Brian W. Aldiss - Pozory Życia.txt

(38 KB) Pobierz
Pozory �ycia


   Co� ogromnego i co� bardzo ma�ego galaktyczne muzeum i przebrzmia�a mi�o��. Jedno i drugie znalaz�o si� w moim polu widzenia. 
    Muzeum jest gigantyczne. W promieniu tysi�ca lat �wietlnych od Ziemi niezliczone �wiaty d�wigaj� na sobie niewyobra�alnie stare budowle o tajemniczym przeznaczeniu. Muzeum na Normie jest jedn� z nich. 
    Przypuszczamy, �e owo muzeum stworzy� gatunek istot, kt�re swego czasu uwa�a�y si� za Pan�w Galaktyki. Byli to Korlewalowie. Widmo Korlewal�w zadomowi�o si� w �wiadomo�ci rodzaju ludzkiego na ca�ej przestrzeni mi�dzy uk�adami gwiazdowymi. Czasem Korlewalowie przedstawiani s� jako demony, kt�re kryj� si� w jakiej� mrocznej mg�awicy i czekaj� stosownej chwili, aby w odwecie za czelno�� opanowania ich terytorium spa�� nagle na ludzko�� i zetrze� j� w proch. Czasem za� jawi� si� jako bogowie, kt�rzy na boski spos�b przera�aj�cy i samotni w�druj� w�r�d pustki przestworzy, a ich si�a i m�dro�� wykraczaj� poza nasz� zdolno�� pojmowania. 
    Obydwa przeciwstawne wyobra�enia o Korlewalach wyp�ywaj� oczywi�cie z najg��bszych pok�ad�w ludzkiego umys�u. W ko�cu i diabe� i b�g s� nadal naszymi nieod��cznymi towarzyszami. W ka�dym razie Korlewalowie rzeczywi�cie istnieli i niekt�re zwi�zane z nimi fakty s� nam znane. Wiemy, �e wkraczaj�c w er� budowy galaktyk, zd��yli ju� zrezygnowa� ze s�owa pisanego. Nazwa Korlewar�w wywodzi si� z jedynej jak� dysponujemy, pr�bki ich alfabetu, a mianowicie z inskrypcji zdobi�cej fasad� gmachu na Lakarii. Wiem te�, �e nie byli istotami ludzkimi. �wiadcz� o tym nie tylko rozmiary ich budowli, ale i to, �e zawsze wznosili je na planetach, na kt�rych warunki nie sprzyjaj� cz�owiekowi. 
    Nie wiemy natomiast, co ostatecznie sta�o si� z Korlewalami. Z pewno�ci� bardzo d�ugo panowali i nikt nie zdo�a� ich pokona� � jedynie sam Czas. 
    Tam, gdzie nie staje wiedzy, wyobra�nia ma g�os. Ludzie s�dz�, �e Korlewalowie pope�nili co� w rodzaju zbiorowego samob�jstwa. Lub mo�e na skutek wewn�trznych podzia��w unicestwili si� wzajemnie gdzie� w przestrzeni poza Nasz� Galaktyk�, poza zasi�giem statk�w kosmicznych cz�owieka? 
    Spotykamy te� bardziej metafizyczne domniemania co do losu Korlewal�w. Niewykluczone, �e powodowani wymogami ewolucji, wyzwolili si� ze swej cielesno�ci, a je�li tak, kto wie, czy nie zamieszkuj� nadal swych prastarych budowli, tyle �e niepostrzegalni dla cz�owieka. Inna, bardziej jeszcze niezwyk�a teoria k�adzie nacisk na Rozum uto�samiany z Kosmosem, wysuwa bowiem przypuszczenie, �e je�li tylko gatunkiem zaw�adnie idea opanowania galaktyki, na pewno cel sw�j osi�gnie, a tak w�a�nie sta�o si� z ludzko�ci�, kt�ra po prostu wyobrazi�a sobie, �e jej znakomici przodkowie nie istniej�. 
    C�, teorii jest wiele, ja jednak zamierza�em opowiedzie� o muzeum na Normie. 
    Podobnie jak wszystko, tak�e i Norma ma swoje tajemnice. 
    Muzeum wyznacza r�wnik Normy. Owa budowla to jakby gigantyczny pas otaczaj�cy ca�� planet�, o d�ugo�ci oko�o szesnastu tysi�cy kilometr�w. Co zastanawiaj�ce, szeroko�� pasa jest w r�nych miejscach r�na: raz wynosi dwana�cie kilometr�w, kiedy indziej dwadzie�cia dwa. 
    A oto podstawowa zagadka dotycz�ca Normy: czy jej topografia nie zmieni�a si� od zarania dziej�w, czy te� mo�e osobliwo�ci Normy to robota Korlewal�w? Budowla bowiem r�wno dzieli planet� na p�nocn� p�kule l�dow� i po�udniow� oceaniczn�. Po jednej stronie rozci�ga si� niesko�czona r�wnina usiana kraterami, w�r�d kt�rych hulaj� wiatry i b��kitnawy �nieg. Po przeciwnej stronie k��bi si� gro�ny ocean amoniaku, kt�rego nie znacz� �adne wyspy, zamieszkuj� natomiast ogniste ryby i inne przystosowane gatunki. 
    Na jednym z najszerszych odcink�w budowli Korlewal�w wznosi si� dziwaczne skupisko gmach�w. Kiedy przybywa tam kto� z kosmosu, rad jest widokowi owego spi�trzenia. Po wyl�dowaniu statku kosmicznego wsiada czym pr�dzej do windy, wydostaje si� na dach ca�ej budowli i odczuwa prawdziw� rado��, �e po�rodku tego niezbadanego symetrycznego wszech�wiata, kt�rego znacz�c� cze�� ukszta�towali w�a�nie Korlewalowie, ludzko�� wznios�a owo ba�aganiarskie pied-a-terre. 
    Zatrzyma�em si� na chwil� obok statku, ogarniaj�c wzrokiem bezmiar przestrzeni. Z chmury wy�ania�o si� wschodz�c szkar�atne s�o�ce i sprawia�o, �e cienie goni�y po zda si� niesko�czonej r�wninie, na kt�rej sta�em. Odleg�e morze hucza�o i zawodzi�o poza zasi�giem mojego wzroku. Miejsce by�o odludne, tyle �e ja zd��y�em przywykn�� do samotno�ci: na planecie, kt�r� uwa�a�em za sw�j dom, z trudem udawa�o mi si� spotka� innego cz�owieka nawet w ci�gu ca�ego roku, chyba �e przy okazji bytno�ci w Centrum Rozwojowym. 
    Budowla wzniesiona na Normie przez cz�owieka g�ruje ponad jednym z ogromnych wej�� do muzeum. W jej sk�ad wchodzi hotel dla go�ci, rozmaite biurowce, urz�dzenia prze�adunkowe oraz gigantyczne przeka�niki: poniewa� �ciany muzeum nie przepuszczaj� widma elektromagnetycznego, wszelkie informacje z wn�trza budowli przekazywane s� za po�rednictwem kabla przechodz�cego przez wej�cie, po czym wysy�a si� je w podprzestrzeni do innych rejon�w Galaktyki. 
� Oczekujemy ci�, Poszukiwaczu. Witaj w Muzeum Normy. 
    S�owa te wypowiedzia� android, kt�ry wpu�ci� mnie do �luzy powietrznej, a nast�pnie zaprowadzi� do hotelu. Podobnie jak wsz�dzie, tak i tutaj wszelkie funkcje s�u�by wype�nia�y androidy. W foyer zerkn��em na zegar z kalendarzem, po czym wzorem wszystkich podr�nych przyby�ych na Norm� pukn��em w m�j nar�czny komputer, a�eby si� przekona� o aktualnym umiejscowieniu Ziemi w czasie. 
    Uko�ysany �agodnie muzyk� alfa, przespa�em �wietlne przesuniecie, a nazajutrz zjecha�em do samego muzeum. 

  Muzeum prowadzone by�o przez dwudziestoosobow� ekip�, wy��cznie �e�sk�. Pani Dyrektor udzieli�a mi wszelkich wyja�nie�, kt�re mog�yby by� przydatne Poszukiwaczowi, pomog�a wybra� pojazd do zwiedzania, po czym odesz�a, a ja ju� sam mia�em wjecha� do obiektu. 
    Aczkolwiek zdo�ali�my opanowa� wiele sposob�w otrzymywania metali jednocz�steczkowych, budowla Korlewal�w na Normie wykonana zosta�a z metalu ca�kiem niepoj�tego. Na ca�ej swej d�ugo�ci nie mia�a ani jednego z��cza czy spoiny. Czy wi�cej, jakim� sposobem wi�zi�a w sobie czy te� emanowa�a �wiat�o, tak �e sztuczne o�wietlenie nie by�o wewn�trz w og�le potrzebne. 
    Poza tym by�a pusta. Na ca�ej d�ugo�ci r�wnika. To ludzko��, kiedy przej�a budowl� tysi�c lat temu, przekszta�ci�a j� w muzeum zape�niaj�c powoli galaktycznymi rupieciami. 

  Siedzia�em w poje�dzie i posuwa�em si� naprz�d, ale wbrew przewidywaniom wcale nie ow�adn�a mn� my�l o niesko�czono�ci. Przypuszczalnie d��no�� do niesko�czono�ci tkwi w ludzkich umys�ach od czasu, kiedy pierwsi nasi przodkowie zdo�ali zliczy� na palcach do dziesi�ciu. Zasiedlanie kosmosu jeszcze bardziej wzmog�o t� tendencj�. Szcz�cie, kt�rego do�wiadczamy jako gatunek, datuje si� od niedawna, od czasu osi�gni�cia przez ludzko�� swoistej dojrza�o�ci; ono tak�e sprzyja nastawieniu, aby wszelkie dora�ne troski bagatelizowa�, skupia� si� natomiast na celach odleg�ych. S�dz� jednak � jest to oczywi�cie moje osobiste zdanie � �e owa d��no�� do niesko�czono�ci we wszystkich swych postaciach wywiera zgubny wp�yw na bliskie stosunki mi�dzy poszczeg�lnymi jednostkami. Nawet kochamy tak, jak nasi planecie przypisani praszczurowie; w odr�nieniu od nich �yjemy ca�kiem osobno. 
    W lecie pewna w�asno�� �wiat�a niwelowa�a widome oznaki niesko�czono�ci. Zdawa�em sobie spraw�, �e znajduj� si� wewn�trz gigantycznej, ograniczonej przestrzeni, poniewa� jednak �wiat�o uwalnia�o mnie od dozna� klaustro � czy agorafobicznych, dam sobie spok�j z opisywaniem owego bezmiaru. 
    Po up�ywie dziesi�ciu wiek�w ludzki dorobek zaj�� ten o powierzchni kilkunastu tysi�cy hektar�w. Androidy bezustannie rozmieszcza�y eksponaty. Zbiory znajdowa�y si� pod sta�� kontrol� elektronicznych kamer, tote� ka�dy mieszkaniec jakiejkolwiek cywilizowanej planety m�g� poprzez podprzestrze�, po skontaktowaniu si� z muzeum, otrzyma� w swoim pokoju tr�jwymiarowy obraz ��danego obiektu. 
    Kluczy�em w�r�d ekspozycji niemal ca�kiem zdaj�c si� na przypadek. 

  A�eby zosta� Poszukiwaczem, nale�a�o wykaza� si� cechami urodzonego odkrywcy. Przebywaj�c jako dziecko w eksperymentalnej grupie do badania zachowa�, objawi�em takie cechy i natychmiast skierowano mnie na specjalne szkolenie. Ucz�szcza�em na nadprogramowe kursy traktuj�ce o filozofii, rytmach Alfa, pewnych aspektach tetrachotomii, synchronizacji apunktualnej, homoontogenezie i innych jeszcze zagadnieniach, co w rezultacie uprawnia�o do tytu�u Poszukiwacza Pierwszej Kategorii. Innymi s�owy, sprawdza�em, ile jest dwa plus dwa w sytuacjach, kiedy innym dodawanie nawet nie posta�o w g�owie. Kojarzy�em. Z przypadkowych cz�ci tworzy�em ca�o�ci. 
    W kosmosie wype�nionym rozlicznymi elementami m�j fach by� wprost bezcenny. 
    Przyby�em do muzeum z ca�ym plikiem zam�wie� od r�norakich instytucji, uniwersytet�w oraz os�b prywatnych z ca�ej Galaktyki. Ka�de z zam�wie� wymaga�o ode mnie owej szczeg�lnej umiej�tno�ci � zdolno�ci, wobec kt�rej holografia okazywa�a si� bezsilna. Pos�u�� si� przyk�adem. Akademia Audialna przy Uniwersytecie Paddin na planecie Rufadote pracowa�a nad hipotez�, �e z up�ywem tysi�cleci, stopniowo, ludzkie g�osy generuj� coraz mniej fon�w, czyli innymi s�owy staj� si� coraz cichsze. Ka�dy przyczynek do tej hipotezy, kt�ry uda�oby mi si� znale�� w muzeum, by�by mile widziany. Akademia by�a w stanie obserwowa� ca�e muzeum za pomoc� zdalnie sterowanej holografii, jednak�e tylko zwiedzaj�cy kt�ry jest fizycznie obecny, jak ja, zdolny jest uchwyci� w zbiorach posta� rzeczy; i jedynie dla Poszukiwacza zauwa�alne b�d� znacz�ce zestawienia. 
    Samoch�d obwozi� mnie wolno po ekspozycji. Na terenie muzeum rozmieszczono w r�nych punktach automaty �ywieniowe, tote� w og�le nie musia�em tej instytucji opuszcza�. Spa�em w moim poje�dzie, dogodnie wyposa�onym w koje. 
    Drugiego dnia, zanim jeszcze rozpocz��em porann� przeja�d�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin