Religia w armii Cesarstwa Rzymskiego - krótki zarys.doc

(132 KB) Pobierz

Religia w armii Cesarstwa Rzymskiego - krótki zarys

Armia starożytnego Rzymu jako integralna część państwa była włączona także w oficjalne życie religijne. System wierzeń legionistów składał się z trzech uzupełniających się części. Były to obrzędy, kult osoby panującego, kult bóstw Rzymu, sztandarów oraz znaków. Co prawda w kalendarzu świąt były także takie, które wiązały się ze świętami cywilnymi, ale to wynikało oczywiście z ich dużego znaczenia w życiu państwa rzymskiego.

Sakralne znaczenie miała nawet jak się wydaje nawet dość częsta, szczególnie w czasie przemieszczania się armii, czynność zakładania obozu legionowego           

 

Według tradycji rzymskiej najstarszy obóz miał założyć w Italii Eneasz, który wylądował po ucieczce z Troi koło Laurentum (dziś Torre di Capocollo). Nazwał go Nową Troją, alba Castra Trojana. Pierwotnie castrum był to więc rodzaj umocnionego osiedla, zamieszkałego przez duże gromady-rodziny, rządzone przez ojców tych rodzin. Najstarsze castrum było zapewne rodzajem zagrody dla zwierząt i ludzi, następnie osadą samych ludzi, a w końcu legionu.

 

         Obóz miał bardzo duże znaczenie w taktyce wojska rzymskiego. Polibiusz, opisując sposób walki Rzymian wskazuje, że codzienne zakładanie obozu na noc w czasie marszu było jedną z przyczyn ich sukcesów. Takie jednorazowe obozy były zakładane w następujący sposób: najpierw wyznaczano miejsce dla praetorium (placu, gdzie znajdowały się namioty dowódców i aedes) i ustalano, w którym miejscu będzie się znajdować porta praetoria. Było to główne wejście do obozu, zwykle zwrócone w stronę wrogiego terytorium. Następnie budowano palisadę (każdy legionista dźwigał dwa pale), niekiedy wykopywano rów na zewnątrz. Na końcu rozbijano namioty. Było to zatem coś w rodzaju codziennego rytuału, spełniającego dużą rolę w psychice zmniejszającego obawy przed zagrożeniem ze strony wroga.

 

Obozy stałe (fortece) zakładano w podobny sposób, większy nacisk kładąc na dokładne wymierzenie przestrzeni obozu, która musiała uwzględnić ukształtowanie terenu, zaopatrzenie w wodę, oraz liczbę legionistów mających tam stacjonować. Wyznaczanie planów wszelkiego rodzaju obiektów rozpoczynano od ustalenia środka i kierunków, w jakich był zorientowany obóz. Środek oznaczano kołkiem lub gwiazdą mierniczą. Zwykle obozy orientowano wg stron świata, dlatego przy tym punkcie stawał kapłan lub mierniczy i przy pomocy gromy (węgielnicy kątowej) lub trójkąta pitagorajskiego oraz słońca ustalał kierunki stron świata. Potem od punktu odmierzano po dziesięć rąk (decem manus, decumanus), tj. ok. dziewięć metrów z każdej strony. Zwykle założenie stałego obozu było dużą uroczystością, dlatego w centralnym punkcie osadzano na stałe gwiazdę, będącą podstawą gromy. Taki obiekt zwano inaugurata.

 

 Założony obóz stawał się miejscem, które samo w sobie posiadało sakralne znaczenie. Jego centrum było aedes, czyli kaplica sztandarów. Znajdowały się tam znaki wszystkich oddziałów i orzeł, symbol nie tylko legionu, ale też Jowisza, głównego boga Rzymu, oraz cesarza - a więc całego Imperium. Od momentu wprowadzenia świętych znaków do aedes, przestrzeń obozu stawała się miejscem pod szczególną opieką, integralną częścią państwa rzymskiego. Rzymianie postępowali w taki sposób chcąc także ogłosić swoje panowanie nad wrogimi obszarami. Kiedy zwyciężyli Judejczyków w 70 roku n.e., przynieśli swe sztandary do świątyni Jahwe, obwieszczając tym samym swoje zwycięstwo. Tak samo w czasie marszu żołnierze znajdowali się pod stałą opieką swoich orłów i sztandarów.

 

         Od świata zewnętrznego obóz oddzielony był murami czy wałami. Były one uważane przez Rzymian za święte. W legendzie o założeniu Rzymu Romulus zabił Remusa właśnie za przekroczenie wału. Bóstwami opiekuńczymi wałów oraz innego rodzaju granic były Lary. Przekraczanie granic było karane w prawie rzymskim. Mówiło ono, że jeśli dezerter z obozu ukryje się w mieście, będzie karany śmiercią, a wkroczenie obcego przez wał  do obozu było zagrożone taką samą sankcją. Polibiusz wspomina także o karaniu żołnierzy w ten sposób, że musieli spędzać noc na zewnątrz obozu.

 

         Granica, czy mury oddzielały świat otaczający legionistów od ich własnego środowiska. Często były to światy diametralnie różne. Dlatego nie dziwi dbałość dowódców o izolację terenu legionu od często demoralizującego wpływu osiedli przyobozowych. Wyznaczano granicę tak zwanego territorium legionis, zarządzanego bezpośrednio przez dowódcę legionu. Obszar taki rozciągał się od kilkuset metrów do ponad kilometra wokół obozu. Sam obóz był więc dość ściśle (choć nie całkowicie) odseparowany od wpływu obcych religii. Było to tak silnie zakorzenione w tradycji armii, że nawet Konstantyn Wielki utrzymywał politykę takiej separacji Choć wiadomo, że podróżował z nim biskup chrześcijański, to jego namiot rozstawiano poza obozem. Cesarz ponoć sam się tam modlił.

 

 

        


Ceremonie i uroczystości.

Wypowiedzeniu wojny przez Rzymian towarzyszył od najdawniejszych czasów dość skomplikowany rytuał, którego właściwe znaczenie nie jest dokładnie znane. Wydaje się, że armie stacjonujące na limesie raczej nie zajmowały się sakralnymi formalnościami, nagłe ataki barbarzyńców zmuszały do szybkiego działania.

 

Rozpoczynano od clarigatio - uroczystego żądania zadośćuczynienia ogłaszanego potencjalnym wrogom przez kapłana fetialis, który udawał się do nieprzyjaciół w wieńcu z traw. Potem dawano im 30 dni na ewentualne rokowania. Gdy nie uginali się pod naciskiem Rzymu, senat uchwalał wojnę, fetialis ponownie udawał się do granic nieprzyjacielskiego kraju i wbijał weń włócznię z żelaznym grotem, lub opalaną, koloru krwi. Później, w czasie wojny z Pyrrusem (282-272 r. p.n.e.), gdy rzucanie włóczni we wrogą ziemię stało się problemem, kazano jeńcowi z wojska Pyrrusa wykupić kawałek ziemi koło świątyni Bellony, za murami Rzymu (ager hosticus), gdzie rzucano włócznią przy wypowiadaniu wojen. Wiadomo, że praktykowano ten zwyczaj jeszcze w czasach Marka Aureliusza.

 

 Zwykle na wojnę wyruszano wiosną. Towarzyszyły temu obrzędy związane z bogiem wojny - Marsem. Najdawniejszy Mars miał dwa atrybuty: włócznie i tarcze. Wódz wchodził do pomieszczenia, gdzie były przechowywane, poruszał włócznie i mówił: Marsie, czuwaj! (tzn. obudź się ze snu). Potem skoczkowie (salii) brali święte tarcze i rozpoczynali taniec symbolizujący walkę z wrogiem.

 

 W późniejszych czasach powstały kolegia kapłańskie Saliów, które co roku, w marcu, powtarzały ten obrzęd, zastępując wodza w wypowiadaniu formułki: Marsie, czuwaj! Saliowie szli w procesji przez miasto, rytmicznie bijąc drągami w tarcze. Pochody takie trwały wiele dni, codziennie kończyły się ucztą zwaną saliaris. Uroczystości te miały znaczenie wyłącznie symboliczne. Po tych obrzędach święcono konie (Equirri, 14 marca), broń (Quinquatrus, 19 marca), trąby (Tubilustrum, 23 marca). Po powrocie wojsk z wojny odbywało się oczyszczanie koni (15 października) i broni (19 października). Przy obrzędach oczyszczania i poświęcania koni odbywały się na Polu Marsowym wyścigi konne, następnie składano w ofierze konia (Equus October), była to prawdopodobnie ofiara całopalna.

 

 Przed wyruszeniem w pole wódz ślubował bogom wota i składał ofiary. Mogły one też być przyrzekane w czasie wojny. Po zwycięskiej bitwie zwykle żołnierze układali stosy ze zdobycznej broni i je palili, lub stawiali tropajony. Broń bywała także zabierana do kraju i składana w świątyniach lub domach jako spolia. W okresie cesarskim specyficzną formą wyrażania wdzięczności bogom były łuki triumfalne, tropea (np. w Adamklissi) i kolumny zwycięstwa.

 

Zwycięskim wodzom senat uchwalał niekiedy triumf. Było kilka warunków przyznania tego zaszczytu: wojna musiała być prowadzona z wrogiem zewnętrznym, musiała odbyć się decydująca, wielka bitwa, wojna musiała być szczęśliwie zakończona. Znanych jest kilka opisów procesji triumfalnych (pisze o tym Appian  w  Wojnach Punickich 66). Pochód zaczynał się na Polu Marsowym i wiódł przez Forum Romanum na Kapitol. Miał znaczenie sakralne, gdyż był poświęcony bogom. Na jego czele szli senat i dostojnicy państwowi, potem muzykanci, następnie niesiono łupy, modele zdobytych miast i ziem, ich nazwy, potem prowadzono jeńców i zwierzęta ofiarne. Na końcu jechał triumfator w purpurowych szatach, na rydwanie zaprzężonym w czwórkę białych koni, z twarzą pomalowaną na czerwono. Wódz występował tu jako wcielenie Jowisza. Na głowie miał wawrzynowy wieniec i takąż gałązkę w ręku. Za nim na rydwanie stał niewolnik, trzymający nad jego głową złotą koronę. Za wodzem kroczyło jego wojsko, także udekorowane gałązkami wawrzynu. Po dotarciu na Kapitol triumfator oddawał Jowiszowi gałązkę wawrzynu i składał ofiarę w jego świątyni. Całość kończyła uczta. Jeśli wódz nie spełnił warunków odbycia triumfu, przyznawano tzw. ovatio (owację), zwycięzca odbywał pochód pieszo, później konno w todze przetykanej (toga praetexta) i wieńcu mirtowym. Jako ofiarę składał owcę, stąd niekiedy jest wywodzona nazwa tego rytuału (łac. ovis - owca). Triumf, w czasach Republiki dla wybitnych wodzów, August zastrzegł wyłącznie dla panującego i jego rodziny. Ostatnim człowiekiem prywatnym, który dostąpił tego zaszczytu był w 19 r. p.n.e. Cornelius Balbus. Późniejszych zwycięskich wodzów musiały zadowolić ornamenta triumphalia.

 

         Z limesu wiadomo o ciekawym obrzędzie, który odbywał się co roku na placu do ćwiczeń obok obozu. Trzeciego stycznia oficerowie wystawiali na nim nowy ołtarz, a zeszłoroczny zakopywano. Dużo tego rodzaju ołtarzy znaleziono w Maryport w Wielkiej Brytanii. Większość z nich dedykowano Jowiszowi, inne Marsowi, bogini Romie, czy Wiktorii Augustae. Podobne znaleziska znane są również w innych miejscowościach w Brytanii - Bridoswald, Auchendavy. Przypuszczalnie plac ćwiczeń stanowił miejsce będące przedłużeniem placu principia, gdzie oddawano cześć tylko najważniejszym bóstwom.

 

         Ważnym obrzędem była też przysięga (sacramentum). Nie jest znany jej pełny tekst, ale można powiedzieć, że zobowiązywała legionistów do wierności w czasie pełnienia służby. W czasach Republiki była ona bardzo długa i skomplikowana, więc wypowiadał ją tylko jeden człowiek, a wszyscy żołnierze powtarzali za nim „idem in me” (to samo i ja mówię). Potem została skrócona tak, że mogła być wypowiadana przez poszczególnych żołnierzy. Gdy nastało cesarstwo, adresatem przysięgi stał się zamiast dowódcy legionu cesarz. Wtedy też nabrała ona charakteru religijnego (wcześniej był to akt świecki), szczególnie mocno to zostało podkreślone w III w., kiedy nastąpił kryzys w Imperium. Nie bez znaczenia był tu zapewne też wpływ chrześcijaństwa. Tertullian na początku III w. pisze, że:

 

"nie ma zgody pomiędzy boskim i ludzkim sakramentem, pomiędzy sztandarem Chrystusa a obozem ciemności" (Tertullian, De idolatria 19,2).

 

         Po triumfie chrześcijaństwa przysięga zachowała swój sens, ale dodano, że była składana w imieniu Boga, Jezusa i Ducha św. oraz majestatu cesarza. Na podstawie Feriale Duranum wiadomo, że miała ona miejsce co roku 3 stycznia, oraz z okazji objęcia władzy przez nowego cesarza. Poza przysięgą wierności żołnierze składali także codziennie przysięgę, że będą sumiennie wypełniać swoje obowiązki. Istniał też szczególny rodzaj przysięgi składanej przez żołnierzy po założeniu obozu, zobowiązującej ich do powstrzymywania się od wzajemnego okradania.


Kult cesarza.

         Z kultem władcy spotykamy się w starożytności od najdawniejszych czasów. W Egipcie faraon był utożsamiany z bogiem lub uważany za jego syna. Kult boskiej osoby władcy pojawił się też w państwie akkadyjskim Sargona I, ale nie doszło tam do jego utrwalenia. Idea deifikacji osoby żyjącej nie była także obca starożytnym Grekom, którzy już około 400 r. p.n.e. zaczęli czcić swoich wodzów. Tendencje te doprowadziły, jak się wydaje, do deifikacji za życia Aleksandra Wielkiego. Trudno ocenić jednoznacznie, skąd wzięły się dążenia późniejszych władców do jego naśladowania. Mieszały się tu zapewne wpływy greckie, gdzie bogów utożsamiano z ludźmi, nadawano im postać ludzi, oraz Wschodu, gdzie co prawda władcy nie byli równi bogom, ale posiadali władzę absolutną. To zadecydowało zapewne o tym, że Seleucydzi i Lagidzi wprowadzili kult władcy w swoich państwach.

 

         Wodzowie rzymscy chcieli naśladować Aleksandra Wielkiego. Czynnikiem dodatkowym był też kult o charakterze militarnym Herkulesa z przydomkiem Victor lub Invictus, mający swój rozkwit w III-II w. p.n.e. Do rozwoju kultu imperatora przyczynił się także kult bogini Romy, który powstał na Wschodzie w miastach greckich ok. 195 r. p.n.e. Rzymianie, często witani tam jako oswobodziciele, byli otaczani czcią podobną do tej oddawanej następcom Aleksandra Wielkiego. Na Zachodzie Cornelius Scipio (Africanus) został w 209 r. p.n.e. obwołany przez wojsko imperatorem. Tytuł ten był związany z Jowiszem, otaczanym czcią w Praeneste właśnie z tym przydomkiem. Było to jawne wskazanie na to, że Jupiter jest bóstwem opiekuńczym zwycięskiego wodza. Podobna cześć otaczała innych wielkich dowódców. Gajusz Mariusz po zwycięstwie nad Cymbrami i Teutonami w 101 r. p.n.e. został nawet uznany za trzeciego założyciela Rzymu po Romulusie i Kamillusie. Za wybrańca bogów uważał się także Korneliusz Sulla oraz Gnejusz Pompejusz, mieniący się następcą Aleksandra Wielkiego. Jednak żaden z wodzów rzymskich z czasów Republiki nie wprowadził swojego oficjalnego kultu w Rzymie.

 

         Pierwszym Rzymianinem, który, jak się wydaje, w sposób zdecydowany dążył do wprowadzenia kultu własnej osoby za życia, był Cezar. Taką politykę religijną zapoczątkował od roku 46 p.n.e. po bitwie po Thapsus, a szczególnie po bitwie pod Mundą w rok później. Bardzo znacząca była tu zgoda na umieszczenie jego wizerunków na monetach (dotąd przywilej ten był zarezerwowany dla bogów, oraz przodków wybitnych osób), oraz uchwała senatu o umieszczeniu jego posągów we wszystkich świątyniach Rzymu i Italii. Najważniejsze było uznanie Cezara za boga (Jupiter Julius) i wyznaczenie na kapłana jego kultu Marka Antoniusza, który sam po objęciu władzy na Wschodzie przejął tradycje władców hellenistycznych i został ubóstwiony.

 

         August w przeciwieństwie do Cezara prowadził ostrożniejszą politykę religijną. Nie chciał dopuścić do skupienia w swoim ręku władzy górującej ponad całym państwem, co mogłoby wywołać spiski przeciwko niemu. W rzeczywistości jego polityka religijna była prowadzona dwutorowo. W Italii nie był uznawany bezpośrednio za boga, choć upowszechniał kult swojego przybranego ojca - Cezara. W prowincjach, szczególnie wschodnich, propagował kult swojej osoby jako element polityki wzmacniającej państwo. Na Wschodzie, gdzie istniały długie tradycje czci religijnej oddawanej władcy, nie było to trudne (np. świątynia Augusta i Romy w Ankyrze). W Rzymie jedyną formą kultu osoby panującej były figurki Geniusza Augusta wprowadzone do larariów po reformie administracyjnej miasta w 7 r. p.n.e. W zachodnich prowincjach wprowadzanie kultu Augusta rozpoczęto w Hiszpanii między 19 a 13 r. p.n.e., w 12 r. p.n.e w Galii zaalpejskiej (Lugdunum - ołtarz Romy i Augusta) i niedługo potem w Germanii. Prowincje niezromanizowane były wiązane w ten sposób mocniej z Rzymem za pośrednictwem jego boskiego władcy. Z pewnością August szczególne znaczenie przywiązywał do swojej propagandy w armii rzymskiej. Świadczy o tym charakter świąt w Feriale Duranum, z których wiele związanych było z jego osobą. Może to oznaczać, że wprowadzano je już w czasie wczesnego cesarstwa. Z czasów Augusta pochodzą też pierwsze, co prawda nieliczne, wizerunki cesarzowej Liwii z terenów nadreńskich, które jednak trudno uważać za dowody oficjalnego kultu.

 

         Następcy Augusta prowadzili w kwestii swojego kultu różnorodną politykę, od Tyberiusza, który nawet zabraniał wznoszenia swoich świątyń i wystawiania posągów bez zezwolenia, do Kaliguli, który według Swetoniusza, sprowadzał do Grecji posągi bogów, usuwał im głowy i osadzał swoje podobizny. Kazał on również połączyć Palatyn z Kapitolem mostem, aby mieć łatwiejszy dostęp do świątyni Jowisza. Można go było także widzieć ze złoconą brodą, trzymającego w ręku piorun, trójząb, kaduceusz lub nawet w stroju Wenery (Swetoniusz, C. Caligula, 52). Były to postawy skrajne, większość władców zajmowała stanowiska umiarkowane, odbierając cześć boską za życia jedynie w prowincjach, początkowo łącznie z boginią Romą, a później bez niej.

 

         Szczególny rozwój prowincjonalnego kultu władcy nastąpił za dynastii flawijskiej i był popierany również przez Antoninów. Trajan był cesarzem, który zorganizował swój kult w prowincjach naddunajskich, przy czym, jak się wydaje, obejmował on samego cesarza - bez bogini Romy. Hadrian szczególnie popierał kult Romy, który od jego czasów zdobył wielką popularność w całym Imperium. Hadrian wprowadził także po raz pierwszy do kalendarza świąt wojskowych dni poświęcone pamięci deifikowanych kobiet z rodziny cesarskiej, siostry Trajana Marcianny i jej córki Matidii.

 

         W rozwoju kultu cesarskiego ważne jest posunięcie Septymiusza Sewera, który ustanowił kult całej rodziny cesarskiej (domus Augusta) jako rodziny bóstw (domus divina). Nastąpił też szczególny rozwój czci deklarowanej cesarzowej jako mater castrorum. Tytuł ten pojawił się już za czasów Faustyny Młodszej. Do większego znaczenia doszedł, gdy cesarzową była Julia Mammea, mająca duże poważanie w armii. O jej znaczeniu świadczy fakt, że jej popiersia ukazywały się na monetach razem z cesarzem Aleksandrem Sewerem.

 

         Po upadku dynastii Sewerów następuje osłabienie kultu cesarskiego. Ponowne ożywienie, ale w formie o zupełnie innym znaczeniu, nastąpiło w czasach kształtowania się Dominatu, kiedy to cesarz stał się pośrednikiem pomiędzy bóstwem a ludźmi, otrzymywał od bogów władzę i tylko przed nimi odpowiadał. Pozostałością po dawnej formie kultu było nadawanie cesarzowi aż do Walentyniana (364-375) pośmiertnego tytułu Divus.

 

         Podsumowując: kult cesarski w armii rzymskiej rozwinął się z kultu otaczającego wodzów w okresie Republiki, który w czasach Cesarstwa pod wpływem kultury Wschodu oraz świadomej polityki władców przybrał formy religijne. Wydaje się, że większą gorliwość w oddawaniu boskiej czci cesarzowi wykazywały oddziały w jego najbliższym otoczeniu, a także mniej zromanizowane jednostki pomocnicze. Cześć była oddawana ubóstwionym, nieżyjącym władcom, ich matkom i żonom oraz geniuszowi żyjącego cesarza, a także jego matki lub żony. Geniusz władcy otaczany był szczególnym kultem, gdyż składano mu w ofierze byka, tak jak głównym bóstwom Rzymu.

 

         Specyficzną formą kultu cesarskiego była cześć oddawana Numen Augusti (duchowi opiekuńczemu Augusta), wprowadzona przez Oktawiana na krótko przed śmiercią, rozwijająca się bardzo powoli prawie wyłącznie na terenie północno-zachodnich prowincji Imperium - Galii i Brytanii. Kult Numina Augustorum w znaczeniu czci oddawanej wszystkim ubóstwionym cesarzom pojawił się w I połowie II w., a na początku III w. rozpowszechnił się kult Numen Augusti żyjącego władcy. Szczególne znaczenie ta forma kultu cesarskiego miała w Brytanii, gdzie ok. 2/3 wszystkich inskrypcji poświęconych numen cesarzy zostało wystawione przez żołnierzy.


Kult orłów legionowych (aquilae) i znaków (signa).

         Orły jako symbol legionu pojawiły się na skutek reformy wojskowej Mariusza w końcu II w. p.n.e. Każdy legion otrzymał wtedy swój numer i srebrnego orła. Ptak ten od dawna był uważany za atrybut największego rzymskiego boga - Jupitera. Jego zadaniem było chronić Wieczne Miasto w okresie Republiki, a później roztaczał swoją opiekę także nad cesarzem. Orzeł był uznawany za szczególnie dobry znak wróżebny w czasie wojny. Np. Swetoniusz wspomina, że gdy oddziały Triumwirów zebrały się pod Bolonią, orzeł usiadł na ich namiocie i strącił dwa kruki, które go zaatakowały (Swetoniusz, Divus Augustus 94,7). Tenże autor opisuje historię z czasów panowania Witeliusza - cesarz wysłał naprzód armię, wtedy nad jego sztandar nadleciał orzeł, okrążył go i poleciał nad drogą, którą kroczyło wojsko (Swetoniusz, Vitellius). Inny autor, Tacyt, opisuje w swoich Rocznikach, jak Germanik walcząc z Cheruskami, zauważył osiem orłów, co uznał za dobry znak i wykrzyknął:

 

"Naprzód, za ptakami Rzymu, duchami opiekuńczymi Rzymu!" (Tacyt, Ann II, 17).

 

         Trudno się więc dziwić, że orzeł, jako symbol legionu, miał ogromne znaczenie. Jego utrata zwykle kończyła się rozwiązaniem legionu, choć zdarzały się wyjątki, jak np. legion XII Fulminata, który na początku powstania żydowskiego w 66 roku został przeniesiony do Kapadocji w konsekwencji utraty orła. Stało się tak prawdopodobnie na skutek okoliczności tego zdarzenia, gdyż głównym winowajcą był dowódca, a nie sami legioniści. "Pechowe" - utracone, a następnie odzyskane orły, nigdy nie były ponownie używane przez legion, lecz umieszczano je w świątyni Marsa Ultora. W 20 r. p.n.e. August wybudował małą świątynię dla znaków wojskowych, które odzyskano w drodze rokowań po wojnie z Partami. Orły republikańskie- srebrne-w czasach cesarstwa zastąpiono złotymi lub, co bardziej prawdopodobne, pozłacanymi. Kasjusz Dion wspomina, że niektóre orły legionów Pompejusza trzymały w szponach złote pioruny (Dio, XLIII, 35), a więc atrybuty Jowisza. W dniu, kiedy legion rozpoczynał swoją służbę, otrzymywał orła. Odtąd dzień ten stawał się świętem legionu, zwanym dniem urodzin orła (dies natalis aquilae). Trudno powiedzieć, czy orły spełniały jakąś praktyczną rolę w czasie walki. Prawdopodobnie wskazywały miejsce, gdzie znajdował się sztab (zwykle za pierwszą kohortą).

 

         Oprócz orłów, czcią otaczano także sztandary, które prawdopodobnie miała każda kohorta. Historyczne wzmianki o signach pojawiają się, gdy armię rzymską zorganizowano w manipuły. Signum legionowe składało się z drzewca, na którym były osadzone jeden pod drugim phalerae - rodzaj orderów wojskowych w formie okrągłego, srebrnego dysku. Odznaczenia te były wyróżnieniem dla całego legionu. Poniżej phalerae znajdował się zwykle półksiężyc, a powyżej poprzeczka, na której końcach zwisały wstęgi. Ponad poprzeczką mógł być umieszczony wieniec, w którym często zauważyć można otwartą dłoń, być może symbol Fides (wierności). W signach pretorianów charakterystyczne było umieszczanie na drzewcu zamiast phalerae wizerunków cesarza, w postaci popiersia w clipeum, lub siedzącego na tronie. Na signum znajdowały się także symbole legionu, będące zwykle znakami zodiaku, które miały związek z bóstwami opiekuńczymi legionu, np. baran był symbolem legionu I Minervia, gdyż słońce stoi w tym znaku w miesiącu, który był poświęcony tej bogini. Wyobrażenia tych symboli mogły być umieszczone pod phalerae, a od III w. także na szczycie drzewca. Sztandary auxilliów były bardziej uproszczone i składały się zazwyczaj z kawałka płótna zawieszonego na poprzeczce oraz mogły być zwieńczone statuetką Wiktorii. Forma sztandarów wskazuje niedwuznacznie na ich sakralny charakter, choć miały one także oczywiście ogromne znaczenie praktyczne, gdyż pozwalały utrzymać szyk i porządek w czasie bitwy, stąd często spotyka się w literaturze starożytnej określenia "przed sztandarami" (ante signa) i "za sztandarami" (post signa).

 

         Znaki wojskowe, podobnie jak orły, były wyposażone w świętą moc (numen), która wiązała je z żołnierzami. O czci, jaką je otaczano, świadczy opis Swetoniusza mówiący, że gdy Artaban, król Partów, zawarł pokój z Rzymianami, oddał cześć orłom, wizerunkom cesarza i innym sztandarom (Swetoniusz, C. Caligula 14,5). Także chrześcijański filozof, jeden z Ojców Kościoła, Tertullian, ironizując w polemice z poganami w sprawie czci oddawanej przez chrześcijan krzyżowi, mówi tak:

 

         "Ale wy i "boginie zwycięstwa" czcicie na pomnikach, gdzie krzyże tworzą wewnętrzne urządzenie.

 

         Cała żołnierska religia rzymska czci sztandary wojskowe, na sztandary te przysięga, sztandary te przenosi nad wszystkich bogów. Wszystkie te znaki na sztandarach wojskowych nagromadzone i porozwieszane to ozdoby na krzyże, płócienne znaki jeźdźców i chorągwie to ubiór na krzyże. Pochwalam waszą troskliwość: nieozdobionych i gołych krzyży nie chcieliście uważać za świętość" (Tertullian, Apologeticum 16,8).

 

         Choć sztandary i orły otaczano w wojsku wielką czcią, to zwykle w inskrypcjach na ołtarzach wystawianych, np. z okazji dnia urodzin orła, głównym adresatem dedykacji był Jowisz. Mogły być to też same signa, lecz występujące zawsze w towarzystwie innych bóstw. Może to świadczyć o tym, że cześć dla znaków wojskowych nie była tożsama z czcią dla "zwykłych", upersonifikowanych bogów. Sztandary miały również swoje własne święto, zwane Rosaliae Signorum. Zostało ono zidentyfikowane na podstawie Feriale Duranum. Było obchodzone 10 i 31 maja. Przypuszcza się, że w czasie tych uroczystości znaki były wynoszone z kaplic i zdobiono je różami. Prawdopodobnie to święto wywodziło się z innych świąt o charakterze cywilnym. Jest to także jeszcze jeden dowód na cześć oddawaną właśnie sztandarom, a nie tylko orłowi, gdyż Feriale Duranum było dokumentem należącym do XX kohorty palmyreńskiej, a więc jednostki nie posiadającej własnego orła.

 

       ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin