Chłodna woda obmyła jej bose stopy, sprawiając, że włoski na przedramionach stanęły dęba, a dreszcze przebiegły wzdłuż kręgosłupa. Wzdrygnęła się, lecz nie cofnęła w głąb plaży. Stała twardo w tym samym miejscu, choć zrobiło się jej zimno. Dzięki temu umysł pozostawał trzeźwo myślący. Żałowała, że nikt nie wylał jej na głowę kubła lodowatej wody parę dni wcześniej. Wtedy może nie robiłaby sobie wyrzutów sumienia z powodu tego, jak zachowała się na ognisku.
Wszystkim zawsze wydawało się, że Kim jest jedną z najspokojniejszych i najbardziej opanowanych osób w La Push. Ludzie jej ufali oraz uważali za lojalną i dojrzałą. Wystarczyło jednak parę minut, by zniszczyła to wyobrażenie. Wciąż miała przed oczami zaskoczone miny członków starszyzny i ich bliskich, którzy spoglądali to na nią, to na Jareda.
A pomyśleć, że zaczęło się tak niewinnie. Tydzień wcześniej ukochany opowiedział jej o jakimś tajemniczym spotkaniu, na którym muszą się razem zjawić. Zgodziła się bez stawiania oporu. Podniecenie Jareda tym wydarzeniem uznała za niezwykle urocze. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że może chodzić o coś, co zmieni całkowicie jej podejście do świata. Aż wreszcie nadszedł ten dzień. Ognisko, przy którym zasiedli najstarsi mieszkańcy La Push, ich rodziny i najbliżsi znajomi. Billy Black opowiada ciekawe indiańskie legendy, a następnie Jared zostaje wywołany na środek i z pomocą starszyzny opowiada o tym, co działo się z nim przez ostatnie tygodnie, o jakiejś przemianie, wpojeniu, wilkach i innych magicznych sprawach. Bawiło ją to do momentu, gdy zauważyła poważny wyraz ich twarzy. Zrozumiała wtedy, że nie żartują. Jej uśmiech przerodził się w coś podobnego do przerażenia pomieszanego z niedowierzaniem. Zaczęła coś bełkotać, a gdy Jared podszedł, by ją uspokoić, odepchnęła go i wypowiedziała słowa, które same ją teraz dziwiły.
Jak mogłeś to przede mną ukrywać? No jak?! Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz? Ty wcale mnie nie kochasz i nigdy nie kochałeś! To wszystko przez tę całą przemianę! Ja ci ufałam! Jak śmiałeś mnie okłamywać! Jesteś potworem! Niczym więcej!
Wykrzyczała to przez łzy i pobiegła do domu.
Od tego czasu nie widziała Jareda. Wątpiła, że w ogóle chciałby z nią mieć jeszcze kiedyś do czynienia. Na pewno go zraniła. Tamta sytuacja i natłok niesamowitych wiadomości ją przerosły. Nie panowała nad sobą i nad tym, co mówiła i robiła. Teraz pragnęła cofnąć czas i wszystko naprawić. Nie miała prawa tak postąpić. Przecież zależało jej na Jaredzie. Biegała za nim od dziecka, lecz dopiero niedawno zaczął zwracać na nią uwagę i wyznał jej miłość. Sprawy, o których ostatnio się dowiedziała, nie powinny wpłynąć na ich uczucia. Przecież to ten sam Jared. No, prawie ten sam. Dlaczego nie ugryzła się w język i nie przemyślała całej sprawy, tylko zrobiła z siebie najgorszą zołzę?
To ona była potworem. Nie Jared.
Westchnęła i poruszyła skostniałymi stopami. Nie miała odwagi pójść do jego domu i spojrzeć mu po tym wszystkim w oczy. Tak, okazała się tchórzem.
Zaprzepaściła coś, o czym marzyła latami. Wiedziała, że będzie sobie to wypominać do końca życia.
Zawiał mocny wiatr, więc objęła się ramionami. Zbliżał się wieczór i z każdą minutą robiło się coraz zimniej. Na pewno się przeziębi. Tego mogła być pewna bardziej niż na sto procent. Cofnęła się tak, by woda podczas przypływu nie dotykała jej nóg. Piasek przykleił się do spodniej części stóp, łaskocząc ją nieco między palcami. Rozejrzała się za butami, które rzuciła gdzieś na ziemię. Odwróciła się i zamarła.
W zaroślach na końcu plaży czaił się ogromny wilk o gęstej sierści. Wydał z siebie jakiś gardłowy odgłos i ruszył w stronę Kim, która odruchowo zaczęła iść do tyłu. Niestety potknęła się i upadła do wody, mocząc sobie ubranie. Nie martwiła się tym jednak. Ważniejszy okazał się basior, który zatrzymał się dwa metry od niej i wbijał w nią wzrok.
Serce zabiło jej sto razy mocniej, gdy stwierdziła, że jego oczy są łudząco podobne do...
- Jared – szepnęła cieniutkim głosem.
Wilk podreptał chwilę w miejscu, po czym przymknął powieki i warknął przeciągle. Kim nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Przednie łapy basiora zmieniły się w ludzkie ręce, a tylne w nogi. Cała sierść odpadła, odsłaniając oliwkową skórę, a pysk przeobraził się w głowę.
Tylko oczy pozostały te same.
Jego umięśnione, całkowicie nagie ciało w ogóle nie przypominało tego sprzed pół roku. Wtedy był niepozornym chucherkiem. Zmienił się tak zapewne przez przemianę.
Zbliżył się i wyciągnął ku niej dłoń, by pomóc jej wstać. Przyjęła ten gest i już po chwili wydostała się z wody. Odgarnęła długie włosy z twarzy i rzekła:
- Dziękuję.
- Nie chciałem cię wystraszyć. Przepraszam – powiedział smutno, patrząc na nią uważnie.
- Nic się nie stało.
Zapadła niezręczna cisza. Kim zastanawiała się, co Jared właściwie tutaj robi i czy się na nią złości. A może zamiast się zamartwiać, powinna spytać? Wtedy wszystko stałoby się jasne. To chyba odpowiedni moment na tę rozmowę. Taka okazja może się długo nie zdarzyć. Nie warto jej marnować.
- Bardzo się gniewasz? – zapytała cicho.
- O co?
- O moje zachowanie na ognisku.
Wbił wzrok w ocean, przystępując z nogi na nogę.
- Przepraszam. Byłam w szoku i nie wiedziałam, co mówię. Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Najpierw nie zwracałeś na mnie uwagi, potem wyznałeś, że coś do mnie czujesz, po czym okazało się, że umiesz zmieniać się w wilka. Jakbyś zareagował na moim miejscu?
Nie odpowiedział. Nadal patrzył w to samo miejsce. Wyglądał zupełnie, jakby jej nie słuchał lub nie wiedział, co odpowiedzieć. Kim zmartwiła się, że jej najgorsze przeczucia się spełniły. Jared nie chce mieć z nią już nic wspólnego.
- Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, ale naprawdę żałuję tego, jak się zachowałam.
Łzy napłynęły jej do oczu, ale dzielnie nie pozwalała im spłynąć po policzkach.
- Nie chcę cię stracić – wydukała w końcu.
Chłopak nareszcie na nią spojrzał. Przez jego twarz przemknął blady uśmiech. Westchnął i rzekł:
- Nie potrafię się na ciebie gniewać. Nawet gdybym chciał, nie mógłbym. Za bardzo cię kocham.
- Mówiłeś, że się wpoiłeś. A to nie jest miłość, prawda?
- Faktycznie, to nie miłość. Wpojenie to coś poważniejszego i bardziej wymagającego. To sprawia, że nie mogę bez ciebie normalnie funkcjonować, myśleć o niczym innym. Każda komórka mojego ciała woła do ciebie i płonie, gdy jesteś daleko. Wpojenie jest na całe życie. Nie można tego cofnąć, czy też o tym zapomnieć. Po prostu nie mogę bez ciebie żyć, Kim.
Dziewczynie zaschło w gardle. Dopiero teraz zrozumiała, co to wszystko oznacza. Karciła się w myślach za to, że uważała Jareda za potwora. Nic bardziej mylnego. Był aniołem, który właśnie złożył jej w ofierze swoje serce, zarzekając, że na zawsze pozostanie tylko jej własnością.
Rozpłakała się. Jednak nie ze smutku, lecz radości. Rzuciła się Jaredowi na szyję i zaczęła w kółko przepraszać i prosić o wybaczenie, przeplatając to z miłosnymi wyznaniami. Jared śmiał się cicho pod nosem, a gdy nie mógł już znieść jej powtarzania, zatkał jej usta namiętnym pocałunkiem.
- Przestań buczeć, bo wyglądasz jak przejrzały pomidor – zażartował, gładząc ją po policzku.
- Ja chociaż nie paraduję po plaży na golasa – odparowała z uśmiechem.
- Zarówno do tego, jak i wielu innych rzeczy musisz się przyzwyczaić. Chyba ci się uda, prawda?
- Oczywiście.
Objął ją ramieniem i cmoknął w czubek głowy.
- Chodźmy, bo i tak już wymarzłaś.
- Teraz już mi ciepło. Na dodatek warto było – odparła.
Chwyciła swoje buty i ruszyli przed siebie.
Wiedzieli, że wiele razy jeszcze się pokłócą, wypowiedzą wiele przykrych słów i będą mieć wątpliwości. Przed nimi długa droga, którą mieli zamiar przejść wspólnie. I nie miały im w tym przeszkodzić już żadne tajemnice.
Zarówno te pospolite i zwyczajne, jak i magiczne i na pozór nierealne.
Minia1212