Janusz Cyran Behemot Horst Nickel opu�ci� zbiorowisko Formidables i sun�� w potoku pojazd�w poprzez pofa�dowany krajobraz wy�yny RettungGerat. Po dwudziestu minutach od opuszczenia zbiorowiska musia� zwolni� - zbli�a� si� do wjazdu na infostrad� Formidables-Rushmore. Od czasu, gdy wylano go z Fortecy, Nickel pracowa� w Rashmore w Cesarskim Archiwum Zasob�w Logicznych i znosi� to coraz gorzej. Czu� si� tak, jakby ka�dego dnia by�o go coraz mniej, jakby stawa� si� coraz l�ejszy, a jednocze�nie, w innym sensie, coraz bardziej oci�a�y i niezgrabny. By� niemal pewny, �e pewnego pi�knego dnia Martin Foch, t�py, t�usty urz�dniczyna, kt�ry by� jego zwierzchnikiem, powie mu: niestety, panie Nickel, obserwuj� pana od d�u�szego czasu i dochodz� do wniosku, �e musi pan odpocz��. Jest pan wprost przera�aj�co roztargniony, zupe�nie nieobecny. Nie mo�e pan ju� podo�a� skromnym obowi�zkom pracownika Cesarskiej Sk�adnicy Zasob�w Logicznych. Obowi�zki archiwisty nie wymagaj� nadmiernego zaanga�owania i przesadnej koncentracji, jednak pan nie jest w stanie wykonywa� moich polece�. Ze wzgl�du na by�e zas�ugi tolerowa�em ten stan rzeczy pewnie d�u�ej, ni� powinienem. Przykro mi. Przed oczyma Nickla pojawia� si� obraz n�dzarzy dogorywaj�cych na wewn�trznym podw�rku kamienicy, w kt�rej mieszka� teraz w Formidables. Widywa� ich co rano opartych o murek �mietnika w towarzystwie wychudzonych ps�w i kot�w. Na pocz�tku podnosili si� czasem i szperali w odpadkach, potem ju� tylko siedzieli i stawali si� coraz bardziej przezroczy�ci i niematerialni, a� wreszcie znikali. Kiedy infostrada Formidables-Rushmore przej�a kontrol� nad pojazdem, na blotterze pojawi�a si� informacja z Okr�gowej Sk�adnicy Pami�ci o niezap�aceniu abonamentu za nast�pny kwarta�. Tak si� to zaczyna, pomy�la� Nickel. Nie mog� straci� tej pracy, to by�by koniec. Najpierw stwierdzasz, �e brakuje ci kilku fragment�w, zupe�nie nieistotnych. Po roku okazuje si�, �e s� ju� wielkie dziury. Co gorsza, tam, gdzie nic nie powinno by�, a przynajmniej wydaje ci si�, �e nie powinno, zaczyna co� niewyra�nego kie�kowa�, drga� niczym powietrze nad rozpalon� szos�. Natura nie znosi pustki, na opr�nionej powierzchni wyrastaj� chwasty. Nie mog� do tego dopu�ci�. Musz� mie� fors�. Zobaczy�, jak wielki, niespodziewany cie� zasnuwa rozci�gaj�c� si� przed nim dolin�. Spojrza� w g�r�, ale nie zauwa�y� nic szczeg�lnego. S�o�ce �wieci�o r�wnie mocno jak przed chwil�. Nickel pomy�la�, �e to musi by� cie�, kt�ry ma swe �r�d�o w jego g�owie i poczu� znajome mrowienie z ty�u czaszki. Odezwa� si� blotter: - Dzie� dobry panu. Jeszcze raz chcieli�my przypomnie�, �e nie op�aci� pan abonamentu za przechowywanie zasob�w w Okr�gowej Sk�adnicy Pami�ci w Rashmore. Przypominamy (cha, cha, przypominamy!), �e abonament nale�y op�aca� do dziesi�tego dnia ka�dego kwarta�u. Od ka�dego dnia op�nienia s� naliczane odsetki w wysoko�ci zgodnej z zarz�dzeniami Cesarskiego Ministerstwa Skarbu. Po trzech tygodniach zw�oki zaczynamy stopniowo kasowa� zasoby pami�ci, w wielko�ci proporcjonalnej do zaistnia�ej zaleg�o�ci, tak �e po up�ywie kwarta�u ca�o�� zasob�w d�u�nika ulega likwidacji. Czy nie zale�y panu, �eby pa�skie zasoby pozosta�y nietkni�te? Ostatnie zdanie wypowiedziano innym g�osem. Ostrym, niecierpliwym, szorstkim. Ten g�os co� przypomina� Nicklowi. Pochyli� si� nad blotterem. Emblemat Okr�gowej Sk�adnicy Pami�ci zacz�� zmienia� kszta�t i przeistacza� si� w obraz przedstawiaj�cy tygrysa. - Czy nie zale�y panu na tym, aby pa�skie zasoby pozosta�y nietkni�te? Tym razem by� to g�os starej kobiety. Nickel spr�bowa� w��czy� inn� sesj�, ale nie uda�o mu si�. Blotter skrzecz�c powtarza� to samo zdanie. Pojazd Nickla zacz�� gwa�townie hamowa�. Od wyprzedzaj�cych wehiku��w dzieli�o go oko�o sto metr�w. Nickel zobaczy�, jak wielki transportowiec OrangeFlotte wbija si� w ruchom� blaszan� ci�b�, zgniata j� i rozpycha na boki. - Czy nie zale�y panu na tym, aby pa�skie zasoby pozosta�y nietkni�te? - blotter piszcza� teraz cienkim dziecinnym g�osikiem. Nickel obejrza� si�. Pojazdy sta�y w nienagannym porz�dku, w przepisowych odleg�o�ciach. Kobieta w r�owym porello trzy metry za nim patrzy�a przed siebie ze zdumieniem i przera�eniem. Nickel czu� tylko lekkie zniecierpliwienie; g�os dobiegaj�cy z blottera, zn�w zmieniony, niski, cichy, prawie nie do rozpoznania, frapowa� go o wiele bardziej ni� to, co dzia�o si� przed nim. Blotter nagle zamilk�. Nad miejsce katastrofy zacz�y nadlatywa� ratownicze �mig�owce. August Nold jad� drugie �niadanie w kantynie oddzia�u Fortecy we FreePointers i ogl�da� doniesienia lokalnej stacji. Pa�aszowa� kanapk� zerkaj�c na ekran. - O godzinie si�dmej szesna�cie na infostradzie Formidables- Rushmore dosz�o z niewyja�nionych przyczyn do gigantycznego karambolu, w kt�rym zgin�y pi��dziesi�t trzy osoby, a sto dwana�cie zosta�o rannych. Wiele os�b sp�on�o �ywcem. Uj�cie infostrady z g�ry, zrobione ze �mig�owca: unieruchomione pojazdy, przerwa, za ni� chaos spi�trzonego �elastwa. - Katastrofa doprowadzi�a do ca�kowitego zamkni�cia ruchu. Trwa usuwanie zatoru. Pomimo intensywnej pracy ekip ratowniczych cz�� ofiar katastrofy pozostaje uwi�ziona w swoich pojazdach. Policja przewiduje, �e ruch na tej niezwykle wa�nej trasie zostanie przywr�cony dopiero za kilkana�cie godzin. Nold dopi� kaw� i spojrza� nerwowo na zegarek. Za siedem minut mia� spotka� si� z Gabrielem w salce projekcyjnej. Wsta� i prawie pobieg� b�yszcz�cymi korytarzami do windy, kt�ra zwioz�a go do podziemia. Przeszed� przez biuro ochrony, przed wej�ciem do salki projekcyjnej czeka� ju� oczywi�cie profesor Halpick z Gabrielem. Nold nie m�g� si� powstrzyma� od tego, by jeszcze raz nie spojrze� na zegarek. Profesor Halpick u�miechn�� si�. - Dzie� dobry, panie profesorze - Nold uk�oni� si� grzecznie i te� u�miechn�� najszczerzej, jak umia�. Wida� by�o, �e profesor jest w dobrym humorze. By� znany z tego, �e przywi�zuje du�� wag� do form towarzyskich. Obok niego sta� m�ody dwudziestoparoletni na oko m�czyzna. Mia� na sobie zielony b�yszcz�cy garnitur (Nold wiedzia�, �e to b�yszczenie nie sprowadza�o si� do funkcji estetycznych); jego czarne oczy spojrza�y na Nolda przyja�nie. - Punktualno�� to wspania�a cecha. �wiadczy o szacunku dla tych, kt�rych mamy spotka� - powiedzia� profesor patrz�c na Nolda, cho� by�o prawie pewne, �e m�wi� do Gabriela. Zreszt� kto wie. Halpick uwielbia� wyg�asza� bana�y z ol�niewaj�cym u�miechem i z nienagann� dykcj�. - Przygotowa�em troch� materia�u, chcia�bym, by�cie go wsp�lnie obejrzeli. To nie jest �adne zadanie. Nie musicie koncentrowa� uwagi na czym� szczeg�lnym. Mo�ecie wymienia� uwagi, je�li co� was zafrapuje. Halpick wpu�ci� ich do �rodka. Usiedli naprzeciw ekranu, Halpick stan�� z ty�u, za ich fotelami, przy konsoli, tak �e nie widzieli go. Zgasi� �wiat�o i uruchomi� projekcj�. Reporta� o wp�ywie zwierz�t na psychik� ludzk�. �wiat�a w salce by�o niewiele, ale Nold wiedzia�, �e co najmniej dwie kamery rejestruj� ka�de drgnienie twarzy Gabriela. Wielokrotny morderca w celi, w kt�rej sp�dzi reszt� �ycia. W klatce trzyma kanarka. Karmi go. M�wi do niego z czu�o�ci�. Twarz bez wyrazu. - Bardzo si� ciesz�, �e mog� opiekowa� si� tym kanarkiem. Po raz pierwszy w �yciu poczu�em, �e los innej istoty zale�y ode mnie. Nigdy nikim si� nie opiekowa�em. Ludzie mnie denerwowali, by�em niespokojny. Teraz znalaz�em czas na drobne rado�ci, odnalaz�em spok�j. Morderca siada na skraju ��ka i kieruje twarz prosto do kamery. - Ten kanarek jest tak� kruch� istotk�. Tak niewiele trzeba, by przesta� istnie�. Dzi�ki niemu odczu�em, jak wielk� warto�� ma �ycie, tak�e �ycie moje i innych ludzi. Wydaje mi si�, �e jestem ju� kim� zupe�nie innym. Nold zauwa�y� k�tem oka, �e Gabriel spogl�da na niego. Odwr�ci� g�ow� w jego stron�. Gabriel mia� skupion� twarz. - Co o tym my�lisz? - zapyta� cicho Gabriel. Nold wzruszy� ramionami. - Ciekawe, jak to wygl�da�o. Jak mordowa� swoje ofiary. - Dlaczego to robi�? - Mo�e dzia�a� pod wp�ywem ogromnej emocji. Mo�e sprawia�o mu to przyjemno��. - Zabijanie ludzi? - Tak. Wynik defektu genetycznego albo urazu psychicznego odniesionego w dzieci�stwie. Takie rzeczy mo�na t�umaczy� na tysi�c sposob�w. Ciemno��. Niczego nie wiemy. Mo�e po prostu wybra� z�o. - Wierzysz, �e istnieje co� takiego jak z�o? - Wi�kszo�� ludzi wierzy - Nold us�ysza� we w�asnym g�osie nutk� irytacji i poczucie wy�szo�ci. Ale dlaczego mia�by czu� si� winny? Albo odpowiedzialny? Przecie� Gabriel jest tak skomplikowany, �e nikt dok�adnie nie wie, jaki wp�yw wywrze na niego ca�y ten trening. Nawet Halpick. - A ty wierzysz? Gabriel odwr�ci� g�ow� i zn�w patrzy� w ekran. Na krze�le w gabinecie psychologa siedzia�a kobieta w �rednim wieku. Du�a papuga na jej ramieniu zerka�a na ni� jednym okiem przekrzywiaj�c �miesznie g�ow�. - Wiesz, jeste� taki mi�y i cierpliwy - powiedzia�a kobieta. Otar�a si� o papug� policzkiem. - M�j m�� nigdy nie mia� czasu ani cierpliwo�ci, �eby mnie wys�ucha�. Zawsze strasznie si� denerwowa�, kiedy usi�owa�am mu co� powiedzie�. M�wi�, �e gadam jak nakr�cona albo �e skrzecz� jak papuga. A Kubu� jest taki cierpliwy. Zawsze ch�tnie s�uchasz tego, co m�wi�, prawda, Kubusiu? - Jak to si� sta�o, �e znalaz�a si� pani u psychologa? - zapyta� reporter. - Zacz�am mie� k�opoty z sercem. Grozi� mi zawa�. Nieustanne napi�cie psychiczne, by�am podenerwowana, podczas pracy nie mog�am si� skupi�. Blisko�� zwierz�cia okaza�a si� bardzo dobrym lekarstwem. By� mo�e to ptaszysko uratowa�o mi �ycie. Prawda, Kubusiu? Kobieta g�aszcze papug� po g�owie. Papuga przest�puje z nogi na nog� i chwyta dziobem pal...
jakomaz