023. Mayne Sharon - Trudny wybór.pdf

(746 KB) Pobierz
112529273 UNPDF
S HARON M AYNE
TRUDNY WYBÓR
Tytuł oryginału Heart Trouble
112529273.002.png
ROZDZIAŁ 1
Piękna i dzika Zachodnia Wirginia wita was - głosiły
napisy przy drodze. Ashby Wbite sama prowadziła swój
sportowy wóz. Zmieniła bieg, bo przed nią był kolejny zakręt.
Dzika, myślała, to prawda, ale piękna raczej nie. A juŜ na
pewno Ashby nie była skłonna zgodzić się z innym
określeniem tego stanu - Prawie Raj.
W jej wspomnieniach hrabstwo Grant w Zachodniej
Wirginii przypominało piekło. Rozpadające się domostwo,
podwórze pokryte rdzewiejącymi fragmentami samochodów
rozebranych na części, Ŝeby jakoś utrzymać na chodzie starą
półcięŜarówkę... wyblakłe ubrania po siostrach lub otrzymane
od Armii Zbawienia... wodnista zupa ziemniaczana dla
dziesięciu osób i lalki zrobione z worków na mąkę oraz
wysuszonych kaczanów kukurydzy. A Ashby marzyła wtedy o
prawdziwej, sklepowej lalce ubranej w jedwab i satynę.
Siedemnaście lat temu uciekła. Po co więc wracała?
Zadawała sobie to pytanie wielokrotnie. Przestała patrzeć na
drogę i przypomniała sobie zniszczone, zmęczone twarze
rodziców namawiających swoich ośmioro dzieci do uczenia
się, do poszukiwania lepszego Ŝycia. I całemu rodzeństwu
rzeczywiście się udało.
Rodzice juŜ nie Ŝyli. Bracia i siostry rozproszyli się po
całych Stanach, od Alaski po Florydę. A jednak jakiś niepokój
związany ze zbliŜającymi się trzydziestymi piątymi
urodzinami przywiódł ją tutaj, do korzeni. Dlaczego?
Przyjaciele w Waszyngtonie przyjęli jej wyjaśnienie. Musi
wyjechać, Ŝeby trochę popracować. Ashby jednak nie potrafiła
okłamywać samej siebie.
Po siedemnastu latach twardej walki osiągnęła cel, a teraz
nagle poczuła się zagubiona. Dlaczego?
Odetchnęła głęboko, postukując palcami o długich
paznokciach w kierownicę pokrytą czarną skórą. Przyjrzała się
112529273.003.png
z aprobatą kolorowi paznokci. Tak samo miała pomalowane
paznokcie u nóg. JuŜ nie musiała brudzić sobie rąk,
podrzucając węgiel do pieca, ani chodzić boso po błocie.
Po co więc wracała w Appalachy? Nie umiała
odpowiedzieć na to pytanie, więc dodała gazu i skupiła się na
prowadzeniu samochodu krętą drogą przez zielone Allegheny
Mountains.
Zwolniła, kiedy pojawił się znak, Ŝe wjeŜdŜa do
miejscowości Hickory. Na stoku góry widać było opuszczoną
kopalnię. Marne domki stały wzdłuŜ ulicy i wznosiły się po
stoku góry. Po przeciwnej stronie miasta Ashby dostrzegła,
jak słońce odbija się od mostu na rzece Potomac, mostu
prowadzącego do stanu Maryland.
Ashby celowo przejechała obok drogi, w którą miała
skręcić, dodała gazu i pojechała w kierunku mostu. Powie
przyjaciołom, Ŝe zmieniła zdanie. Nie chciała juŜ wracać do
korzeni.
Wade Masters siedział na ławce przed głównym sklepem
w Hickory. Zobaczył kobietę w czerwonym sportowym
porsche'u. Niezła facetka, pomyślał. W takim
ekstrawaganckim samochodzie. Miły widok. Przyglądał się jej
uwaŜnie.
- Niekiepski widok - powiedział towarzysz, który siedział
obok niego, kiedy porsche zajechał naprzeciwko na stację
benzynową.
Wade cicho się roześmiał. Jego dziadek, Coot Rogers, był
stary i artretyczny, ale wzrok miał wciąŜ dobry.
- Nie najgorszy samochód. - Wade oparł się o ławkę i
wyprostował nogi.
- Nie mówiłem o samochodzie. - Coot chrząknął i
poprawił się na ławce.
- Tablice są z innego stanu. Widocznie tylko tędy
przejeŜdŜa.
112529273.004.png
- Idzie w naszym kierunku. Wade juŜ to zauwaŜył.
- Będziesz miał klientkę, bo automat z napojami na stacji
jest zepsuty.
Kobieta zatankowała samochód, odjechała kawałek,
poszła do toalety, a potem chciała kupić puszkę z napojem.
Rozmawiała z pracownikiem stacji, który pokręcił głową i
pokazał ręką w kierunku sklepu.
Coot miał rację. Była całkiem ładna. Biały kostiumik
dobrze na niej leŜał, a Wade był przekonany, Ŝe buzia teŜ
okaŜe się atrakcyjna.
Ashby, świadoma, Ŝe obaj męŜczyźni jej się przyglądają,
ostroŜnie spojrzała w obie strony, zanim przeszła przez szosę.
Świetnie pamiętała nudę popołudnia w małym miasteczku, ale
nie miała zamiaru potknąć się i dostarczyć im rozrywki.
Lekkie stukanie jej wysokich obcasów brzmiało
nienaturalnie głośno. Czuła się niezręcznie, była świadoma
natarczywych spojrzeń obu męŜczyzn, kiedy wchodziła po
drewnianych schodach do sklepu. Popatrzyła na nich jednak
spokojnie i zdjęła słoneczne okulary.
Ashby zignorowała męŜczyznę, którego długie nogi
zagradzały jej drogę, i zwróciła się do staruszka.
- Dzień dobry.
Coot wstał i poprawił szelki.
- Czym mogę słuŜyć?
- Powiedzieli mi na stacji benzynowej, Ŝe... - przerwała,
bo zwróciła uwagę na wystawę. Dokończyła słabszym
głosem: - Ŝe dostanę u pana coś do picia.
Na wystawie stał ręcznie wykonany fotel. Oparcie i
poręcze były wyrzeźbione z jednego pnia drzewa. Siedzenie
było zrobione z plecionych skórzanych pasków. Wyglądało
zupełnie tak, jakby, pomyślała Ashby, z drzewa wyrósł tron.
- Co panią interesuje? - zapytał staruszek. - Kolibry czy
kryształy?
112529273.005.png
Ashby dopiero teraz zauwaŜyła, Ŝe z gałęzi drzewa
zwisają ptaszki i inne szklane ozdóbki. Jednak zachwycona
artystycznym wyglądem i wykonaniem oraz oryginalnością
fotela, nie powiedziała ani słowa.
Poznała stary ludowy styl mebli z rejonu Adirondack, ale
fotel był wykonany bardziej lekko i elegancko w porównaniu
z prymitywnymi dawnymi meblami. Drewno było
wyszlifowane tak, Ŝe aŜ kusiło ją, by go dotknąć.
- Fotel - wyszeptała wreszcie.
Młodszy męŜczyzna w końcu wstał. Ashby odwróciła się
w jego kierunku. Był od niej wyŜszy o dobre trzydzieści
centymetrów. Ashby miała tylko metr pięćdziesiąt sześć, a
męŜczyzna był tak duŜy, Ŝe wydawał się przy niej wielki jak
góra. Ashby jednak wyprostowała się i spojrzała mu w oczy.
Zawsze denerwowało ją to, Ŝe jest niska. Wysokie obcasy
dodawały jej z siedem centymetrów, ale i tak musiała
podnieść głowę, Ŝeby spojrzeć na męŜczyznę.
- Fotel nie jest na sprzedaŜ.
Ashby chciała spytać dlaczego, ale była jak sparaliŜowana
jego dziwnym spojrzeniem.
O szmaragdowych oczach czyta się tylko w ksiąŜkach,
pomyślała. Miał długie, czarne włosy, orli nos i wydatne kości
policzkowe. Ashby przyszło do głowy, Ŝe ma być moŜe w
sobie domieszkę indiańskiej krwi. Na pewno nie wychował się
w mieście. Musiał teŜ wiele pracować fizycznie. Mięśnie,
jakie pręŜyły się pod koszulą, nie były wynikiem ćwiczeń w
sali gimnastycznej, a opalenizna nie pochodziła z wczasów.
Ręce trzymał załoŜone na piersi. Miał długie, mocne
palce. Wszystko w nim sugerowało siłę. Ashby pomyślała, Ŝe
gdyby musiała walczyć o przetrwanie, ten męŜczyzna byłby
najlepszym towarzyszem.
- W czym mogę pani pomóc? - zapytał. Zaskoczona
Ashby spojrzała na niego. Uśmiechał się lekko, a w jego
112529273.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin