LEONARD CARPENTER CONAN NIEOKIE�ZNANY CONAN THE SAVAGE Przek�ad: Marek Mastalerz Data wydania oryginalnego: 1982 Data wydania polskiego: 1998 Tw�rcy Conana Robertowi E. Howardowi I jego wizji Prolog Pu�apka w ciemno�ciach - Prosz� bardzo! Dumny kap�an, ksi��� i sam kr�l! - Triumfalny g�os hazardzisty wybi� si� ponad stukanie kufli o marmurowe blaty sto��w. - Moja monarsza �wita przebija wszystko! Rozdaj�cy roz�o�y� przed sob� bia�e kamienne tabliczki, na kt�rych wyryte by�y figury w wystawnych strojach. Sam gracz, odziany w jedwabie i nie pierwszej �wie�o�ci koronki, u�miechn�� si� z wy�szo�ci� jak odwiedzaj�cy spelunk� szlachcic. - Graj, je�li chcesz, barbarzy�co, ale lepiej pog�d� si� ze strat� stawki. - O nie, Kaspiusie. - Gracz naprzeciwko potrz�sn�� grzyw� czarnych w�os�w. - Jakem Conan z Cymmerii, radzi�em sobie z silniejszymi dru�ynami. Cymmerianin wcisn�� g�ow� mi�dzy muskularne barki i utkwi� wzrok w rz�dzie tabliczek, zas�aniaj�c je szerok� opalon� d�oni�. - Powiniene� si� podda� - szepn�� do Conana gracz z krzaczast� brod�� siedz�cy po prawej stronie. - Grasz o wysok� stawk�, ale dworu nie spos�b przebi�. - Wysun�� w�asne kamienne tabliczki przed siebie, g�adkimi stronami do g�ry. - Ja na pewno nie mam nic, czym m�g�bym go przelicytowa�. - Ani ja - m�czyzna po lewej stronie Conana, szczup�y, w�saty oficer brytu�skiej jazdy, ogl�daj�c si� na Cymmerianina odda� swoje tabliczki. - Zn�w musz� si� podda�, jak przysta�o na rozumnego gracza. Nachmurzony barbarzy�ca skwitowa� rad� niech�tnym pomrukiem. - Powiniene� us�ucha� m�drych s��w, Conanie - szepn�a dziewka z ober�y, siedz�ca obok. - Wycofaj si� z gry, bo nie b�dzie ci� sta� nawet na zap�acenie mi za noc. M�wi�c to, smuk�ymi r�kami, na kt�rych migota�y spi�owe bransolety, g�adzi�a obleczone w cienk� koszul� plecy barbarzy�cy. - Nie - postanowi� m�czyzna zwany Conanem. - Dokupuj� jeszcze raz. - Pogrzebawszy w trzosie, wydoby� ze� nie oprawiony rubin w kszta�cie �zy. Klejnot zal�ni� w p�mroku, wywo�uj�c u kobiety westchnienie podziwu. - Ta b�yskotka powinna wystarczy�, zgadza si�? Ober�ysto, wi�cej �wiat�a! - zawo�a� gracz ogl�daj�c si� niecierpliwie przez rami�. - W k�cie twojej zat�ch�ej nory robi si� piekielnie ciemno! - Doskonale, barbarzy�co - oznajmi� rozdaj�cy - jedna dla ciebie i jedna dla mnie. - Ze zr�czno�ci� zdradzaj�c� d�ug� praktyk� zsun�� dwie tabliczki ze stosu przed sob�. - I co mi si� trafi�o? Prosz�, prosz�, czarownik spod znaku maczugi, najpot�niejszy s�uga w tym kolorze! - Arystokrata w koronkach za�mia� si� zwyci�sko, uzupe�niaj�c rz�d figur. - Poddaj si�, cudzoziemcze. Nic nie przebije tego uk�adu. - Naprawd�? - mrukn�� barbarzy�ca z P�nocy. - Aten zjazd mo�nych kr�l�w? - Odwr�ci� cztery tabliczki razem z t�, kt�r� dokupi� na ko�cu, i wysun�� przed siebie, szykuj�c si� do zebrania wygranej. - Ich pot�ga przynosi zwyci�stwo na ka�dym polu bitwy. - Wierutna bzdura! - odpar� szlachcic. - Pe�ny dw�r bije ka�dy kwartet! Powinien to wiedzie� ka�dy mato�, nawet z barbarzy�skiej krainy! Arystokrata wyci�gn�� d�onie w koronkach, by zgarn�� zebrane na stole skarby. - Nie w tej potyczce, szlachetko! Tw�j czarnoksi�nik jest r�wnie fa�szywy, jak ty sam! Wyci�gn��e� go ze swojego strojnego r�kawa, nie z talii!! - Cymmerianin z piorunuj�c� szybko�ci� odtr�ci� d�o� rozdaj�cego i po�o�y� r�k� na stosie tabliczek. - Ci�ko by�o to dostrzec w ciemno�ci, ale oto dow�d! Przy tych s�owach rozpostar� tabliczki na stole, a spomi�dzy nich wy�oni�a si� wyszczerzona w u�miechu twarz drugiego czarownika spod znaku maczugi. - Chcesz powiedzie�, �e nasz przyjaciel Kaspius to oszust?! - zawo�a� oficer jazdy. - Wiele ryzykujesz, kalaj�c jego imi�! - W�a�nie! - Brodaty gracz przem�wi� w obronie rozdaj�cego, ledwie racz�c spojrze� na roz�o�one tabliczki. - Sam mog�e� schowa� w d�oni drugiego czarownika. - Co? Jeste�cie wszyscy trzej w zmowie, �e bronicie tego �otra? - Siedz�cy na drewnianym taborecie Conan �ci�gn�� nogi pod siebie, nie spuszczaj�c wzroku z pozosta�ych graczy. - Pewnie razem z ober�yst�, by specjalnie stawia� tu ledwie tl�ce si� �wiece? Nie podnosz�c si� z miejsca, oszust w koronkach niespodziewanie si�gn�� do drugiego r�kawa. Conan dostrzeg� b�ysk no�a o kr�tkim, ci�kim ostrzu, jakiego u�ywa si� do rzucania. Szlachcic nie zd��y� jednak rzuci� no�em, gdy� Cymmerianin chwyci� za skraj blatu i z ca�ej si�y napar� na st�. Moc Cymmerianina sprawi�a, �e ci�ka marmurowa p�yta zsun�a si� z kozia na pier� oszusta i przypar�a go do kamiennego muru. - Uch! - st�kn�� pozbawiony tchu fa�szywy arystokrata. Pr�bowa� wci�gn�� powietrze w p�uca, zakaszla� i ze zdumieniem spostrzeg� stru�ki krwi, kt�re pociek�y mu z ust na tabliczki do gry. Conanowi nie dane by�o d�u�ej przygl�da� si� temu, gdy� nagle poczu� uderzenie w czaszk�, a przed jego oczami posypa�y si� gliniane od�amki. To dziewka z ober�y rozbi�a ci�ki dzban do wina na jego g�owie. Oszo�omiony barbarzy�ca potrz�sn�� z niedowierzaniem g�ow�. Udaj�c, �e traci przytomno��, osun�� si� na blat i jedn� d�oni� zgarn�� pod siebie z�oto i klejnoty, drug� rozwi�zuj�c trzos. - Uwaga! Pilnujcie tego diab�a, chce ukra�� ca�� stawk�! Conan odskoczy� od sto�u. Przeszkadza�a mu w tym jedynie kobieta, uczepiona prawego ramienia. Nie zdo�awszy oderwa� jej od siebie, Cymmerianin podni�s� dziewczyn� i rzuci� ni� w stron� dobywaj�cych broni i zmierzaj�cych w jego kierunku dw�ch graczy. Dziewka i brodaty wsp�lnik oszusta zwalili si� na pod�og� w�r�d przekle�stw i �oskotu. R�wnocze�nie Conan wyci�gn�� pa�asz o ci�kim ostrzu i odparowa� ci�cie szabli oficera jazdy. Zastawa, ci�cie, kopniak i pchni�cie; par� chwil wystarczy�o, by Cymmerianin zacz�� spycha� przeciwnika do ty�u. Oficer by� zr�cznym szermierzem, nie dor�wnywa� jednak obdarzonemu dzik� si�� Cymmerianinowi. Jeszcze chwila i spadaj�cy jak grom z jasnego nieba miecz Conana z�ama� ostrze broni przeciwnika i zgruchota� jego nadgarstek. Uderzenie gard� pa�asza w twarz oficera, kt�re po tym nast�pi�o, wystarczy�o, by Brytu�czyk zwali� si� nieprzytomny na pod�og�. Go�cie ober�y uciekali w pop�ochu przez kuchenne wyj�cie. Gdy brodaty gracz si�ga� po miecz, Cymmerianin r�wnie� ruszy� do odwrotu. Zbieg� po kamiennych schodach na p�pi�tro i odwr�ci� si�. W prowadz�cym do ober�y przej�ciu zwie�czonym �ukiem nie wida� by�o prze�ladowc�w. Nie zaskoczy�o to barbarzy�cy. Wy��czenie z walki oszusta i jego wsp�lnika sprawia�o, i� ma�o prawdopodobne by�o, by brodacz odwa�y� si� pobiec za Cymmerianinem w g�szcz zau�k�w spowitych w mrokach brytu�skiej nocy. Usatysfakcjonowany Conan schowa� bro�. Odsun�� wisz�c� w wyj�ciu ci�k� kotar� - i znalaz� si� twarz w twarz z czyhaj�c� w milczeniu grup� m�czyzn w zbrojach. Od razu zda� sobie spraw�, �e ma do czynienia z proktorami - stra�nikami miejskimi, maj�cymi za zadanie pilnowa� �adu w brytu�skiej stolicy. Po wyrwaniu si� na o�lep z ober�y drog� do wolno�ci zagrodzi�o mu czterech uzbrojonych m�czyzn w czarnych strojach. Dwaj natychmiast wykr�cili mu r�ce do ty�u, trzeci zacisn�� na szyi Conana d�o� w zbrojnej r�kawicy. - C� my tu mamy? Sp�niony go��... i do tego cudzoziemiec! - Ledwie widoczny w ciemno�ci czwarty z proktor�w, sier�ant w he�mie ze spi�owym grzebieniem, odezwa� si� ponurym g�osem. - Powiedz, przybyszu, ��dam w imi� miasta Sargossy i jego pana, kr�la Tyfasa, czy wiadomo ci co� o rozboju i krwawym mordzie? Zaledwie przed chwil� s�ycha� by�o w tej okolicy krzyki i szcz�k mieczy. - Na trzos Bel, nic nie widzia�em, nic nie s�ysza�em! - Cymmerianin szarpn�� si� ale nadal pozostawa� w u�cisku �elaznych r�kawic stra�nik�w. - Pu��cie mnie, albo naucz� was wszystkiego, co wiem o mordowaniu, i to w jednej lekcji! - Oho! Spodziewasz si�, �e uwierz� w przysi�g� z�o�on� na boga z�odziei? - odpar� przebiegle sier�ant. - A je�li ju� o trzosach mowa, co kryje si� w wypchanej sakiewce u twego boku? Proktor zwa�y� w d�oni grub� kabz� z d�wi�cz�c� zawarto�ci�, uchylaj�c si� przed kopniakiem pojmanego barbarzy�cy. Po chwili l�ni�cym no�em przeci�� rzemie� podtrzymuj�cy trzos i podszed� do �wiat�a padaj�cego z wej�cia ober�y. - No prosz�, sk�d tyle z�ota i klejnot�w? - powiedzia� niby to weso�o, ale g�osem nie wr�cym nic dobrego. - Bardzo to podejrzane, cudzoziemcze. Klejnoty wygl�daj� na zrabowane. Co ty na to? - Tak, zosta�y zrabowane - warkn�� rozw�cieczony Cymmerianin. - W�a�nie przed chwil� prawo witemu w�a�cicielowi, czyli mnie, przez czyhaj�cych w zasadzce rzezimieszk�w w czarnych uniformach! - Conan znowu szarpn�� siew u�cisku proktor�w. - Na Croma i Mitr�, oddajcie je po dobroci, inaczej wypruj� wam flaki! - No, no, cudzoziemcze! - na poz�r �agodnie odezwa� si� sier�ant. - Przesta� si� szarpa�. Je�eli chcesz zwrotu prawnie nale��cej do ciebie w�asno�ci, powiedz mi, jak wszed�e� w jej posiadanie. Wiedz bowiem, �e je�li by�a nale�ycie otaksowana przy wje�dzie do miasta, zosta�o to zarejestrowane. - Proktor znacz�co odchrz�kn��. - Je�eli za� zdoby�e� j� p�niej w uczciwy spos�b, powiedz po prostu, jak do tego dosz�o. - Na w�ochaty ogon Gwanaty! - zakl�� wi�zie�. - Chyba rzeczywi�cie masz prawo, by o to pyta�. Przyby�em do Sargossy wczoraj z drobn� cz�ci� tych d�br. Reszt� wygra�em tej nocy. - Chcesz powiedzie�, �e uprawia�e� hazard dla zysku? Tu, w Sargossie, podczas �wi�ta powszechnie czczonego Amaliasa? Wiedz, �e w ten u�wi�cony dzie� podobne czyny s� zakazane! Musisz ponie�� surow� kar� za zbezczeszczenie wielkiego �wi�ta - oczywi�cie, konfiskujemy te� nielegalnie zdobyty maj�tek. Ponury g�os proktora sprawi�, �e Cymmerianin nie us�ysza� w por� szcz�ku �elaznych kajdan�w. Dopiero poniewczasie poczu�, jak zatrzaskuj� si� na jego kostkach, ...
amok10