03. Ryan Nan - Samozwańcza księżna.pdf
(
1427 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Dokument2
Nan Ryan
Samozwa
ı
cza ksi
ħŇ
na
Rozdział 1
Londyn, 26 czerwca 1895 roku,
Ļ
roda Wi
ħ
zienie Newgate 18. 00 czasu
angielskiego
Stra
Ň
nik o surowej twarzy opu
Ļ
cił drabin
ħ
, po czym odwrócił si
ħ
i nakazał
przestraszonej Claire Orwell zej
Ļę
po niej prosto do wspólnej celi.
Obecno
Ļę
pi
ħ
knej Claire natychmiast wywołała zamieszanie w
Ļ
ród wi
ħŅ
niów.
Kryminali
Ļ
ci momentalnie zwrócili na ni
Ģ
uwag
ħ
. Ich przekrwione, złe oczy
wpatrywały si
ħ
uwa
Ň
nie w szczupł
Ģ
, młod
Ģ
blondynk
ħ
o szlachetnych rysach
twarzy.
– Poznaj swoich towarzyszy – burkn
Ģ
ł stra
Ň
nik, u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
zło
Ļ
liwie na
widok g
ħ
stniej
Ģ
cego tłumu i dodał: – Złodziejaszki. Kieszonkowcy. Rozbójnicy. I
ladacznice. Kompani w sam raz dla ciebie, co? Na pewno dobrze si
ħ
tu poczujesz.
Kopn
Ģ
ł pogr
ĢŇ
onego we
Ļ
nie pijaka. Chudy jak patyk, spocony wykolejeniec
j
ħ
kn
Ģ
ł, przekr
ħ
cił si
ħ
na drugi bok, gło
Ļ
no bekn
Ģ
ł i ponownie zachrapał. Claire
skrzywiła si
ħ
z obrzydzeniem, gdy do jej nozdrzy dotarł odra
Ň
aj
Ģ
cy fetor
zeschni
ħ
tych wymiocin, którymi oblepiony był le
ŇĢ
cy na ziemi nieszcz
ħĻ
nik.
Wi
ħ
zienny stra
Ň
nik nie krył rozbawienia.
– Spokojna głowa, paniusiu – wymamrotał i zachichotał. – Do wszystkiego
mo
Ň
na si
ħ
przyzwyczai
ę
.
Claire zrobiło si
ħ
słabo.
– Tutaj, córu
Ļ
, siadaj bli
Ň
ej mnie – zaprosiła j
Ģ
kobieta o niezdrowym
wygl
Ģ
dzie i niechlujnie ufarbowanych na czarno włosach, ubrana w sztywny od
brudu strój.
Nieznajoma podci
Ģ
gn
ħ
ła spódnic
ħ
, owin
ħ
ła j
Ģ
wokół posiniaczonych ud i
zatrzepotała zmatowiałymi rz
ħ
sami. Claire zadr
Ň
ała, podczas gdy pozostali
wi
ħŅ
niowie wyli i gwizdali, zachwyceni obrzydzeniem maluj
Ģ
cym si
ħ
na twarzy
Claire.
Po grzbiecie młodej kobiety przebiegł nieprzyjemny zimny dreszcz. Popatrzyła
na stra
Ň
nika.
– Bardzo pana prosz
ħ
, niech mi pan zezwoli na natychmiastow
Ģ
rozmow
ħ
z
adwokatem – odezwała si
ħ
błagalnym tonem. – Nie mo
Ň
na mnie wi
ħ
zi
ę
, skoro
nawet nie postawiono oskar
Ň
enia.
Je
Ļ
li to konieczne, prosz
ħ
mnie przenie
Ļę
do aresztu policyjnego, ale nie mog
ħ
tu zosta
ę
... Nie zrobiłam nic złego. Jestem niewinna, nie popełniłam czynów
karalnych, to straszliwa pomyłka...
– Ech, wszyscy to powtarzaj
Ģ
– warkn
Ģ
ł stra
Ň
nik. Poprawił czarny mundur z
dwoma rz
ħ
dami mosi
ħŇ
nych guzików, nasun
Ģ
ł na czoło czapk
ħ
z daszkiem i
brutalnie pchn
Ģ
ł Claire. – Kilka nocek tutaj, panno Lepkie Paluchy, i nast
ħ
pnym
razem dobrze si
ħ
zastanowisz, nim zwiniesz co
Ļ
lepszym od siebie.
Claire umilkła. Wszelkie próby dyskusji były bezcelowe. Stra
Ň
nik jej nie
słuchał. Zreszt
Ģ
nikt jej nie słuchał. Przez cały dzie
ı
usiłowała bezskutecznie
przekona
ę
władze,
Ň
e nie zrobiła niczego złego. Teraz w jej głowie za
Ļ
witała
potworna my
Ļ
l: nikt si
ħ
nie dowie,
Ň
e przebywa w tym miejscu. Nikt prócz
m
Ļ
ciwego, utytułowanego oszusta, który skłamał, by j
Ģ
tutaj wpakowa
ę
.
Musiała znale
Ņę
sposób na powiadomienie kogo
Ļ
o zaistniałej sytuacji. Z
pewno
Ļ
ci
Ģ
nawet wi
ħŅ
niowie mieli prawo wysyła
ę
listy, przyjmowa
ę
wizyty,
korzysta
ę
z porady prawnej.
Mocno zacisn
ħ
ła z
ħ
by, kiedy stra
Ň
nik brutalnie szarpn
Ģ
ł j
Ģ
za rami
ħ
i
przepchn
Ģ
ł przez pstrokat
Ģ
zgraj
ħ
szubrawców, zbitych w grupki na brudnej
podłodze lochu. Wszyscy uwa
Ň
nie obserwowali ka
Ň
dy jej ruch, mamrotali co
Ļ
do
siebie i z oble
Ļ
nymi u
Ļ
miechami czynili wulgarne gesty. Claire zr
ħ
cznie omijała
brudne r
ħ
ce, wyci
Ģ
gaj
Ģ
ce si
ħ
ku jej długiej sukni. Starała si
ħ
na nikogo nie patrze
ę
.
Sprawdzały si
ħ
wszystkie przera
Ň
aj
Ģ
ce pogłoski o Newgate.
I to z nawi
Ģ
zk
Ģ
.
Była bliska paniki. Trafiła do parszywej nory, w której tłoczyły si
ħ
szumowiny i
m
ħ
ty, odrzucone i zapomniane przez społecze
ı
stwo. Przebywała w wilgotnym,
zat
ħ
chłym lochu, pełnym zgnilizny,
Ļ
mieci i niebezpiecznych bandziorów obojga
płci. Jedyne
Ļ
wiatło s
Ģ
czyło si
ħ
z małych brudnych okienek ponad pomostem.
Dzie
ı
dobiegał ko
ı
ca, zapadał półmrok. Claire z niepokojem poszukiwała k
Ģ
ta,
w którym mogłaby przycupn
Ģę
z dala od współwi
ħŅ
niów. Niestety, tutaj takie
miejsce nie istniało.
– Rozgo
Ļę
si
ħ
. – Stra
Ň
nik w ko
ı
cu pu
Ļ
cił jej r
ħ
k
ħ
.
Zmarszczyła brwi i ci
ħŇ
ko odetchn
ħ
ła, po czym skuliła smukłe ramiona.
Powoli, Z determinacj
Ģ
, ruszyła ku zachodniej
Ļ
cianie celi, gdzie przebywało mniej
wi
ħŅ
niów. Stra
Ň
nik pod
ĢŇ
ał za ni
Ģ
krok w krok.
W pewnej chwili usłyszała, jak jej pot
ħŇ
nie zbudowany opiekun mówi:
– Z drogi, Zielonoz
ħ
ba. W naszym luksusowym hotelu zameldował si
ħ
nowy
go
Ļę
. Rusz ko
Ļ
cisty zadek i zrób troch
ħ
miejsca,
Ň
eby dama miała czym oddycha
ę
.
Claire skierowała spojrzenie na zabiedzon
Ģ
istot
ħ
, do której przemawiał
stra
Ň
nik. Była to chuda jak szczapa, siwiej
Ģ
ca stara wied
Ņ
ma o włosach zlepionych
w str
Ģ
ki. Przydałaby si
ħ
jej natychmiastowa pomoc dentystyczna oraz nowe
ubranie. Poci
Ģ
gła twarz kobiety była pomarszczona i brudna, z
ħ
by czarne i
spróchniałe, lecz oczy błyszcz
Ģ
ce i nadspodziewanie czujne.
J
ħ
dza, znana w
Ļ
wiatku przest
ħ
pczym jako Zielonoz
ħ
ba, pospiesznie zeszła z
drogi, ale nie spu
Ļ
ciła wzroku z nowej wi
ħŅ
niarki.
– Co si
ħ
tak gapisz, starucho? – warkn
ħ
ła Claire. Miała nadziej
ħ
,
Ň
e w ten
sposób ju
Ň
na samym pocz
Ģ
tku ustali swoj
Ģ
pozycj
ħ
w grupie i zademonstruje brak
strachu, który w gruncie rzeczy przeszywał j
Ģ
na wylot. – Do
Ļę
tego! Trzymaj si
ħ
ode mnie z daleka. Ostrzegam ci
ħ
!
Kobieta wcisn
ħ
ła si
ħ
w cie
ı
pod
Ļ
cian
Ģ
, jednak dyskretnie nadal obserwowała
napastliw
Ģ
towarzyszk
ħ
niedoli.
Claire odetchn
ħ
ła powoli, z trudem. Odwróciła si
ħ
i usiadła. Plecami dotkn
ħ
ła
muru, podkurczyła kolana i otoczyła je r
ħ
kami, głow
ħ
oparła o szorstkie cegły.
Ukradkiem rozejrzała si
ħ
po zatłoczonym, cuchn
Ģ
cym lochu.
Wi
ħŅ
niowie cały czas po
Ň
erali j
Ģ
wzrokiem, pokazywali palcami i co
Ļ
do siebie
szeptali. Na r
ħ
kach Claire pojawiła si
ħ
g
ħ
sia skórka, a drobne włoski na karku
stan
ħ
ły d
ħ
ba. Trafiła do odpychaj
Ģ
cej nory, pełnej wyrzutków społecze
ı
stwa, a na
domiar złego wkrótce miały zapa
Ļę
ciemno
Ļ
ci.
Spojrzała na pomost, wysoko na murze.
Grubia
ı
ski stra
Ň
nik, który j
Ģ
sprowadził na dół, zaciskał dłonie na barierce i
obserwował zatrzymanych. Młodszy stra
Ň
nik przechadzał si
ħ
wzdłu
Ň
pomostu.
Claire poczuła ulg
ħ
na widok mundurowych. Pomy
Ļ
lała,
Ň
e oni oraz ich
zmiennicy b
ħ
d
Ģ
pełnili stra
Ň
przez cał
Ģ
noc i dopilnuj
Ģ
, by panował porz
Ģ
dek. Z
pewno
Ļ
ci
Ģ
nie pozwol
Ģ
,
Ň
eby doszło do powa
Ň
nych awantur. Była zatem
stosunkowo bezpieczna.
Londyn pogr
ĢŇ
ył si
ħ
w mroku. Jedynym
Ņ
ródłem
Ļ
wiatła we wspólnej celi w
Newgate były pochodnie przytwierdzone do ceglanych
Ļ
cian poczerniałych od
osadzaj
Ģ
cej si
ħ
tu latami sadzy.
Claire ani drgn
ħ
ła, kiedy inni pobiegli na wieczorny posiłek. Wygłodniali
wi
ħŅ
niowie łamali stary chleb i pospiesznie wychłeptywali wodnist
Ģ
zup
ħ
, siorbi
Ģ
c
ile sił w płucach. Claire skrzywiła si
ħ
z odraz
Ģ
. Zapachy i d
Ņ
wi
ħ
ki nadał atakowały
jej zmysły, ale przynajmniej nie musiała ogl
Ģ
da
ę
ludzkiego robactwa.
– Lepiej zjedz misk
ħ
zupy – usłyszała dobiegaj
Ģ
cy z półmroku głos
Zielonoz
ħ
bej.
Claire otworzyła oczy i spojrzała na brudn
Ģ
staruch
ħ
.
– Nie jestem głodna – burkn
ħ
ła. – Daj mi spokój.
Stara kobieta przytkn
ħ
ła do ust misk
ħ
, by wyskuba
ę
resztk
ħ
lury. Po dłu
Ň
szej
chwili odstawiła puste naczynie i wytarła wargi utytłanym r
ħ
kawem.
– Musisz je
Ļę
, bo stracisz siły – poradziła młodej kobiecie. – Inaczej tutaj nie
prze
Ň
yjesz.
– Nie zabawi
ħ
tu długo – o
Ļ
wiadczyła zdecydowanie Claire. – Jestem niewinna
i...
– Pewnie, pewnie – przerwała jej bezceremonialnie wied
Ņ
ma. – Wszyscy
Ļ
my
niewinni. Ani jednej winnej duszyczki. Ani jednej.
– Ale ja naprawd
ħ
jestem niewinna i do rana mnie st
Ģ
d wypuszcz
Ģ
.
– Oj, nie, na pewno nie – wymamrotała starucha. – Winna czy niewinna, s
Ģ
d
wyda wyrok mo
Ň
e za kilka tygodni, ale najpewniej za par
ħ
miesi
ħ
cy.
– E tam – burkn
ħ
ła Claire lekcewa
ŇĢ
co. – A teraz, prosz
ħ
, przesta
ı
si
ħ
do mnie
odzywa
ę
.
– Próbuj
ħ
ci pomóc – zapewniła j
Ģ
Zielonoz
ħ
ba.
– Niepotrzebna mi pomoc. Nie chc
ħ
ci
ħ
ju
Ň
słysze
ę
, rozumiesz?
Starucha zamilkła, ale nadal uwa
Ň
nie obserwowała Claire. Nie mogła oderwa
ę
od niej oczu. W młodej kobiecie było co
Ļ
uderzaj
Ģ
co znajomego. Włosy,
porcelanowa cera, intensywnie fiołkowe oczy, szlachetny zarys szyi. Bez w
Ģ
tpienia
przypominała kogo
Ļ
, kto był znany Zielonoz
ħ
bej. Starucha gor
Ģ
czkowo szukała w
pami
ħ
ci...
Czy to mo
Ň
liwe? Nie, zbyt młoda... Ale podobie
ı
stwo jest uderzaj
Ģ
ce. Córka.
Musi by
ę
córk
Ģ
.
Claire siedziała z zamkni
ħ
tymi oczami na twardej kamiennej podłodze. W
milczeniu rozwa
Ň
ała swoj
Ģ
sytuacj
ħ
. Nie mogła dopu
Ļ
ci
ę
do tego, by tragiczny
zbieg okoliczno
Ļ
ci j
Ģ
załamał. Musiała by
ę
silna, wykaza
ę
si
ħ
sprytem i wydosta
ę
z
tych koszmarnych kłopotów. Wpadła w powa
Ň
ne tarapaty, wiedziała to doskonale.
Kto uwierzy jej słowu przeciwko słowu lorda Wardleya Nardeesa?
Nikt.
Wiedziała,
Ň
e sama musi stawi
ę
czoło temu przera
Ň
aj
Ģ
cemu wyzwaniu.
Całkiem sama.
Nie po raz pierwszy była w
Ň
yciu zdana na własne siły. Przywykła do
samodzielno
Ļ
ci, odk
Ģ
d straciła rodziców. Miała wówczas osiemna
Ļ
cie lat. Wkrótce
po ich
Ļ
mierci zgodziła si
ħ
wyj
Ļę
za starego przyjaciela rodziny, miłego i solidnego
Plik z chomika:
majowa2015
Inne pliki z tego folderu:
Van Roben Carolina Anna, Gleason John - Bosch.pdf
(1370 KB)
Rafferty Carin - Moje wspaniałe dziecko.pdf
(566 KB)
Eva Rutland - Wynajmę żonę.pdf
(641 KB)
Ryan Nan - Samozwańcza księżna.pdf
(1150 KB)
Rafferty Carin - Sherlock i Watson.pdf
(709 KB)
Inne foldery tego chomika:
▬ Baśnie i Mity
A
B
Burton
C
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin