294. Morren Ruth Axtell - Magnetyzm serc.pdf

(1177 KB) Pobierz
282622798 UNPDF
Ruth Axtell Morren
Magnetyzm serc
Anglia, koniec XIX wieku
Wygląda na to, że młodej, urodziwej i zamożnej Alice Shepard niczego nie brakuje. A jednak
czuje się bardzo samotna. Tęskni za nieżyjącą matką; nie potrafi nawiązać serdecznej więzi
z pochłoniętym interesami ojcem, znanym finansistą. Nic dziwnego więc, że Alice cieszy
zainteresowanie, jakim obdarza ją Nick, sympatyczny i przystojny asystent jej ojca. Przyjaźń
szybko przeradza się we wzajemną fascynację i miłość. Młodzi już planują wspólną przyszłość,
gdy nagle szczęśliwa karta się odmienia za sprawą ojca Alice. Bogacz oburzony śmiałością
ubogiego Nicka, wyrzuca go, a córkę odsyła do krewnych. Zakochani spotykają się dopiero po
latach…
Rozdział pierwszy
Richmond, Anglia, czerwiec 1875 r.
Rachunki nie chciały się zgodzić. Nick wolno przesuwał palcem to w
górę, to w dół po równiutkiej kolumnie cyfr. Skupił się bardzo, i nagle
było po skupieniu, bo rozległ się stłumiony chichot. Nick uniósł wzrok
znad biurka, poirytowany tym, że przyjdzie mu sumować kolumnę po raz
trzeci.
Znieruchomiał z wrażenia.
W drzwiach niewielkiego biura stała urocza istota. W granatowej
plisowanej spódnicy i marynarskiej bluzie wyglądała najwyżej na
szesnaście lat. Przyłożyła palec do ust, jakby nakazując Nickowi
milczenie, i weszła do środka, wnosząc z sobą powiew życia. Doprawdy,
egzotyczny gość w tym zakurzonym pokoiku.
Szeroko rozwartymi oczami wyrażała niemą prośbę, lecz Nick zobaczył
w nich także figlarne iskierki.
- Cii... - wyszeptała. - Proszę nikomu nie mówić, że tu jestem.
Weszła pod biurko. Omal nie podskoczył, gdy przykucnęła tuż obok jego
stóp.
Cofnął nogi, nie mogąc oderwać wzroku od szczupłych,
8
Ruth Axtell Morren
bladych dłoni, którymi obejmowała kolana. Nieznacznie uniosła głowę.
- Nie wyda mnie pan, prawda? - upewniła się konspiracyjnym szeptem, a
niebieskie oczy błysnęły wesoło.
To takie oczy poeci nazywają fiołkowymi, pomyślał Nick, zarazem
kontemplując jej bujne włosy o barwie miedzi, związane z tyłu szeroką
niebieską kokardą. Grzywka zasłaniała wysokie czoło, fryzura była w
skromnym stylu odpowiednim dla uczennic, lecz miedziane pasma
mieniły się ogniście w świetle niewielkiej lampki.
Hałas w pobliżu drzwi sprawił, że Nick znów uniósł wzrok. Para młodych
ludzi zerknęła do środka. Mężczyzna skrzywił się pogardliwie.
- Chyba nie sądzisz, że mogła tu wejść?
Młoda dama, urodziwa, choć nie tak piękna jak dziewczyna skulona u
stóp Nicka, ubrana w taki sam szkolny mundurek, powoli okręciła się
dookoła.
- Na pewno nie. - Zmarszczyła nos. - Tu nie ma gdzie wetknąć szpilki!
Nick zerknął na dziewczynę skuloną u jego stóp, wciąż ogarnięty
podziwem dla jej urody, ona zaś znów przyłożyła palec do warg.
- Nie widział pan przebiegającej tu młodej damy? - spytał nieznajomy.
Nick poczuł się urażony tonem jego głosu, dlatego jedynie uniósł ołówek
w wymownym geście, by mu nie przeszkadzano w obliczeniach.
- Mówię do pana! - niecierpliwił się młodzieniec.
- Tak? - Nick wreszcie spojrzał na niego.
- Nieważne. Sam jej poszukam. Chodźmy, Lucy. - Skinął głową w stronę
stojącej obok niego dziewczyny.
Magnetyzm serc
9
- Alice nigdy by się nie schowała w tej graciarni - orzekła Lucy. - Same
papierzyska i kurz. - Kichnęła na potwierdzenie swych słów.
- Masz rację. - Ruszyli dalej. - Znajdziemy cię, Alice! Nie uda ci się przed
nami schować! - Jego gniewny głos cichł w korytarzu.
W kantorku znów zapadła cisza. Zanim Nick zdążył się poruszyć,
dziewczyna wyszła spod biurka i wygładziła spódnicę.
- Bardzo dziękuję, panie...
- Tennent. - Odsunął krzesło i wstał.
Panna Alice dygnęła, przyglądając mu się uważnie. Ciekawe, co też
wypatrzyła swymi bystrymi oczami, zastanawiał się. Na pewno więcej
niż panna Lucy, która przed chwilą spoglądała na niego tak, jakby był
suszką do papieru.
- Jest pan sekretarzem ojca?
- Tak. - A więc ta cudowna istota była córką pana She-parda.
Podparła palcem brodę, przechyliła głowę.
- O ile wiem, ojciec po raz pierwszy przywiózł sekretarza do Richmondu.
- W jej policzkach pojawiły się urocze do-łeczki. - Muszę jednak
przyznać, że rzadko bywam w domu, więc nie jestem tego pewna.
Wciąż trzymał w ręku ołówek, usiłując zachować pozory opanowania.
- Myślę, że pani ojciec pragnie jak najszybciej zakończyć pewną
transakcję. To sprawa wielkiej wagi.
Popatrzyła na papiery zaścielające biurko.
- Och, wiadoma rzecz, że wszystkie sprawy zawodowe mojego ojca są
najwyższej wagi.
Czyżby tylko mu się tylko wydawało, czy też w głosie panny Alice
pojawił się ironiczny ton?
10
Ruth Axteil Morren
Nick spoważniał.
- Każdy, kto pracuje dla osoby tak wpływowej jak pan Shepard, musi być
gotów poświęcić wiele czasu i wysiłku. - Gdy w milczeniu przyjrzała mu
się uważnie, dodał nieco obronnie: - Pan Shepard w pełni na to zasługuje.
Okrążyła zniszczone biurko, powoli przesuwając smukłym palcem
wzdłuż jego krawędzi. Nick odniósł wrażenie, że napięcie w pokoju
zelżało, gdy panna Alice oddaliła się nieco od niego.
- Większość ludzi tak uważa. - Znów na niego popatrzyła. - Ojciec budzi
powszechny podziw.
- Też tak sądzę.
- Ma pan mego ojca za dobrego pracodawcę?
Uniósł brwi w zdumieniu, nienawykły do tego, by ktoś interesował się
jego sprawami.
- Pracuję dla pani ojca dopiero od dwóch tygodni i nie przystoi mi
wypowiadać opinii o tym, jak traktuje pracowników.
- Rozumiem. Bardzo chłodno potraktował pan Victora. Nie od razu zdał
sobie sprawę, że miała na myśli młodego
dżentelmena, który przed chwilą gościł w kantorku.
- Odniosłem wrażenie, że świetnie się znacie. To pani towarzysz zabaw?
- Oboje znam od dzieciństwa.
- To znaczy, że są pani przyjaciółmi? Przechyliła głowę, jej wargi
wygięły się w uśmiechu.
- Nie wiem... Nigdy tak o tym nie myślałam.
Jakby swoją rozmową wywołali głosy, które rozległy się na końcu
korytarza:
- Lucy, przeszukaliśmy wszystko bardzo dokładnie... Panna Alice z
westchnieniem postąpiła w stronę drzwi.
- Lepiej sobie pójdę, zanim ponownie narobią tu rumo-
Magnetyzm serc
11
ru. Przepraszam, że przeszkodziłam panu w pracy, panie Ten-nent.
Wiem, jakie to ważne, co pan robi.
A więc to koniec tej wizyty! Starał się nie okazać rozczarowania.
- Nie ma pani za co przepraszać. - Popatrzył na kolumnę cyfr. - Życzę
miłego dnia, panno Shepard - dodał, przybierając oficjalny ton.
- Było mi miło pana poznać, panie Tennent. Powiedziała to jak dama z
towarzystwa. Nick widywał je
tylko z daleka w Londynie.
Słysząc coraz wyraźniejszy głos Victora, rozbawiona panna Alice
odwróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju, znów przypominając
uczennicę.
Victor i Lucy puścili się pędem w jej stronę.
- Gdzie się podziewałaś?
- Ależ z was głuptasy! Cały czas szłam za wami! - zawołała ze śmiechem.
Znajdowali się na tyle daleko od kantorka, że nie mogli się domyśleć, iż
przyszła właśnie stamtąd. Victor ruszył przed siebie.
- To zwykła dziecinada - oznajmił. - Jestem już za duży na zabawę w
chowanego.
Alice stłumiła chichot. Opinia Victora brała się stąd, że przegrał, nie
zdołał jej znaleźć, tego była pewna.
- W takim razie co proponujesz?
Miała ochotę zastać sama i podumać trochę o spotkaniu z nowym
sekretarzem ojca. Panna Shepard! Powiedział to tak, jakby była dorosłą
damą, a przecież wszyscy mówili o niej panna Alice. Miała jeszcze
półtora roku do debiutu i dopiero wtedy stanie się prawdziwą panną
Shepard.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin