Quick_Amanda_-_Interesy.pdf

(866 KB) Pobierz
Amanda Quick
Amanda Quick
Inte
49904441.002.png
resy
 
Prolog
Oczy intruza lśniły chłodnym blaskiem. Gwałtownym ruchem strącił z półki następny
rząd antycznych waz. Kruche naczynia roztrzaskały się na podłodze w tysiąc kawałków.
Nieznajomy podszedł do kolekcji glinianych figurek.
- Pani Lakę, radzę się pośpieszyć z pakowaniem - ponaglił, z wściekłością rozbijając
zbiór Afrodyt, satyrów i greckich bożków. - Powóz rusza za piętnaście minut i zapewniam, że
odjedzie nim pani wraz z siostrzenicą, z bagażem czy też bez.
Lavinia stała u stóp schodów i bezradnie patrzyła, jak rozgniewany mężczyzna sieje
spustoszenie w jej antykwariacie.
- Nie ma pan prawa tego robić. Doprowadzi mnie pan do ruiny.
- Wręcz przeciwnie, droga pani. Ratuję pani życie. - Nogą w ciężkim bucie
przewrócił dużą urnę, zdobioną w stylu etruskim. - Ale proszę się nie martwić. Nie
spodziewam się podziękowania.
Lavinia skrzywiła się boleśnie, kiedy urna upadła na podłogę i roztrzaskała się z
głośnym hukiem. Wiedziała, że szaleńca nie należy drażnić. Ten najwyraźniej postanowił
zniszczyć jej antykwariat, a ona nie mogła zrobić nic, żeby go powstrzymać.
Bardzo wcześnie w życiu nauczyła się rozpoznawać, kiedy należy wykonać taktyczny
odwrót. Nigdy jednak nie umiała potulnie godzić się z porażką.
- Gdybyśmy byli w Anglii, kazałabym pana aresztować, panie March.
- Ale nie jesteśmy w Anglii. -Tobias March chwycił naturalnej wielkości figurę
centuriona i pociągnął ją za tarczę. Kamienny Rzymianin upadł na własny miecz. - Jesteśmy
we Włoszech i musi pani robić to, co każę. Nie ma pani wyboru.
Dalsze trwanie przy swoim nie miało sensu. Rozmowa z Tobiasem Marchem była
zwykłą stratą czasu, który można było poświęcić na pakowanie kufrów, jednak wrodzona
skłonność do oślego uporu nic pozwoliła Lavinii ustąpić pola bez walki.
- Przeklęty bękart - wycedziła przez zęby.
- Moja metryka mówi co innego. - Strącił na podłogę rząd waz z czerwonej
gliny. - Domyślam się jednak, co pani chce powiedzieć.
- Widać wyraźnie, że nie jest pan dżentelmenem.
49904441.003.png
- Nie będę się o to spierać. - Kopnął popiersie nagiej Wenus. -Ale przecież pani
też nie jest damą.
Drgnęła, kiedy popiersie rozbiło się o podłogę. Naga Wenus cieszyła się wielkim
powodzeniem u kupujących.
- Jak pan śmie? Znalazłyśmy się z siostrzenicą w Rzymie bez środków do życia
i byłyśmy zmuszone przez kilka miesięcy parać się interesami, ale to jeszcze nie powód, żeby
nas obrażać.
- Dość tego. - Stanął z nią twarzą w twarz. W świetle lampy jego groźne oblicze
wydawało się chłodniejsze niż oblicza kamiennych posągów. - Niech się pani cieszy, że
doszedłem do wniosku, iż jest pani tylko bezwolnym narzędziem w rękach przestępcy,
którego ścigam, a nie członkiem jego bandy złodziei i morderców.
- Twierdzi pan, że złoczyńcy korzystali z mojego sklepu, żeby przekazywać
sobie wiadomości. Ale to tylko pańska opinia.
Szczerze mówiąc, kiedy patrzę na pana grubiańskie zachowanie, trudno mi uwierzyć
w choć jedno pana słowo. Wyjął z kieszeni złożoną kartkę.
- Zaprzeczy pani, że ten list był schowany w jednej z pani waz?
Zerknęła na obciążający dowód. Przed chwilą patrzyła oniemiała, jak wyjął tę kartkę z
rozbitej greckiej wazy. Zapisana na niej wiadomość o dobiciu korzystnego targu z piratami
wyglądała jak raport jakiegoś rzezimieszka, przeznaczony dla herszta bandy.
Lavinia uniosła głowę.
- To przecież nie moja wina, że jeden z klientów wrzucił do wazy jakiś osobisty
list.
- Nie chodzi tu o jednego klienta. Złoczyńcy wykorzystywali pani sklep od
kilku tygodni.
- A skąd pan to wie?
- Prawie od miesiąca obserwuję ten lokai i panią - przyznał z denerwującą
obojętnością, a oczy Lavinii rozszerzyły się ze zdumienia.
- Od miesiąca mnie pan szpieguje?
- Z początku zakładałem, że jest pani wspólniczką Carlisle'a. Dopiero po
dokładniejszej analizie sytuacji doszedłem do wniosku, że najprawdopodobniej nie ma pani
pojęcia, w co są zamieszani niektórzy z pani tak zwanych klientów.
- To oburzające.
Spojrzał na nią rozbawiony.
- Chce pani powiedzieć, że wiedziała pani, w jakim celu tak regularnie
49904441.004.png
odwiedzają pani antykwariat?
- Nic podobnego nie chciałam powiedzieć. - Słyszała, że mówi coraz głośniej,
ale nie potrafiła się opanować. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak rozgniewana i wystraszona.
-Miałam ich za uczciwych miłośników starożytności.
- Doprawdy? - Tobias zerknął na słoje z mlecznozielonego szkła, ustawione w
równym rzędzie na wysokiej półce. Uśmiechnął się chłodno. - A czy pani jest uczciwą
kobietą?
Lavinia zesztywniała.
- Co pan sugeruje?
- Nic nie sugeruję. Stwierdzam tylko, że większość znajdujących się tu
przedmiotów to tanie kopie starożytnych dzieł sztuki. Niewiele tu prawdziwych antyków.
- A skąd pan to wie? - odparowała. - Nie powie mi pan chyba, że jest znawcą
sztuki starożytnej. Nie dam się oszukać. Po tym, co pan zrobił z moim antykwariatem, nie
wmówi mi pan, że jest pan uczonym badaczem.
- Ma pani rację. Nie jestem znawcą starożytnej Grecji i Rzymu. Jestem prostym
człowiekiem interesu.
- Bzdura. Dlaczego prosty człowiek interesu miałby przyjeżdżać aż do Rzymu
w pogoni za jakimś łotrem o nazwisku Carlisle?
- Reprezentuję jednego ze swoich klientów, który zatrudnił mnie, żebym zbadał
losy niejakiego Bennetta Rucklanda.
- I jakież są losy tego pana Rucklanda?
Tobias spojrzał jej w oczy.
- Został zamordowany, tutaj, w Rzymie. Mój klient uważa, że stało się tak,
ponieważ wiedział zbyt wiele o tajnej organizacji, na czele której stoi Carlisle.
- Niewiarygodna historia.
- Być może, ale będzie lepiej, jak pani w nią uwierzy. Zresztą nie ma pani
wyboru. - Rozbił kolejną wazę. - Zostało pani tylko dziesięć minut.
Sprawa wyglądała beznadziejnie. Lavinia chwyciła fałdy spódnicy i ruszyła w górę po
schodach. Zatrzymała się na chwilę, bo uderzyła ją pewna myśl.
- Powiedział pan, że jest prostym człowiekiem interesu. Rozwiązywanie zagadek
kryminalnych to raczej dziwny interes.
Tobias rozbił niewielką rzymską lampkę oliwną.
- Nie dziwniejszy niż sprzedawanie fałszywych antyków.
Lavinia skrzywiła się lekko.
49904441.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin