Brzezina Jaroslaw Iwaszkiewicz.doc

(102 KB) Pobierz
Brzezina Jarosław Iwaszkiewicz

Wstęp

 

Jego twórczość zdumiewa bogactwem tematów, nastrojów, form, konwencji artystycznych. Trudno ją jednoznacznie przyporządkować określonej tendencji artystycznej XX wieku i to chyba najlepiej świadczy o autorze. Wyjątkowość jego pisarstwa tkwi w sięganiu do najbardziej uniwersalnej tematyki, w dotykaniu najważniejszych tajemnic i paradoksów ludzkiego istnienia, miłości i śmierci, trwania i przemijania.

Urodził się na Ukrainie we wsi Kalnik nieopodal Kijowa 20 lutego 1894 roku. Wywodził się z kresowej szlachty kultywującej tradycje patriotyczne. Jego ojciec, Bolesław, brał udział w powstaniu styczniowym, stąd w domu Iwaszkiewiczów atmosfera wspomnień przeszłości powstańczej i w takim klimacie upłynęły lata dzieciństwa pisarza. Ukraina to dla Iwaszkiewicza intelektualna atmosfera szkół, do których uczęszczał, lektura modernistycznych filozofów:Schopenhauera, Nietzschego, Bergsona i twórców europejskiego estetyzmu – Oskara Wilde'a przede wszystkim. Pod wrażeniem dzieł angielskiego artysty napisał niedługo potem Oktostychy. Wkrótce wysmakowanego artystycznie Wilde'a porzucił dla buntownika – Arthura Rimbauda.

Debiutował w 1915 roku wierszem Lilith w czasopiśmie Pióro. Pamiętajmy jednak, że młodość spędzona na kresach nie była dla młodego Iwaszkiewicza jedynie czasem obcowania ze sztuką. Nigdy nie czuł się artystą wyizolowanym, zamkniętym we własnym świecie. Los nie oszczędził mu także powszednich trosk, a jedną z nich był tak prozaiczny brak pieniędzy. Zarabiał na życie korepetycjami. Jako domowy nauczyciel – guwerner.

Wyjazd do Warszawy, pozwolił pisarzowi zaistnieć literacko. Poeta przyłączył się do grupy młodych gniewnych poetów, skupionych wokół czasopisma Pro arte et studio i głośnego Kabaretu "Pikador". Tym samym stał się obok Tuwima, Wierzyńskiego, Lechonia i Słonimskiego jednym ze współtwórców Skamandra. Opublikował w Pro arte et studio swój pierwszy tomik wierszy Oktostychy. To był przełom. Od tego momentu życie poety nabrało tempa. Współpracował z Wiadomościami Literackimi, pisał recenzje literackie i muzyczne. Nawiązał kontakty z ekspresjonistycznym Zdrojem, pracował w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych.

Iwaszkiewicz jednak nie okazał się typem laboratoryjnego artysty. Chciał być kimś więcej. Pociągała go Europa, podróże zagraniczne, służba dyplomatyczna, życie publiczne, przejawiał ciekawość świata i ludzi.

Wojna i okupacja ograniczyły aktywność pisarza. Ten trudny czas spędził w Stawisku. Jego dom, niegdyś miejsce intelektualnych spotkań największych osobistości, stał się teraz dla nich bezpiecznym schronieniem. Ze względu na niemieckie pochodzenie żony Iwaszkiewicza Niemcy omijali to miejsce. Pisarz udzielił pomocy wielu ludziom. Po wojnie stał się postacią kontrowersyjną. Nie jako artysta, bardziej jako osoba publiczna, organizator życia literackiego w komunistycznej Polsce. W przeciwieństwie do wielu polskich artystów nie odmówił czynnego uczestnictwa i poparcia dla przemian ustrojowych w socjalistycznym państwie.

Pisarz zmarł 2 marca 1980 roku.

Iwaszkiewicz zaczynał od pisania od wierszy. Jednak zaczęło pociągać go inne formy literackie: opowiadanie i dramat. W nich próbował rozważyć miejsce człowieka w świecie. Stawiał go wobec sensu historii, codzienności, własnych pasji i namiętności, trwania i przemijania, życia i śmierci. Iwaszkiewicz wraz z osiąganiem dojrzałości pisarskiej stał się pisarzem humanistą. Człowiek i krąg jego doświadczeń, dylematów, ograniczeń był od tego momentu najważniejszym motywem twórczości autora Panien z Wilka, Brzeziny, Lata w Nohant. To zasadniczy zwrot w pisarstwie Iwaszkiewicza. Jak stwierdził Artur Sandauer, twórczość ta "mieni się barwami życia".

·        w Brzezinie nakreślił pisarz przejmujący dramat umierania skontrastowany z szaloną pasją życia. W Pannach z Wilka będzie polemizował z tezą Prousta, że powrót do przeszłości może ocalić człowieka. Poprzez doświadczenia bohatera opowiadania udowodnił, że czas miniony wcale nie jest jak otwarta księga, w której można zobaczyć coś z istoty samego siebie. Przeżycie utraconego czasu jeszcze raz nie jest możliwe, spektakl przeszłości nie da się odtworzyć.

Kolejnym ważnym momentem w karierze pisarskiej Iwaszkiewicza było sięgnięcie po gatunek dla prozaika najistotniejszy - powieść. W dwudziestoleciu napisze trzy: Zmowę mężczyzn, Pasje błędomierskie i najwybitniejszą z tego czasu Czerwone tarcze.

BRZEZINA: Opowiadanie wydane w jednym tomie z Pannami z Wilka w 1933 roku, również sfilmowane przez Wajdę. Problematyka utworu skupia się wokół motywu śmierci, spraw ostatecznych. W starannie wystudiowanej scenerii natury rozgrywa się poruszający dramat pożegnania ze światem młodego, chorego na gruźlicę Stasia, który przyjeżdża do leśniczówki niedawno owdowiałego brata Bolesława, by tu przeżyć swe ostatnie dni. Tragizm losu bohatera spotęguje autor poprzez uwydatnienie zmysłowej urody świata i nadzwyczaj witalistyczne, głodne przeżyć i doznań zachowanie młodego człowieka, u którego świadomość śmierci wywołuje szaloną pasję życia. Nienaturalna wręcz aktywność Stasia budzi rozdrażnienie Bolesława. Po śmierci żony popadł w przygnębienie, zamknął się w sobie, stłumił emocje. Między braćmi narasta napięcie. Paradoksalnie śmierć Stasia przywraca Bolesława życiu, staje się ważnym doświadczeniem pozwalającym, mimo poczucia tragizmu i niesprawiedliwości losu, zaakceptować okrutne prawa natury.
Brzezina to niezwykle ważny tekst ze względu na swój uniwersalny wymiar. Topos umierania, żegnania się ze światem doprowadził tu Iwaszkiewicz do mistrzostwa.

 

 

 

Brzezina Jarosław Iwaszkiewicz

 

I

Akcja rozpoczyna się od przyjazdu Stasia do jego brata – Bolesława. Już sam sposób w jaki brat wychodził z bryczki rozdrażnił Bolesława. To co rzuciło mu się w oczy to szafirowy kolor skarpetek, które oblegały niezmiernie chude kostki nóg brata. Oczy Stasia były niezmiernie wesołe. Pierwsza życzliwą myślą Bolesława było: „Chwała Bogu, zupełnie zdrów”. Bracia nie widzieli się od dłuższego czasu. Staś przebywał w sanatorium 2 lata, ale jeszcze przedtem nie widzieli się parę lat.

Mężczyźni zasiedli do śniadania. Z głębi domu wyszła mała Ola. Miała niebieskie, nieco wystraszone oczy, w ręce miała dość oskubaną lalkę. Ola zeszła z ganku i udała się w stronę lasu. Staś był trochę zdziwiony, że brat tak puszcza samo w las małe dziecko. Stanisław wspomina, że lekarze ciągle mu mówili o tym, by wyjechał do jakiegoś sosnowego lasu, więc przyjechał do starszego brata. Ten zasugerował mu, że za domem jest bardzo ładna brzezina. Staś zapytał się o samopoczucie brata, ten jednak wzruszył tylko ramionami i wydał ustami nieokreślony dźwięk. Staś rozpakował się, a potem obszedł cały dom. Szukał fortepianu, ale zapomniał, że brat nie posada. Wyraził swój niejaki smutek z tego powodu, ponieważ bez tego instrumentu na pewno grozi mu nuda. Od razu zapytał się, czy w Sławsku można wynająć fortepian…bo inaczej on i Ola zanudzą się tu na śmierć. Nawet to zdanie nie wyrwało Bolesława z zamyślenia. Kołatała mu się tyko jedna myśl: „Boże, Boże, po co on tu przyjechał?”. Staś w takim razie stwierdził, że będzie jeździł konno. Staś rozstawiając swoje drobiazg, wspominał swoje pobyty za granicą. Oglądał fotografie: on, miss Simons i Duparc na śniegu w Davos. Uśmiechnięte twarze.

Gdy rozjaśniło się po deszczu, wujek poprosił Olę, by mu pokazała, gdzie jest brzezina. Faktycznie okazało się to bardzo ładne miejsce. Stanęli przed mogiłą usypaną z żółtego piachu, poczerniałego, ale nie obrośniętego jeszcze trawą. Mogiła ogrodzona była białym, brzozowym płotkiem. Ogromny brzozowy krzyż stał nad mogiłą, biały jak pnie otaczających drzew. Stach zdziwił się i zapytał się Oli co to. Dziewczynka rezolutnie odpowiedziała, że mogiłka mamusi. Mężczyzna dziwił się jego bratowa została pochowana w lesie, zamiast na cmentarzu. Okazało się, że były wtedy straszne roztopy i nie dało się zawieźć zmarłej do Sławska, by tam ją pochować. Ola faktycznie uznaje to miejsce za ładne, ale nie lubi go. Przychodzi tu tylko z tatą i on się wtedy modli. Bolesław jest na grobie żony codziennie rano, albo pod wieczór, a w niedzielę modlą się razem. Kobieta nie żyje od roku, ale Stanisław dowiedział się o tym dopiero na jesień. Dziewczynka wyznała, że tata nie lubi listów stryjka…

Staś pomimo, że nie zdawał sobie sprawy z atmosfery jaka panuje w domu, już wiedział, że nie będzie dobrze. Przerażał go stan brata, nie potrafił sobie wyobrazić jego uczuć, ponieważ, nigdy tak naprawdę nikogo nie stracił. A ta mogiła w brzezinie silnie wryła mu się w pamięć i ciągle ją miał przed oczami. Myśli Bolesława również krążyła wokół brzeziny. Tylko, że były jeszcze mniej sprecyzowane. Z mgły, jaka go otaczała od śmierci żony, nie wywoływało go żadne zjawisko, wszystko widział przez siatkę. Co niedzielę chodził z Ola odmawiać pacierz, ale drażniło go to niemiłosiernie, ponieważ był niewierzący. Mogiła, ciało nie istniały dla niego, czuł naprawdę śmierć swojej żony. Pamiętał, że umierała, jak umierała. Było to wszystko jedynie rzeczywiste, wszystko inne nie. I dlatego skarpetki brata były czymś tak okropnym, a ich kolor go męczył. Przybycie Stanisława było przybyciem Marsjanina, a zarazem nieodpartym poczuciem rzeczywistości, którego Bolesław był pozbawiony w ciągu ostatniego roku.

Nagle uświadomił sobie, że to już minął rok…Basia musiała się straszliwie zmienić w trumnie, Ola jest zaniedbana, bo on wcale nie myślał nad tym, że przydałaby się dla niej jakaś nauczycielka. Przyjazd brata uświadomił mu, że trzeba iść dalej.

Nagle na werandzie rozległy się mocne kroki silnych i bosych stóp. Dziewczyna gorąca od biegu zakryła nagle sosny przed Stasiem swym cieniem. Przybyła ona do pana. Okazało się, że strażnik Janek, brat dziewczyny, wybił ręką szybę i potrzebna mu pomoc.

 

II

Kolejne dni po przyjeździe Stasia były takie same, z ta różnicą, że Bolesław rzadziej przebywał w domu. Musiał jeździć po lesie, być na porębie, tartaku oraz jeździć do miasteczka. Wolał unikać sam na sam z bratem. Jego stroje, sposób mówienia i bycia rozdzierały mu zabliźnioną prawię ranę. Nie mógł znieść tej zamyślonej radości życia, jaka była wszędzie w Stasiu. Nie przyznawał się, ale we własnym bracie widział tyle czaru, ujmującego wdzięku, którego nie mógł za nic w świecie przyjąć do wiadomości. Nie rozumiał, ale ten wdzięk i czar odrywały go od Basi. Staś był bardzo miły, ale wciąż bardzo nietaktowny, śmiał się, żartował, śpiewał i gwizdał. Ola poweselała trochę przy wujku, nauczyła się dwóch piosenek niemieckich, które śpiewała swoim lalkom. To jeszcze bardziej drażniło Bolesława.

Ola bardzo późno kładła się spać, tego wieczoru siedziała u stryjka na kanapce i patrzyła na księżyc. Zamilkła ze zdziwienia, bo Staś jej opowiadał o tym, jak wschodzi księżyc, jak widział zaćmienie w pełni. Potem poszli na spacer między brzozy. Gdy zbliżyli się w stronę mogiłki mała stanęła i nie chciała iść dalej. Wujek wytłumaczył, że tam nie ma nic strasznego. I on także by chciał leżeć – gdy już przyjdzie pora – w tym miejscu. Zbliżyli się do ogrodzenia i ujrzeli Bolesława. Wrócili w milczeniu do domu. Wieczorem, Bolesław wszedł nagle do jego pokoju. Poszli do kuchni i Bolesław zaczął opowiadać o wszystkim od początku. Nie tylko zrzucał ciężar z siebie, ale też przełamywał lody, które oddzielały go od brata. Opowiadał o tym, jaka Basia była: cicha, dobra, zwyczajna, ale niezwykle miła; jak od samego urodzenia Oli była chorowita. Jaka wtedy była śnieżna zima, potem przyszły fatalne roztopy i ksiądz musiał konno przyjeżdżać.

Bolesław nie był zadowolony ze swojego wygadania się, poszedł zaraz do siebie i długo nie spał. Wydawało mu się, że brat przyjął to wszystko za bardzo obojętnie, nie przejął się, nie okazał należytego zainteresowania. Myślał, że zwiększy się między nimi jakoś kontakt. Na drugi dzień Staś był jeszcze bardziej obcy, jeszcze bardziej wesoły i niedostępny. Dnie zaczęły się ładne, więc Staś wychodził z Olą na spacery. Ostatecznie Stanisław nie wytrzymał i zdecydował się sprowadzić fortepian ze Sławska.

 

III

Droga była daleka i monotonna i akurat Staś poczuł się od paru dni gorzej, miał porządną gorączkę, ale postanowił sobie od wyjazdu z sanatorium nie patrzeć nawet na termometr. Cały czas przychodziła mu na myśl siostra strzelca. Ta ordynarna i gwałtowna kobieta, tupot jej nóg po deskach, kiedy ją zobaczył po raz pierwszy. Teraz sobie przypomniał, że miała w ciemnej twarzy takie same szare i przejrzyste oczy jak jej brat. Strzelec nazywał się Janek, jego siostra Malina. Gdy dotarli do miasteczka, odnaleźli jakiś zaułek, w którym znajdowało się mieszkanie, gdzie był do odstąpienia fortepian. Żona jakiegoś młodego urzędnika leżała chora w tym samym pokoju, w którym była fortepian i Staś zaczął z nią rozmawiać. Kobieta nie chciała go sprzedawać, ale zdecydowała, że odnajmie go na parę miesięcy z przyjemnością, bo potrzebują pieniędzy. Za parę miesięcy jak wyzdrowieje, znów go będzie potrzebowała, bowiem będzie dawać lekcje muzyki. Staś popatrzył na nią uważnie, a ona w tym momencie odwróciła wzrok. Dobrze wiedział, że na jesieni instrument nie będzie jej już potrzebny, z resztą jemu też. Po przyjeździe do leśniczówki Staś rozpoczął grę. Bolesław po pewnym czasie wszedł z hukiem do jego pokoju, usiadł na jego łóżku i oświadczył, że jego muzyka sprawia mu przykrość, ponieważ to jest nadal dom żałoby. A jego brat oświadczył, że to już przecież rok minął. Bolesław stwierdził, że ta muzyka go denerwuje, a Staś przyznał mu racje. Ponieważ wywołuje przed nim świat , do którego nigdy nie wróci i którego naprawdę nigdy nie zaznał. Staś w końcu wyjaśnia powód swojego przyjazdu do leśniczówki. Nie przyjechał to na długo. W jego chorobie przed ostatnim stadium następuje zazwyczaj polepszenie, które trwa parę tygodni. Ten czas lekarze wyzyskują na to, by wysłać chorych do domu, aby nie umierać w samotności. Jego poprawa zaczyna już mijać, Bolesław ma mu nie odbierać tych ostatnich chwil szczęścia. A Staś przyjechał do niego, by umrzeć. Bolesław wstał z łóżka i przeszedł się po pokoju. Ale jego krok był teraz spokojniejszy i cichszy.

 

IV

Lato rozpoczęło się szczególnie piękne. Bolesław w dalszym ciągu bardzo mało sypiał. Wyznanie brata nie zbudowało pomiędzy nimi mostu porozumienia. Przeciwnie, czuli się jeszcze bardziej skrępowani. Bolesław z niepokojem spoglądał na Stasia, ale na jego twarzy nie spostrzegł żadnych oznak posuwającej się choroby. Zaczął się nawet zastanawiać nad tym, czy to na pewno prawda. Wieczorami Bolesław błąkał się pomiędzy grobem żony a sczerniałymi budynkami leśniczówki i podwórza. Przechodził czasami koło mieszkania służby i zawsze dolatywały go stamtąd śmiechy i wesołe głosy. A do Maliny przychodził zawsze, któryś ze znajomych chłopców. Jednym z nich był Michał, dzielny chłopiec, którego Bolesław bardzo lubił. Pierwszy raz zastanowiła go obecność Maliny w leśniczówce, to co ona tu robi, jak wygląda. Bolesław zdał sobie sprawę, że przyjazd Stasia zupełnie go odmienił. Może dopiero teraz zrozumiał treść tego, co mu Staś przed kilkoma dniami wyznał. To znaczy, że znowu będzie śmierć w jego domu, że odejdzie Staś, który zawsze był dla niego taki obcy tym swoim „europejskim” uśmiechem. Przyjdą stare baby myć jego ciało, tylko Malina nie może, bo to nie jest zadanie dla młodych dziewcząt. Któż by spieszył do mycia nędznego ciała suchotnika. Umrze, a to może i nawet lepiej, bo nawet sobie nie można wyobrazić, co z niego mogłoby być. Suchotnik – to jedyna dla niego profesja. Ale Staś tego dnia wrócił taki uśmiechnięty, z rumieńcem, że ponure myśli od razu ulotniły się z głowy Bolesława.

 

V

Nazajutrz między braćmi zaszła nieprzyjemna scena, zupełnie z reszta bez powodu. Staś wyszedł czym prędzej z pokoju. Przypadkowo natrafił na Malinę, piorącą bieliznę. Była do niego zwrócona profilem i mógł się jej przypatrzeć. Miała bardzo piękną linię czoła i nosa, śliczne powieki, ładne bardzo klasyczne brwi. Natomiast dół twarzy miała prostacki, usta za duże, a zęby zbyt białe, w uśmiechu miała dzikość, która nie zniechęcała jednak do niej Stasia. Myśl o istnieniu Maliny rozwiewała jego smutny nastrój. Wczoraj wieczorem, spacerując z nią po lesie, dowiedział się, iż właściwie w metryce ma Malwina.

Bolesław ani przez chwilę nie pomyślał o tym, że Staś dlatego był w tak dobrym humorze, że juz wszystko najgorsze przebył. Pożegnał się z tamtym światem, jakby to był naprawdę świat. Stać spacerując po lesie zobaczył, iż ktoś się do niego zbliża. Był to Janek, brat Maliny. Bolesław mu kiedyś powiedział, że Janek był podejrzany o zamordowanie kogoś w lesie. Mężczyźni rozpoczęli rozmowę, Janek zapytał się, czy to Staś spacerował wczoraj wieczorem z Maliną, ten się przyznał. Okazało się, że Michał cały wieczór jej szukał i był zły. Stanisław upewnił, że on za Maliną „nie lata”. Nie to, że mu się nie podoba, po prostu za bardzo mu się podoba i nie chciałby przeszkadzać Michałowi. Janek uważa, że Staś może chodzić do Maliny, ale tak, żeby Michał się o tym nie dowiedział, bowiem dziewczyna się go boi, a Michał ma plany małżeńskie wobec jego siostry.

Tego dnia po raz pierwszy zmierzył temperaturę. Wynosiła 37.9, nie tak jeszcze bardzo dużo. Poranne osłabienie przeszło ku wieczorowi i ponosiła go ochota do życia. Później wziął konie i zabrał Olę na przejażdżkę. Spacer był bardzo przyjemny i pozostał w pamięci dziewczynki na długo jako pewna epoka w jej życiu. Wieczorem, siedząc w pokoju przypomniał sobie, że wszystkie stracone okazje miłości, przed chorobą w Warszawie, potem w Davos. Zrobiło mu się żal, że nigdy nikogo nie mógł pokochać.

 

VI

Trzy następne dni, przez które lał deszcz były najszczęśliwszymi dniami w życiu Stasia. Harmonia świata , która mu się odkryła tego wieczora, przyprawiła go o uczucia niezwykłej pełni. Wszystko było piękne i jak gdyby skomponowane w obraz czy utwór muzyczny. Ku wieczorowi było najlepiej; Staś czuł podniecenie gorączki, osłabienie mijało i tętno żywiej uderzało w skroniach. Bolesław podczas kolacji siedział sztywny, smutny, milczący i niedostępny. Stanisław, który milczał cały dzień, rozpoczynał opowiadać o wszystkim, najczęściej o swoich podróżach europejskich. W ciągu tych trzech dni Malinę widział tylko dwa razy, krzykliwym głosem pozdrawiała Stasia i ginęła za rogiem. Minuty te były czymś niby iskra elektryczna, która przebiegała po wychudzonym jego ciele. Trzeciego dnia przestał padać deszcz. Staś zwrócił uwagę na Olę, która przez ten czas nie zmieniła trybu życia i wracała codziennie przemoczona. Ale mała straciła ufność do wujka, z jakiego powodu wynikała ta niechęć, nie można było stwierdzić. Dystans ten jednak minął szybko. Staś, pokaszlując, wziął Olę za rękę i weszli w mokre trawy i liście. Z izby Maliny dolatywały odgłosy muzyki, dziewczynka poprosiła stryjka, by poszli tam i posłuchali Michała. Staś zawahał się przez chwilę, tak bardzo propozycja Oli była urzeczywistnieniem jego pragnień. Gdy weszli do izby wszyscy bardzo się zmieszali, tylko Malina nie była zmieszana. Staś, nie patrząc na kobietę, widział każdy jej ruch, każde spojrzenie. Ona tylko istniała dla niego w tym towarzystwie. Michał grał długo, aż wreszcie przestał, Staś podziękował mu, podał rękę i nie oglądając się na nikogo wyszedł. Ola nie miała jeszcze ochoty, więc ociągała się, ale ofuknął ja i zaraz pożałował. Stojąc już w nocy, podniósł ją na ręce i zaczął całować po czole i włosach. Dziewczynka chudziutkimi ramionami objęła wujka za szyję i przytuliła swój policzek do jego policzka. Mała zaczęła płakać. Na pytanie co się stało odpowiedziała: „Ja tak kocham Michała… I mama… I mama…”. Stanisław poczuł jak te słowa przeniknęły go zimnym dreszczem. Oddał Ole, Katarzynie, która przygotuje ją do snu, a sam poszedł poszukać brata. Poszedł na grób Basi, ale Bolesława tam nie było. Nagle usłyszał kroki, dotknął tej osoby i odeszli parę koków od mogiły. Z wdzięcznością pomyślał Stach, że szła za nim aż tutaj. Usiedli na mchu, a on objął ją bez słowa. Pomyślał o tamtej kobiecie, leżącej w mogile, a potem z czułością, wdzięcznością, rozmarzeniem, o jakie siebie nie podejrzewał, wtulił swą głowę w jej piersi. Również go objęła, przechyliła w tył i położyli się razem. Mężczyzna położył rękę na jej serce i poczuł jak pod jego dłonią, pod wypukłością piersi bije równo, miarowo i poważnie, jak gdyby nigdy nie miało przestać bić. Potem wstał sam, ona jeszcze leżała zmęczona i spokojna. Włożył jej w rękę swoją chusteczkę i powiedział, by zatrzymała na pamiątkę. Następnie znów się koło niej położył.

 

VII

Dni dżdżyste, później rozpogodzone były tymi dniami, podczas których Bolesław kręcił się po leśniczówce jak zwierz po klatce. Nie było mu specjalnie smutno, tylko ciężko. Pustka pogłębiała się tak, że nawet nie chodził na grób żony. Drętwiał na myśl, że przybędzie kolejna śmierć w jego domu. Czasem myślał, że Staś mówił mu o swojej chorobie na próżno, żartując lub strasząc. Ale dni kiedy odrętwiały brat leżał na werandzie i nie mówił ani słowa, napełniały go strachem.

Dzień, w którym się wypogodziło i Staś poszedł w dobrym humorze z Olą na spacer, ucieszył go bardzo. Poszedł pomału za nimi, zdziwiony trochę kierunkiem ich wędrówki. Doszli do małego mieszkania nad stajnią. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin