Conan (Tom 15 - Conan z wysp) - Lin Carter.txt

(222 KB) Pobierz
LIN CARTER



CONAN Z WYSP

TYTU� ORYGINA�U: CONAN OF THE ISLES
PRZE�O�Y� J. D.

��i w ko�cu, o Ksi���, sta�o si�, �e rebelia Asalanty zosta�a zd�awiona i 
daremnym by�o wskrzeszenie ze zbutwia�ego prochu z archeo�skiego 
grobowca ponurego cienia Xaltotuna. Zawiod�y nawet czarodziejskie moce 
Yah Chienga, ��tego czarodzieja z mrocznego i demonami nawiedzanego 
Khitaju. I wtedy to Conan z Aquilonii z�o�y� koron� i porzuci� tron 
najpot�niejszego kr�lestwa Zachodu, zapuszczaj�c si� w nieznane, gdzie 
na zawsze znikn�� z ludzkich oczu.
KRONIKI NEMEDIA�SKIE

Z g��biny dziej�w, z zapomnienia,
gdzie jeszcze �pi pradawny stw�r.
Cienie przyby�y na milczenia skrzyd�ach,
szkar�atnych niczym piekie� trzewia.
�Proroctwo Epemitreusa�

1
CZERWONE CIENIE

Kr�l Conan siedzia� na s�dziowskim tronie w sali sprawiedliwo�ci. Za oknami b��kit nieba 
rozpo�ciera� si� nad pe�nymi kwiat�w ogrodami Tarancji, stolicy Aquilonii. Mi�dzy niebem a 
zieleni� ogrod�w wznosi�y si� wie�e z bia�ego kamienia, z�ote kopu�y �wi�ty� i pokryte 
czerwon� dach�wk� dachy dom�w i pa�ac�w. Na ca�ym zachodzie hyboria�skiego �wiata nie 
by�o pi�kniejszego i bardziej majestatycznego miasta.
Dobrze utrzymane ulice Tarancji roi�y si� od przechodni�w. Tysi�ce kobiet i m�czyzn na 
grzbietach koni, mu��w i os��w, w lektykach, rydwanach lub wozach zaprz�onych w wo�y bez 
przerwy pod��a�o ku swoim celom. Po wodach Khorotasu kr��y�y lekkie �odzie przypominaj�ce 
roje wodnych owad�w. Dwadzie�cia lat twardych, ale i rozumnych rz�d�w Conana Wielkiego 
uczyni�o Aquiloni� najpot�niejszym i najzasobniejszym krajem, jakiego od zarania �wiata dot�d 
nie widziano.
Wewn�trz sali bogato ubrani szlachcice, dworzanie w jedwabiach i mieszczanie w jasnych 
togach z oznakami cech�w zawieszonymi na piersiach stali w milczeniu, podczas gdy kr�l 
wymierza� sprawiedliwo��. Dzisiaj mia�o zosta� rozpatrzonych kilka spraw o niezwyk�ym 
znaczeniu, dlatego w sali sprawiedliwo�ci znalaz�a si� po�owa wysoko urodzonych 
Aquilo�czyk�w. Opr�cz m�odego Gonzalvia, wicehrabiego Poitain i jego ojca, starego Trocero, 
jak zawsze szczup�ego i wytwornego w szacie ze szkar�atnego aksamitu, byli tu r�wnie� hrabia 
Monaro z Couthen, baron Guilaime z Imiru, a tak�e dostojny, �nie�nobrody starzec � Dexitheus, 
arcykap�an Mitry.
Gro�ni wojownicy z kr�lewskiego legionu Czarnych Smok�w stali przy drzwiach i pod 
�cianami, a s�o�ce b�yska�o na ich he�mach uwie�czonych skrzydlatymi gestiami oraz grotach 
w��czni.
Wszystkie oczy zwr�cone by�y na podwy�szenie, na kt�rym dwa trony wynosi�y si� ponad 
t�um. Poni�ej gruby kupiec nerwowo mi�� w palcach fa�dy swej szaty, podczas gdy jego adwokat 
zawile t�umaczy� co� patrz�c na kr�la.
Conan z wysoko�ci swego tronu spogl�da� gro�nie w d� na dr��ce strony sporu. W g��bi 
duszy czu� wstr�t do tych nudnych, rozwlek�ych i pe�nych zawi�o�ci spraw, z ich �a�osnymi 
k�amstwami, wyrachowaniem i powoduj�cymi b�l g�owy komplikacjami. Jak�e pragn�� cisn�� 
koron� w t�ust� g�b� tego chciwego g�upca, potem wybiec z sali, �cisn�� udami boki ogiera i 
pogna� na ca�odzienne polowanie w p�nocnych lasach!
Niech piek�o porwie takie kr�lowanie! � pomy�la�. � To wysusza ca�� ikr� w ciele 
m�czyzny, czyni�c go starym, gderaj�cym nudziarzem, nie maj�cym do�� krwi w �y�ach, aby 
zamachn�� si� dwur�cznym mieczem. Bez w�tpienia, po dwudziestu latach noszenia korony 
prawdziwy m�czyzna ma prawo rzuci� precz honory i tytu�y i ruszy� ostatni raz ku przygodom 
zbryzganym krwi�, zanim Czas zetnie go sw� nieub�agan� kos�.
Conan spojrza� ukradkiem na drugi, ni�szy tron, na kt�rym siedzia� jego syn, ksi��� Conn, 
dziedzic kr�lestwa Aquilonii. M�odzieniec mia� dwadzie�cia lat i przygotowywa� si�, by przej�� 
koron� najpot�niejszego kr�lestwa Zachodu. Stary kr�l u�miechn�� si� dyskretnie, ujrzawszy 
znudzony, buntowniczy grymas na twarzy m�odego Conna. Niew�tpliwie ten m�odzik te� marzy� 
o tym, by zrzuci� z siebie ci�k�, paradn� szat� i wyruszy� na polowanie czy sp�dzi� noc z 
dziewkami w nadbrze�nej ober�y. Wspomniawszy w�asn� gor�cokrwist� m�odo��, Conan 
zachichota� w duchu.
Rzeczywi�cie, ksi��� Conn by� bardzo podobny do swego ojca. Mia� takie same, 
nachmurzone, ciemne brwi ponad oczyma pa�aj�cymi b��kitnym ogniem. Taka sama by�a smag�a 
twarz z kwadratow� szcz�k�, obramowana czarn� grzyw� przyci�t� w kwadrat. Takie samo by�o 
te� krzepkie cia�o o j�drnych musku�ach napinaj�cych jedwab i aksamit na szerokich ramionach 
oraz wysoko sklepionych piersiach. Syn Conana g�rowa� g�ow� i ramieniem nad wszystkimi 
m�czyznami w sali, wyj�wszy tylko swego tytanicznego ojca, najwi�kszego wojownika, jakiego 
�wiat zna� kiedykolwiek.
Czas nie pokona� jeszcze kr�la Conana. Prawda, �e wiele srebra b�yszcza�o mu w g�stej, 
czarnej grzywie i kr�tko przyci�tej brodzie, kt�ra otacza�a jego srogie usta i �elazne szcz�ki. 
Uby�o mu te� troch� cia�a, co upodobni�o go do wysuszonego starego wilka z p�nocnych 
step�w. Zimna r�ka Czasu wyry�a g��bokie bruzdy na pos�pnym czole Cymmerianina i 
pokrytych bliznami policzkach. Ci�gle jeszcze niewzruszona �ywotno�� wrza�a wewn�trz 
olbrzymiej postaci. Gor�ce ognie dawnych furii wci�� tli�y si� w jego oczach, a parali�uj�cy 
uchwyt Czasu nieznacznie tylko nadw�tli� si�� mocarnych d�oni, gi�tko�� �ci�gien i pr�no�� 
musku��w.
Conan siedzia� na srebrnym tronie tak, jakby dosiada� bojowego rumaka. Ber�o 
sprawiedliwo�ci trzyma� niczym �elazn�, bojow� maczug�, mog�c� unie�� si� w ka�dej chwili i 
strzaska� czaszk� wroga. Bogata szata obwieszona klejnotami i z�otymi �a�cuchami nie mog�a 
ukry� bij�cej od niego dzikiej, pierwotnej si�y. Gdziekolwiek by nie by� � na ha�a�liwej uczcie, 
w ciszy i kurzu biblioteki lub jedwabistym wn�trzu alkowy � ten pos�pny barbarzy�ca z mg�� 
okrytych pustkowi Cymmerii wsz�dzie przynosi� ze sob� gro�ny nastr�j pola bitwy.
Min�o ju� ponad dwadzie�cia lat od chwili, gdy zrz�dzenie losu oraz jego w�asna, nieugi�ta 
wola wynios�y go spo�r�d rzeszy bezimiennych awanturnik�w na ol�niewaj�cy tron 
najpot�niejszego i najwspanialszego kr�lestwa Zachodu.
Blisko p� wieku przesz�o od tamtej nocy, kiedy to obdarty, szalony m�odzik z zerwanym 
�a�cuchem w r�ku wydosta� si� z hyboria�skiej zagrody dla niewolnik�w, wyruszaj�c w drog�, 
kt�ra zaprowadzi�a go na najwy�szy szczyt pot�gi i chwa�y. Conan Cymmerianin w bitwach i 
wojnach przemierzy� p� �wiata, wyr�buj�c sobie krwaw� �cie�k� przez tuzin kr�lestw, od 
burzliwych brzeg�w Oceanu Zachodniego, po mgliste doliny bajecznego Khitaju.
Jako z�odziej, pirat, najemnik, przyw�dca tajemnych bractw, genera� armii kilku kr�lestw, 
Conan ryzykowa� �ycie zaznaj�c wszystkich przyg�d, cud�w i przyjemno�ci, jakie tylko m�g� 
da� ten �wiat. Z r�ki pot�nego Cymmerianina gin�y demony, smoki i pe�zaj�ce okropie�stwa z 
pradawnych wiek�w. Tysi�ce wrog�w poczu�o w trzewiach ch��d jego ostrza. Wojownicy w 
zbrojach, �li czarnoksi�nicy, wodzowie dzikich barbarzy�c�w i pyszni kr�lowie. Nawet wieczni 
bogowie uciekali czasami przed bojow� furi� Conana.
Jednak przygoda, kt�ra zacz�a si� owego gor�cego, wiosennego dnia tutaj, w sali 
sprawiedliwo�ci pa�acu w Tarancji, osiem tysi�cy lat po zatoni�ciu Atlantydy, a siedem tysi�cy 
lat przed powstaniem Egiptu i Sumeru, by�a najdziwniejsz� i najbardziej niesamowit� ze 
wszystkich, kt�re do tej pory z�o�y�y si� na histori� �ycia Cymmerianina. Zacz�o si� nagle i 
nieoczekiwanie. W jednej chwili Conan patrzy� gniewnie na grubego kupca i jego elokwentnego 
adwokata, w nast�pnej za� spojrza� zdziwiony na sal�, zatrzymuj�c wzrok na postaci swego 
starego, wiernego przyjaciela, hrabiego Trocero z Poitain, kt�ry niespodziewanie zachwia� si� na 
nogach. � Nie! Na wszystkie diab�y Piekie�. Nie!
Chrapliwy krzyk starego arystokraty, wibruj�cy ob��dnym przera�eniem i rozpacz�, przerwa� 
wyw�d adwokata. Zdumione oczy obecnych zwr�ci�y si� ku zataczaj�cemu si� Trocero. Mog�o� 
to by�, �e stary hrabia Poitain przyby� do sali sprawiedliwo�ci pijany?
Jednak widok bezkrwistej twarzy, wykrzywionej maluj�cym si� na niej potwornym strachem, 
natychmiast odp�dzi� takie podejrzenie. Krople zimnego potu zab�ys�y na bia�ym obliczu 
hrabiego, a zsinia�e wargi porusza�y si� jak w agonii. Ciemne obw�dki otoczy�y wytrzeszczone 
oczy.
� Trocero! � wykrzykn�� Conan. � Co ci jest?!
Kr�l wsta� z tronu, widz�c jak jego przyjaciel i wsp�pracownik wyci�ga przed siebie r�ce, 
pr�buj�c odepchn�� niewidzialnego napastnika. W sali zapad�a cisza. Syn Trocero rzuci� si� 
przez ci�b�, by podtrzyma� ojca. Hrabia pad� na kolana.
� Nie, m�wi� nie! � krzykn��. � Nie mo�esz� nie odwa�ysz si�! Och, Isztar i Mitro! � 
podni�s� g�os w udr�ce przera�enia.
I wtedy uderzy� Strach.
Spod �ebrowanego sklepienia sali sp�yn�y szkar�atne cienie, tak blade i bezcielesne jak 
pasemka wyblak�ej, czerwonej mg�y. By�y to cienie Strachu.
W mgnieniu oka zawirowa�y dooko�a postaci starego Poitai�czyka. Jeszcze przez chwil� 
poprzez czerwon� zas�on� wida� by�o jego bia�e, st�a�e rysy. Wygl�da�o to tak, jakby gromada 
duch�w oblepi�a Trocero ze wszystkich stron.
Przez d�ug�, upiorn� chwil� czerwone cienie zasnuwa�y wok� hrabiego r�ow� zas�on�, a 
potem wszystko znikn�o.
Ca�a sala zamar�a z wra�enia. Na ka�dej twarzy malowa�o si� niedowierzanie. Stary hrabia 
Poitain, kt�ry przez �wier� wieku sta� u boku Conana i walczy� w dziesi�tkach wojen, po prostu 
rozp�yn�� si� w powietrzu.
� Ojcze! Na Mitr� � przerwa� cisz� m�ody Gonzalvio. Na �elazne serce Croma! � rykn�� 
Conan. � Czarna magia w moim w�asnym pa�acu? Musz� mie� g�ow� tego, co wywo�a� to z�o! 
Hej, stra�e! Przekl�ci g�upcy, tr�bi� na alarm! W�ciek�y krzyk Conana przerwa� nastr�j 
ot�pia�ego niedowierzania. Kobiety zacz�y piszcze� i mdle�. M�czy�ni kl�li, przecierali oczy i 
gromadzili si� wok� miejsca, w kt�rym przed chwil� sta� najwi�kszy pan w Aquilonii. Nagle 
ponad gwar g�os�w przebi� si� grzmot mosi�nych rog�w. Zawarcza�y b�bny i gwardzi�ci 
Conana z ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin