William Saroyan - Tracy i jego tygrys.rtf

(141 KB) Pobierz
www.scan-dal.prv.pl

WILLIAM SAROYAN

 

 

 

TRACY I JEGO TYGRYS

Przełożyła: Iwona Żółtowska


Rozdział 1

Thomas Tracy miał tygrysa.

A właściwie czarną panterę, lecz to bez znaczenia, ponieważ uważał ją za tygrysa.

Pantera miała białe zęby.

Oto w jaki sposób Tracy dostał swego tygrysa:

Kiedy miał trzy lata i uczył się nazywać rzeczy, usłyszał, że ktoś woła: Tygrysie! Tracy nie wiedział, co to znaczy, ale zapragnął mieć własnego tygrysa.

Pewnego dnia, chodząc z ojcem po mieście, zobaczył coś dziwnego w oknie rybnej jadłodajni.

-                     Kup mi tygrysa – powiedział.

-                     To jest homar – wyjaśnił ojciec.

-                     W takim razie nie chce go – odparł chłopczyk.

Kilka lat później Tracy poszedł z matką do zoo i ujrzał prawdziwego tygrysa zamkniętego w klatce. Z pewnością tamto zwierze można było nazwać słowem, które chłopiec tak dobrze zapamiętał, ale to nie był jego własny tygrys.

Przez wiele lat Tracy oglądał w słownikach i encyklopediach ilustracje przedstawiające rozmaite zwierzęta; widywał je także na obrazach i w filmach. Były wśród nich dumnie kroczące pantery, lecz Tracy nigdy nie przypuszczał, że któraś z nich stanie się jego tygrysem.

Pewnego dnia wybrał się do zoo. Miał wówczas piętnaście lat; palił papierosy i oglądał się za dziewczynami. Wtedy to niespodziewanie stanął oko w oko ze swoim tygrysem.

Okazała się nim pogrążona we śnie czarna pantera. Zbudziła się natychmiast, uniosła głowę i spojrzała na Tracy’ego; powstała, wydała pomruk właściwy panterom, co zabrzmiało jak ‘grrr’, i zbliżyła się do rogu klatki. Przez chwilę przyglądała się chłopcu, a następnie ruszyła ku podwyższeniu, na którym przedtem spała. Ułożyła się tam ociężale i popatrzyła w dal, a spojrzenie jej biegło w przestwór lat i odległości tak długo i daleko, jak lata i odległości istnieją w przestworzach.

Tracy stał przy klatce, obserwując czarną panterę. Patrzył na nią przez całe pięć minut, potem wyrzucił niedopałek papierosa, odchrząknął, splunął i opuścił zoo.

- To jest właśnie mój tygrys – powiedział.

Nigdy już nie wrócił, żeby popatrzeć na swego tygrysa; wcale nie było mu to potrzebne. Miał go. Miał go na własność, bo przez pięć minut obserwował tamto zwierzę patrzące w dal z obojętnością i dumą – jak to zwykle tygrysy.


Rozdział 2

Tracy miał dwadzieścia jeden lat, kiedy przyjechał z tygrysem do Nowego Jorku. Dostał pracę u Otto Seyfanga, handlarza kawą z Warren Street na Washington Market. Większość firm w tej okolicy zajmowała się magazynowaniem produktów rolnych. Tracy mógł więc nie tylko pić za darmo kawę w dziale kontroli u Seyfanga, ale także jeść u innych darmowe jarzyny i owoce.

Zajęcie Tracy’ego nie wymagało szczególnych umiejętności. Jego pensja była niska, ale pracował dobrze i uczciwie. Na początku niełatwo mu było wziąć na plecy pięćdziesięciokilogramowy worek z ziarnami kawy i nieść go pięćdziesiąt metrów, ale po tygodniu nabrał wprawy i nawet tygrys patrzył z podziwem, jak łatwo Tracy przerzuca ciężary.

Pewnego dnia Tracy poszedł do swego bezpośredniego przełożonego nazwiskiem Valora, by porozmawiać o przyszłości.

-                     Chcę zostać kiperem – powiedział Tracy.

-                     Kto pana do tego namówił? – zapytał Velora.

-                     Do czego?

-                     Żeby pan został kiperem.

-                     Nikt.

-                     Co pan wie o tej pracy? – dopytywał się Valora.

-                     Lubię kawę – odrzekł Tracy.

-                     Ale co pan wie o pracy kipera? – niecierpliwił się Valora

-                     Zaglądam czasami do działu kontroli.

-                     A więc pił pan kawę i jadł pączki w dziale kontroli, jak wszyscy inni, którzy nie pracują jako kiperzy...

-                     Jeśli kawa była dobra wiedziałem to – przerwał mu Tracy. – Jeśli była zła, też to wiedziałem.

-                     Skąd pan wiedział?

-                     Bo jej próbowałem.

-                     Jest u nas trzech kiperów: Nimmo, Peberdy i Ringert – powiedział Valora. – Pracują dla Otto Seyfanga dwadzieścia pięć, trzydzieści trzy i czterdzieści jeden lat. Jak długo pan tu pracuje?

-                     Dwa tygodnie.

-                     I chce pan zostać kiperem?

-                     Tak, proszę pana.

-                     Zamierza pan wspiąć się na szczyt piramidy po dwóch tygodniach?

-                     Tak, proszę pana.

-                     Nie chce pan czekać na swoją kolej?

-                     Nie, proszę pana.

W tej właśnie chwili sam Otto Seyfang wszedł do biura. Valora natychmiast zerwał się z krzesła, ale siedemdziesięcioletni Otto Seyfang wcale sobie nie życzył, by na jego widok pracownicy stawali na baczność.

- Niechże pan siada, Valora! Proszę dalej! 0 burknął.

-                     Dalej? – zapytał Valora

-                     No dalej, chyba panu przerwałem, niech pan nie udaje idioty – niecierpliwił się Otto Seyfang.

-                     Właśnie rozmawiałem z naszym nowym pracownikiem, który stara się o posadę kipera.

-                     Dalej.

-                     Pracuje u nas od dwóch tygodni i już chce zostać kiperem.

-                     Proszę dalej, niech pan to z nim omówi – powiedział Otto Seyfang.

-                     Tak, proszę pana – rzekł Valora i zwrócił się do Tracy’ego: - Pracuje pan dla firmy zaledwie dwa tygodnie – powiedział – a zachciewa się panu posady, o którą Nimmo, Peberdy i Ringert starali się odpowiednio dwadzieścia, dwadzieścia pięć i trzydzieści lat. Zgadza się?

-                     Tak, proszę pana.

-                     Ledwie pan zaczął pracować u Otto Seyfanga, a już chce pan dostać najlepszą posadę?

-                     Tak, proszę pana.

-                     I wie pan wszystko o kawie i pracy kipera?

-                     Tak, proszę pana.

-                     Jak smakuje dobra kawa?

-                     Jak kawa.

-                     A jak smakuje najlepsza kawa?

-                     Jak dobra kawa.

-                     Co odróżnia dobrą kawę od najlepszej kawy?

-                     Reklama.

Valora spojrzał na Otto Seyfanga, jakby chciał zapytać: Co by pan zrobił z tym zarozumiałym przybłędą? Ale Otto Seyfang nie chciał się wtrącać. Po prostu czekał, co zrobi Valora.

-                     Nie ma wolnych posad w dziale kontroli – oznajmił urzędnik.

-                     A kiedy będą wolne posady? – zapytał Tracy.

-                     Jak tylko umrze Nimmo – odparł Valora. – Ale jest jeszcze trzydzieści innych osób, które dłużej niż pan czekają na tę pracę.

-                     Nimmo prędko nie umrze – powiedział Tracy.

-                     Powiem mu, żeby się pospieszył – oznajmił Valora.

-                     Nie chcę, żeby Nimmo się spieszył.

-                     Ale chętnie przyszedłby pan na jego miejsce?

-                     Nie, proszę pana – powiedział Tracy. – Chcę, żeby było czterech kiperów w dziale kontroli.

-                     I pan zamierza być tym czwartym? – zapytał Valora. – A co na to Shively, który jest następny w kolejce?

-                     W jakiej kolejce?

-                     W kolejce ubiegających się o posadę kipera – powiedział Valora. – Zamierza pan dostać tę pracę i wepchnąć się przed Shively’ego?

-                     Nie chcę dostać tej pracy tylko dlatego, żeby się przed niego wepchnąć – odparł Tracy. – Chcę wejść do działu kontroli, ponieważ umiem ocenić smak kawy i wiem, kiedy jest dobra.

-                     Naprawdę?

-                     Tak, proszę pana.

-                     Skąd pan pochodzi?

-                     Z San Francisco.

-                     Dlaczego pan tam nie wraca?

Valora znów spojrzał na Otto Seyfanga.

-                     Chyba wystarczy, prawda szefie? – powiedział.

Ani Valora, ani Otto Seyfang nie mieli pojęcia, że rozmawia z nimi tygrys Tracy’ego a nie sam Tracy.

Początkowo Otto Seyfang pomyślał, że mógłby zrobić wszystkim taką samą niespodziankę jak pewna postać z przedstawienia, które niegdyś oglądał. Zaskoczyłby Valorę, a może nawet Tracy’ego. Od razu jednak przyszło mu do głowy, że nie jest na scenie, tylko w swojej firmie, i zajmuje się nie sztuką, lecz interesami. Naprawdę wierzył przez moment, że warto zatrudnić Tracy’ego jako czwartego kipera, ponieważ chłopak miał dość tupetu żeby przyjść do Valory i wyłożyć mu, co następuje: on, Tracy, wie dokładnie, kiedy kawa jest dobra i potrafi określić jej smak, a przede wszystkim umie ruszyć głową. Na przykład, zna się na reklamie. „A właściwie cóż to za żart, jeśli się nad tym dokładniej zastanowić – rozmyślał Otto Seyfang. – Jakiś smarkacz przyjeżdża z Kalifornii, jest wygadany i przytomnie odpowiada na głupie pytania. Sądzi pewnie, że szef powinien od razu dać mu wszystko, czego zażąda, i wyprowadzić go na ludzi. Ale kim naprawdę jest ten chłopak? czy on zna się na kawie? czy nią żyje, czy dla niej tylko istnieje? o nie. To po prostu cwaniak”.

Otto Seyfang postanowił, że nie będzie żadnych niespodzianek.

-                     Czym się pan zajmuje? - zapytał.

-                     Piszę piosenki – odparł Tracy.

-                     Ach! Chcę wiedzieć, czym się pan zajmuje w firmie Otto Seyfanga – wyjaśnił stary człowiek. – Wie pan, kim jestem?

-                     Nie, proszę pana – rzekł Tracy. – Kim pan jest?

-                     Jestem Otto Seyfang.

-                     A pan wie, kim ja jestem?

-                     Kim pan jest?

-                     Jestem Thomas Tracy.

„To moja firma – pomyślał Otto Seyfang. – Mam ją od czterdziestu pięciu lat. A co pan ma?”

„Tygrysa” – pomyślał Tracy, odpowiadając na pytanie Seyfanga.

Tak sobie pomyśleli i zaraz wrócili do rozmowy.

-                     Czym się pan zajmuje w mojej firmie? – zapytał ponownie starszy pan.

-                     Jestem tragarzem – wyjaśnił Tracy.

-                     Chce pan tu nadal pracować? – dopytywał się Otto Seyfang.

Tracy wiedział dokładnie, co zamierza odpowiedzieć tygrys i bardzo chciał to usłyszeć. Nagle jednak odkrył, że znudzone zwierzę zasnęło.

Tracy usłyszał swój głos:

-                     Tak, proszę pana, chciałbym tu nadal pracować.

-                     No to wynoś się pan do diabła i wracaj do swojej roboty – wybuchnął Otto Seyfang. – A jeśli zobaczę, że pan tu przyłazi, żeby wygadywać brednie i marnować cenny czas Valory, natychmiast pana zwolnię. Valora sam wie, jak marnować czas, i nie trzeba mu w tym pomagać. Dobrze mówię, Valora?

-                     Tak, proszę pana.

Tracy wrócił do roboty, a uśpiony tygrys został pod biurkiem Valory.

Kiedy się wreszcie obudził, przyszedł do Tracy’ego, ale ten wcale nie chciał z nim rozmawiać.

-                     Grrr – zagadnął tygrys, mając nadzieję, że człowiek puści w niepamięć urazę.

-                     Grrr, nie zawracaj mi głowy – rozzłościł się Tracy. Zakpiłeś sobie z kumpla. Myślałem, że się z nimi dogadasz. Nie przypuszczałem, że zaśniesz. Kiedy mnie zapytał, czy chcę nadal pracować, spodziewałem się, ze powiesz coś rozsądnego. I ty się uważasz za tygrysa?

-                     Klopota – mruknął niezrozumiale tygrys.

-                     Klopota – zdenerwował się Tracy. – Zabieraj się stąd.

Wściekał się przez cały dzień, przerzucając worki w zupełnym milczeniu. Nigdy jeszcze tygrys nie uległ pokusie, by zasnąć w takiej chwili, choć rzeczywiście sytuacja aż się prosiła o złe zachowanie. Tracy’emu wcale to nie odpowiadało. Bardzo się martwił, że stworzenie odziedziczyło po przodkach jakieś złe skłonności.

Po pracy Tracy poszedł z Nimmo do metra. Starszy pan przez całą drogę zachowywał się niespokojnie, ponieważ w ciągu dnia wypił dużo kawy. Był niemal w wieku Otto Seyfanga. Nie miał tygrysa, nie przypuszczał nawet, że mógłby go mieć. Nimmo stał Shively’emu na drodze do awansu, a Shively zawadzał trzydziestu ośmiu innym pracownikom firmy Otto Seyfanga.

Tracy przepracował uczciwie cały dzień, a na dodatek wymyślił trzy linijki nowej piosenki. Uznał, że pozostanie jeszcze trochę u Otto Seyfanga, póki tygrys nie zmądrzeje. nie będzie jednak stał nikomu na drodze i nie utknie w żadnej kolejce.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin