Quick Amanda - Arcane Society 03 - Szept plomieni p.pdf

(979 KB) Pobierz
Quick Amanda (prawdziwe nazwisko Krentz Jayne Ann) - Arcane Society 03 - Szept plomieni
JAYNE ANN KRENTZ
SZEPT PŁOMIENI
Frankowi
Jak zwykłe z całym oddaniem dziękują za ogień miłości
 
ROZDZIAŁ 1
Płoń, wiedźmo, płoń...
Głos odbijał się w jej głowie mrocznym, niesamowitym echem. Raine
Tallentyre zatrzymała się u szczytu schodów prowadzących do piwnicy. Z wahaniem
dotknęła poręczy koniuszkami palców. To powinno wystarczyć. Głos, przepełniony
Ŝądzą krwi i koszmarnym podnieceniem, odezwał się znowu.
...Jedyny sposób, by zabić wiedźmą. Ukarać ją. Niech cierpi. Płoń, wiedźmo,
płoń...
Ten sam głos, który usłyszała kilka minut temu w kuchni, gdy zawadziła o
kuchenny blat. Szeptał o ciemności, strachu i ogniu. Ślady parapsychiczne były
bardzo świeŜe. Całkiem niedawno w tym domu przebywał człowiek o powaŜnych
zaburzeniach. Miała nadzieję, Ŝe szaleniec ograniczał się tylko do koszmarnych
fantazji, ale doświadczenie podpowiadało jej, Ŝe zapewne chodziło o coś więcej. To
prawdziwy potwór w ludzkiej postaci.
Wzdrygnęła się, cofnęła rękę z poręczy i wytarła w płaszcz odruchowo,
instynktownie. Długi czarny płaszcz był mokry, bo na zewnątrz szalała ulewa, ale
woda nie mogła zmyć śladów mrocznej energii, którą przed chwilą odczuła.
Wróciła wzrokiem do Douga Spicera i usłyszała inny głos, tym razem naleŜący
do ciotki. Wspomnienie ostrzeŜenia sprzed lat. Raine, nikomu nie mów o szeptach,
które słyszysz. Uznają cię za wariatkę, jak mnie.
- Chciałabym rozejrzeć się po piwnicy - powiedziała przeraŜona na myśl, co ją
tam czeka.
Doug niepewnie zerknął w mrok u podstawy schodów.
- Naprawdę uwaŜa pani, Ŝe to konieczne, panno Tallentyre? Pewnie są tam
myszy albo nawet szczury czy węŜe. Proszę się nie martwić, wystawię dom na
sprzedaŜ bez sprawdzania piwnicy.
Doug był właścicielem Spicer Properties, jednej z trzech agencji
nieruchomości w miasteczku Shelbyville w stanie Washington. Raine skontaktowała
się z nim tego ranka zaraz po przyjeździe, bo tylko on odezwał się do niej po śmierci
Velli Tallentyre. Delikatnie zapytał, co zamierza zrobić z domem. Owszem, chciała
go sprzedać, zwłaszcza Ŝe agenci nieruchomości bynajmniej nie pchali się do niej
drzwiami i oknami. Doug tymczasem przybył do miasteczka stosunkowo niedawno i
walczył, by utrzymać się na powierzchni. Byli sobie potrzebni.
 
W grafitowym garniturze, z jasnoniebieskim krawatem i elegancką brązową
aktówką, wyglądał bardzo profesjonalnie. Jasne oczy spoglądały zza okularów w
modnych oprawkach. Przed domem czekał lśniący jaguar.
Dawała mu trzydzieści parę lat, bliŜej czterdziestki. Włosy zaczęły mu się
przerzedzać i nabierał powoli tego charakterystycznego wyglądu statecznego
obywatela; jeszcze nie był otyły, ale najwyraźniej ostatnio przybyło mu kilka
kilogramów. Uprzedził ją, Ŝe posępny dom z przestarzałą kanalizacją i instalacją
elektryczną nie sprzeda się łatwo.
- Zaraz wracam - obiecała.
Nie mogła mu przecieŜ powiedzieć, Ŝe musi to zrobić, bo usłyszała szept
kogoś, komu marzyło się palenie czarownicy. Jednak zanim stąd wyjdzie, musi
poznać prawdę.
- Po rozmowie z panią rozejrzałem się trochę i dzwoniłem do Pila Brokera -
powiedział Dog. - Wspomniał, Ŝe pani ciotka zrezygnowała z deratyzacji na krótko
przed tym, zanim, hm, wyjechała z miasteczka.
Na krótko przed tym, jak ją stąd zabrałam, pomyślała Raine. Dłoń, którą przed
chwilą dotknęła poręczy, zacisnęła się na pasku torebki. Na krótko przed tym, gdy
musiałam ją umieścić w bardzo dyskretnym, bardzo drogim zakładzie.
Miesiąc temu Vella Tallentyre umarła w małym pokoiku w Szpitalu
Psychiatrycznym Świętego Damiana w miejscowości Oriana, nad jeziorem
Washington. Koroner orzekł, Ŝe przyczyną śmierci był zawał serca. Miała pięćdziesiąt
dziewięć lat.
Raine przyszło do głowy, Ŝe Doug pewnie nie chciał sobie pobrudzić
nienagannego garnituru i lśniących butów. Nie miała mu tego za złe.
- Nie musi pan iść ze mną - zapewniła. - Zejdę tylko do podstawy schodów.
Proszę, okaŜ się dŜentelmenem i uprzyj się, by tam ze mną pójść.
- No cóŜ, jeśli jest pani pewna. - Doug cofnął się o krok. - Nie widzę kontaktu.
- Jest na dole.
Tyle, jeśli chodzi o zachowanie godne dŜentelmena. A czego oczekiwała? To
nie XIX wiek. DŜentelmeni, jeśli kiedykolwiek istnieli, dawno wymarli. Po tym, co
ostatnio przeszła z Bradleyem, powinna się była tego spodziewać.
Myśl o detektywie Bradleyu Mitchellu dodała jej sił. Przypływ kobiecej złości
podniósł poziom adrenaliny we krwi i wreszcie była gotowa zejść do piwnicy.
Doug kręcił się u szczytu schodów, zasłaniał sobą korytarz.
 
- Jeśli światło nie działa, przyniosę latarkę z samochodu. Zawsze pomocny
agent nieruchomości. Nie zwracała na niego uwagi, ostroŜnie schodziła w mrok.
MoŜe jednak nie powinna mu powierzać sprzedaŜy domu. Problem w tym, Ŝe dwaj
inni agenci nie byli zainteresowani posiadłością. Nie chodzi tylko o to, Ŝe dom jest
zaniedbany. Rzecz w tym, Ŝe nie kupi go nikt z mieszkańców Shelbyville.
Od dziesięcioleci naleŜał do kobiety, która, co stwierdzono ponad wszelką
wątpliwość, była psychicznie chora; słyszała głosy. Takie opowieści osłabiają
entuzjazm potencjalnych nabywców. Doug tłumaczył jej, Ŝe muszą czekać na
chętnego spoza miasta, zainteresowanego nieruchomością, którą będzie moŜna
przebudować.
Stare drewniane schody trzeszczały i skrzypiały. Starała się nie dotykać
poręczy i stawiać stopy na krawędzi stopni, Ŝeby nie iść jego śladem. Doświadczenie
nauczyło ją, Ŝe energia psychiczna najlepiej przenosi się przez skórę, ale Ŝądza krwi o
takim natęŜeniu czasami przenika nawet przez podeszwy butów.
Choć bardzo się starała, nie ominęła wszystkich śladów.
Niech cierpi. Trzeba ją ukarać, tak jak matka karała mnie.
Zapach wilgoci i pleśni nasilał się z kaŜdym krokiem. Ciemność u dołu
schodów przypominała studnię bez dna.
Zatrzymała się na najniŜszym stopniu, po omacku szukała włącznika. Gdy go
znalazła, poraził ją prąd, który nie miał nic wspólnego z elektrycznością.
Płoń, wiedźmo, płoń.
Na szczęście naga Ŝarówka zapaliła się, spowiła nisko sklepioną piwnicę
słabym Ŝółtym światłem.
W pomieszczeniu piętrzyły się pozostałości po nieszczęśliwym Ŝyciu Velli
Tallentyre. Stare meble - wielka serwantka z lustrem, chromowany stół wykończony
czerwonym winylem i cztery krzesła do kompletu. Resztę powierzchni zajmowały
kartonowe pudła i skrzynie. Zawierały przede wszystkim niezliczone obrazy Velli z
minionych lat. Wszystkie malowidła łączyło jedno; przedstawiały mroczne,
niepokojące maski.
Jej serce zamierało. Tyle, jeśli chodzi o szybki powrót na górę. Musi zejść z
najniŜszego stopnia i zapuścić się w labirynt pudeł i skrzyń, Ŝeby się upewnić, czy w
piwnicy nie kryje się nic strasznego.
Wcale nie musi tego robić. I bez tego ma dosyć kłopotów. Załatwianie spraw
związanych ze skromnym spadkiem po ciotce Velli było bardzo absorbujące i
 
przygnębiające. Do tego, w środku całego zamieszania, okazało się, Ŝe jedyny
męŜczyzna, który, jak sądziła, potrafi zaakceptować ją taką, jaka jest, z głosami i w
ogóle, uwaŜa, Ŝe wcale nie jest atrakcyjna jako kobieta. No i oczywiście musi cały
czas prowadzić swoją firmę. Koniec października to okres duŜego ruchu w Incognito -
jej sklepie i wypoŜyczalni kostiumów. O nie, ma juŜ dość na głowie, ale wiedziała, Ŝe
jeśli zignoruje szepty, przez następnych kilka dni, ba, moŜe nawet tygodni, nie
zmruŜy oka. Z niezrozumiałych dla niej powodów dotarcie do prawdy było jedynym
antidotum na szepty.
śołądek podszedł jej do gardła, gdy stawiała pierwszy krok na betonowej
posadzce i wyciągała rękę do najbliŜszego zakurzonego pudła. Teraz nie ma odwrotu.
Musi pójść śladem szeptów, które zostawił szaleniec.
- Co pani robi? - zawołał Doug nerwowo ze szczytu schodów. - Mówiła pani,
Ŝe tylko się rozejrzy i zaraz wraca.
- Straszny tu bałagan.
- Wcześniej czy później będzie pani musiała to wszystko przejrzeć.
- Nie miałam pojęcia, co mnie czeka.
- Proszę uwaŜać, panno Tallentyre. Udała, Ŝe go nie słyszy. Jeśli nie raczył
zejść z nią do piwnicy, ma w nosie jego frazesy.
Na pudle niczego nie wyczuła, ale kiedy jej palce musnęły czerwony winyl na
starym stole, przeszył ją upiorny dreszcz.
Demon jest potęŜniejszy od wiedźmy.
Łapiąc oddech, cofnęła dłoń i zrobiła krok do tyłu. Bez względu na to, jak
bardzo się starała przygotować, nigdy nie zdołała zapanować nad uczuciem lęku, gdy
stykała się z szeptem przepełnionym złem.
Spojrzała na podłogę w poszukiwaniu śladów, ale były niewidoczne. W
mdłym świetle Ŝarówki warstwa kurzu nie róŜniła się barwą od betonu. Co więcej,
cienie rzucane przez pudła i skrzynie spowijały znaczną część podłogi w ciemności.
Powoli szła do przodu, co chwila dotykając róŜnych przedmiotów; ostroŜnie, z
wahaniem, jak rozgrzanego pieca. Osad psychiczny na lustrze serwantki sprawił, Ŝe
się wzdrygnęła.
Rozejrzała się dokoła i zdała sobie sprawę, Ŝe idzie wąską ścieŜką w labiryncie
pudeł i skrzyń, prowadzącą do zamkniętych drzwi starego schowka. Na masywnych
drzwiach wisiała cięŜka kłódka.
Nowiutka kłódka.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin