Bonaccia Morze ogromne, nieprzejrzane morze, Rozlane ciężko bez kresu i granic, Śpi nieruchome w upalnym przestworze, Głuche na wszystko i nieczułe na nic. Ponad bezwładem modro-złotej szyby Błękit przeczysty jedna tylko plami Brzemienna chmura sykstyńska, jak gdyby Duch się unosił boży nad wodami. A ja, olśniony blaskiem tej godziny Poprzez zasłony opuszczonych powiek, Leżę jak szczęsna gruda złotej gliny, Zanim z niej został ulepiony człowiek. ----------------------------------------------------------------------- Trzydzieści widzę w niebie gwiazd, Reszta mnie nie obchodzi… Bom widział właśnie tyle miast W mych lat szczęśliwych młodzi. Dziś, kiedy nazbyt drogie są Podróże, kolej, jazdy, Rad jestem, że w niebiosach lśnią Te same, co tam gwiazdy. Jedna jest najpiękniejsza, ach! Wielka jak złota pestka. Lśniła mi w pewnym mieście w dniach, Gdy biła mi trzydziestka. ------------------------------------------------------------------------ Dachy! ciasnotę ulic mające w pogardzie, W których tłoczą się gbury, lichwiarze i szuje, Patrzę na was ze swego okna na mansardzie I jako wy wysoki, podniebny się czuję. Gdy nie mogę dziś włóczyć się po wiecznym Rzymie, Cegły kominów waszych, wśród zachodu patyn, Tonące w powłóczysty, rozmarzonym dymie, Starczą sercu mojemu za rzymski Palatyn. 712
Faficzek-10