Štefl Jiři - Morderca dusz.pdf
(
1130 KB
)
Pobierz
JI
Ř
I ŠTEFL
MORDERCA DUSZ
TYTUŁ ORYGINAŁU: VRAH DUŠI
PRZEKŁAD: RUDOLF JANI
Č
EK
PA
Ń
STWOWE WYDAWNICTWO „ISKRY” WARSZAWA 1959
Podaj mi r
ę
k
ę
, drogi Czytelniku, i pójd
ź
ze mn
ą
. Udamy si
ę
razem w drog
ę
, przede
wszystkim w niedawn
ą
przeszło
ść
, to jest mniej wi
ę
cej do roku 1937. Potem pow
ę
drujemy za
morze, do kraju dobrobytu i przygód, do Ameryki, gdzie rozum w przeciwie
ń
stwie do uczu
ć
ludzkich odniósł zwyci
ę
stwo nad przyrod
ą
, do Ameryki, gdzie obok znanych na całym
ś
wie-
cie bogaczy
ż
yj
ą
miliony nie znanych nikomu biedaków, poniewa
ż
nawet socjalista Upton
Sinclair i drugi socjalista Upton Lewis woleli pisa
ć
o milionerach ani
ż
eli o prostym amery-
ka
ń
skim człowieku, który jest tak prosty, jak ka
ż
dy inny prosty człowiek na
ś
wiecie, tak pro-
sty, jak ameryka
ń
skie domki rodzinne, tak bardzo ró
ż
ne od dumnych ameryka
ń
skich wie
ż
o-
wców. Tak, z Ameryki importujemy tylko kra
ń
cowo
ś
ci, a przecie
ż
jest to równie
ż
kraj soli-
dnej przeci
ę
tno
ś
ci, nie ró
ż
ni
ą
cej si
ę
chyba od naszej, i to bez wzgl
ę
du na fakt,
ż
e ka
ż
dy
ameryka
ń
ski chłopak, który czy
ś
ci buty, wyobra
ż
a sobie,
ż
e zostanie prezydentem Stanów
Zjednoczonych, poniewa
ż
wbijaj
ą
mu to w szkole do głowy. Gdyby miało tak by
ć
w istocie,
musieliby w Ameryce
ż
y
ć
prezydenci jeszcze wówczas, gdy sło
ń
ce dawno ju
ż
wystygnie, a
ż
ycie na ziemi wyga
ś
nie, o ile nie ocali go rozbicie atomu.
Ale droga nasza prowadzi
ć
b
ę
dzie jeszcze dalej ni
ż
do Ameryki i do niedawnej prze-
szło
ś
ci. Pow
ę
drujemy razem po zwojach kory mózgowej człowieka, po szlakach, na których
odgrywa si
ę
wła
ś
ciwie cały nasz
ś
wiat, pójdziemy tam razem jako bezstronni obserwatorzy,
ciekawi, co zobaczymy. Zobaczymy tam niejedno — to, czego prawdopodobnie nie znamy, a
nawet si
ę
nie spodziewamy. W
ś
ród owych zwojów istnieje bowiem wiele miejsc, do których
nie dotarła jeszcze my
ś
l ludzka, mimo
ż
e w tych wła
ś
nie miejscach si
ę
rodzi. Zagł
ę
bimy si
ę
we własne i cudze „ja” i mo
ż
e nie dostaniemy zawrotu głowy od tych gł
ę
bin, jakie spotkamy,
bowiem b
ę
d
ą
one tak wielkie,
ż
e rozum nasz nie potrafi ich ogarn
ąć
. Człowiek dostaje zawro-
tu głowy tylko z tego, co widzi; s
ą
ludzie, którzy nie cierpi
ą
na zawrót głowy podró
ż
uj
ą
c
luksusowym statkiem przez najwi
ę
ksze gł
ę
biny Oceanu, poniewa
ż
tych gł
ę
bin nie widz
ą
, na-
tomiast zakr
ę
ci im si
ę
w głowie, gdy spojrz
ą
w przepa
ść
nie wi
ę
ksz
ą
ni
ż
sto metrów. Znałem
człowieka, linoskoczka, który chodził po sznurze pewniej ni
ż
ty po chodniku, potrafił na nim
ta
ń
czy
ć
, a wieczorem po przedstawieniu nie wystarczała mu szosa, poniewa
ż
komórki
mózgowe miał zatrute alkoholem.
Pójdziemy wi
ę
c razem po tych znanych i nieznanych szlakach, a ty b
ę
dziesz miał t
ę
wygod
ę
,
ż
e kiedykolwiek ci
ę
podró
ż
znudzi, b
ę
dziesz mógł pu
ś
ci
ć
m
ą
r
ę
k
ę
i wróci
ć
do rze-
czywisto
ś
ci. A ja, który zamierzam t
ę
dziwn
ą
histori
ę
opowiedzie
ć
, mam nadziej
ę
,
ż
e uda mi
si
ę
j
ą
sko
ń
czy
ć
tak, jak j
ą
obecnie ochoczo zacz
ą
łem, i
ż
e podró
ż
y naszej nie przerwie ani
twój brak zainteresowania, ani nieprzychylno
ść
losu lub okoliczno
ś
ci.
I
Na siedemdziesi
ą
tym drugim pi
ę
trze w Empire Building w Nowym Jorku, najwy
ż
szym
budynku w najwi
ę
kszym mie
ś
cie
ś
wiata, siedziało w jednym pokoju pi
ę
ciu m
ęż
czyzn. Jeden
z nich miał na sobie mundur ameryka
ń
skiego policjanta, pozostali czterej byli po cywilnemu,
ale wszyscy bez bluz, poniewa
ż
na dworze był czerwcowy upal, ciepły i wilgotny, jaki mo
ż
e
zdarzy
ć
si
ę
tylko tutaj, w tym mie
ś
cie wybrukowanym asfaltem i otwartym na wszystkie
wpływy klimatu północnego i południowego. Nawet policjant był bez bluzy, bowiem od
pewnego czasu policja pełniła słu
ż
b
ę
w czasie upałów wprawdzie w mundurowych spodniach
i w szaroniebieskich koszulach, ale bez bluz. Doszło do tego prawdziwie po ameryka
ń
sku.
Kieruj
ą
cy ruchem policjanci przesłali pewnego dnia do dyrekcji policji podanie, prosz
ą
c, aby
w czasie upałów mogli pełni
ć
na skrzy
ż
owaniach ulic słu
ż
b
ę
bez bluz. Dyrektor policji, który
otrzymał to podanie w swoim ochładzanym kilkoma wentylatorami gabinecie, o
ś
wiadczył z
uczuciem człowieka sytego, który głodnemu nie wierzy,
ż
e policjanci ameryka
ń
scy od czasu,
gdy ubywa gangsterów i szanta
ż
ystów, staj
ą
si
ę
coraz bardziej zniewie
ś
ciali. Gdyby dyrektor
był Europejczykiem, na tym by si
ę
te
ż
prawdopodobnie sko
ń
czyło i podanie zostałoby odrzu-
cone — zreszt
ą
w Europie istotnie nie wida
ć
na ulicy policjantów bez bluz. Ale poniewa
ż
by-
ło to w Ameryce, wi
ę
c nawet taki dygnitarz jak dyrektor policji miał w sobie tyle sportowego
ducha,
ż
e nacisn
ą
ł guzik, zawołał szofera, wsiadł do samochodu, kazał si
ę
zawie
źć
na
skrzy
ż
owanie Pi
ą
tej Avenue i Broadwayu, na najbardziej ruchliwe miejsce w Nowym Jorku, i
wezwał pełni
ą
cego słu
ż
b
ę
policjanta,
ż
eby go wpu
ś
cił do kabiny punktu obserwacyjnego.
Rzecz jasna wszyscy policjanci na prostych ulicach zauwa
ż
yli to i patrzyli z szacunkiem, jak
ich dyrektor obejmuje na chwil
ę
posterunek swego podwładnego, nie po to,
ż
eby si
ę
przeko-
na
ć
, czy jest tam gor
ą
co, czy nie, lecz widocznie dlatego,
ż
eby im pokaza
ć
, i
ż
da si
ę
to wy-
trzyma
ć
. Kierowanie ruchem w tym najwi
ę
kszym mie
ś
cie
ś
wiata jest daleko łatwiejsze ni
ż
na
przykład w Brnie, mimo
ż
e Nowy Jork ma 15 milionów mieszka
ń
ców, a Brno tylko 300000.
Ale w Nowym Jorku s
ą
wsz
ę
dzie automatyczne sygnały
ś
wietlne, kierowcy s
ą
doskonale wy-
szkoleni i w rezultacie policjant kieruj
ą
cy ruchem musi jedynie uwa
ż
a
ć
,
ż
eby nie da
ć
innego
znaku, jak sygnał
ś
wietlny. Poza tym widzi na lewo i prawo, z przodu i z tyłu, poniewa
ż
ulice
s
ą
równe jak lineał, widzi innych kieruj
ą
cych ruchem policjantów i nie czuje si
ę
osamotniony.
W ten sposób policjanci mieli mo
ż
no
ść
widzie
ć
chocia
ż
by z daleka swego wielkiego bossa,
jak wst
ę
puje na kazalnic
ę
i zaczyna kierowa
ć
ruchem. Mimo
ż
e, jak ju
ż
wspomnieli
ś
my, jest
to tam o wiele prostsze ani
ż
eli w Brnie czy nawet Uherskem Hradi
ś
ti — które ma jedno tylko
skrzy
ż
owanie, ale za to niebezpieczne — panował w kabinie odpowiedni upał, który pan
dyrektor u
ś
wiadomił sobie nagle po kilku ruchach, skwar, który ró
ż
nił si
ę
w sposób zasadni-
czy od chłodu jego sztucznie ochładzanego gabinetu. Pot wyst
ą
pił mu na czoło, ale trzymał
si
ę
jeszcze m
ęż
nie przez jakie
ś
dwadzie
ś
cia minut, kiedy nagle zauwa
ż
ył,
ż
e asfalt na prze-
ciwległym chodniku jest tak rozpalony,
ż
e Murzyn sma
ż
y sobie na nim na patelni jajecznic
ę
.
Gdy pan dyrektor to zobaczył, a nawet odniósł wra
ż
enie,
ż
e usłyszał — chocia
ż
w ulicznym
zgiełku było to niemo
ż
liwe — jak skwierczy tłuszcz i jak prze
ź
roczyste białko
ś
cina si
ę
w
biał
ą
mas
ę
, zrobiło mu si
ę
słabo, pomy
ś
lał,
ż
e zemdleje, i w tej sytuacji rozpi
ą
ł kołnierz i
zdj
ą
ł bluz
ę
. Poczuł natychmiast ulg
ę
, a gdy przyszedł do siebie, ujrzał po czterech stronach,
jak okiem si
ę
gn
ąć
, kieruj
ą
cych ruchem policjantów, odejmuj
ą
cych bluzy. W rzeczy samej
chłopcy ci uwa
ż
ali to za komend
ę
, wydan
ą
w ameryka
ń
skiej, romantycznej formie i w całym
mie
ś
cie na trasach długo
ś
ci kilku kilometrów policjanci zdj
ę
li tego dnia bluzy i wdziali je
dopiero w jesieni. Na drugi dzie
ń
Times zamie
ś
cił na ten temat wzruszaj
ą
cy i wesoły artykuł i
od tego czasu wszyscy ameryka
ń
scy policjanci chodz
ą
w lecie bez bluz i jest im w tym do
twarzy.
A wi
ę
c w pokoju, o którym mowa, wszyscy byli bez bluz, wszyscy siedzieli przy
biurkach i pracowali ka
ż
dy na swój sposób albo przynajmniej udawali,
ż
e pracuj
ą
. Policjant
drzemał, dwaj cywile co
ś
czytali, trzymaj
ą
c nogi na biurku, jeden co
ś
zapisywał, a jeden
siedział bezczynnie przy oknie. Na biurku le
ż
ały przed nim jakie
ś
papiery, ale nie zwracał na
nie uwagi, tylko patrzył z okna na płyn
ą
ce pod nim w dole chmury (nie zapominajmy,
ż
e
znajdował si
ę
na 72 pi
ę
trze) i obserwował ze słabym zainteresowaniem samolot, okr
ąż
aj
ą
cy
pod nim budynek. Była to otwarta sportowa maszyna i widział wyra
ź
nie pilota, trzymaj
ą
cego
dr
ąż
ek sterowy. Zacz
ę
ło mu si
ę
robi
ć
niedobrze, zupełnie jak wtedy, gdy tu przyjechał przed
dwoma miesi
ą
cami. Miał wówczas w ogóle pecha; przyjechał z Europy na starym parowcu,
który miał dwa zbiorniki na naft
ę
, a w podró
ż
y zu
ż
ył zawarto
ść
tylko jednego, w rezultacie
czego parowiec płyn
ą
ł od połowy drogi przechylony w jedn
ą
stron
ę
. Nasz znajomy przyzwy-
czaił si
ę
do tego stopnia chodzi
ć
z jedn
ą
nog
ą
skurczon
ą
,
ż
e na l
ą
dzie sprawiało mu to pewne
trudno
ś
ci i kiedy pierwszego dnia po przyje
ź
dzie przyszedł przedstawi
ć
si
ę
w dyrekcji policji,
dyrektor, ten sam, który rok przedtem pojechał zdj
ąć
oficjalnie bluz
ę
na najbardziej ruchli-
wym skrzy
ż
owaniu, pocz
ę
stował go uwag
ą
:
— W li
ś
cie nic pan nie pisał,
ż
e ma pan jedn
ą
nog
ę
drewnian
ą
.
Nie była to zreszt
ą
jedyna zło
ś
liwo
ść
, jak
ą
go przywitał. Znajomy nasz, kiedy przyje-
chał na 72 pi
ę
tro po raz pierwszy w
ż
yciu i wyjrzał z okna, dostał zawrotu głowy. Stan jego
pogarszał jeszcze fakt,
ż
e od chwili gdy wysiadł na l
ą
d, ci
ą
gle miał wra
ż
enie,
ż
e statek si
ę
ko-
łysze. Uprzejma i urocza sekretarka wzi
ę
ła go za rami
ę
i zaprowadziła do dyrektora, który po
pierwszej uwadze o sztuoznej nodze — dodał:
— Ju
ż
pierwszego dnia chodzi pan pod r
ę
k
ę
z moj
ą
sekretark
ą
. To powa
ż
ny post
ę
p jak
na cudzoziemca.
Znajomy nasz nie dał si
ę
wyprowadzi
ć
z równowagi, cho
ć
w gruncie rzeczy był tak
zmieszany,
ż
e było mu wszystko jedno. Dziewczyna natomiast przestraszyła si
ę
i pu
ś
ciła go,
w rezultacie czego nasz bohater zatoczył si
ę
.
— Przedpołudnie, a ju
ż
pan pił? — brzmiała dalsza uwaga dyrektora, zanim znajomy
nasz zd
ąż
ył zgromadzi
ć
kilka obcych wyrazów i przedstawi
ć
si
ę
.
Obecnie zawrotów głowy ju
ż
nie miał i mógł spogl
ą
da
ć
w dół na panuj
ą
cy pod nim
ruch na ziemi i w powietrzu, ale ogarniała go dziwna t
ę
sknota. Czuł si
ę
samotny, opuszczony
i niepotrzebny. Nie miał apetytu, wła
ś
ciwie nie miał ochoty na nic, nawet do
ż
ycia, a przy
tym bał si
ę
ś
mierci, bał si
ę
,
ż
e w tym dalekim kraju umrze niepotrzebnie,
ż
e nie wróci do
domu i daremnie wmawiał w siebie,
ż
e ma tylko starych rodziców
ż
e jest. kawalerem i nie
musi si
ę
nikim opiekowa
ć
. Jechał do Ameryki z takim zapałem; spodziewał si
ę
,
ż
e zawojuje
ś
wiat, a tymczasem
ś
wiat zawojował jego. Jako młody urz
ę
dnik
ś
rodkowoeuropejskiego
pa
ń
stwa otrzymał wysokie stypendium, po raz pierwszy jechał przez Ocean, wszystko było
wspaniałe i naraz ogarn
ę
ło go przygn
ę
bienie, jakiego w
ż
yciu nie zaznał, które przeszkadzało
mu w jakiejkolwiek pracy. Pocz
ą
tkowo s
ą
dził,
ż
e dolegliwo
ś
ci jego s
ą
natury fizycznej, ale w
ko
ń
cu do
ś
wiadczony lekarz, rodak nazwiskiem Hulka zdradził mu,
ż
e s
ą
to dolegliwo
ś
ci czy-
sto psychiczne, fachowo nazywa si
ę
to depresja. Wyraz ów zna ka
ż
dy Amerykanin, od czasu
gdy chorob
ę
t
ę
przechodziła gospodarka ameryka
ń
ska i kiedy to leczenie pochłon
ę
ło wszy-
stkie oszcz
ę
dno
ś
ci Amerykanów, zdeponowane w rozmaitych bankach. Dowiedział si
ę
rów-
nie
ż
,
ż
e objawy trapi
ą
cej go choroby nazywaj
ą
si
ę
po łacinie
odium vitae
, czyli wstr
ę
t, wzgl
ę
-
dnie niech
ęć
do
ż
ycia. Stan jego był tak godny po
ż
ałowania,
ż
e nie zainteresowało go nawet
zapewnienie lekarza,
ż
e choroba przejdzie sama,
ż
e objawy jej nie s
ą
zaawansowane i
ż
e nie
trzeba b
ę
dzie wysyła
ć
go do sanatorium lub szpitala. Niech si
ę
stara co
ś
robi
ć
, nic wprawdzie
z tego nie wyjdzie, ale przynajmniej zabije jako
ś
czas, zanim mu to nie minie. Nasz bohater
czekał wi
ę
c cierpliwie,
ż
eby mu to min
ę
ło, czekał niczym podró
ż
ny, którego niedaleko od
celu złapał deszcz i któremu nie pozostało nic innego, jak czeka
ć
. Doktor Hulka przemilczał
jedno,
ż
e choroba, zanim przejdzie, trwa nieraz par
ę
tygodni, a niekiedy par
ę
lat, ale tego si
ę
chorym nie mówi. Niemniej jednak, podobnie jak wszyscy tego rodzaju pacjenci, nasz boha-
ter w diagnoz
ę
zbytnio nie wierzył, s
ą
dz
ą
c,
ż
e dolegliwo
ś
ci jego musz
ą
mie
ć
podło
ż
e fizy-
czne. On sam był człowiekiem na tyle wykształconym,
ż
eby mie
ć
jakie
ś
poj
ę
cie równie
ż
o
medycynie, mimo
ż
e był w gruncie rzeczy prawnikiem. Zawód komisarza policji wymagał
bowiem od niego ogólnego bodaj zorientowania równie
ż
w pozostałych dziedzinach.
Tak, nasz nieszcz
ę
sny bohater był komisarzem Salakiem z Praskiej Dyrekcji Policji.
Otrzymał stypendium na roczny pobyt w Stanach Zjednoczonych, wybrał si
ę
tam pełen na-
dziei, a teraz siedzi tutaj i nie tylko,
ż
e si
ę
do niczego nie nadaje, ale równie
ż
nic go nie inte-
resuje. Pocieszało go tylko to,
ż
e nie jest sam,
ż
e tego rodzaju chorych jest wielu,
ż
e neurozy i
depresje mno
żą
si
ę
, zwłaszcza w Ameryce i zwłaszcza w
ś
ród ludzi inteligentnych.
„Oho — powiedział sobie, gdy mu to przyszło na my
ś
l o tych inteligentnych ludziach
— zdaje si
ę
,
ż
e powraca mi pró
ż
no
ść
. B
ą
d
ź
pozdrowiona pierwsza jaskółko powracaj
ą
cego
zdrowia psychicznego. Oby was wkrótce było całe stado”.
Albowiem Salak przy swoich dolegliwo
ś
ciach stracił nie tylko swe dodatnie cechy, ale
równie
ż
złe. Nie był ju
ż
ambitny, nie był równie
ż
pró
ż
ny, było mu oboj
ę
tne, co zje, i było mu
zupełnie oboj
ę
tne, co pomy
ś
l
ą
o nim inni ludzie. Czuł si
ę
jak człowiek po przejedzeniu,
któremu jest niedobrze i którego nic nie interesuje. Powtarzał sobie,
ż
e przez cał
ą
podró
ż
po
morzu ani razu nie cierpiał na morsk
ą
chorob
ę
, a teraz, teraz j
ą
przechodzi — co prawda bez
torsji, ale ze wszystkimi oznakami wstr
ę
tu. Starał si
ę
przebywa
ć
w towarzystwie, tak jak
poradził mu doktor Hulka, ale nie przydało si
ę
to na nic; mimo
ż
e do
ść
cz
ę
sto bywał zapra-
szany do rodaków i swoich ameryka
ń
skich kolegów, nie zmieniło to jego nastroju. Od czasu
do czasu ogarniały go ataki smutku i wolał wtedy siedzie
ć
w domu. „Co jest warte
ż
ycie —
powtarzał sobie — i tak doczekam si
ę
chwili, kiedy umr
ę
, doczekam si
ę
na pewno”. I ta my
ś
l
natr
ę
tna prze
ś
ladowała go do tego stopnia,
ż
e kilkakrotnie miał ju
ż
ochot
ę
ow
ą
chwil
ę
w
sztuczny sposób przybli
ż
y
ć
, ale mimo wszystko zaufał rozumnemu lekarzowi; wiedział, po-
niewa
ż
jego intelekt i zdolno
ść
rozumowania pozostały nienaruszone,
ż
e wszystko to przej-
dzie, albo przynajmniej w to wierzył.
Kiedy po raz pierwszy przyłapał si
ę
na tym,
ż
e zastanawia si
ę
, i
ż
jego dolegliwo
ś
ci psy-
chiczne trafiaj
ą
si
ę
ludziom inteligentnym, zrozumiał,
ż
e oto powraca jego dawna pró
ż
no
ść
,
ż
e dusza jego znów otrzymuje wreszcie jak
ąś
barw
ę
, pomimo
ż
e jest to barwa poniek
ą
d
czarna, poniewa
ż
pró
ż
no
ść
ci
ą
gle uwa
ż
amy za cech
ę
ujemn
ą
, cho
ć
jest ona w gruncie rzeczy
głównym motywem ludzkiej działalno
ś
ci. Zacz
ą
ł wi
ę
c znowu zastanawia
ć
si
ę
nad tym, jak si
ę
leczy
ć
.
— Powinien pan sobie znale
źć
jakie
ś
hobby lub w ogóle jak
ąś
prac
ę
, na przykład fizy-
czn
ą
, która zaprz
ą
tn
ę
łaby pa
ń
sk
ą
uwag
ę
— radził mu Hulka.
Ale to si
ę
tylko łatwo mówi; „konika”
ż
adnego nie miał, nic go nie interesowało, da-
wniej bawiła go praca, a teraz była dla
ń
wstr
ę
tna. Zupełnie automatycznie kontynuował nauk
ę
j
ę
zyka angielskiego, mechanicznie przegl
ą
dał registratur
ę
dyrekcji policji, odwiedzał ró
ż
ne
miejsca, gdzie popełniono zbrodnie, i brał udział w dochodzeniach na miejscu; chodził ni-
czym automat do prosektorium, do zakładu medycyny s
ą
dowej i miał wra
ż
enie,
ż
e wszystko
to do niczego nie prowadzi. I nie podejrzewał w ogóle,
ż
e podczas gdy jego strona uczuciowa
jest chora i słaba i nie pozwala kierowa
ć
si
ę
rozumem, sam rozum pracuje bez jego udziału,
gromadz
ą
c materiał, który wkrótce, gdy dusza jego b
ę
dzie znowu zdrowa, zrobi z niego czło-
wieka bardziej wydajnego ni
ż
kiedykolwiek przedtem. Nie zdawał sobie z tego sprawy, po-
niewa
ż
miał uczucie,
ż
e zadziwiaj
ą
ca maszyneria jego ciała zawiodła i
ż
e gdy ocknie si
ę
po-
nownie do
ż
ycia, nigdy nie b
ę
dzie ju
ż
takim, jak dawniej. Zapominał,
ż
e ataki smutku mog
ą
zmieni
ć
si
ę
w powa
ż
ne rozumowanie,
ż
e jego m
ę
drkowanie mo
ż
e nabra
ć
gł
ę
bi i
ż
e pewnego
dnia owe nagromadzone, chocia
ż
by mechanicznie, wiadomo
ś
ci nabior
ą
kształtów i wydadz
ą
owoce, tak jak musi je wyda
ć
wszystko, co w naturze padło na wła
ś
ciw
ą
gleb
ę
, chocia
ż
by
gleba ta była w porze zimowej stwardniała od mrozu i niepłodna. Zapominał,
ż
e wszystko
Plik z chomika:
misiak-76
Inne pliki z tego folderu:
Afery generalow - Kirst, Hans Hellmut(1).mobi
(517 KB)
Acqua Alta - Donna Leon(1).mobi
(467 KB)
AG 01 - Siewcy śmierci - Cobb James.mobi
(449 KB)
AG 02 - Operacja Burzowy Smok - Cobb James.mobi
(627 KB)
AG 03 - Morski myśliwiec - Cobb James.mobi
(817 KB)
Inne foldery tego chomika:
@ ciekawe książki na kindle
Adams Douglas - Autostopem przez galaktykę
Adrian Bednarek - Proces Diabła (2018) [ebook PL] [epub mobi pdf azw3]
Adrian Bednarek - Wyrok diabła (2018) [ebook PL] [epub mobi pdf azw3]
Alan Dean Foster
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin