bajki terapeutyczne.doc

(225 KB) Pobierz
Kiedy dziecko nie wierzy w siebie i jest nieśmiałe

Kiedy dziecko nie wierzy w siebie i jest nieśmiałe.

Bajka terapeutyczna - "Przygoda ołówka"
A było to tak: W sklepie papierniczym wśród różnych przedmiotów
leżał sobie kolorowy piórnik, który nie mógł się doczekać, aż ktoś
go kupi. Pewnego dnia do sklepu razem z mamą przyszła mała Zuzia,
która kupiła piórnik i powiedziała, że razem z nim będzie chodzić do
przedszkola.
W piórniku mieszkałem ja, szary ołówek, obok kolorowe kredki,
pisaki, gumka do mazania, nożyczki, linijka, temperówka, długopis i
pędzelek. Nasze mieszkanie było bardzo kolorowe, wprost bajecznie
kolorowe, każdy miał swoje miejsce, równo poukładane kredki pyszniły
się swoimi barwnymi łebkami. Pachnąca gumka roztaczała zapach i
wykrzykiwała, że mają być grzeczne, bo inaczej to ją popamiętają!
Pisaki wystrojone w śliczne czapeczki już szykowały się do
rysowania, nożyczki do cięcia, linijka do podkreślania, temperówka
do strugania, długopis do pisania, a pędzel do malowania.
Naszego domku strzegł suwak, który zamykał i otwierał piórnik. Nocą
często wyobrażaliśmy sobie, jak to będzie i kto z nas pierwszy
zobaczy przedszkole, kto pierwszy będzie rysował, malował, wycinał?
Kolorowe kredki przechwalały się, która z nich jest najpiękniejsza,
pisaki chichotały i zaczęły wyśmiewać się ze mnie. Zrobiło mi się
smutno, że takiego szaraka nikt nie będzie brał do rysowania.
Aż wreszcie nadszedł ten dzień. Suwak często otwierał swe drzwi, co
rusz wychodziły kredki i inne przybory. Przez uchyloną szparę
słychać było gwar, śmiechy, muzykę, tylko ja jeszcze nie widziałem
przedszkolnej Sali.
Zacząłem zastanawiać się, dlaczego Zuzia mnie nie wybiera, było mi
smutno i z boku przyglądałem się wesołym przyborom.
Kolejnego dnia Zuzia wyciągnęła mnie nareszcie z piórnika, zrobiłem
kreseczkę, laseczkę i już chciałem narysować pieska, wtem z piórnika
wypadła pachnąca gumka i zniszczyła wszystko to, co narysowałem.
Było mi bardzo smutno, poczułem się źle, chciało mi się płakać,
przecież wydawało mi się, że umiem rysować. Mijały kolejne dni w
przedszkolu, a ja wciąż siedziałem uwięziony w swojej przegródce.
Nocą wszystkie przybory zmęczone po całodziennej pracy smacznie
spały, a ja kręciłem się z boku na bok i nie mogłem zasnąć. Tylko
poczciwy suwak otwierał swe drzwi i mówił do mnie: „Nie martw się,
będzie dobrze, przyjdzie czas, że będziesz najważniejszy dla Zuzi,
na pewno…”
I tak się stało. Nazajutrz w przedszkolu pani powiedziała do
dzieci: „Dzisiaj potrzebne wam będą tylko ołówki, będziemy rysować
szlaczki.”
Gdy Zuzia wzięła mnie do ręki, byłem tak roztrzęsiony, że aż się
złamałem. Wtedy to suwak szybko się rozsunął i wypchnął temperówkę,
która w mig mnie zaostrzyła. I już roztańczyłem się na kartce –
kółeczka, kreseczki, laseczki to moja specjalność. I nie tylko, bo
odtąd Zuzia nie mogła się obejść bez mojej pomocy. Rysowaliśmy
portrety wszystkich członków rodziny Zuzi, szarugi jesiennego
deszczu, a nawet kopalnię. Było wspaniale. Teraz już wiem, że jestem
ważny, a nawet niezbędny. Jestem po prostu szczęściarzem!

 

………………………………………………………………………………………………

Bajka Terapeutyczna "Przygoda skrzata Poziomka

Poziomek przezwycięża lęk przed ciemnością

Daleko, daleko stąd, w zaczarowanym miasteczku zabawek – Wesołej
Osadzie, nieopodal przyjaźnie szumiącego lasu stała maleńka chatka.
Była to najpiękniejsza chatka w okolicy. Jej kształt przypominał
pękatą szyszkę otuloną licznymi nasionkami. Okrągłe okienka z
barwnymi firankami zwracały uwagę przechodniów. Na parapetach
ustawiono w równych rzędach, niespotykane u nas, bajkowe rośliny.
Ich nasiona pomagały potrzebującym w rozwiązywaniu różnych
problemów. Czerwone nasiona wesołki odganiały wszelkie smutki,
zielone kuleczki dróżki wskazywały bezpieczną drogę do wybranego
miejsca, a żółte paciorki latarenki rozjaśniały ogarniające
ciemności.
Drewniana, ozdobnie rzeźbiona tabliczka na drzwiach oznajmiała, że
mieszka tu skrzat Poziomek.

Poziomek miał wielu przyjaciół – mieszkańców Wesołej Osady.
Byli nimi: pajacyk Fiku-Miku, lalka ze złotymi loczkami –
Złotowłoska, kotek Puszek, miś Łasuch, piesek Reks, króliczek
Łatek...

Każdego dnia przyjaciele spotykali się na leśnej polance.
Spędzali czas, bawiąc się radośnie.
Pewnego dnia bawili się w chowanego. Nikt z przyjaciół nie
spodziewał się, że za chwilę niebo zakryją ciemne chmury i rozpęta
się straszliwa burza.
- Szukam! – zawołał głośno skrzat Poziomek.

Spoglądał z niecierpliwością za krzaczki, za pnie drzew, za duże
kamienie, spojrzał nawet do opuszczonej przed laty dziupli
wiewiórki. Niestety, nie zauważył ani czapeczki pajacyka, ani
złotego loczka laleczki, ani uszka kotka, ogonka pieska, czy wąsików
króliczka. Kryjówki jego przyjaciół okazały się doskonałe! Szukający
Poziomek długo błądził po lesie, nawoływał, szukał... Pech sprawił,
że dziś nikogo nie mógł odnaleźć.

Nagle zerwał się wiatr. Z minuty na minutę przybierał na
sile. Groźnie zaszumiały drzewa, liście zaszeleściły nad głową
skrzata. Ptaki pośpiesznie wracały do swoich gniazd. Tuż obok
Poziomka przebiegła mała sarenka zmierzająca do swojej mamy. Nawet
ślimacza rodzinka schowała się pod borowikiem, niczym pod ogromnym
parasolem. Tylko skrzat wciąż był zajęty poszukiwaniem ukrytych
przyjaciół.
Wtem na czerwony nosek Poziomka spadła jedna srebrna kropla
deszczu, potem kilka drobnych kropelek, a tuż po nich wielka struga
ogromnych kropli. Niebo pociemniało. Raz po raz rozdzierały je
groźne błyskawice. Słychać było straszliwy huk gromu. Poziomek
dopiero teraz zauważył niebezpieczeństwo. Ogarnął go chłód. Nie
znalazł przyjaciół. Był samotny w leśnej gęstwinie. Przerażony
rozglądał się, szukając schronienia.
Nagle ujrzał norkę.
- Ciekawe, czy ktoś tu mieszka? – zastanowił się skrzat – Z
pewnością znajdę tutaj suchy i ciepły kącik dla siebie. Nikomu nie
będę przeszkadzał.
Zaciekawiony Poziomek wszedł do środka, chowając się przed burzą. Po
przejściu kilku kroków zauważył, że wewnątrz panują straszne
ciemności. Przeniknął go strach. Trząsł się tak bardzo, że z dala
było słychać dźwięk dzwoneczków zawieszonych na jego kolorowej
czapeczce.
Mimo, że bardzo się starał, nie mógł zobaczyć, co jest tuż
obok niego. Stąpając cichutko drobnymi kroczkami, dotykał korzeni,
które wydawały się ramionami strasznej ośmiornicy. Dotykając ścian
norki – wyobrażał sobie, że to skóra ogromnego smoka. Przez chwilę
myślał, że znajduje się w brzuchu potwora. Walczył z wytworami
własnej wyobraźni.
Pomyślał:
- Gdzie ja jestem? Gdzie teraz są moi przyjaciele? Czy też boją się
tak jak ja? Czy tam, gdzie są, też jest tak ciemno?
Chciał krzyczeć, ale strach związał jego małe gardełko.
W blasku jednej z błyskawic wydawało mu się, że
widzi wielkie, przeraźliwe ślepia, które zbliżają się do niego.
Nagle na swoim ramieniu poczuł czyjś dotyk: ciepły,
miękki, przyjemny. Ktoś odezwał się mrukliwym, ale znajomym głosem:
- Co ty tu robisz?
Skrzat nie wierzył własnym sterczącym uszom.
- To jest ktoś, kogo dobrze znam! – pomyślał Poziomek.
W blasku kolejnej błyskawicy ukazała się postać misia Łasucha, który
właśnie przebudził się z krótkiej drzemki.
- Jak dobrze, że cię tu znalazłem! – zawołali obaj jednocześnie.
- Tak bardzo się boję ciemności – cichutko powiedział skrzat.
- A my martwiliśmy się o ciebie – odpowiedział miś – Kiedy rozpętała
się burza, przerwaliśmy zabawę i zorientowaliśmy się, że nie ma cię
wśród nas. Szukaliśmy cię w całym lesie. A ja tak się zmęczyłem, że
postanowiłem uciąć sobie drzemkę w norce mojego przyjaciela liska
Rudaska, który wybrał się na kilka dni do swojej kuzynki Lisiczki.
- Ale ja wciąż się boję, misiu! Tu jest tak ciemno! Proszę, pomóż mi!
- Nie martw się, skrzacie! Pamiętasz, że przed kilkoma dniami
ofiarowałeś mi nasiona twoich zaczarowanych roślin? Noszę je wciąż
przy sobie.
W tej chwili Łasuch wyjął z niewielkiej torebki żółte nasionka
latarenki, a kiedy ułożył je na otwartej łapce – wokół przyjaciół
powoli zaczął roztaczać się blask oświetlający wnętrze norki. Oczom
Poziomka ukazał się przepięknie urządzony pokoik. Zniknęły ramiona
ośmiornicy, a zamiast niej pojawiły się schodki prowadzące z
niewielkiego korytarza. Skóra smoka z wyobraźni skrzata okazała się
galerią portretów leśnych przyjaciół Rudaska. Teraz zarówno Łasuch,
jak i Poziomek z podziwem oglądali kolejne obrazy.
- To wiewiórka Ruda Skoczka!
- To borsuk Siłacz!
- Poznajesz doktora dzięcioła? – wołali niemal jednocześnie.
W samym środku pokoju, który jeszcze przed chwilą wydawał się
wnętrzem brzucha strasznego potwora, stał ślicznie nakryty stół, a
wokół niego równo ustawione krzesełka.
- Jak tu pięknie. Jak miło. I czego ja się bałem? – zastanawiał się
skrzat.
- Nie martw się już, przyjacielu. Ale pamiętaj, żeby zawsze nosić
przy sobie zaczarowane nasionka latarenki – poradził miś.
Łasuch i Poziomek wyszli na zewnątrz, a tam spotkali
pozostałych przyjaciół: pajacyka, lalkę, kotka i pieska. Wszyscy
ucieszyli się, że znów są razem. Spojrzeli w niebo i spostrzegli
wychodzące zza chmur słoneczko i barwną tęczę na niebie.

Szczęśliwy skrzat podziękował misiowi za okazaną
pomoc i obiecał, że już zawsze będzie nosił przy sobie po kilka
nasionek z każdej zaczarowanej roślinki. A wszystkich przyjaciół
zaprosił do swojej chatki, gdzie poczęstował ich smacznymi
ciasteczkami poziomkowymi i pyszną poziomkowa herbatką.

…………………………………………………………………………………………………………………

Bajka terapeutyczna "Przygoda kaczki Kwaczki"

Kiedy dziecko boi się ćwiczyć.

Dawno, dawno temu w odległej krainie mieszkały sobie zwierzęta z
wiejskiego podwórka. Kraina była mała i kolorowa, a jej mieszkańcy
znali się nawzajem. Żyła tam kura Kokoszka, kaczka Milusia,
niezwykle mądra indyczka Gulgulcia i biała gęś o długiej szyi i
imieniu Gęgała. Żył tam też stary pies Hauczuś ze swym przyjacielem
kotem Mruczusiem. Spotykali się oni przy studni na pogawędkach. W
oborze dom swój miała krowa Beza, która była biała jak ciasteczko.
Obok obory, w stajni mieszkały konie, a najpiękniejszy z nich był
Kasztanek.
Najmłodszymi mieszkańcami krainy opiekowała się Gulgulcia. Każdego
dnia, uderzając specjalną pałeczką w dużą pokrywę, wzywała maluchy
do szkoły. Wtedy schodziły się: kurka, kogucik, gąska, dwa
szczeniaki, kotek, byczek, kucyk i kaczuszka. Malutkie nóżki
kaczuszki nie chodziły tak szybko jak innych, dlatego zwykle
przychodziła ostatnia. Indyczka Gulgulcia czekała, aż wszyscy zajmą
swoje miejsca. Brała potem do ręki czerwone piórko i kolejno
odczytywała:
- Gąska Bielusia,

- Kogucik Czupurek,

- Kaczuszka Kwaczka,

- Szczeniaki Łatek i Szaruś,

- Kurka Pazurka,

- Byczek Rogatek,

- Kotek Rudasek,

- Kucyk Wicherek.

Wszyscy są – cała dziewiątka! Pani Gulgulcia uśmiechnęła się tak,
jak gdyby wszystkich chciała tym uśmiechem przytulić. Potem
opowiadała maluchom, dlaczego warto słuchać mamy, co w trawie można
spotkać, czemu za płotem stoi strach…
Zwierzątka lubiły słuchać swojej pani. Zwykle potem rysowały,
liczyły, czytały no i ćwiczyły. Ćwiczenia to ulubione zajęcie prawie
wszystkich.
Był jednak ktoś, kto najbardziej na świecie nie lubił słów
ćwiczenia, gimnastyka, zawody… Brrr. Była to kaczka Kwaczka. Pewnego
dnia zwierzątka wyszły na gimnastykę, na podwórko. Kaczka szła
ostatnia. Och, najchętniej wytarłaby wszystkie tabliczki, podlała
wszystkie kwiatki… Żałowała, że nie pada deszcz, wtedy zostaliby w
szkole i mogliby robić coś innego. Pani Gulgulcia powiedziała
serdecznie:

- Chodź, Kwaczusiu, będziemy się razem bawić. To nic trudnego.

Kwaczusia bardzo się bała, miała sucho w gardle, jej krótkie nóżki
dziwnie się plątały. Złościła się, że kurka Pazurka i gąska Bielusia
są już tak daleko.

- Oj, jak ja je dogonię! – Bardzo chciała móc chodzić tak szybko jak
one.

Gdy wszyscy znaleźli się na miejscu, pani Indyczka, z bardzo poważną
miną powiedziała do zebranych wokół zwierząt:

- Moi kochani, z okazji Dnia Matki przygotujemy zabawę. Pani Gęś
obiecała upiec pyszny tort. Postanowiłam, że zorganizujemy pokaz
ulubionych ćwiczeń, aby wasze mamy mogły zobaczyć, co potraficie.
Chciałabym, abyśmy wspólnie ułożyli listę konkurencji. Co wy na to?

- Hura, hura!!! Świetny pomysł, ale będzie zabawa! Pokażę mój skok! –
ucieszył się byczek Rogatek.

Kwaczusia poczuła, że jej nóżki stały się tak krótkie, aż usiadła na
trawie i coś ukłuło ją w oczko – tak bardzo chciało jej się
płakać!!!

- Dlaczego, dlaczego – myślała…

Skoki, biegi to pomysły kurki i gąski. Toczenie piłeczki, proponował
kotek Rudasek. To zwierzątka mówiły, co chciałyby robić.

- A ty, Kwaczusiu, masz jakiś pomysł? – zapytała pani Gulgulcia.

Wszyscy nagle umilkli i odwrócili głowy w jej stronę.

- No, to teraz poczekamy – podskoczył Wicherek, a Pazurka i Bielusia
się uśmiechnęły.

- Pomyśl – powiedziała pani do kaczuszki.

Kwaczusia czuła, że serduszko biło jej tak mocno, aż bolało.

- Śmiało Kwaczusiu! Co lubisz najbardziej? – zapytali Łatek i
Szaruś, którzy nagle znaleźli się obok. Nic jednak nie przychodziło
jej do głowy.

Aż tu nagle, zobaczyła swoją mamę, która pływała po stawie i
powiedziała cichutko:

- Może pływanie?

- Tak, tak, to dobry pomysł – powiedziała pani Gulgulcia, tej
konkurencji jeszcze nie było, już notuję.

- Phi! – odezwała się gąska Bielusia – też mi - pływanie!

- Oto zaproszenia dla Waszych mam. Oddajcie je i pozdrówcie ode
mnie. Do widzenia dzieci!

- Do widzenia – odpowiedziały zwierzątka.

Kwaczka szła do domu bardzo powoli, było jej niezwykle smutno, a w
główce kłębiło się wiele dziwnych myśli. Pod skrzydełkiem mocno
ściskała zaproszenie dla mamy. Przed domem kaczuszka spotkała
swojego tatę – Kaczora. Tata malował płot ogródka kwiatowego, w
którym rosły już tulipany, konwalie i mamy ulubione – drobne
niezapominajki.

- To dla mamy – pochwalił się z dumą – Jak myślisz, ucieszy się? –
zapytał tata.

- Może tak – odpowiedziała bez entuzjazmu Kwaczusia. Weszła do
swojego pokoju, położyła zaproszenie na stoliczku i wdrapała się na
łóżeczko. Przytuliła się mocno do podusi i przymknęła oczka.

- O, już jesteś! Witaj córeczko – do pokoju weszła mama, kaczka
Milusia – Cieszę się, że jesteś już w domu. Och, widzę coś na
stoliczku. Czy mogę zajrzeć?

- Tak mamo, to dla Ciebie.

Mama uważnie przeczytała zaproszenie, uśmiechnęła się, zbliżyła do
Kwaczusi i serdecznie ją przytuliła. Kiedy mama spojrzała w oczy
córeczki, trochę zdziwiona zapytała:

- Czy coś cię martwi? Masz smutną minkę.

Wtedy kaczuszka mocno przytuliła się do mamy, nic nie odpowiadając.

- Bardzo się cieszę, że zapraszasz mnie do swojej szkoły. Na pewno
będzie bardzo fajnie – zagadnęła mama.

Kwaczusia nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć:

- Nie, nie będzie wcale fajnie!!! Głupi pomysł, co to w ogóle za
pomysł, żeby pokazywać ćwiczenia. Nie chcę! – zaczęła płakać i tupać
ze złości swoimi krótkimi nóżkami.

Mama spojrzała na kaczuszkę.

- Widzę, że jesteś teraz bardzo zdenerwowana. Kiedy się uspokoisz,
możesz do mnie przyjść – powiedziała mama i wyszła z pokoju.

Usłyszała, że z ogródka właśnie wrócił tata. Rodzice długo ze sobą
rozmawiali...
Kwaczusia zapłakana, zmęczona zasnęła po dniu pełnym wrażeń. Rano
mama obudziła ją delikatnym głaskaniem po główce. Słońce już
świeciło jasno. Kaczuszka uśmiechnęła się do mamy. Przypomniała
sobie miniony dzień i powiedziała cicho:

- Przepraszam.

- Już dobrze, chodź na śniadanie. Wiesz – zaczęła mama – kiedy ja
byłam mała, urządziliśmy dla mam przedstawienie pt. „Brzydkie
Kaczątko”. Wszyscy staraliśmy się grać jak prawdziwi aktorzy.
Występowaliśmy na scenie w specjalnie przygotowanych kostiumach.
Moja mama powiedziała mi wtedy, że jest ze mnie dumna i czuje się
bardzo szczęśliwa. A ja starałam się tylko najbardziej, jak
potrafiłam. Rozumiesz Kwaczusiu?
Kaczka skinęła głową, połknęła ostatni kawałek i powiedziała:

- Rozumiem.

Tego dnia szła odważnie do szkoły. Spotkała po drodze Łatka i
Szarusia. Poszli dalej razem, opowiadając swoje ulubione historyjki.
A na zawodach było tak: kurka i gąska biegały szybciutko, Wicherek
pokonał przeszkody, byczek pokazał swój długi skok, kogucik zapiał
specjalnie na cześć mam, Łatek i Szaruś przedstawili taniec radości,
a Kwaczusia… Ona pokazała, jak szybko potrafi przepłynąć staw.
Zawodnicy długo słuchali braw mam i pani Gulgulci. Wszyscy jedli
pyszny tort pani Gęgały, śmiejąc się wesoło.
Na koniec pani pożegnała dzieci i mamy:

- Dziękuję za miłe spotkanie, wszyscy razem sprawiliście, że było to
udane święto. Kwaczusia poczuła, że pani ją też chwali.

- To był naprawdę miły dzień, mamo! – powiedziała szczęśliwa i
zadowolona kaczuszka – Dzisiaj dowiedziałam się czegoś ważnego –
potrafię świetnie pływać. Chodźmy mamo do domu, chcę o tym
opowiedzieć tacie.

- Myślę, że będzie cieszył się razem z tobą – dodała mama Milusia.

……………………………………………………………………………………………………………….

Bajka terapeutyczna "Tola"

Bajka pomagająca przezwyciężyć lęk przed brakiem akceptacji,innością.

W sklepie z zabawkami na półkach mieszkały różne zabawki: kolorowe
lalki, pluszowe misie, samochody, klocki. Na najniższej półce
siedziała samotnie w kącie lalka inna niż wszystkie. Miała czarną
buzię, kruczoczarne kręcone włosy i ubrana była tylko w spódniczkę z
trawy. Była bardzo samotna i smutna. Czuła się nielubiana,
odrzucona, ponieważ nikt nie chciał się z nią bawić.
Co noc wszystkie zabawki schodziły z półek i bawiły się wesoło.
Tola, bo tak miała na imię czarna lalka, siedziała na swojej
półeczce i zadawała sobie pytania: Dlaczego nikt nie chce się ze mną
bawić? Czy ja jestem inna? Czy będę kiedyś mieć przyjaciół? Czy
będę się bawić i śmiać jak inni?
Na najwyższej półce siedziały dwie piękne i dumne lalki Barbie,
które były jej koleżankami. Co wieczór śmiały się z Toli, jej
ubrania, włosów i ciemnego koloru skóry. Namawiały inne zabawki, aby
nie bawiły się z Tolą, a co było najstraszniejsze, wyzywały
dziewczynkę, wołając na nią: brzydula, brudas, odmieniec. Toli było
bardzo przykro i smutno. Łzy same cisnęły jej się do oczu, ściskała
piąstki aż do bólu, jednak na twarzy nie pojawiła się żadna oznaka
potwornego bólu.
Pewnego dnia do sklepu przywieziono nowe zabawki, wśród nich
był piękny kolorowy pajacyk. Wszystkie lalki były nim zachwycone i
chciały się z pajacykiem zaprzyjaźnić. Postanowiły w nocy
zorganizować bal, na którym odbędzie się konkurs na najciekawszy i
najładniejszy taniec.
Wszystkie zabawki ochoczo zabrały się do roboty - do przymierzania
pięknych strojów.
Każda z nich chciała zatańczyć z pajacykiem i wygrać konkurs. A Tola
smutno patrzyła na krzątaninę i coraz bardziej robiło się jej smutno
i przykro, gdyż nie miała pięknego stroju na bal.
A kiedy bal się zaczął, wszystkie czekały, kogo wybierze pajacyk.
Pajacyk jednak nie wybrał żadnej z pięknie ubranych lal, bo zauważył
siedzącą samotnie w kącie smutną lalkę Tolę, z którą nikt nie chciał
się bawić. Przypomniała mu się sytuacja, kiedy on też tak siedział
samotny i opuszczony na półce. Postanowił podejść do dziewczynki.
Tola z przerażenieniem i strachem patrzyła na zbliżającego się
pięknego pajacyka. Serduszko biło jej coraz mocniej, czuła, że zaraz
jej wyskoczy. Nerwowo skubała swoją sukienkę i myślała: Co on ode
mnie chce? Czy będzie się ze mnie śmiał tak jak inni?
Pajacyk zapytał:
- Dlaczego jesteś smutna i nie bawisz się z innymi?
- Nie mam ładnej sukienki i wyglądam inaczej niż wszystkie zabawki w
tym sklepie – odpowiedziała Tola.
- Oj, nie przejmuj się, spójrz na mnie, ja też jestem inny: cały
jestem drewniany, mam spiczasty, długi nos, chude ręce i nogi. Nie
martw się tym. Bardzo lubię się bawić, więc zapraszam cię do tańca.
Dziewczynka odczuwała wielki strach i niepokój. Nie poszłaby, gdyby
pajacyk nie trzymał jej bardzo mocno za rękę i uśmiechał się do niej
zachęcająco. Mówił: nie bój się, jestem obok ciebie, nic złego się
nie stanie.
Tola najpierw nieśmiało i z opuszczoną głową rytmicznie poruszała
się w rytm muzyki, ale ponieważ nikt nie śmiał się z niej, coraz
odważniej i coraz piękniej tańczyła, wirując lekko jak motylek
fruwający z kwiatka na kwiatek. Pojawił się na jej buzi najpierw
lekki uśmiech, w miarę jak widziała zachwycone oczy zabawek uśmiech
robił się jej coraz piękniejszy.
- Czy to możliwe, żeby ta brzydula tak ładnie tańczyła? – pytały
zabawki.
- Jak cudownie wygląda - mówiły zabawki.
- Zobacz, jak ślicznie faluje jej spódniczka - szeptały misie.
Nagle muzyka ucichła. Tola z niepokojem czekała na to, co się
stanie. Znów posmutniała.
Hura! Hura! Brawo! – rozległy się nagle oklaski. Jesteś wspania...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin