulgaryzmy Wielkie do stacji Nuda Dolna.
102327508.002.png
Student polonistyki przychodzi na uniwersytet z pewnym zasobem wiedzy nabytej w
szkole średniej. Wsiada do tego pociągu z bagażem niewielkim, ale dość osobliwym.
Zainteresowany zawartością tego bagażu kupiłem sobie parę podręczników szkolnych. Oto
leży przede mną Zarys literatury polskiej cz. II, obejmująca lata 1918-1950. Jest to już drugie
wydanie, którego nakład sięga siedemdziesięciu tysięcy egzemplarzy. Aprobata została
przedłużona pismem Ministerstwa Oświaty na rok szkolny 1953/54. Jest to jedyny i
obowiązujący podręcznik omawiający dwudziestolecie i literaturę współczesną. To już nie
takie czy inne czytanki dla dzieci, ale podręcznik maturalny. Warto więc nieco dokładniej
przyjrzeć się metodzie, argumentacji i formie stylistycznej tego Zarysu literatury polskiej .
Na stronie piątej znajdujemy zdanie: „Drugim kierunkiem zabłąkanej w irracjonalizmie
myśli burżuazyjnej był fideizm.” Podręcznik opatrzony jest licznymi przypisami i
objaśnieniami. Słowo fideizm nie jest opatrzone żadnym objaśnieniem. Widocznie autorzy
podręcznika rezerwują sobie przypisy i objaśnienia na okazje poważniejsze. Istotnie na
stronie sto sześćdziesiątej trzeciej znajdujemy przy nazwisku Sherlock Holmes objaśnienie:
„Sławny detektyw angielski.” Stosując konsekwentnie podobną metodę objaśnień trzeba by
nazwać Pana Tadeusza sławnym porucznikiem legionów.
Dowiadujemy się również prawdy niezwykłej o Tuwimie. Otóż okazuje się, że...pierwsze
tomiki poetyckie Juliana Tuwima... stanowią wczesny okres twórczości poety”. Widocznie u
innych poetów pierwsze tomiki stanowią późniejszy okres ich twórczości.
Na stronie jedenastej znajdujemy niezupełnie potrzebną, ale za to zupełnie fałszywą
historię nieprzyznania nagrody Nobla Stefanowi Żeromskiemu. Po stwierdzeniu, że w roku
1922 Żeromski „zyskał już sławę międzynarodową”, co mija się z prawdą, bo niestety
Żeromski nigdy tej sławy nie osiągnął, następuje dość oryginalna charakterystyka burżuazji
europejskiej tego okresu. Podręcznik mówi o Żeromskim: „...w r. 1922 mógł otrzymać
nagrodę Nobla, gdyż opinia publiczna szwedzka była do tego przygotowana. Jednakże
niechęć sfer burżuazyjnych uniemożliwiła pisarzowi uzyskanie nagrody.” Czyżby to
znaczyło, że opinia szwedzka nie była burżuazyjna, czy może były wtedy dwie burżuazje,
jedna dobra szwedzka, a druga niedobra polska? Rozumiałbym to rozróżnienie, gdyby
chodziło o żyletki. Po co to wszystko zostało napisane?
Ten drobny przykład pokazuje, jak autorzy Zarysu literatury polskiej zbywają byle
frazesem sprawy wymagające znajomości przedmiotu. Jest to niemal zasadą. Dowiadujemy
się więc, że „Skamander” powstał „głównie dla obrony interesów zawodowych paru
początkujących poetów – rówieśników”. Interesy zawodowe początkujących poetów w roku
1920 musiały być bardzo poważne, jeśli dla obrony tych intratnych interesów warto było
zakładać pismo! Na stronie trzydziestej ósmej dowiaduję się o sobie, że byłem dyrektorem
Instytutu Kultury Polskiej w Londynie i wróciłem na stałe do kraju... „po zlikwidowaniu tej
polskiej placówki kulturalnej przez rząd angielski”. Otóż rząd angielski nie zlikwidował tej
placówki, bo Instytut istnieje nadal. Dowiedzieliśmy się więc, że w Londynie istnieje sławny
102327508.003.png
detektyw Sherlock Holmes, ale nie istnieje Instytut Kultury Polskiej, a przecież nie trzeba
było Sherlocka Holmesa, aby sprawdzić stan faktyczny.
Można powiedzieć, że są to wszystko drobne usterki, łatwe do poprawienia, i że te braki
okupione są pewnie trafną analizą literatury współczesnej i sumiennym doborem tekstów.
Byłoby to twierdzenie lekkomyślne. Ze stu stron tekstu krytycznego poświęcono około
dwudziestu stron Broniewskiemu, ale tylko jedną linijkę druku Mieczysławowi Jastrunowi,
aby nas poinformować, że jest on autorem powieści o Mickiewiczu. Przy omawianiu
dwudziestolecia nie starczyło miejsca na wymienienie choćby z nazwiska Leśmiana,
Pawlikowskiej, Zegadłowicza czy Parandowskiego. W rozdziałach poświęconych literaturze
Polski Ludowej pominięto całkowicie Adolfa Rudnickiego i Mariana Brandysa. Tak
popularny poeta, jak Gałczyński, nie jest nawet wspomniany z nazwiska. Uczeń klasy
jedenastej nie znajdzie nawet najkrótszej charakterystyki twórczości Jarosława Iwaszkiewicza
czy Jerzego Andrzejewskiego.
Próżno szukalibyśmy jakiejś informacji o autorze najpopularniejszej książki powojennego
dziesięciolecia. Igor Newerly nie jest nawet wspomniany. Oczywiście autorzy podręcznika
mogą się tłumaczyć, że gdy opracowywano podręcznik, Newerly nie dostał jeszcze nagrody
państwowej. Ale proszę zauważyć, że nowe wydanie Zarysu literatury polskiej w nakładzie
siedemdziesięciu tysięcy podpisano do druku w lutym 1953 r. Cóż to znaczy? Znaczy to, że
ani autorzy podręcznika, ani Ministerstwo Oświaty nie uważało za stosowne sprawdzić, co
zostało do druku podpisane i jaka jest aktualna wartość jedynego podręcznika omawiającego
literaturę Polski Ludowej.
Czy to jest wszystko, co szkoła daje uczniom w zakresie literatury współczesnej? Nie.
Maturzysta ma jeszcze znane mu z klasy ósmej Wypisy polskie . Jest to gruby tom obejmujący
okres od pozytywizmu do dnia dzisiejszego. Wypisy polskie idą już w trzecim wydaniu.
Nakład trzeciego wydania wynosi sto osiemdziesiąt tysięcy. Pod względem stylistycznym
Wypisy polskie lepsze są od Zarysu literatury z tej prostej przyczyny, że nie ma tam w ogóle
żadnego tekstu redakcyjnego. Autorzy ograniczyli się do wyboru autorów
charakterystycznych w ich mniemaniu dla okresu ostatniego siedemdziesięciolecia. Nie
umiem sobie wytłumaczyć, jak spółka autorska redagując Wypisy polskie mogła pominąć
takich poetów i pisarzy tego okresu, jak Stanisław Wyspiański, Wacław Berent czy Boy
Żeleński. Nie wiem, jakie względy nakazały pomieścić tam wiersze Urgacza, a pominąć
Marię Dąbrowską i Juliana Tuwima. Czemu znalazły się tam dwa wiersze Woroszylskiego,
ale tylko jeden króciutki fragment Stefana Żeromskiego.
Być może chór autorów Wypisów polskich odpowie mi, że nie tylko ważny jest wybór
pisarzy tego okresu, ale i problematyka utworów. Mam jednak poważne wątpliwości co do
znaczenia złych wierszy na tematy choćby najbardziej ze względów politycznych wskazane.
102327508.004.png
Jedyny wiersz Staffa pomieszczono w dziale „Rozkład kultury burżuazyjnej”. Jest to
wiersz „O szyby deszcz dzwoni jesienny”. Widać chodziło o pokazanie, że rozkład burżuazji
odbywał się w czasie deszczu.
Nie chodzi mi o mnożenie przykładów tego rodzaju, bo nie ma w nich niczego
rozweselającego. Jest to bardzo smutna i przykra sprawa, że niewątpliwe błędy popełnione
przez autorów Wypisów polskich i Zarysu literatury polskiej nie zwróciły dotąd niczyjej
uwagi, że podręczniki te z roku na rok zostają przez Ministerstwo Oświaty akceptowane bez
zmian. Alarmującym faktem jest, że w tej tak ważnej dla kultury polskiej dziedzinie nie
poprawa następuje, ale wyraźne pogorszenie. Podręcznik Wyki, Libery i Jakubowskiego
mimo takich czy innych zastrzeżeń spełnia swoje zadanie. Gdy jednak przychodzi do
omawiania okresów tak ważnych, jak dwudziestolecie i literatura Polski Ludowej, daje się do
rąk uczniom klas ostatnich wypisy i podręczniki złe, niechlujne – to znaczy politycznie
szkodliwe.
Sprawa jest nie tylko pilna, ale trudna i poważna. Można poprawić błędy stylistyczne,
można sprostować nieścisłe informacje, można dać sprawiedliwszy i zgodny z tradycją
naszego piśmiennictwa wybór autorów w wypisach szkolnych.
Te przykłady brakoróbstwa nie wynikają tylko z przypadku. Trzeba odważnie sięgnąć do
przyczyn, które powodują wulgaryzację podobnego traktowania piśmiennictwa. Nie należy
jednak popadać w przesadny pesymizm. Realizm i humanizm obronią się i przetrwają, ale jest
naszym obowiązkiem dbać, aby niekompetencja, lekkomyślność i prymitywizm nie
zaciemniały istotnej treści tych dwu pięknych idei naszej epoki.
102327508.005.png
Recenzja z książki telefonicznej
Pierwszą książką, którą przeczytałem po moim powrocie do kraju, było spore,
dwustustronicowe dziełko pt. Spis telefonów warszawskiego okręgu poczty i telekomunikacji .
Nie pusta ciekawość skłoniła mnie do tego czynu. Przeczytałem całą książkę telefoniczną
z taką uwagą i sumiennością, na jaką nie umiałbym zdobyć się czytając jakikolwiek inny
polski utwór współczesny. Czytałem to dzieło nocą, przy blasku świecy, gdyż powodem
bezpośrednim tej lektury było zepsucie się światła elektrycznego w moim mieszkaniu.
Cóż prostszego niż w podobnej sytuacji zatelefonować do pogotowia elektrycznego?
Trzeba oczywiście szukać numeru albo na „Pogotowie Elektryczne”, albo na „Elektryczne
Pogotowie”. Przerzucałem beztrosko stronice książki telefonicznej, aż powoli owładnął mną
nerwowy niepokój. Ani na „P”, ani na „E” upragnionego numeru nie znalazłem. A może na
„Zepsute światło”, albo „Światło uszkodzone?” Nie ma. Może na „Uszkodzenie prądu” albo
na.,Prądu uszkodzenie”? Nie ma. A może w ogóle nie ma Pogotowia Elektrycznego? Jest, bo
tak mi powiedział dozorca domu, a ja dozorcom domów wierzę. Wreszcie wpadłem na trop;
zacząłem szukać na „Siedź w ciemności” i znalazłem. Co prawda nie na „Siedź”, ale na
„Sieć”. Pragnę się z wami podzielić tym odkryciem. Jeśli zepsuje się wam światło,
telefonujecie, oczywiście bezskutecznie (bo Pogotowie Elektryczne prywatnych ludzi nie
obsługuje), pod „Sieć Elektryczna”.
Zaintrygowany tą niezwykłą przejrzystością układu książki telefonicznej zabrałem się do
metodycznej lektury tego dziełka.
Już na stronie trzeciej zastanowiła mnie uwaga: „Abonenci, których nazwa po ukazaniu
się spisu telefonów zmieniła się wskutek zmian wewnętrzno-organizacyjnych...” Cóż by to
znaczyć mogło? Czyżby to znaczyło, że abonenta, którego nazywaliśmy dyrekcją, obecnie
wobec zmian wewnętrzno-organizacyjnych należy nazywać centralnym zarządem? Albo
przeciwnie. A może chodzi o wewnętrzno-organizacyjne zmiany w życiu małżeńskim
abonenta? Są to jednak sprawy dość błahe. Również nie ma większego znaczenia, że pod
telefonem redakcji „Nowej Kultury” odzywa się redakcja „Muchy”. Są to pewnie jakieś
złośliwości wewnętrzne dyrekcji „Czytelnika”.
Poważniejsze wątpliwości budzi już przepis używania aparatu telefonicznego.
Obliczyłem, że do manipulacji, które tam są zalecone, trzeba mieć po osiem palców u każdej
102327508.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin