02 - Trylogia Mrocznego Elfa 02 - Wygnanie.pdf

(957 KB) Pobierz
Salvatore R. A. - Drizzt 02 - Trylogia Mrocznego Elfa 02 - Wygnanie
Dwudziestu corby zgromadziło si ħ na szerokim odcinku pomostu, gdzie stał drow. Kolejny
tuzin le Ň ał martwy u stóp Drizzta, a ich krew spływała z kraw ħ dzi i wpadała do jeziora kwasu z
rytmicznymi sykni ħ ciami. Belwar nie obawiał si ħ jednak przewagi liczebnej, poniewa Ň
precyzyjnymi ruchami i wykalkulowanymi pchni ħ ciami Drizzt niew Ģ tpliwie wygrywał. Jednak Ň e
wysoko nad drowem zacz Ģ ł spada ę kolejny samobójczy corby i jego kamie ı .
Corby zaatakował Drizzta. Wraz z błyskiem sejmitarów drowa ramiona napastnika odpadły
od barków. Kontynuuj Ģ c ten sam oszałamiaj Ģ co szybki ruch, Drizzt wsun Ģ ł zakrwawione sejmitary
do pochew i rzucił si ħ na kraw ħ d Ņ pomostu. Dotarł do skraju i skoczył w stron ħ Belwara w tej
samej chwili, gdy samobójczy, uje Ň d Ň aj Ģ cy głaz corby uderzył w przesmyk, zabieraj Ģ c go wraz z
dwudziestk Ģ swych pobratymców do zbiornika z kwasem.
Belwar cisn Ģ ł swe pozbawione dzioba trofeum w patrz Ģ cych na niego corby i padł na
kolana, wyci Ģ gaj Ģ c rami ħ z kilofem, by pomóc przyjacielowi. Drizzt chwycił r ħ k ħ nadzorcy
kopaczy oraz kraw ħ d Ņ , uderzaj Ģ c twarz Ģ w skał ħ .
Siła uderzenia rozdarła jednak piwafwi drowa i Belwar patrzył bezradnie jak onyksowa
figurka wypada i leci w stron ħ kwasu.
FORGOTTEN REALMS
R.A. SALVATORE
WYGNANIE
Tłumaczenie:
Piotr Kucharski
Tytuł oryginału:
EXILE
Dla Diane z cał Ģ miło Ļ ci Ģ
PRELUDIUM
Potwór bł Ģ kał si ħ po cichych korytarzach Podmroku, a jego łapy pokryte łusk Ģ szurały o
kamie ı . Nie wzdrygał si ħ słysz Ģ c te d Ņ wi ħ ki, które mogłyby go ujawni ę . Nie szukał równie Ň
schronienia, spodziewaj Ģ c si ħ ataku innego drapie Ň nika. Było tak, poniewa Ň nawet w pełnym
niebezpiecze ı stw Podmroku stworzenie to znało jedynie bezpiecze ı stwo, było Ļ wiadome swojej
zdolno Ļ ci pokonania ka Ň dego przeciwnika. Jego oddech był ci ħŇ ki od zabójczej trucizny, twarde
kraw ħ dzie szponów pozostawiały gł ħ bokie rysy w litej skale, za Ļ rz ħ dy podobnych do grotów
włóczni z ħ bów okalały paskudn Ģ paszcz ħ , która mogłaby przegry Ņę najgrubsz Ģ skór ħ . Najgorszy
był jednak wzrok potwora, wzrok bazyliszka, który był w stanie zmieni ę w lity kamie ı ka Ň d Ģ Ň yw Ģ
istot ħ , na której spocz Ģ ł.
Stworzenie to, wielkie i przera Ň aj Ģ ce, nale Ň ało do najwi ħ kszych ze swego rodzaju. Nie znało
strachu.
Łowca obserwował przej Ļ cie bazyliszka, podobnie jak robił to wcze Ļ niej tego samego dnia.
O Ļ mionogi potwór był tu intruzem, wszedł do domeny łowcy. Widział, jak bazyliszek zabił kilka z
jego rothów - małych, krowopodobnych stworze ı , które wzbogacały jego posiłki - za pomoc Ģ
swego zatrutego oddechu, za Ļ reszta stada uciekła na o Ļ lep bezkresnymi korytarzami, by zosta ę tam
na zawsze.
Łowca był w Ļ ciekły.
Spogl Ģ dał, jak potwór wtacza si ħ w w Ģ ski tunel, przewidział, Ň e wła Ļ nie t ħ drog ħ wybierze.
Wysun Ģ ł bro ı z pochew, zyskuj Ģ c pewno Ļę siebie. Zawsze tak było, gdy czuł ich doskonał Ģ
równowag ħ . Łowca posiadał je od dzieci ı stwa, a po niemal trzech dekadach bezustannego u Ň ycia
zdradzały jedynie najmniejsze Ļ lady zniszczenia. Teraz znów miały by ę poddane próbie.
Łowca schował bro ı i czekał na d Ņ wi ħ k, który pobudzi go do działania.
Gardłowy warkot zatrzymał bazyliszka w miejscu. Potwór spojrzał z ciekawo Ļ ci Ģ przed
siebie, cho ę jego słabe oczy nie widziały dalej ni Ň na kilka kroków. Znów zabrzmiał warkot, a
bazyliszek przyczaił si ħ , czekaj Ģ c a Ň napastnik, jego kolejna ofiara, pojawi si ħ i zginie.
Łowca wyszedł ze swej wn ħ ki i rzucił si ħ do bardzo szybkiego biegu ponad drobnymi
szczelinami i nierówno Ļ ciami na Ļ cianach korytarza. W swoim magicznym płaszczu, piwafwi, był
niewidzialny na tle kamieni, za Ļ dzi ħ ki zr ħ czno Ļ ci i wy ę wiczonym ruchom był równie Ň
niesłyszalny.
Pojawił si ħ niewiarygodnie cicho, niewiarygodnie szybko.
Przed bazyliszkiem znów rozległ si ħ warkot, nie zbli Ň ał si ħ jednak. Niecierpliwy potwór
przesun Ģ ł si ħ naprzód, pragn Ģ c krwi. Gdy bazyliszek przeszedł pod niskim hakiem, jego głow ħ
otoczyła nieprzenikniona sfera ciemno Ļ ci. Potwór zatrzymał si ħ nagle i cofn Ģ ł o krok, co łowca
przewidział, bo skoczył ze Ļ ciany korytarza, wykonuj Ģ c trzy oddzielne czynno Ļ ci, zanim jeszcze
dotarł do celu. Najpierw rzucił prosty czar, który obramował głow ħ bazyliszka blaskiem bł ħ kitnych
i purpurowych płomieni. Pó Ņ niej naci Ģ gn Ģ ł na twarz kaptur, poniewa Ň w walce nie potrzebował
oczu, za Ļ wzrok bazyliszka mógł mu tylko przynie Ļę zgub ħ . Nast ħ pnie, wyci Ģ gaj Ģ c swoje zabójcze
sejmitary, wyl Ģ dował na grzbiecie potwora i po jego łuskach ruszył w stron ħ głowy.
Bazyliszek gwałtownie zareagował, gdy ta ı cz Ģ ce płomienie otoczyły mu głow ħ . Nie paliły,
lecz ich obrys czynił potwora łatwym celem. Bazyliszek obrócił si ħ , zanim jednak jego głowa
zdołała wykona ę pół obrotu, w jednym z jego oczu zatopił si ħ pierwszy sejmitar. Stwór rykn Ģ ł i
zacz Ģ ł si ħ miota ę , staraj Ģ c si ħ dosta ę łowc ħ . Zion Ģ ł swym truj Ģ cym oddechem i zarzucił głow Ģ .
Łowca był szybszy. Trzymał si ħ za paszcz Ģ , z dala od Ļ mierci. Jego drugie ostrze trafiło w
nast ħ pne oko.
Bazyliszek był intruzem, zabił jego rothy! Na opancerzon Ģ głow ħ potwora spadał jeden
brutalny cios za drugim. Ostrza, rozłupuj Ģ c łuski, wnikały w znajduj Ģ ce si ħ pod nimi ciało.
Bazyliszek rozumiał swoje niepowodzenie, wci ĢŇ jednak s Ģ dził, Ň e mo Ň e jeszcze wygra ę .
Gdyby tylko mógł zion Ģę swoim zatrutym oddechem na rozw Ļ cieczonego łowc ħ .
Wtedy wypadł na niego drugi nieprzyjaciel, warcz Ģ cy koci przeciwnik, który bez obaw
skoczył na otoczon Ģ płomieniami paszcz ħ . Wielki kot nie przejmował si ħ truj Ģ cymi oparami,
poniewa Ň był magiczn Ģ istot Ģ , odporn Ģ na takie ataki. Pazury pantery wyryły gł ħ bokie rysy na
dzi Ģ słach bazyliszka, daj Ģ c mu skosztowa ę jego własnej krwi.
Za wielk Ģ głow Ģ łowca uderzał raz za razem, sto razy i jeszcze wi ħ cej. Zaciekłe sejmitary
przebijały łuskowy pancerz, trafiaj Ģ c w ciało oraz w czaszk ħ , pogr ĢŇ aj Ģ c bazyliszka w mroku
Ļ mierci.
Uderzenia zakrwawionej broni zwolniły tempa dopiero na długo po tym, jak potwór
znieruchomiał.
Łowca Ļ ci Ģ gn Ģ ł kaptur, po czym spojrzał na sponiewierane Ļ cierwo u swoich stóp oraz
ciepłe plamy krwi na ostrzach. Uniósł okrwawione sejmitary w gór ħ i obwie Ļ cił swoje zwyci ħ stwo
okrzykiem przepełnionym pierwotn Ģ rado Ļ ci Ģ .
Był łowc Ģ , a to był jego dom!
Wszelako gdy wyrzucił z siebie w tym okrzyku cał Ģ w Ļ ciekło Ļę , łowca spojrzał na swoj Ģ
towarzyszk ħ i zawstydził si ħ . Okr Ģ głe oczy pantery oceniały go, nawet je Ļ li kocica o tym nie
wiedziała. Pantera była jedynym ogniwem ł Ģ cz Ģ cym łowc ħ z przeszło Ļ ci Ģ , z cywilizowan Ģ
egzystencj Ģ , któr Ģ kiedy Ļ wiódł.
- Chod Ņ , Guenhwyvar - wyszeptał wsuwaj Ģ c sejmitary z powrotem do pochew. Wzdrygn Ģ ł
si ħ na d Ņ wi ħ k wypowiadanych przez siebie słów. Był to jedyny głos, jaki słyszał od dziesi ħ ciu lat.
Za ka Ň dym razem gdy mówił, słowa wydawały mu si ħ bardziej obce i przychodziły do niego z
trudno Ļ ci Ģ . Czy t ħ zdolno Ļę równie Ň utraci, jak stracił inne aspekty swej dawnej egzystencji?
Bardzo si ħ tego obawiał, poniewa Ň bez głosu nie b ħ dzie mógł przyzywa ę pantery.
Wtedy b ħ dzie naprawd ħ sam.
Łowca i kocica szli cichymi korytarzami Podmroku, nie wydaj Ģ c Ň adnego d Ņ wi ħ ku, nie
poruszaj Ģ c nawet kamyczka. Razem poznali niebezpiecze ı stwa tego cichego Ļ wiata. Razem
nauczyli si ħ sztuki przetrwania. Pomimo odniesionego zwyci ħ stwa łowca nie miał jednak dzisiaj na
twarzy u Ļ miechu. Nie obawiał si ħ wrogów, lecz nie był ju Ň pewien, czyjego odwaga pochodzi z
pewno Ļ ci siebie, czy te Ň z oboj ħ tno Ļ ci wobec Ň ycia.
By ę mo Ň e sztuka przetrwania nie była najwa Ň niejsza.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin