Hohl Joan - Okna 01 - A jednak.pdf

(399 KB) Pobierz
460615669 UNPDF
ROZDZIAŁ I
O świcie zaczął prószyć śnieg, a nim minęła siódma -
wysokiego napięcia i budek telefonicznych, przykrył
drzewa, mury, słowem: wszystko, co poruszało się lub
stało na zewnątrz.
Trzy młode kobiety siedziały przy okrągłym stoliku pod
wielkimi oknami wychodzącymi na ulicę· Piły poranną
kawę i rozmawiały o niespodziewanej zamIeCI.
- Na co komu śnieg w marcu? - Alycia Matlock odwróciła
wzrok od okna i spojrzała na dwie pozostałe kobiety, z
którymi od prawie czterech lat dzieliła mieszkanie. -
Chociaż zdarzały się już takie zamiecie - ciągnęła
rozdrażnionym tonem. Miała dwadzieścia siedem lat i była
historykiem, co powodowało, że czasem bardziej żyła
przeszłością niż dniem dzisiejszym. - Równie dobrze
wiosnę można by przyjąć i bez tego śniegu - westchnęła.
.
- Będzie dziś sporo stłuczek - stwierdziła Karla Janowitz,
pragmatyczka, naj trzeźwiej z całego tria stąpająca po
ziemi. Siedziała z głową opartą na dłoniach i z okien
przytulnego mieszkania obserwowała samochody, co
chwilę wpadające w poślizg na zasypanej śniegiem jezdni.
- Kusi mnie, aby nie pójść na zajęcia - westchnęła Andrea
Trask, czarnowłosa nauczycielka. Spoglądając na ulicę
przez ramię Karli, wzdrygnęła się i ponownie westchnęła.
Westchnienie uleciało z piersi młodej kobiety siedzącej naj
bliżej okna, naprzeciw Karli.
- Nie chce mi się dziś wyjść z domu, ale muszę - jęknęła
Alycia Matlock, dolewając sobie kawy do filiżanki. -
Dzisiaj mija termin zapi.sywania się na wykłady do Seana
Hallorana.
- Czemu nie zrobiłaś tego wcześniej? - spytała
zniecierpliwionym tonem Karla, rzucając ostre spojrzenie
Alycii.
- Bo byłam zajęta pisaniem referatu o bitwie pod
Brandywine - odparła łagodnie Alycia, jak gdyby uwaga
przyjaciółki w ogóle jej nie wzruszyła.
- Jest pięknie - rzekła nieobecnym głosem Andrea, mając
na myśli padający śnieg.
- Tak - odparła Alycia beznamiętnie. - O ile nie musisz
wychodzić z domu.
- Skoro już o pięknie mowa ... - wtrąciła Karla, pochylając
się w stronę okna - to spójrzcie na tego faceta w
ciemnobłękitnym cadillacu.
Alycia i Andrea skierowały wzrok na mężczyznę za
kierownicą drogiego, zrobionego na zamówienie auta.
Obdarzył je iście męskim, przelotnym spojrzeniem, nie
odwracając nawet głowy w ich kierunku. Karla zagwizdała
cicho, kiedy samochód zniknął za rogIem.
- Nie często się takich widuje - rzekła Andrea z lekkim
podziwem w głosie.
- Na szczęście dla całej męskiej populacji - odrzekła
Alycia. - Założę się, że ego tego faceta jest tak wielkie, jak
przeszedł w zamieć. Lepki i ciężki przylgnął do linii
jego wóz - dodała, próbując złagodzić dreszcz niepokoju,
który przeniknął ją w momencie, kiedy mężczyzna rzucił
im przelotne spojrzenie.
- Mówiszjak ktoś, kto nienawidzi mężczyzn. Karla z
kamiennym spokojem spojrzała na Andreę. - To nie tal} -
odparła chłodno Alycia, zadowolona z tego, że panuje nad
głosem i że udało jej się zamaskować swoją niezwykłą
reakcję.
- Jeżeli się mylę - Karla zapytała tak, jak gdyby Alycia nie
siedziała nap.r,;z:eciw niej - to dlaczego pozostałaś taka
czysta, jak ten biały śnieg lecący z nieba? - Wskazała ręką
na płatki wirujące za oknem.
- Nie,do wiary! - zą.śmiała się Andrea;
Ze śmiertelnie poważną miną Alycia wyprostowała się na
krześle.
- Z tego, co tutaj mówicie, moje kochane, można by
wywnioskować, że wy przez ostatnie cztery lata nie
żyłyście w celibacie, tak jak ja. - Spojrzała na nie figlarnie.
- A może coś uszło mojej uwadze?
- Tak, całkiem możliwe, bo przez cały czas siedzisz z
nosem w książkach - drwiła Karla. - Ale przynajmniej jeśli
chodzi o mnie, nie mylisz się· Wzruszyła ramionami. -
Jestem zbyt zajęta swoją przyszłością, by sprostać
wymaganiom, jakie nakłada romans. - Skinęła dłonią w
stronę Andrei. - A ty?
- Ja? - Andrea spojrzała niewinnym wzrokiem, otwierając
szeroko oczy. Nie udało jej się jednak powstrzymać
szerokiego uśmiechu, który momentalnie pojawił się na jej
ustach. - Do, tej pory brakowało mi czasu, ale ... - jej
uśmiech zmienił się nieco. - Nie miałabym nic przeciwko
spędzeniu paru wolnych chwil z kimś takim jak tamten -
powiedziała, wskazując głową w stronę ulicy, gdzie przed
chwilą obserwowały nieznajomego, jego wielkie "ego''i
cadillaca.
- O Jezu! - wykrzyknęła Alycia, spoglądając na zegarek. -
Mam poranne zajęcia! - Pędem pobiegła przez korytarz,
który prowadził do jej sypialni położonej na tyłach dużego
mieszkania. - A wy dwie idziecie czy nie? - krzyknęła
jeszyze przez ramię·
Kar- la i Andrea spojrzały na Siebie. Andrea podniosła w
zadumie brwi. Karla wzruszyła ramionami z rezygnacją.
Chyba tak - odparła Andrea.
- Ja chyba też - przytaknęła jej Karla.
Dziesięć minut później, opatulone w płaszcze, rękawiczki i
wełniane czapki trzy młode kobiety szły stawić czoła
pogodzie. Po wąskich schodach zeszły do drzwi
wejściowych. Musiały minąć 'pięć przecznic, aby dojść do
uniwersytetu, gdzie spędziły razem ostatnie cztery lata,
studiując na różncych wydziałach.
Alycia spóźniła się kwadrans na zajęcia, ale nikomu nie
przeszkodziła, brakowało bowiem około trzech czwartych
grupy. Ponieważ studentów było niewielu, profesor
prowadził zajęcia w inny niż zwykle sposób, inicjując
luźną dyskusję. Był' to jej ulubiony wykładowca i jeden z
ulubionych przedmiotów, poruszane tematy zawsze bardzo
ją interesowały. Teoretycznie więc zajęcia powinny
przykuć jej uwagę. Jednak, o dziwo, nie mogła się skupić, a
przeszkadzało jej w tym natrętnie powracające
reakcji na ten widok.
Po zajęciach Alycia skierowała się w stronę dziekanatu.
- Hej, Alycia!
Odwróciła się pod wiatr, podniosła głowę znad kołnierza i
rozejrzała się wokół. Przy schodach, na samym końcu
terenu należącego do PołudniowoWschodniego
Uniwersytetu Stanu Pensylwania, stały przytulone do siebie
trzy dziewczyny.
- Idziemy do baru na lunch - powiedziała jedna z nich. -
Idziesz z nami?
- Nie mogę. - Alycia musiała przekrzykiwać hulający wiatr.
- Muszę się zapisać na wykład.
- Dobra, do zobaczenia później. - Jedna z nich pomachała
jej dłonią w rękawiczce.
Alycia odmachała im i opatuliwszy się szczelnie,
przyśpieszyła kroku .. Z pochyloną głową zeszła po kil-
kunastu stopniach i nagle zderzyła się z czymś wielkim, po
czym odbiwszy się od tego, wpadła w zaspę.
Oszołomiona, usiadła po pas w śniegu, chwytając z trudem
powietrze.
- Do jasnej ... - warknęła ze złością·
- Bardzo mi przykro - przerwał jej jakiś niski głos - ale to,
pani na mnie,wpadła.::; Ujrzała przed sobą dużą dłoń w
skórzanej rękawiczce. -Pomogę pani.
Powstrzymując się od złośliwej riposty, Alycia po-
wędrowała wzrokiem wzdłuż wyciągniętej dłoni przez
ramię, aż do szyi owiniętej bordowym szalikiem. Zza jego
fałd ukazała się nieco onieśmielona twarz. Alycia
zobaczyła ładnie zarysowane męskie usta rozchylające się
w uśmiechu. Nad nimi górował smukły, długi nos, a
przyglądały się jej błyszczące błękitne oczy. Szerokie czoło
i wydatne kości policzkowe dopełniały obrazu przystojnej
męskiej twarzy.
- Dziękuję. - Drżąca Alycia wstrzymując oddech bardziej
pod wpływem jego wzroku niż zimna, podała mu rękę.
Pociągnął ją lekko. Dzięki jego pomocy znów startęła na
nogach. Czołem sięgała jego policzków.
- Nic się pani nie stało?
Alycia potrząsnęła przecząco głową? nim jeszcze skończył
pytać.
- Nie, tylko przemokłam - uśmiechnęła się. Muszę chyba
pana przeprosić - dodała, podnosząc głowę, aby móc
spojrzeć mu w OCZy. - Nie uważałam, kiedy szłam po
schodach - uśmiechnęła się promiennie. Roześmiana twarz
mężczyzny poruszała jej zmysły. - Wpaść na pana, to jak
wpaść na mur - powiedziała bez zastanowienia. - Ile ma
pan wzrostu?
- Około metra dziewięćdziesiąt - zaśmiał się łagodnie.
Przeszedł ją dreszcz.
- Nie tyle ja jestem wysoki, co pani dość niska.
"Niska"? Alycia zamrugała powiekami. Była przeClez
średniego wzrostu: miała prawie metr siede{n-
dziesiąto
.
- Nie jestem niska - odparła, marszcząc brwi.
wspomnienie klasycznego męskiego profilu i własnej
- Skoro pani nalega ... - Jego uśmiech grał jej na nerwach.
- Ależ pani trzęsie się z zimna! - Objął ją ramieniem i
zawrócił w kierunku, z którego przyszła.
- Chwileczkę! - krzyknęła. - Co pan robi?
Alycia aż się zdyszała, usiłując za nim nadążyć.
- Mam zamiar zabrać panią do jakiegoś ciepłego miejsca -
rzucił jej zniewalający uśmiech - i dać pani filiżankę
gorącej kawy.
- Nie! Nie mam czasu ... - Ale jej protest był równie
skazany na niepowodzenie, jak próby powstrzymania jego
marszu. Puścił to mimo uszu i szedł dalej po zaśnieżonym
chodniku, ciągnąc ją za sobą.
Alycia, dosłownie zasapana z wysiłku, została
wprowadzona do małej, drogiej restauracji, odległej o dwie
przecznice od terenu uniwersytetu i dość rzadko
odwiedzanej przez studentów.
- Proszę posłuchać ... ja ... - zaczęła, z trudem łapiąc
oddech. Przerwała jej wysoka, postawna kobieta, niosąca
ogromne karty dań.
- Lunch dla dwóch osób? - Zawodowy uśmiech atrakcyjnej
dziewczyny przeznaczony był dla olbrzyma obejmującego
ramię Alycii.
- Tak, proszę.
Alycia, która zamierzała właśnie zaprotestować, przyjrzała
się ze zdziwieniem kelnerce, widząc, jakie wrażenie zrobił
na niej jego niski głos. Kobieta zamrugała oczami, a jej
mina zdradzała szczere zainteresowame.
- Proszę za mną - wykonała elegancki gest dłQnią i
odwróciła.się.
- Niech pan posłucha! - wyrzuciła z siebie Alycia.
Zignorowała to zarówno kelnerka, jak i mężczyzna u jej
boku, który jeszcze mocniej otoczył ją ramieniem. Poszli za
kelnerk,ą, która zatrzymała się przy stoliku umieszczonym
w rogu sali, przyoknie.
- Czy ten panu odpowiada? .
AIycia zacisnęła zęby na dźwiłęk głosu dziewczyny.
zezłośCiła się jesicze bardziej; kiedy jej towarzysz zdjął z
niej zaśnieżony płaszcz i posadził na luksusowo obitym
krześle.
- Tak, dziękuję - odpowiedział, ściągając jej z głowy
wełnianą czapkę i sadowiąc się obok niej. I poprosimy
szybko dwie kawy. - Spojrzał na kelnerkę, obdarzając ją
ujmującym uśmiechem.
Alycia była pewna, że kobieta topnieje w środku. Sama
czuła dziwne sensacje w żołądku. Zaniepokojona tą
reakcją, zesztywniała na krześle, celowo odwróciła się w
stronę okna i zaczęła liczyć do dziesięciu.
- Tak jest, proszę pana. - Głos kelnerki wyrażał gotowość.
- Oto menu dla państwa. Zaraz podadzą państwu kawę,
Życzę smacznego.
. Kipiąc ze złości, Alycia podążyła wzrokiem za od.
dalającą się kelnerką.
Zadrżała.
- Gdyby spojrzenia mogły zabijać, byłby to ostatni oddech
tej Bogu ducha winnej kobiety.
Alycia spojrzała na niepożądanego kompana.
- Gdyby spojrzenia mogły zabijać, leżałby pan teraz w ... -
Głos uwiązł jej w gardle, bowiem on tymczasem zdjął
filcowy kapelusz, odsłaniając gęste,falujące włosy o
rdzawym, jesiennym odcieniu. Tego było już za wiele.
Miała przed sobą niewiarygodnie atrakcyjnego i
seksownego mężczyznę. Oszołomiona, nie mogła wydusić
z siebie ani słowa. Wpatrywała się w niego z podziwem i
niedqwierzaniem. Wydawało jej się to niemożliwe, a
jednak ... Jej pórywacz okazał się tym samym mężczyzną
o klasycznym profilu, którego ujrzała z okna mieszkania
dzisiejszego poranka. I niewiarygodne, ale ponownie
zareagowała w ten sam sposób. Przeszedł ją elektryzujący
dreszcz: poczuła jeszcze większy zamęt w głowie.
- Jest tam kto? - Z zadumy wyrwał ją jego łagodny głos. -
Mówiła pani, że Ieżałbym w ... czym?
- W śniegu. - Pragnąc uspokoić napięte do granic
możliwości nerwy, powiedziała to tonem zimniejszym niż
śnieg, w któIo/m chciałaby go widzieć. - Jak pan śmiał
mnie tu zaciągnąć? - spytała oburzona, pamiętając, że jest
na niego zła za tak obcesowe potraktowanie.
- Bo jestem bardzo odważny!
Alycia syknęła, a jej złość momentalnie przeszła we
wściekłość za to, że się z nią droczy. Dziś rano nie
pomyliła się w ocenie. Tylko ktoś o naprawdę wielkim ego
mógł jeździć takim samochodem.
- Odważny? - Wygięła brwi w łuk. - Raczej zuchwały -
poprawiła zjadliwym tonem. - Bezczelny i nieznośny -
ciągnęła lodowato. - Ale ... - musiała zamilknąć, bo przy
stoliku stanął kelner.
Jej nerwy znalazły się u kresu wytrzymałości, gdy kelner
nakrywał stół do kawy, stawiając na nim srebrny dzbanek i
dwie filiżanki.
- Mówiła pani coś? - spytał uprzejmie czarowniś o
rdzawych włosach, nalewając aromatyczny płyn do
filiżanek.
Alycia wycedziła przez zęby:
- Nieważne .. , nie chcę kawy ani lunchu!, - Było to
oczywiste kłamstwo. Zmarzła i marzyła o czymś gorącym.
Jakby czytając w jej myślach, przystojny oprawca
uśmiechnął się i wymruczał:
- Ależ chce pani. Smietanki? - Podniósł dzbanuszek i
uśmiechnął się, odsłaniając piękne zęby.
Alycia wiedziała, że może zrobić jedną z dwóch rzeczy:
zacząć krzyczeć lub śmiać się razem z nim. Gniew, który
ściskał jej gardło, nagle zniknął, ustępując miejsca
wybuchowi śmiechu.
- Czy pan jest pomylony, czy tylko lekko stuknięty? -
spytała, sadowiąc się wygodnie na pluszowym krześle.
- Prawdę mówiąc, myślałem, że jestem niesamowicie
czarujący - rzekł, układając usta w szeroki, sztuczny
uśm'iech telewizyjny. - Spróbuj wody kolońskiej "Jugle
Rot" - powiedział głębokim, seksownym głosem,
naśladując przystojnego faceta z małego ekranu - a
Zgłoś jeśli naruszono regulamin