Palmer Diana - Long tall Texans series 35 - Zimowe róże.pdf

(419 KB) Pobierz
258327439 UNPDF
DIANA PALMER
ZIMOWE RÓŻE
Tytuł oryginału: Winter Roses
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Było już późno. Ivy spieszyła się na zajęcia. Telefon zadzwonił akurat w chwili, gdy
szła na drugi w tym dniu wykład w college'u. Kłótnia mogła poczekać do wieczora, ale jej
starsza siostra nigdy nie liczyła się z niczyimi potrzebami, oczywiście prócz własnych.
- Rachel, spóźnię się - powiedziała błagalnym tonem. Odsunęła na bok kosmyk
długich, jasnych włosów, zielone oczy pociemniały ze zdenerwowania. - Mam dzisiaj test!
- Nic mnie to nie obchodzi - warknęła starsza siostra. - Chcę dostać czek za dom taty
natychmiast, gdy otrzymasz go od towarzystwa ubezpieczeniowego! Mam zaległe rachunki
do zapłacenia, a ty mi tu jęczysz o jakichś zajęciach w college'u! To strata pieniędzy! Ciotka
Hettie nie powinna zostawiać ci tych oszczędności - dodała ze złością. - Powinny być moje.
Jestem starsza...
Rzeczywiście była starsza i zabrała wszystko, co mogła, to znaczy wszystko, co mogła
zastawić za żywą gotówkę. Ivy ledwie zdołała zatrzymać trochę pieniędzy na pogrzeb. To
było prawdziwe szczęście, że ciotka Hettie lubiła ją i zostawiła jej mały spadek. Być może
zdawała sobie sprawę, że Ivy nic nie dostanie po ojcu.
Był to ciąg dalszy tej samej bolesnej kłótni, jaką prowadziły od miesiąca, czyli od
chwili, gdy ich ojciec zmarł na wylew. Ivy musiała znaleźć sobie jakieś mieszkanie, podczas
gdy Rachel codziennie dzwoniła do adwokata, który był wykonawcą testamentu. Chciała
pieniędzy natychmiast Namówiła ojca do zmiany testamentu i po jego śmierci dostała
wszystko.
Pomimo że ojciec jej nie rozpieszczał, Ivy nadal odczuwała ból. To ona była przy nim,
gdy umierał. Ale to Rachel ojciec uważał za anioła. Rachel dostawała pieniądze, rodzinną
biżuterię - którą zresztą natychmiast zastawiała - oraz całą uwagę ojca. Natomiast Ivy
zajmowała się prowadzeniem domu, pielęgnacją ogrodu oraz gotowaniem dla ich trójki. Nie
było to szczególnie interesujące życie. Jeśli z rzadka umówiła się z kimś na randkę, Rachel -
ładniejsza i bardziej efektowna - z wyraźną przyjemnością odbijała jej chłopaka tylko po to,
aby po kilku dniach go zostawić. Gdy Rachel wyjechała do Nowego Jorku, by tam zrobić
karierę w show - biznesie, ojciec zaciągnął pożyczkę pod zastaw domu, aby kupić dla niej
mieszkanie. Oznaczało to zaciśnięcie pasa. Gdy Ivy próbowała protestować z powodu
nierównego traktowania, ojciec stwierdził, że jest zazdrosna, a Rachel potrzebuje więcej,
ponieważ jest piękna, aczkolwiek ma problemy emocjonalne.
Ten eufemizm oznaczał, że Rachel nie żywi do nikogo żadnych uczuć oprócz samej
siebie. Niemniej jednak udało jej się przekonać ojca, że go uwielbia i jednocześnie karmić go
kłamstwami na temat Ivy, oskarżając ją, że nocami wymyka się z domu na spotkania z
mężczyznami, a nawet o drobne malwersacje w warsztacie samochodowym, gdzie Ivy
pracowała w księgowości dwa razy w tygodniu. I nic nie zdołało go przekonać, że młodsza
córka jest uczciwa, a poza tym - że mężczyźni wcale się nią nie interesują.
- Jeśli nauczę się księgowości, będę mogła się utrzymać - powiedziała cicho Ivy.
- Pewnego dnia może wyjdziesz za jakiegoś bogatego frajera, oczywiście jeśli
znajdziesz ślepca! - Rachel zaśmiała się z własnego dowcipu. - Chociaż nie wyobrażam sobie,
abyś znalazła kogoś takiego w Teksasie, a już szczególnie w Jacobsville.
- Nie szukam męża. Uczę się zawodu w college'u.
- Szykujesz dla siebie żałosną przyszłość. - Rachel przerwała, aby popić drinka. - Jutro
mam dwa przesłuchania. Jedno do głównej roli w sztuce na Broadwayu. Jerry twierdzi, że
jestem faworytką. On ma wpływy u reżysera...
Ivy zazwyczaj nie była sarkastyczna, ale Rachel naprawdę działała jej na nerwy.
- Myślałam, że Jerry nie chce, abyś pracowała. Po drugiej stronie linii zapadła
lodowata cisza.
- Jerry'emu to nie przeszkadza - odpowiedziała chłodno. - On lubi, gdy siedzę w
domu, ponieważ może się mną opiekować.
- Karmi cię barbituranami i metamfetaminą i każe sobie za to płacić - odparła cicho
Ivy. Nie dodała, że Rachel była piękna, a Jerry najpewniej wykorzystywał ją jako przynętę,
aby pozyskać nowych klientów. Rachel ciągle mówiła o graniu, ale były to tylko słowa. Pod
wpływem narkotyków ledwie pamiętała, jak się nazywa, nie mówiąc już o zapamiętaniu
tekstu. Poza tym piła ponad miarę, podobnie jak Jerry.
- On się mną opiekuje. Zna wszystkich najważniejszych ludzi w teatrze. Obiecał, że
mnie przedstawi producentowi, który wystawia nową komedię. Zagram na Broadwayu albo
umrę! - powiedziała Rachel szorstko. - Jeśli masz zamiar dalej się kłócić, możemy przestać
rozmawiać!
- To nie ja się kłócę...
- Nieustannie czepiasz się Jerry'ego! Ivy poczuła się tak, jakby stała na krawędzi
przepaści i patrzyła w otchłań.
- Naprawdę zapomniałaś, co Jerry mi zrobił? - spytała, przypominając sobie jedyną
wizytę siostry w domu, zaraz po śmierci ojca. Została na noc i oczywiście towarzyszył jej
Jerry. Rachel podpisała zgodę na kremację i pochowanie prochów obok ich matki. Była to
pospieszna i nieprzyjemna ceremonia pogrzebowa, podczas której jedynie Ivy bolała po
stracie ojca, który nigdy jej nie kochał i zawsze ją źle traktował. Ale miała wielkie serce i
potrafiła przebaczać. Natomiast Rachel nie miała nawet zaczerwienionych oczu, tylko raz
wydmuchała nos. Była to gra, jak zawsze.
- To ty tak twierdzisz - usłyszała zjadliwą odpowiedź. - Jerry mówi, że nie podał ci
żadnych narkotyków!
- Nie kłam! - przerwała jej rozzłoszczona Ivy. - Miałam migrenę, a on podmienił
tabletki na narkotyk. Gdy zobaczyłam, co usiłuje mi podać, cisnęłam tym w niego. Chciał dla
zabawy zrobić ze mnie ćpunkę, tak jak z ciebie...
- Nie jestem ćpunką! Wszyscy biorą narkotyki! Nawet w tej prowincjonalnej dziurze,
gdzie mieszkasz. Myślisz, że nie brałam, zanim wyjechałam do Nowego Jorku? Zawsze ktoś
handlował, a ja wiedziałam, gdzie go znaleźć. Jesteś naiwna, Ivy!
- Ale mój mózg nadal pracuje!
- Uważaj, co mówisz - powiedziała ze złością Rachel - bo dopilnuję, żebyś nie dostała
po tacie ani centa.
- Nie martw się, niczego się nie spodziewam - powiedziała cicho Ivy. - Przekonałaś
tatę, że jestem aż tak zła, że nic mi nie zostawił.
- Dostałaś te nędzne grosze od ciotki Hettie - powtórzyła Rachel. - Chociaż to ja
powinnam je dostać. Zasługuję na nie.
- Jeślibyś dostała to, na co naprawdę zasługujesz - odparła Ivy w przypływie odwagi -
siedziałabyś teraz w więzieniu.
Usłyszała stłumione przekleństwo, a potem trzask odkładanej słuchawki.
Zrezygnowana schowała telefon. Rachel nigdy nie uwierzy, że Jerry, jej rycerz w
lśniącej zbroi, był notowanym przestępcą, handlarzem narkotyków, który przetrzymywał ją
jak zakładniczkę i faszerował narkotykami. W zeszłym roku Ivy próbowała skłonić starszą
siostrę, by jej posłuchała, ale bez rezultatu. Nigdy nie były z sobą blisko, ale odkąd Rachel
związała się z Jerrym i zaczęła brać twarde narkotyki, całkiem straciła zdolność
rozumowania. W tej sytuacji wyjazd siostry do Nowego Jorku był dla Ivy prawdziwą ulgą.
Ale Rachel, nawet z tak dużej odległości, potrafiła stwarzać problemy.
W ponurym nastroju udała się na kolejne zajęcia.
W piątek, gdy z Litą Dawson, która uczyła na zawodowych kursach, jechała z
kampusu do domu, czuła się już lepiej. Była pewna, że zdała test z angielskiego, natomiast
pisania na maszynie nie potrafiła opanować. Nawet pod groźbą pistoletu nie potrafiła
wystukać więcej niż pięćdziesiąt słów na minutę.
Zatrzymały się przed pensjonatem, w którym mieszkały. Ivy musiała wyprowadzić się
z rodzinnego domu, ponieważ nie była w stanie zapłacić nawet rachunku za światło. Poza tym
Rachel w tym samym dniu, w którym w kancelarii prawnej podpisała dokumenty spadkowe,
wystawiła dom na sprzedaż i od razu odleciała do Nowego Jorku, pozostawiając Ivy z małym
spadkiem po ciotce oraz pracą przy prowadzeniu księgowości w warsztacie, z której opłacała
mieszkanie oraz niewielkie czesne wymagane w stanowym college'u. Rachel nawet nie
spytała, czy Ivy wystarczy pieniędzy na przeżycie.
Merrie York, jej najbliższa przyjaciółka, zaproponowała, że poprosi swego brata,
Stuarta, aby pomógł Ivy podważyć testament ojca, ale Ivy zareagowała na to niemal histerią.
Wolałaby mieszkać na ulicy w kartonowym pudle niż pozwolić Stuartowi mieszać się w jej
życie! Nie chciała przyznać się swojej przyjaciółce, że panicznie boi się jej brata. Musiałaby
tłumaczyć dlaczego, a w przeszłości Ivy były pewne tajemnice, którymi z nikim nie chciała
się dzielić.
- Co zamierzasz robić w weekend? - spytała Lita.
- Jeśli Merrie nie zapomni, pewnie przejdziemy się po sklepach. - Uśmiechnęła się. -
Może coś wpadnie mi w oko i będę miała o czym marzyć.
- Pewnego dnia spotkasz mężczyznę, który będzie cię traktował tak, jak na to
zasługujesz - rzekła uprzejmie Lita. - Zobaczysz.
Ivy znów się uśmiechnęła. Nie miała ochoty, by jakiś mężczyzna przejął kontrolę nad
jej życiem. Wystarczająco długo żyła w strachu.
Weszła bocznymi drzwiami i rozejrzała się za panią Brown. Zapewne wyszła na
zakupy. Ivy lubiła mały pensjonat, jego właścicielkę oraz nieco od siebie starszą
współlokatorkę. Lita była świeżo po rozwodzie i bardzo tęskniła za swoim eksmężem.
Wróciła do zawodu, uczyła informatyki w college'u i podwoziła Ivy na uczelnię, przez co ta
oszczędzała trochę grosza.
Ledwie zdążyła odłożyć torebkę, gdy zadzwonił telefon.
- To już weekend! - rozległ się radosny głos Merrie.
- Zauważyłam - zachichotała Ivy. - Jak ci poszły testy?
- Któryś na pewno zdałam, tylko nie wiem który. Zbliża się mój końcowy egzamin z
biologii, a laboratorium mnie dobija. Nie potrafię pracować z mikroskopem!
- Masz być pielęgniarką, a nie laborantką.
- Powiedz to mojemu profesorowi od biologii! Zresztą to nie ma znaczenia, zrobię
dyplom, nawet jeśli miałabym powtarzać każdy rok trzy razy.
- Co za upór!
- Przyjedź do mnie na weekend - poprosiła Merrie. Ivy poczuła uścisk w sercu.
- Dziękuję, ale mam coś do zrobienia...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin