Howard Robert E. - Conan - Dom pełen łotrów.txt

(57 KB) Pobierz
Robert E. Howard

DOM PE�EN �OTR�W

Powiadaj� legendy, �e najpot�niejszy wojownik ery hyboryjskiej, cz�ek - jak pisa� nemedyjski kronikarz - kt�ry �swemi obutymi w sanda�y stopy podepta� zdobne w klejnoty trony Ziemi", urodzi� si� na polu bitwy, w czym mia�a by� wieszczba jego przysz�ych los�w. Jest to mo�liwe, albowiem niewiasty - cymmeryjskie r�wnie sprawnie jak ich m�owie w�ada�y or�em, nie mo�na tedy wykluczy�, i� matka Conana, nie bacz�c na powa�ny sw�j stan, pospieszy�a, by odpiera� atak wra�ych Vanir�w. W�r�d wojen zaczepnych i odpornych, toczonych z niewielkimi tylko przerwami przez bitne klany Cymmercjczyk�w, up�ywa�o dzieci�stwo Conana. Po ojcu, kowalu i p�atnerzu, obdarzony nad wiek okaza�� postur� bra� w nich udzia�, odk�d m�g� unie�� miecz w d�oni. Mia� pi�tna�cie lat, gdy zjednoczone plemiona cymmeryjskie obleg�y, zdoby�y i pu�ci�y z dymem Venarium, gr�d pograniczny wzniesiony przez ekspansywnych Aquilo�czyk�w na ziemiach tradycyjnie przynale�nych Cimmerii. By� jednym z tych, co najw�cieklej darli si� na mury i najg��biej ubroczyli or� we wrogiej krwi. Jego imi� pocz�to wymawia� z szacunkiem przy ogniskach narad. Po zdobyciu Venarium sp�dzi� Conan czas jaki� w rodzinnym szczepie, u boku sprzymierzonych Aesir�w czyni�c wyprawy na tradycyjnie wrogich Vanir�w. W jednej z owych wypraw dosta� si� do niewoli, ale z niej zemkn�� i ruszy� na po�udnie. Dotar� do Arenjun, zamoryjskiego Miasta Z�odziei, w kt�rym rozpocz�� trwaj�c� kilka lat karier� zawodowego rabusia, kontynuowan� w stolicy Zamory, Shadizarze, w kr�lestwach Corinthii i Nemedii...

1.
Podczas dworskiego festynu Nabonidus, Czerwony Kap�an, rzeczywisty w�adca stolicy, dyskretnie dotkn�� ramienia m�odego arystokraty Murila, ten za� odwr�ci� si�, by napotka� zagadkowe spojrzenie dostojnika. �aden z nich nie wyrzek� ani s�owa; Nabonidus sk�oni� si� tylko i poda� Murilowi niewielkie z�ote puzderko. �wiadom, �e niczego bez powodu Nabonidus nie czyni�, m�ody szlachcic wymkn�� si� przy pierwszej nadarzaj�cej si� okazji i w po�piechu wr�ci� do swej komnaty. Tu otworzy� puzdro; znalaz� w nim ludzkie ucho, �atwe do rozpoznania dzi�ki szczeg�lnej bli�nie. Krople zimnego potu wyst�pi�y mu na czo�o - nie mia� ju� w�tpliwo�ci, jak� to my�l ukryt� wyra�a�o spojrzenie Czerwonego Kap�ana.
Pomimo jednak swych uperfumowanych, trefionych czarnych lok�w nie by� Murilo s�abeuszem, zginaj�cym bez walki kark przed katem. Nie wiedzia�, czy Nabonidus igra z nim tylko, czy te� umo�liwia ucieczk� na dobrowolne wygnanie; ju� to, i� �y� jeszcze i by� wolny, dowodzi�o, �e dano mu co najmniej kilka godzin - zapewne do namys�u. Lecz nie namys�u i decyzji potrzebowa� - potrzebowa� narz�dzia. A wyposa�y�a go w owo narz�dzie Fortuna, nie przestaj�ca dzia�a� pomi�dzy spelunkami i burdelami dzielnic n�dzy nawet wtedy, gdy w swym domu, w cz�ci stolicy zajmowanej przez pa�ace arystokracji, wie�czone purpurowymi wie�ami, strojne w marmur i ko�� s�oniow�, rozdygotany Murilo rozmy�la� nad sposobem pokrzy�owania Nabonidusowych plan�w.
A by� pewien kap�an boga Anu, kt�rego �wi�tynia wznosz�ca si� na obrze�u dzielnicy n�dzy stanowi�a scen� czego� wi�cej ni�li tylko obrz�d�w i mod��w. Kap�an �w, t�usty i dobrze od�ywiony, uprawia� paserstwo, b�d�c r�wnocze�nie szpiegiem na us�ugach gwardii. Interes prosperowa� kwitn�co, a z�oto dwoma wartkimi strumieniami wp�ywa�o do szkatu�y kap�ana, jako �e dzielnic�, z kt�r� graniczy�a �wi�tynia, by� Labirynt - pl�tanina b�otnistych, kr�tych uliczek, plugawych spelunek nawiedzanych przez najbardziej notorycznych z�odziei i hultaj�w w kr�lestwie. Odwag� i bezczelno�ci� wyr�niali si� spo�r�d nich gunderskiego pochodzenia dezerter z wojsk najemnych i pewien cymmeryjski barbarzy�ca.
Pierwszego za spraw� kap�ana Anu schwytano i obwieszono na placu targowym, Cymmeryjczyk atoli umkn��; dowiedziawszy si� okr�n� drog� o zdradzie kap�ana, wtargn�� noc� do �wi�tyni i skr�ci� donosiciela o g�ow�.
W mie�cie zawrza�o. Poszukiwania zab�jcy by�y wszak�e bezskuteczne, dop�ki pewna ladacznica nie wyda�a Cymmeryjczyka w r�ce kr�lewskiego rontu - zaprowadzi�a kapitana stra�y i jego dru�yn� do ukrytej komory, gdzie spoczywa� zmo�ony pijackim snem barbarzy�ca. Gdy j�li go p�ta�, ockn�� si� - wrazi� sztylet w gard�o oficera, przedar� si� przez pozosta�ych napastnik�w i uszed�by niechybnie, gdyby nie trunek, wci�� jeszcze za�miewaj�cy zmys�y; rozjuszony, na wp� o�lep�y, szybuj�c tygrysim skokiem ku wolno�ci, nie trafi� w otwarte drzwi i tak pot�nie hukn�� �bem o kamienn� �cian�, �e pad� bez czucia i �wiadomo�ci.
Przyszed� do siebie dopiero w najg��bszym lochu miasta, przykuty do �ciany �a�cuchami, kt�rym nawet jego olbrzymie musku�y nie mog�y da� rady. Na po�y siedz�c, na po�y le��c, maj�c za pos�anie gar�� jeno zgni�ej s�omy, przeklina� barbarzy�ca moc kwa�nego wina i dziewk� zdradliw�, gdy szcz�kn�y rygle, a do lochu wkroczy� cz�ek z twarz� zamaskowan�, owini�ty szerokim, czarnym p�aszczem. Cymmeryjczyk przygl�da� mu si� z zainteresowaniem, odgaduj�c w nocnym go�ciu oprawc�, przys�anego, by mu gard�o cichcem poder�n��; upewnia�a go w tym ciekawo�� z jak� przybysz mierzy� go wzrokiem. A nawet w piwnicznym p�mroku, mimo p�taj�cych cz�onki je�ca �a�cuch�w, pot�ne, imponuj�co umi�nione cia�o Cymmeryjczyka sprawia�o wra�enie, i� drzemi� w nim si�y nied�wiedzia i szybko�� pantery. Spod czarnej zwichrzonej grzywy niebieskie oczy l�ni�y niepohamowan� dziko�ci�.
- Czy chcesz �y�? - zapyta� Murilo, on to bowiem nawiedzi� pojmanego zab�jc�.
Barbarzy�ca mrukn��, a w jego oczach pojawi� si� b�ysk zainteresowania; cho� nie wyrzek� ani s�owa, si�a wyrazu o�ywionego nadziej� spojrzenia by�a dostatecznie wymown� odpowiedzi�.
- Chc�, by� zabi� dla mnie cz�owieka.
- Kogo?
G�os Murila zni�y� si� do szeptu:
- Nabonidusa, kr�lewskiego kap�ana.
Cymmeryjczyk nie okaza� zdumienia ani obawy; obcy by� mu nawet cie� szacunku dla wielkich tego �wiata - kr�l czy �ebrak, nie widzia� r�nicy. Nie przysz�o mu te� do g�owy pytanie, dlaczego Murilo zwr�ci� si� do niego w�a�nie, cho� dzielnice n�dzy pe�ne by�y korzystaj�cych z wolno�ci p�atnych skrytob�jc�w.
- Kiedy b�d� wolny?
- Nim minie godzina. W nocy tej cz�ci wi�zienia pilnuje tylko jeden stra�nik; mo�na go przekupi�. M�wi�c �ci�le: ju� jest przekupiony. Sp�jrz - oto klucze: zdejm� twe �a�cuchy, a gdy od mego odej�cia czas up�ynie bezpieczny, stra�nik Athicus drzwi twej celi otworzy. Athicusa powalisz i strz�pami swej tuniki zwi��esz; na tak sprawionego nie padnie podejrzenie, a wszyscy uwierz�, �e pomoc dla ci� z zewn�trz nadesz�a.
Id� od razu do domu Czerwonego Kap�ana i zabij go; udaj si� potem do Szczurzej Nory, gdzie pewien cz�owiek da ci konia i trzos pe�en z�ota - tak opatrzony zdo�asz wymkn�� si� z miasta i opu�ci� kraj.
- Zdejmuj natychmiast te przekl�te okowy! - za��da� Cymmeryjczyk. - I ka� stra�nikowi, by mi przyni�s� spy��. Na Croma! Dzie� ca�y prze�y�em o chlebie i wodzie i prawiem szczez� z g�odu!
- Stanie si�, jak rzek�e�, ale pami�taj: nie wolno ci uciec, nim b�d� mia� do�� czasu, by dotrze� do mego domostwa.
Uwolniony z �a�cuch�w barbarzy�ca wsta� i przeci�gn�� si�, pr꿹c pot�ne ramiona; w p�mroku kazamaty przypomina� olbrzyma. Murilo pomy�la�, �e je�li ktokolwiek na �wiecie by�by w stanie zg�adzi� Czerwonego Kap�ana, to ten Cymmeryjczyk jest do tego zdolny.
Raz jeszcze m�ody szlachcic gwoli pewno�ci powt�rzy� sw�j plan, po czym opu�ci� wi�zienie, przed wyj�ciem polecaj�c Athicusowi, by zani�s� je�cowi mis� jad�a i kwart� piwa. Wiedzia�, �e stra�nikowi mo�e ufa� nie tylko z powodu hojnie sypni�tego z�ota; posiada� informacje, kt�rych ujawnienie grozi�o Athicusowi stryczkiem.
Dopiero znalaz�szy si� z powrotem w swej komnacie Murilo odzyska� spok�j ducha. Nabonidus dzia�a�by r�kami bezwolnego kr�la - tego by� pewien. A przecie� kr�lewscy stra�nicy nie ko�atali do jego drzwi; oznacza�o to, �e kap�an nie powiedzia� kr�lowi nic - na razie... Jutro niechybnie by�by to uczyni� - gdyby do�y� jutra.
Murilo wierzy�, i� Cymmeryjczyk dotrzyma umowy; inn� rzecz� by�o to, czy zdo�a cel wyznaczony osi�gn��. Po wielokro� ju� pr�bowano zg�adzi� Czerwonego Kap�ana - i nasy�ani zb�jcy umierali tajemnicz� �mierci�. Cho� i przebiegli bywali, i okrutni, i zuchwali - gin�li jednako; wychowani w miastach, nie posiadali wilczych instynkt�w barbarzy�cy.
Murilo ujrza� wyj�cie ze swej nieweso�ej sytuacji w chwili, gdy obracaj�c w d�oniach z�ote puzderko z wiadom� zawarto�ci�, dowiedzia� si� swymi sekretnymi kana�ami o pojmaniu Cymmeryjczyka. Teraz w spokoju swej komnaty wzni�s� toast za cz�owieka imieniem Conan i za jego powodzenie tej nocy. S�czy� jeszcze wino, gdy jeden z jego szpieg�w przyni�s� wie��, i� Athicusa aresztowano i osadzono w twierdzy. Cymmeryjczyk tedy nie uciek�...
Murilo po raz wt�ry poczu�, jak krew w jego �y�ach lodowacieje. Dostrzeg� w owej odmianie fortuny diabelsk� r�k� Nabonidusa; poj�� nagle, �e ulega oto niesamowitej obsesji: roi�o mu si�, �e Czerwony Kap�an nie cz�owiekiem jest, a czarownikiem zdolnym czyta� w my�lach swych ofiar, poci�gaj�cym za struny, na kt�rych ta�cz� jak marionetki.
Desperacja rodzi determinacj�. Kryj�c miecz pod czarn� opo�cz�, wybieg� Murilo z domu ukrytym wyj�ciem i po�pieszy� opustosza�ymi ulicami. Zbli�a�a si� p�noc w�a�nie, gdy stan�� przed domem Nabonidusa, majacz�cym czarn� bry�� po�r�d ogrodu otoczonego murem, oddzielaj�cym posiad�o�� kap�ana od s�siedniej posesji. Mur by� wysoki, ale mo�liwy do pokonania. Nabonidus nie wierzy� w przeszkody tak proste jak kamienna bariera; to, czego naprawd� nale�a�o si� obawia�, znajdowa�o si� za murem. Murilo nie wiedzia� dok�adnie, na co mo�e si� natkn��; powiadano, �e olbrzymi, krwio�erczy pies w��czy si� po ogrodzie, od czasu do czasu rozdzieraj�c kogo� na strz�py tak, jak ogar rozdziera kr�lika. Co wi�cej mog�o na� czyha� za murem - nie pr�bowa� nawet przewidzie�.
Ludzie, kt�rym w sprawach wagi pa�stwowej dozwalano na kr�tko wej�� do domu, opowiadali, �e Nabonidus otacza� si� przepychem, ale poprzestawa� na zaskakuj�co nie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin