Green Roland - Conan nieugienty.txt

(424 KB) Pobierz
RONALD GREEN
   
   
   
CONAN NIEUGI�TY
   
PRZEK�AD MAREK MASTALERZ
TYTU� ORYGINA�U CONAN THE RELENTLESS
   
Pami�ci Roberta Adamsa

PROLOG
   
   Noc na pustkowiu Kr�lestwa Kresowego wydawa�a si� czym� wi�cej ni� tylko ca�kowitym brakiem �wiat�a. Ciemno�� by�a istot� sam� w sobie. Zamyka�a cz�owieka w swoich obj�ciach bez mo�liwo�ci wydostania si�, powrotu do jasno�ci.
   M�czyzna, kt�ry twierdzi�, �e nazywa si� Aibas i jest szlachcicem, obudzi� si� w�a�nie pod os�on� mroku. Dawno temu, gdy nosi� inne imi�, m�g� pi� i zabawia� si� z kobietami, dop�ki �wit nie zabarwi� nieba na r�owo, po czym podj�� zwyk�� codzienn� aktywno��. Tak by�o dawniej. Obecnie nazywa� si� inaczej, s�u�y� te� innemu panu � o wiele sro�szemu ni� ten, kt�rego rozkaz�w s�ucha� w Aquilonii. W Kr�lestwie Kresowym zwykle przychodzi�o te� Aibasowi sypia� w o wiele podlejszych warunkach, na pos�aniu z ga��zi czy trzcin, nawet na zgarni�tych li�ciach lub go�ych g�rskich ska�ach.
   Przebudzi� go d�wi�k przypominaj�cy niesiony nocnym wiatrem �oskot kopyt oddzia�u konnicy na kamiennym dziedzi�cu. Aquilo�czyk wiedzia�, co nast�pi p�niej. Gdyby m�g� zasn��, nie s�ysza�by kolejnych odg�os�w; by� mo�e w�wczas nie n�ka�yby go koszmary.
   Ha�as si� nasili�. Nie by� to ryk, pomruk, syczenie ani grzechot. Przypomina� nieco wszystkie te odg�osy, mia� jednak w�asn�, odmienn� natur�. Gdyby Aibasowi kazano okre�li� ten nadnaturalny d�wi�k, nazwa�by go ch�eptaniem, mo�e siorbaniem. B�aga�by r�wnie�, by nie musia� opisywa� go dok�adniej. Gdyby to uczyni�, zdradzi�by, �e zna jego �r�d�o. A wiedza ta by�a wykl�ta przez bog�w i ludzi, chocia� zar�wno pierwszych, jak i drugich nie obchodzi�o, co si� dzieje na tym odludziu.
   Aibas zrzuci� z siebie wreszcie baranic� i wsta�. Wiedzia�, �e tej nocy ju� nie za�nie � je�li nie ustanie piekielny ha�as. Czarownicy potrafili u�pi� istot�, b�d�c� �r�d�em tych odg�os�w, lub przynajmniej uciszy� j� do �witu. Cz�sto jednak dawali jej zaj�cie przez ca�� noc.
   Gdyby nawet Aibas zdo�a� zasn�� mimo odra�aj�cego d�wi�ku, i czeka�by go spokojny sen. Zbyt wiele widzia�, by m�c zapomnie� cokolwiek z ujrzanych okropno�ci. Wspomnienie wydarze�, kt�rych by� �wiadkiem od przybycia na ziemie plemienia Pougoi, umr� razem z nim.
   Nie szuka� �mierci, nawet gdyby przynios�a mu ukojenie. Uciek� z rodzinnej Aquilonii, by unikn�� prze�ladowa�. Zmieni� nazwisko, zaprzeda� miecz, honor i wszystko, na co zdo�a� znale�� nabywc�. W ten spos�b trafi� do Kr�lestwa Kresowego.
   Wed�ug przekazywanych Aquilo�skim dzieciom opowie�ci, by�a to kraina wyst�pku ust�puj�ca s�aw� jedynie Stygii, w kt�rej wszystko by�o mo�liwe � i dozwolone, i gdzie nie mo�na liczy� na honor i sprawiedliwo��. Aibas ju� dawno si� zorientowa�, �e w opowie�ciach o Stygii tkwi�o wiele prawdy. Obecnie przekonywa� si�, �e to samo dotyczy�o Kr�lestwa Kresowego.
   Zaskrzypia�y deski, gdy Aquilo�czyk podszed� do drzwi. Jak wi�kszo�� chat w wiosce, domostwo postawiono na tak stromym zboczu, �e jedn� ze �cian musiano podeprze� pniami, by chata nie ze�lizgn�a si� po stoku.
   Drzwi umocowane na rzemiennych zawiasach r�wnie� niemi�osiernie skrzypia�y. Aibas wyszed� na g��wn� drog� wioski. By�y to w�a�ciwie schody, cz�ciowo wyryte w skale, cz�ciowo z�o�one z nieheblowanych desek. Po�a� r�wnego terenu, nale��ca do plemienia, znajdowa�a si� na dnie doliny, u st�p wzg�rza. Ziemia by�a w tym miejscu zbyt �yzna, by zastawia� j� chatami i szopami.
   Aibas dawno doszed� do wniosku, �e je�li zostanie d�u�ej w wiosce Pougoi, wyro�nie mu ogon, umo�liwiaj�cy �atwiejsz� wspinaczk� po wzg�rzach i drzewach. Gdyby zdo�a� uj�� z �yciem, znalaz�by pewnie zaj�cie jako cyrkowa ma�pa, obwo�ona po jarmarkach przez kushyckich handlarzy.
   Wiosk� o�wietla�y jedynie pochodnie zatkni�te przed chatami. Od czasu gdy Aibas uda� si� na spoczynek, chmury zd��y�y pokry� niebo. Czarownicy, nazywaj�cy siebie Bractwem Gwiezdnym, dzia�ali pod os�on� ciemno�ci � z wyj�tkiem okazji, gdy chcieli przerazi� ludzi, pokazuj�c w blasku dnia, czym si� paraj�.
   Aibasowi dech zamar� w piersiach, gdy dostrzeg� uchylone drzwi jednej z chat w dole stoku. Sta�a w nich dziewczyna; za ni� wida� by�o m�sk� sylwetk� pogr��on� w cieniu. Kobieta mia�a na sobie jedynie sk�rzan� sp�dnic�, si�gaj�c� do kr�g�ych kolan. Od pasa w g�r� by�a naga. Pochodnia rzuca�a zimne ��te �wiat�o na jej w�osy miedzianej barwy, spr�yste m�ode piersi i muskularne nogi, kt�re Aibas tak cz�sto wyobra�a� sobie oplecione wok� niego�
   Jak gdyby wyczuwaj�c my�li Aquilo�czyka, dziewczyna odwr�ci�a si� w jego stron� i popatrzy�a mu prosto w oczy. Aibas spu�ci� g�ow�. Wci�� wlepia� spojrzenie w ziemi�, gdy dobieg� go szorstki g�os:
   � Wracaj do �rodka, Wylla. Nie masz po co tu stercze�, pozwalaj�c, by si� na ciebie gapiono.
   � Nie po to wysz�am, ojcze. My�la�am� Mia�am nadziej�, �e ci na g�rze mnie zobacz�� �e b�dzie to mo�e dla nich pociech�.
   � Szszsz! Nie m�w tak � widzisz, �e on mo�e ci� us�ysze�!
   S�owa m�czyzny by�y tak jednoznaczne, jak gdyby wskaza� Aibasa palcem. Gdy drzwi si� zatrzasn�y za Wyll�, Aquilo�czyk wypu�ci� d�ugo wstrzymywane powietrze w przeci�g�ym, sm�tnym westchnieniu. Niestety, strach Wylli przed Bractwem Gwiezdnym min�� � przynajmniej na tyle, �e o�miela�a si� okazywa� wsp�czucie jego ofiarom.
   By�a to postawa cz�stsza w�r�d cz�onk�w plemienia, ni� przyznawali sami czarownicy czy mocodawca Aibasa. W istocie gdyby wszystkich w�tpi�cych w cnot� � je�li nie moc � Bractwa z�o�ono w ofierze, dolina zapewne by opustosza�a.
   By� mo�e nadszed� czas na kolejn� lekcj� pos�usze�stwa? Gdyby jej ofiar� sta�a si� Wylla, Aibas m�g�by wspania�omy�lnie prosi� o mi�osierdzie dla niej � oczywi�cie w zamian za dawno wymarzone �aski�
   My�l ta sprawi�a, �e zimna g�rska noc wyda�a si� Aquilo�czykowi nagle cieplejsza. Czuj�c pot na czole, otar� go wyt�uszczon� d�oni�. Wzd�u� drogi szed� powiew, rozsypuj�c w ciemno�ci iskry z pochodni przed chat� Wylli.
   Jakby za ich spraw� nad dolin� poja�nia�o. Drobny z pocz�tku �wietlny punkt zamieni� si� wkr�tce w surow� b��kitn� �wiat�o��, zdzieraj�c� mi�kk� opo�cz� nocy z g�rzystej krainy.
   Blask pada� znad wysokiej tamy, skonstruowanej ze ska�, k��d i ubitej ziemi. Zagradza�a wylot w�wozu odchodz�cego od doliny. Za ni� znajdowa�o si� g��bokie jezioro. Wok� w�wozu ska�y pi�trzy�y si� niemal pionowo, tworz�c grzbiet, przywodz�cy na my�l smoczy �eb.
   Na szczycie grani widnia�y dwie ludzkie sylwetki � wysoka i niska. B��kitna po�wiata odbija�a si� od ich sk�r i p�taj�cych �a�cuch�w. Wi�ni�w skuto, by nie mogli uciec przed tym, co z woli Bractwa Gwiezdnego mia�o si� wy�oni� wkr�tce z jeziora.
   Aibas poczu�, �e czas skry� si� w chacie. Nie zawsze by� w stanie znie�� widok po�ywiaj�cego si� podopiecznego czarownik�w; Bracia Gwiezdni mogli potraktowa� jego s�abo�� jako wyraz wrogo�ci. W�wczas pan Aibasa musia�by obdarowa� ich wi�ksz� ilo�ci� z�ota, ni� by�by sk�onny po�wi�ci�. Sam Aquilo�czyk mia�by szcz�cie, gdyby zd��y� uciec z Kr�lestwa, w kt�rym przysporzy� sobie wielu wrog�w. Inaczej zapewne sko�czy�by na skale przypominaj�cej smoka, wyczekuj�c, a� usiane paszczami macki si�gn� po jego krew i szpik�
   Na t� my�l Aibasowi zrobi�o si� niedobrze; o ma�o nie dosta� torsji. Zataczaj�c si�, wr�ci� do chaty i zwali� na prycz�. Nie zdo�a� nawet zatrzasn�� drzwi, dlatego s�ysza�, jak podopieczny Bractwa Gwiezdnego wspina si� nad powierzchni� wody. To w�a�nie przyczepiaj�ce si� do ska� przyssawki potwora by�y �r�d�em odra�aj�cego mlaskania i trzaskania.
   Aquilo�czyk wetkn�� sobie w uszy kawa�ki nie wyprawionej sk�ry, zanim rozleg�o si� granie piszcza�ek.
   
   Rybak i jego syn na szczycie ska�y mieli wi�cej szcz�cia. D�wi�k piszcza�ek brzmia� w ich uszach dobitnie i pokrzepiaj�co, jak odg�os tr�bek wzywaj�cych jazd� do szar�y.
   M�czyzna wiedzia�, �e same piszcza�ki nie mog�y wydawa� tak silnego d�wi�ku. Grajek Marr w�ada� magi� r�wnie siln�, co czarownicy plemienia Pougoi. Nie by�o to dla rybaka zaskoczeniem. Zdawa� sobie spraw�, na co si� nara�a, zapuszczaj�c si� z synem za Wzg�rze Trzech D�b�w, na tereny wojowniczego plemienia. N�ci�y go jednak strumienie i stawy pe�ne �ososi, pstr�g�w, szczupak�w, a nawet s�odkowodnych ostryg.
   Nic w �yciu nie przychodzi�o bez nara�ania si� na wielkie niebezpiecze�stwa; taka by�a wola bog�w. Na im wi�ksze ryzyko wystawia� si� cz�owiek, tym wi�kszej m�g� si� spodziewa� wygranej. Rybak nie �a�owa� przedwczesnego opuszczania tego pado�u, przeklina� si� jednak za to, �e zabra� ze sob� syna. Ch�opak sta� teraz obok niego, nie maj�c nadziei na do�ycie swych czternastych urodzin. Zachowywa� si� jednak jak m�czyzna, mimo �a�cuch�w � i krwawych pr�g pokrywaj�cych grzbiet. Czarownikom nie spodoba�o si�, �e zbyt �mia�o wyra�a� si� w ich obecno�ci; mo�e zreszt� pragn�li jedynie pogn�bi� ojca, sprawiaj�c ch�ost� synowi. I tak nie mia�o to ju� znaczenia. Te i wszystkie inne pytania pozostan� na zawsze bez odpowiedzi.
   Czarnoksi�skie �wiat�o nada�o wodzie przed zapor� b��kitnego blasku. Nad powierzchni� unosi�y si� sk��bione niebieskie opary. Stw�r, wy�aniaj�cy si� z topieli, by� wi�kszy ni� wszystkie rzeczne �odzie, jakie widzia� rybak. Macki wystawa�y z cia�a bestii w miejscach, jakich nie wy�ni�by szaleniec w najgorszym koszmarze. Potw�r nie mia� n�g ani oczu. Barw� przypomina� ryb� rozk�adaj�c� si� w blasku s�o�ca na piaszczystej �asze. Wydawane przez niego odg�osy przyprawi�yby rybaka o wymioty, gdyby nie mia� pustego �o��dka.
   Czarnoksi�ski pojedynek piszcza�ek i �piew�w Bractwa Gwiezdnego rozpocz�� si� w chwili, gdy stw�r pocz�� si� wspina� na tam�. P�taj�ce ojca i syna �a�cuchy zacz�y wi� si� jak w�e. Nagle p�k�y w wielu miejscach.
   D�wi�k piszcza�ek sprawi� r�wnie�, �e bestia znieruchomia�a na chwil�. Jej ryk zamieni� si� w sycz�cy pomruk, macki daremnie wi�y si� w powietrzu.
   Rybak rozejrza� si� dooko�a. Nie spos�b by�o zej�� ze ska�y; od reszty wzg�rza dzieli�a j� szczelina zbyt szeroka, by j� przeskoczy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin