Dmowski Mysli nowoczesnego Polaka(1).doc

(800 KB) Pobierz
ROMAN DMOWSKI

ROMAN DMOWSKI

 

 

 

 




MYŚLI NOWOCZESNEGO POLAKA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

WYDANIE SIÓDME – WEDŁUG WYDANIA CZWARTEGO

ZE SŁOWEM WSTĘPNYM TADEUSZA BIELECKIEGO

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

LONDYN 1953

NAKŁADEM KOŁA MŁODYCH STRONNICTWA NARODOWEGO

 

SŁOWO WSTĘPNE

 

Myśli nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego nie są traktatem politycznym choć szereg rozdziałów mógłby się śmiało znaleźć w najpoważniejszym dziele naukowym i być jego ozdobą. Nie są też dyktowaną taktycznymi względami broszurą polityczną, choć pisane z ogniem i temperamentem mogą porwać i przekonać najzawziętszego sceptyka i niedowiarka.

Myśli", jak to stwierdza sam autor, są „wyznaniem wiary osobistej", „rodzajem spowiedzi".

Stąd styl „Myśli nowoczesnego Polaka" żywy, wartki, obrazowy. Raz rozumowanie Dmowskiego, logiczne, zwarte, toczy się powoli, równo jak rozlana głęboka rzeka, to znów gdzie indziej porywa jak górski potok. Znajdujemy w "Myślach" i zapał romantyka i wiedzę oraz poczucie rzeczywistości trzeźwego realisty-przyrodnika i kunszt pisarski artysty.

Opatrywać „wyznanie wiary" suchymi glossami uznałem za niewskazane. Dawać komentarze do „spowiedzi" autora za  niepotrzebne. Niech Dmowski sam, bezpośrednio przemawia do czytelnika, niech uroku jego „Myśli" nie rozbijają scholastyczne dociekania i zestawienia.

Jest to tym bardziej niepotrzebne, że Dmowski pisze jasno, formułuje swoje sądy wyraźnie, prosto, „częstokroć w sposób bardzo ostry", co bywało powodem nieporozumień, prawdy pod korcem nie ukrywa, ale ją szczerze i nieraz bezlitośnie wypowiada.

Postanowiłem zatem zamiast „uczonych" komentarzy napisać po prostu słowo wstępne, które miałoby za zadanie wprowadzić czytelnika w świat idei Dmowskiego. Ani mniej, ani więcej tylko słowo wstępne . . .

Myśli nowoczesnego Polaka" zostały napisane przed pięćdziesięciu laty. Mimo to  nietknięte jakby zębem czasu  ukazują się ponownie w postaci siódmego z rzędu wydania. Wydanie szóste pojawiło się w czterdzieści lat od wydania pierwszego, w czasie ostatniej wojny światowej, a wydanie czwarte w trzydzieści lat jeszcze za życia Dmowskiego. W przedmowie do wydania czwartego stwierdza autor  z pewnym zdziwieniem, iż „Pomimo że posiadamy własne państwo, w tej książce sprzed lat trzydziestu, z czasów beznadziejnej, jak się wielu ludziom zdawało, niewoli, przeczytałem liczne stronice dziś żywe, nie tylko z zakresu idei ogólnych, ale i stosunków praktycznych". Stąd niezmienione „Myśli" poszły w świat i były szeroko czytane zwłaszcza przez młode pokolenie, wychowane w polskiej szkole, w niepodległym państwie.

Jeżeli dla nas w okresie niepodległości „Myśli" stanowiły rodzaj katechizmu wiary narodowej, to o ileż bliższe muszą być dla obecnego młodego pokolenia, które znów zostało pozbawione wolności i walczyć musi o niezależność i odrębność duszy polskiej oraz odbudowanie państwa.

Bliższe i zrozumialsze.

              Nie zapominajmy bowiem, że idee, głoszone przez Dmowskiego na przełomie XIX i XX stulecia, były czymś zupełnie nowym, musiały poprzez ciężką walkę torować sobie drogę w społeczeństwie polskim. Były to bowiem początki, narodziny nowoczesnego ruchu narodowego. Dziś w kraju zwłaszcza, gdzie dwie kolejne okupacje: hitlerowska i sowiecka proces unarodowienia polskiego społeczeństwa znakomicie przyśpieszyły i proces ten objął wszystkie warstwy narodu, a przede wszystkim wieś i wyrosłe w czasie wojny nowe, dynamiczne żywioły handlowo-przemysłowe i rzemieślnicze,dzieło Dmowskiego nabiera szczególnej aktualności i znaczenia. Dziś bardziej aniżełi dla pokolenia z pierwszych łat XX wieku „Myśli nowoczesnego Polaka" winny być zrozumiałe i przyjmowane za swoje.

Bez przesady można przyjąć, że „Myśli" nie przestały być, jakby powiedział Mickiewicz, „prawdą żywą" i że, co więcej, nabrały nowych rumieńców.

Nie tylko bowiem dla nas Polaków idee narodowe są „prawdą żywą", ale zaczynają one zdobywać prawo obywatelstwa w całym świecie, na wszystkich kontynentach. Prawda, są one wyrażane w różny sposób zależnie od stopnia kultury i dojrzałości politycznej danego ludu, ale jest rzeczą bezsporną dla każdego, kto chce patrzyć, że idzie przez świat powiew nowego patriotyzmu, woła samodzielnego kształtowania swych losów, niechęć nieraz przechodząca w nienawiść do obcego panowania, do obcych wpływów. Wzrost poczucia narodowego oraz tęsknota do niezależnego bytu obejmują dziś nie tylko stary ląd, ale na kształt ognia szerzyć się zaczynają wśród ludów południowoamerykańskich, azjatyckich, arabskich, a nawet afrykańskich. Weszliśmy w okres prawdziwej wiosny narodów.

Oczywiście prąd ten nieraz wyraża się w sposób dziki, nieokiełzany, nieraz ułatwia nieświadomie działanie sowieckiej polityki, która go zręcznie usiłuje pod swoje żagle zagarnąć, niemniej rzeczywiście istnieje, jest potężny i dynamiczny. Cechuje go to, co nazwałbym prymitywnym nacjonalizmem, który dopiero z biegiem lat bądź pogłębi się i wykształci, zbliżając się do Polskiego charakteru idei narodowej, bądź zwyrodnieje w skrajny, niemieckiego typu nacjonalizm. Tak czy inaczej mamy obecnie w świecie do czynienia nie ze zmierzchem ruchów narodowych, jak tego by chcieli niektórzy powojenni obserwatorzy, ale z odrodzeniem i poszerzeniem idei narodowej.

Fala myślenia w tym kierunku nie ominęła też i Stanów Zjednoczonych. Młody, energiczny naród amerykański jest w okresie formowania swego oblicza ideowego. Nurtuje w nim silny, choć nie zawsze uświadomiony ruch narodowy. Wyraża się on i w myśli i w działaniu. Orientowanie polityki amerykańskiej wedle kryteriów interesu narodowego przez obydwa główne obozy, i republikański i demokratyczny, dyskusje na temat fałszywego i prawdziwego patriotyzmu, są tego obok wielu innych wymownym dowodem.

Niewątpliwie żyjemy w erze pełnego rozwoju tzw. nacjonalizmu.

Idea narodu, tak jak ją sformułował Dmowski, jako najpełniejszej i najdoskonalszej formy bytu społeczno-politycznego, triumfuje dziś i jest „prawdą żywą".

              Nie wyczerpuje ona jednak całej treści współczesnego życia międzynarodowego. Wobec stałego postępu techniki, nowych odkryć i przemian, jakie zaszły w świecie, czyniąc go wszędzie łatwo i szybko dostępnym, trzeba spróbować rozwiązać nowe zagadnienia, jakie się nasuwają: stosunków, między narodami, tak jak Dmowski ustalił stosunek jednostki do narodu. Żyjemy bowiem nie tylko w okresie prądów różniczkujących ale i całkujących: obok procesu emancypacji ludów podbitych bądź uzależnionych od obcych i tworzenia odrębnych organizmów narodowo-państwowych, mamy tendencję do łączenia państw w coraz to większe zgrupowania. Nie sądzę, aby formą tych połączeń miała być federacja. Trzeba starać się stworzyć formy współżycia międzynarodowego, które by szanowały urobione wiekami odrębności narodowe i zarazem pozwalały na bliskie współdziałanie państw, posiadających wspólne interesy polityczne, gospodarcze i wojskowe.

Droga do ludzkości prowadzi poprzez samodzielne narody, a nie przez próby daremne zresztą niszczenia ich suwerenności.

Życie naszego pokolenia stanęło, jak się zdaje, pod znakiem syntezy dwu prądów: z jednej strony dążności do niezależnego bytu, urządzania swego życia przez narody wedle ich woli, a z drugiej konieczności współdziałania między narodami i tworzenia większych zespołów. Musimy wysilić myśl naszą, ażeby obmyślić nowe koncepcje związków międzypaństwowych, które by obydwa te nurty uwzględniały. Podkreślam nowe koncepcje, ślepe bowiem naśladownictwo gotowych wzorów, które nigdy ze stanu utopii nie wyszły, daleko nas nie zaprowadzi.

A teraz inny problem. Czy myśl Dmowskiego ewoluowała, czy zmieniał swoje poglądy, a jeżeli zmieniał to w czym i jak?

Przypomnijmy naprzód, jak Dmowski pojmował naród. Oto określenie ze wstępu do „Myśli nowoczesnego Polaka": Naród nie jest „martwą cyfrą, zbiorowiskiem jednostek, mówiących pewnym językiem i zamieszkujących pewien obszar", stanowi on „nierozdzielną całość społeczną, organicznie spójną, łączącą jednostkę ludzką niezliczonymi węzłami, z których jedne mają swój początek w zamierzchłej przeszłości twórczyni rasy, inne w znanej nam historii twórczyni tradycji, inne wreszcie, mające zbogacić treść tej rasy, tradycji, charakteru narodowego, tworzą się dziś, by w przyszłości dopiero silniej się zacieśnić".

Uderza w tym sformułowaniu położenie nacisku na organiczną spójność narodu.

W trzy łata później pod wpływem zetknięcia się z Japonią pójdzie Dmowski jeszcze dalej w sformułowaniu obowiązków jednostki wobec całości narodowej. W „Podstawach polityki polskiej", które weszły w skład trzeciego wydania „Myśli", pisze:

Naród jest wytworem bytu państwowego. Trwanie przez szereg pokoleń w jednej organizacji państwowej, na jednej ziemi, pod jednym imieniem, zjedna władzą na czele, z jednym typem wzajemnych uzależnień, z jednymi celami na zewnątrz zabiera coraz więcej z duszy jednostki na rzecz całości, na rzecz wielkiej, zbiorowej duszy narodu, tworzy najsilniejszy ze znanych w  dziejach ludzkości wielki związek moralny, którego zerwanie, gdy się należycie utrwalił, przestaje wprost zależeć od woli jednostki".

Pogląd ten przypomina definicję narodu, którą dał w rozprawce "Qu'est-ce qu'une Nation?" (r. 1887) Ernest Renan. I on podobnie jak Dmowski uważa, że naród jest rodziną duchową, duszą, z tym, że większy nacisk kładzie, jak przystało na francuskiego indywidualistę, na konieczność istnienia woli współżycia i chęci dokonywania wspólnie wielkich czynów w przyszłości, podobnie jak to było w przeszłości.

Dla Dmowskiego istotę pojęcia narodu „stanowi nie posiadająca zresztą dokładnego wyrazu zewnętrznego, zdolność wytworzenia w takiej lub innej postaci własnej państwowości i do życia w niej oraz niezdolność do zżycia się z innymi, obcymi ustrojami".

Podkreślenie mocne przez Dmowskiego pierwiastka państwowego w kształtowaniu pojęcia narodu tłumaczy się tym, że lepiej rozumiał on znaczenie państwa na tle niewoli, w jakiej się wówczas nasz naród znajdował.

              „Naród pisał Dmowski jest niezbędną treścią moralną państwa, państwo zaś jest niezbędną formą polityczną narodu." Temu określeniu wzajemnego stosunku państwa i narodu pozostanie Dmowski przez cale życie wiemy.

Ruch narodowy pod potężnym wpływem Dmowskiego nigdy nie zszedł na manowce sztywnej doktryny, ciasnego nacjonalizmu. W oparciu o zasady rzymsko-katolickie i tradycję polską nasza idea narodowa więcej buduje na przywiązaniu i miłości do własnego narodu, niż na nienawiści do obcych.

W przeciwieństwie zaś do nacjonalizmu francuskiego Maurrasa i nacjonalizmu włoskiego Corradiniego polski ruch narodowy, który powstał i wykształcił się niezależnie, wedle własnych wzorów, nie ma w sobie nic z doktrynerstwa ani sekciarstwa.

Dzięki temu zaś, że nie zamknął się on w wąskich ramach elity intelektualnej, zdołał od początku przeniknąć w masy ludowe i wciągnąć je w orbitę życia narodowo-państwowego. W ten sposób chłop, robotnik, rzemieślnik i inteligent, a więc wszystkie warstwy złożyły się w Polsce na nowoczesny naród.

W przeciwieństwie również do Maurrasa, który zaczął na progu XX wieku ogłaszać swą „Enquete sur la monarchie" (1900-1909), Dmowski nie związał ruchu narodowego z jedną tylko formą ustrojową i nie był wrogiem zdrowego parlamentaryzmu, choć widział jasno wszystkie wady i przerosty tego systemu rządzenia. Nie opuściło go nigdy klasyczne poczucie miary i organiczna niechęć do ekstremizmu. W tym braku doktrynerstwa, oraz w całej swojej działalności politycznej był nieubłaganie konsekwentny. Nieraz mi o tym wspominał w rozmowach wskazując na rzadką logikę i konsekwencję w dziele całego swego życia. Dodajmy, że Dmowski najwyżej może cenił właśnie konsekwencję, "która jest głównym przymiotem prawdziwie dojrzałego, męskiego umysłu, a która u nas jest białym krukiem".

Można śmiało powiedzieć, że Dmowski istoty swoich zasadniczych pojęć nie zmieniał. Szukał lepszych sformułowań, pogłębiał swe poglądy, umiał iść naprzód i nie zasklepiać się w przeszłości, zmieniał formy działania, nie potrzebował zmieniać treści.

Z dumą mógł Dmowski stwierdzić w przedmowie do czwartego wydania „Myśli", że: „Dzięki temu wszakże, żem nie szedł ślepo za współczesnymi autorytetami, żem myślał na własny rachunek w najważniejszych zagadnieniach, w najistotniejszych poglądach utrzymuję to com wówczas powiedział: „Myśli nowoczesnego Polaka" nie przestały być wyznaniem mej wiary polskiej". Mało kto z czynnych przewódców politycznych czy pisarzy politycznych mógłby po trzydziestu latach od wydania swej książki z równą słusznością jak Dmowski napisać, że „w najistotniejszych poglądach" nie potrzebuje niczego zmieniać.

W związku z tym, co powiedzieliśmy wyżej, stwierdźmy również, że Polski ruch narodowy nie używał w odróżnieniu od podobnych ruchów na Zachodzie  nazwy  „nacjonalizm". Dmowski nieraz nas poprawiał,  kiedy idąc za modną w okresie naszej młodości terminologią nazywaliśmy się nacjonalistami. Dał temu najmocniejszy wyraz w głośnej rozprawie „Kościół, naród i państwo". „Nie umiałbym powiedzieć pisał gdzie pierwej, we Francji, czy we Włoszech, użyto wyrazu „nacjonalizm" dla określenia nowego ruchu narodowego. Byłem zawsze zdania, że to termin nieszczęśliwy, osłabiający wartość ruchu i myśli, którą ten ruch wyrażał. Wszelki „izm" mieści w sobie pojęcie doktryny, kierunku myśli, obok którego jest miejsce na inne, równorzędne z nim kierunki. Naród jest jedyną w świecie naszej cywilizacji postacią bytu społecznego, obowiązki względem narodu są obowiązkami, z których nikomu z jego członków nie wolno się wyłamywać... Wszelkie „izmy", które tych obowiązków nie uznają, które niszczą ich poczucie w duszach ludzkich, są nieprawowite."

Ciekawe z tego punktu widzenia są „Myśli nowoczesnego Polaka". Widać, jak w młodym autorze odbywa się wałka między używanym wówczas terminem „nacjonalizm" a nazwami innymi, mającymi wyrażać nowy, wyrosły z polskiej tradycji prąd ideowy, którego istotę Dmowski od początku doskonale rozumiał. Było to szukanie nowego wyrazu na określenie nowej treści, która narastała. Dmowski miał od razu świadomość tego, że tworzy się „nowa szkoła" i że powstał odrębny, nowy kierunek myśli politycznej, ale nazwy właściwej nie znajduje łatwo. Najczęściej używa w „Myślach" terminu „idea narodowa" lub „ruch narodowy", i ta nazwa potem się ustala. Ale w pierwszych rozdziałach książki spotykamy różne określenia na to samo pojęcie: „patriotyzm", „nowoczesna idea narodowa", „nowoczesny" lub „nowy patriotyzm" albo „pozytywny patriotyzm". Kilka razy stosuje też Dmowski termin „nacjonalizm" albo „nowy nacjonalizm" na określenie prądu narodowego. Rzecz ciekawa, że używając nazwy „nacjonalizm" w stosunku do Anglików pisze: „nacjonalizm w szlachetniejszym tego słowa znaczeniu". Miał więc już wtedy wyraźne poczucie różnej jakości nacjonalizmów. Są to rzadkie zresztą niezgodności w terminologii, bez większego oczywiście znaczenia; świadczą one jeno jak wyżej już wspomniałem o przełamywaniu się w młodym Dmowskim obiegowej nazwy z nową, która się ostatecznie w „Myślach" ustala, nazwy: idea narodowa.

Na zakończenie chciałbym jeszcze raz stwierdzić, że „Myśli nowoczesnego Polaka" nie są nudnym traktatem politycznym. Bije z nich energia, wiara, wola i młodość. Nie opuściły go one aż do ostatnich prawie chwil życia. Pamiętam, że w okresie tworzenia tzw. Ruchu Młodych wytykał nam, że się za wcześnie starzejemy, że nie dość śmiało działamy i myślimy. Ofiarowując mi jedno ze swych ostatnich dzieł, podpisał się: „Od jednego z najmłodszych". „Myśli" są nie tylko owiane od początku do końca „filozofią narodowej walki", jakże nam dziś znów bliską, ale i to przede wszystkim pobudką do czynu, wyzwaniem rzuconym bierności naszego charakteru i teorii o „spoczynku na łonie wolnej ojczyzny".

Dmowski uważał, że „postęp społeczeństwa polega na ciągłych wysiłkach i osiąganych przez nie zmianach, a postęp ludzkości tworzy się przez ciągle współubieganie się między narodami, przez ciągłą walkę, w której tylko broń się doskonali. Walka jest podstawą życia, jak mówili starożytni. Narody, które przestają walczyć, wyrodnieją moralnie i rozkładają się".

Rozumiejąc jak mało kto rolę procesów historycznych, które rzeźbią oblicze świata jakby niezależnie od postawy człowieka, doceniał bardziej jeszcze doniosłość czynnika woli ludzkiej w kształtowaniu dziejów.

Jednostka przystosowana do życia, pisał Dmowski w „Podstawach polityki polskiej" (r. 1905) umiejąca w nim znaleźć swe miejsce, zużytkować w twórczej czy wytwórczej pracy swe zdolności, jest siłą, składającą się wraz z innymi na potęgę narodu i na jego cywilizacyjną wartość."

              Zadaniem „Myśli" było uruchomić na wszystkich polach zasoby energii, które w naszym narodzie tkwiły i rzucić je w wir walki o odbudowanie niepodległego państwa. Stąd charakter „Myśli", które nie tylko kładą fundamenty pod narodowe myślenie, ale i są wezwaniem do walki.

Musimy mieć swoją samoistną politykę narodową, wynikającą z głębokiego odczucia i zrozumienia tego, czym jesteśmy, położenia, w jakim się znaleźliśmy, i celów, jakie mamy do osiągnięcia, jeżeli chcemy swą samoistność narodową, swój byt zachować"

Dziś w okresie ponownej niewoli bardziej aniżeli kiedykolwiek odczuwamy potrzebę samoistnej polityki polskiej, wskazań, które dzieło Romana Dmowskiego zawiera.

Z radością przeto witamy inicjatywę Koła Młodych Stronnictwa Narodowego o; Londynie opublikowania siódmego wydania „Myśli nowoczesnego Polaka". Dzisiejsze młode pokolenie trafnie, jak widać, wyczuło wartość książki Dmowskiego. Niech idzie ona w świat i niech budzi dalej wśród polskiego społeczeństwa energię i myśl narodową.

W ten sposób szybciej i trwałej zbudujemy nowe państwo polskie i wyzwolimy nasz naród z niewoli.

 

TADEUSZ BIELECKI

Paryż, wrzesień 1952 roku

 

PRZEDMOWA DO WYDANIA PIERWSZEGO

 

Książka ta w przeważnej części drukowana była w „Przeglądzie Wszechpolskim", gdzie ukazała się w szeregu artykułów (podpisanych pseudonimem: R. Skrzycki) w roku 1902. Jakkolwiek treść jej, stanowiąca określoną całość, z góry była przeznaczona na książkę, to jednak artykuły nie ukazywały się w porządku, odpowiadającym planowi logicznej całości, ale porządek ten zależny był od przypadku, od tego, czego sformułowanie prędzej mi się nasunęło, lub od planu redakcyjnego w czasopiśmie. Przygotowując obecne wydanie do druku, ułożyłem ogłoszony już tekst według planu, zmieniłem porządek rozdziałów, w części potworzyłem z tamtych nowe rozdziały, usunąłem to, co mi się wydało zbytecznym, uzupełniłem braki, wreszcie napisałem wstęp, ostatni rozdział oraz większe ustępy w paru innych rozdziałach.

Powyższe zmiany i uzupełniania znacznie zmieniły charakter pracy. Ogłaszając rzecz w czasopiśmie politycznym, w organie stronnictwa, uważałem za stosowne zachować dla siebie to, co stanowi artykuły mojej wiary osobistej i za co nie chciałem stronnictwa czynić nawet pośrednio odpowiedzialnym. Inna rzecz z książką: tę wypuszczam w świat na swoją osobistą odpowiedzialność, wypowiadam więc w niej co myślę, nie krępując się żadnymi względami. Czytelnik otrzymuje tu do rąk nie manifest stronnictwa, ale garść myśli jednego człowieka, którego od dawna zajmowały zagadnienia narodowego bytu.

Nad tym, com tu napisał, myślałem wiele. Uważam wobec tego, iż dając książkę skromną rozmiarami, mam prawo zwrócić się do czytelnika z prośbą, ażeby ją czytał powoli. W miejscach, w których wyda mu się, że spotkał paradoks, że wyraźnie została pogwałcona prawda, niech się zatrzyma i pomyśli, czy ta prawda wrzekoma nie jest uświęconym, uprzywilejowanym fałszem i czy przy bliższym w rzecz wejrzeniu nie okaże się, że autor ma słuszność. Jest to prośba duża; bo dziś, w czasach wielkiego przemysłu literackiego, proces czytania stał się przeciętnie podobnym do filtrowania lekkiego płynu z rzadko zawieszonymi cząstkami stałymi: płyn szybko przelata przez filtr, zostawiając ledwie dostrzegalny osad równie szybko przechodzi treść książki przez głowę czytelnika, osadzając w niej tylko z rzadka luźne myśli. Nie uważając, żeby wartość książki wzrastała z jej objętością, a z drugiej strony przywiązując wiele wagi do umiejętności krótkiego wyrażania swych myśli, starałem się dać w małej objętości, o ile mię było stać na to, jak najwięcej.  Stąd owa prośba moja do czytelnika.

              Książka obecna porusza na niejednej stronicy zagadnienia stanowiące przedmiot dzisiejszej nauki społecznej; czyni to ona wszakże w sposób daleki od „naukowego" traktowania rzeczy. Jest to uwydatnione jak najbardziej w sposobie pisania: nie zestawiam swych poglądów z podobnymi lub odmiennymi poglądami uczonych, nie powołuję się na nikogo, unikam nawet konsekwentnie, gdzie to tylko możliwe, terminów naukowych. Zależało mi bardzo na tym, ażeby „naukowość" nie paraliżowała w czytelniku władzy samoistnego myślenia, ażeby mu nie przeszkadzała zestawiać poglądów moich z tym, co widzi w życiu.

Od lat trzydziestu, od czasu jak „nauka nowoczesna" wdarła się szeroką falą do naszego piśmiennictwa, a nawet do publicystyki, nadużywanie jej przez piszących nieustannie wzrasta. Przemawiają w jej imieniu ci, którzy nigdy z nią nie mieli nic wspólnego, którzy nie rozumieją nawet, co to jest nauka, nie wiedzą, że naukowe traktowanie rzeczy polega przede wszystkim na metodzie. Skutkiem tego u zwolenników poważniejszej lektury wytwarza się pewne zboczenie umysłowe, polegające na tym, że się operuje poglądami naukowymi bez wszelkiej metody, bez zdolności ocenienia ich właściwej roli w nauce, a następnie, że opinia, na której podający ją autor wycisnął pieczęć „naukowości", którą poparł odpowiednią cytatą, pozyskuje u czytelnika większą wartość od najoczywistszych faktów. Mamy już wśród naszej czytającej publiczności liczną sferę, nad którą wyrazy „nauka", „naukowy" posiadają władzę wprost hypnotyczną, a wśród piszących wielu takich, którzy stracili widnokrąg życia, bo w każdym niemal kierunku zasłania im go kawałek papieru z naukową firmą. Jest to zupełnie zrozumiały objaw w społeczeństwie, które się nie zżyło z nauką, dla którego jest ona tym, czym religia dla świeżo nawróconych pogan.

Otóż niezmiernie mi zależy na tym, ażeby czytelnik dobrze sobie uświadomił, że książka moja nie ma nic wspólnego z tą niby naukową literaturą i publicystyką, która u nas tak się rozrosła ostatnimi czasy. Jest to książka zwyczajnego myślącego człowieka, czerpiącego więcej z tego co widział, niż z tego co czytał, który nie ma pretensji do metodycznego wykrywania praw rządzących społeczeństwem ludzkim, ale który jedynie usiłuje sformułować sobie kierownicze zasady postępowania. Nie podaje on nic czytelnikowi w imieniu autorytetów, ale żąda od niego, żeby sam myślał.

Słowa powyższe zwracam przede wszystkim do tych, w których rękach najbardziej pragnę widzieć swą książkę do młodzieży polskiej. Kształci się ona przeważnie w szkole, która usiłuje zabić w niej wszelką zdolność samodzielnego spostrzegania i myślenia, a ci, co ją chcą wyrwać spod wpływu szkoły, częstokroć jeszcze więcej wyrządzają jej pod tym względem krzywdy. Skutkiem tego umysłowość polska na całej linii cierpi na brak wyraźnych indywidualności, na brak głów samodzielnych.

Nie tyle mi idzie o to, żeby czytelnik przyjął moje poglądy, ile żeby myślał nad poruszonymi przeze mnie sprawami.

 

R. Dmowski

Florencja, 16 maja 1903 r.

 

PRZEDMOWA  DO WYDANIA DRUGIEGO

 

Pisząc w niewiele więcej jak pół roku po ukazaniu się książki przedmowę do jej drugiego wydania, nie mam powodu do uskarżania się na czytającą publiczność. Rozejście się w tak krótkim czasie tysiąca egzemplarzy książki, poświęconej poważniejszym zagadnieniom narodowego życia i nie obliczonej na najszersze koła czytelników, jest u nas zjawiskiem nadzwyczaj pomyślnym i budzić raczej musi w autorze uczucie wdzięczności dla ogółu za przyjęcie jego myśli z tak żywym zainteresowaniem.

Nie mogę wszakże powiedzieć, żebym to samo uczucie wdzięczności żywił dla krytyków. Obok paru sprawozdań, pochodzących od ludzi bliskich mi duchowo i podzielających przeważnie wypowiedziane tu poglądy, obok jednej, zdaje się jedynej, miejscami dość ostrej, ale też i wcale bezstronnej krytyki dalekiego mi pisarza, książkę moją spotkały same tylko napaści. Nienawiść do kierunku politycznego, któremu służę, tak wzięła u piszących górę, że nie chcieli jedni, inni zaś nie mogli dojrzeć tego, co stanowi istotę książki. Z rzeczą, poświęconą zagadnieniom ogólnym, przeważnie etycznym, obeszli się ci panowie, jak z pamfletem; wyznanie wiary osobistej człowieka, który bądź co bądź sporo przemyślał i szczerze to, co myśli, wypowiedział, potraktowano jak akt ordynarnej politycznej intrygi.

Co prawda, nie należało się niczego innego spodziewać, wobec tego, że głos tu zabrała właściwie prasa tylko jednej dzielnicy. W prasie zaboru rosyjskiego o najogólniejszych nawet, najbardziej oderwanych zagadnieniach narodowego bytu dyskutować nie wolno: tam cenzura puściła tylko obelgi pod moim adresem w tych pismach, które mię nimi uznały za stosowne potraktować. W zaborze pruskim pisma polskie już tylko bieżącymi, praktycznymi sprawami się zajmują. W Galicji zaś, gdzie książka moja zwróciła uwagę prasy i wywołała dość żywe rozprawy wszystko się sprowadza do politycznego mianownika.

Niektórzy z piszących o książce nie zorientowali się nawet co do tego, z jakim rodzajem literackim mają do czynienia. W rzeczy par excellence osobistej, będącej rodzajem spowiedzi, chcieli oni widzieć jakiś traktat, obejmujący całość zagadnień danego zakresu, i zarzucali jej, że tego lub owego w niej nie ma, że to lub owo zostało nie dowiedzione. Ależ moim zamiarem było tylko rzucić garść myśli, uwydatnić ich zarysy, częstokroć w sposób bardzo ostry, ażeby zmusić czytelnika do zatrzymania się nad nimi, i mówiłem tylko o tym, o czym mi się podobało, co uważałem za stosowne poruszyć. Przede wszystkim zaś nie stawiałem sobie za cel niczego ostatecznie dowodzić. Powiedziałem czytelnikowi, co myślę, ażeby zapytał siebie, co on o tych rzeczach myśli, i zdał sobie sprawę, dlaczego myśli tak a nie inaczej. Oto wszystko.

Nie zatrzymując się nad niesumiennymi zarzutami, którymi mię ze złą wiarą zasypano, ani nad tymi, które zrodził zbyt pierwotny sposób myślenia, zwrócę tu uwagę tylko na dwa oskarżenia, podniesione przeciw mnie przez ludzi szczerych i prawdziwie miłujących ojczyznę.

              Według jednego, pragnąłbym zatrzeć, wytępić w narodzie naszym wszystko, co stanowi jego odrębność, a życie jego i postępowanie wzorować w zupełności na innych narodach. Otóż zdaje mi się, iż oskarżenie to ma źródło w niewłaściwym pojęciu odrębności, w nieumiejętności zakreślania jej dziedziny i właściwych granic. Ścisłe stosunki międzynarodowe wytworzyły cały system praw, spod których żadnemu ludowi bezkarnie wyłamywać się nie wolno. Cóż byśmy powiedzieli o narodzie, który by dla odróżnienia się od innych nie chciał zaprowadzić u siebie kolei żelaznych, telegrafów lub służby bezpieczeństwa? . . . Nie można na wszystko, czym się różnimy od innych ludów, patrzeć jako na cenną odrębność narodową. Jesteśmy niewątpliwie brudniejsi i leniwsi od narodów zachodnich czyż mamy przeto nasz brud i nasze lenistwo w dalszym ciągu pielęgnować? . . . Otóż ja sobie pozwalam np. nasz fałszywy humanitaryzm względem innych ludów traktować jako wynik niedostatecznego przywiązania do wspólnego narodowego dobra, i tyle cenić, co nasz brud i nasze lenistwo. Wierzę zaś tak niezłomnie w zdolności swej rasy, w bogatą indywidualność polskiej duszy, iż nie obawiam się zaniku naszej odrębności duchowej przez to, że się poddamy ogólnym prawom, rządzącym życiem narodów, że np. tam, gdzie inni pokazują zęby i pazury, my nie będziemy wystawiali obnażonych piersi i grzbietów, że gdzie inni czerpią natchnienie z cyfr i faktów, przestaniemy szukać wskazówek ... w poezji.

Drugie, pokrewne z powyższym, oskarżenie mówi, iż imponuje mi wszelki gwałt, wszelka nikczemność w dziejach, byle przynosiły bezpośrednie korzyści, i że chciałbym, ażeby nasz naród podobne rodzaje postępowania naśladował. Tu już idzie o zwykłą logikę. Wskazując fałsze, jakimi lubimy się pocieszać w naszym smutnym położeniu, wspomniałem, że wiarołomna i posiłkująca się gwałtami polityka Prus wcale Niemcom na złe nie wyszła, że zatem złudną jest nadzieja, iż zbrodnie dziejowe Prus na Niemcach się pomszczą. Stąd wyciągnięto wniosek, że jestem wielbicielem gwałtów i wiarołomstwa. Robi to wrażenie, jakbyśmy się znajdowali jeszcze w tym wczesnym stadium rozwoju moralnego, kiedy potrzebne są bajki z zakończeniem pouczającym, że cnota zawsze spotyka nagrodę, a niecnota karę. Można przecie uznać fakt, że w stosunkach między narodami nie ma słuszności i krzywdy, że jest tylko siła i słabość, że Niemcy dobrze wyszły na gwałtach i wiarołomstwie Prus a jednocześnie, nawołując swe społeczeństwo do silnej i stanowczej polityki narodowego interesu, nie zalecać mu ani brutalnych gwałtów, ani wiarołomstwa (lub oszustwa), które w człowieku prawdziwie cywilizowanym i moralnie rozwiniętym głęboki wstręt budzić muszą.

Pomimo tak wyraźnych dowodów niezrozumienia przez wielu ludzi niektórych ustępów książki, nie uważam za stosowne nic w niej obecnie zmieniać, ani uzupełniać. Jestem pewien, że można by te myśli lepiej wypowiedzieć; sam może dziś niejedną bym inaczej wyraził ale w tej postaci, w jakiej zostały podane, są wyrażone jasno, i każdy, kto się zechce nieco zastanowić, dobrze je zrozumie.

              Mam to przekonanie, że „Myśli" moje, tak źle przeważnie zrozumiane przez ludzi piszących, o wiele żywszy odgłos i głębsze zrozumienie znajdują w świecie ludzi działających, żyjących życiem praktycznym. Ci zdają sobie sprawę z tego, czym jest czyn i jakie są psychologiczne warunki czynu, i rozumieją całą nicość mędrkowań, zrodzonych z papieru i kończących swój żywot na papierze. Odczuwają oni dość często ten antagonizm, jaki się wytwarza między literaturą a życiem, wskutek tego, że ci, co piszą, daleko przeważnie stoją od życia, jego potrzeb, interesów, od jego nakazów. Pochlebiam sobie, że w tym antagonizmie moje „Myśli" stoją po stronie życia.

 

R. Dmowski

Kraków, 19 marca 1904 r.

 

PRZEDMOWA  DO WYDANIA TRZECIEGO

 

Nie miałem zamiaru opatrywać przedmową tego nowego, trzeciego wydania mej książki. Prosiłem tylko wydawców, by dodali na końcu artykuł z jubileuszowego wydania „Przeglądu Wszechpolskiego" pt. „Podstawy polityki polskiej", będący dopełnieniem i rozwinięciem, w pewnych zaś punktach korekturą „Myśli nowoczesnego Polaka".

Dziś, gdy mi przysłano to nowe wydanie już w gotowych arkuszach i gdym je przejrzał, zestawiając nowy rozdział z poprzednimi, uważam za konieczne dać czytelnikowi parę słów wyjaśnienia.

Rozdział o „podstawach polityki polskiej" jest właściwie osobną rozprawką, napisaną w trzy lata po „Myślach", w czerwcu 1905 r., na temat, któremu poświęcona jest znaczna część „Myśli", rozprawką, stwierdzającą ewolucję poglądów autora, przyznającego się szczerze do pewnej jednostronności w traktowaniu przedmiotu. Dlatego to uważałem za konieczne dopełnić nią poprzednie wydanie „Myśli". Co prawda, dziś miałbym ochotę nową taką rozprawkę napisać i niejedno zarówno w poprzednich, jak i w nowym rozdziale skorygować lub rozwinąć. Pozostawiam to wszakże dalszej przyszłości, kiedy warunki mego życia będą bardziej sprzyjały tego rodzaju pracy.

Czytelnik może zapytać, dlaczego ten rozdział został dodany w surowym stanie, dlaczego raczej autor nie zrewidował poprzedniego wydania, dlaczego nie skorygował i nie dopełnił pierwszych rozdziałów z punktu widzenia później wypowiedzianych poglądów ... Po co? Celem mojej książki nie było propagowanie czytelnika na rzecz pewnych dogmatów, ale pobudzenie go do myślenia o rzeczach, które dla mnie mają pierwszorzędną doniosłość moralną. Cel ten lepiej osiągnięty zostanie, gdy czytelnik zobaczy, jak sam autor zastanawia się, zmienia i rozwija swe poglądy pod wpływem spostrzeżeń i doświadczeń. Przeszkadza to uwierzeniu w nieomylność autora, ale należę do tych, którzy się o taką opinię nie starają.

Zresztą „Myśli" moje mają charakter zbyt osobisty, dość mało mają pretensji do tego, by je uważano za obowiązujący wszystkich wyrok w poruszonych kwestiach, dość wyraźnie są, jak to już w poprzedniej przedmowie podkreśliłem, „rodzajem spowiedzi" danego człowieka w danym momencie jego życia, ażebym uważał za możliwe korygować je w każdym wydaniu, jak to się robi z dziełami naukowymi. Quod scripsi, scripsi.

Może to wreszcie pomoże niektórym krytykom do zrozumienia, że nie mają do czynienia z broszurą polityczną.

 

R. Dmowski

Glion, w Szwajcarii

2 września 1907 roku.

 

PRZEDMOWA  DO WYDANIA CZWARTEGO

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin