Rodzina Moniki.pdf

(195 KB) Pobierz
Microsoft Word - Rodzina Moniki.doc
Rodzina Moniki
PROLOG
Niebo zaciągnęło się gwałtownie. Po upalnym, majowym dniu, nadchodziła gwałtowna,
wieczorna burza. Ciemne chmury gnane porywistym wiatrem nadciągały od północnego
zachodu, od strony puszczy, sąsiadującej z miastem. Przechodnie odruchowo przyspieszali
kroku, chcąc znaleźć bezpieczne schronienie przed nadchodzącą nawałnicą. Wiatr wiał coraz
silniej. Podmuchy podrywały z ziemi śmieci, kręcąc nimi w powietrzu akrobatyczne figury.
W stojącym na przedmieściu domu młoda, dziewiętnastoletnia dziewczyna zapaliła lampkę
przy biurku. Odchyliła się na krześle, odrywając od rozłożonych przed nią podręczników i
przeciągnęła dłońmi po długich, kasztanowych włosach.
„Wystarczy tej nauki” - pomyślała - „jutro też jest dzień”.
Zza ściany dochodził łomot muzyki. Oczywiście, jej brat jak zwykle zanurzony był w swoim
metalowym świecie. Skrzywiła się z niechęcią. Ciekawe, czy dzisiaj znów pójdzie do tej
swojej Dagmary? Ciekawe, czy pamięta, że w nocy wracają z Barcelony, ze swej „drugiej
podróży poślubnej”, rodzice?
Wstała i wyszła z pokoju. Przechodząc obok pokoju brata usłyszała, poza muzyką, dźwięk
silnika samochodowego. No tak, znów grał na komputerze.
- Mógłbyś to ściszyć – krzyknęła ze złością.
Żadnej odpowiedzi. Całkowicie ją zignorował.
„Głupek” - pomyślała i poszła do kuchni.
Oczywiście zlew był pełen. Szklanki od piwa, zasyfione talerze i sztućce. Ustaliła z Markiem,
że dziś, przed powrotem rodziców, posprzątają dom. Ona wywiązała się ze swojej części,
umyła podłogi i łazienkę, odkurzyła dywany. Jej brat ograniczył się do wyniesienia śmieci i
zniesienia tygodniowych pokładów brudnych naczyń do zlewu. Jak zwykle. Ciekawe, jak
wygląda jego pokój?
Westchnęła i odkręciła wodę. Powinna zostawić tak wszystko do powrotu starych. Markowi
oberwałoby się od ojca, ceniącego ład i porządek. I tak był wściekły na niego z powodu
studiów.
Tak. Jej brat różnił się od niej bardzo. Starszy o dwa lata, sprawiał na dziewczynie wrażenie,
jakby nie mógł wyrosnąć z krótkich spodenek. Może właśnie dlatego, że powodziło mu się
dobrze, zbyt dobrze. Ich rodzice zapewnili im pełny dobrobyt. Matka, o kilka lat starsza od
ojca, z zawodu ekonomistka, była prezesem dużej, zagranicznej firmy. Ojciec, ceniony
adwokat, prowadził własną, dobrze prosperującą kancelarię. Dzieciom nigdy więc na niczym
nie zbywało.
O ile jednak córka, poważna i stateczna, licealistka przygotowująca się do matury w jednym z
najlepszych prywatnych liceów, wrodziła się w rodziców (ojciec zawsze twierdził
żartobliwie, czym denerwował matkę, że urodę odziedziczyła po matce, a inteligencję po
nim), o tyle pierworodny syn nie raz sprawiał im kłopoty. Jedynym, w czym naprawdę był
dobry, była motoryzacja. Silniki, samochody, motocykle – to było jego życie. Wybitnie
uzdolniony technicznie, w pozostałych dziedzinach nie był już tak dobry, jak powinien.
„Zdolny leń” - mawiał o nim ojciec i rzeczywiście coś w tym było. Po skończeniu technikum
samochodowego (maturę zdał bardzo przeciętnie, za to egzamin zawodowy celująco), dostał
się „psim swędem” na Politechnikę. Więcej jednak czasu spędzał na imprezowaniu, niż na
nauce, nic więc dziwnego, że zawalił pierwszy rok. Gdyby nie pomoc ojca i jego znajomości,
391010556.001.png 391010556.002.png 391010556.003.png 391010556.004.png
dawno wyleciałby z uczelni. A tak - powtarzał rok, choć na razie niespecjalnie zmienił swoje
postępowanie.
Na górze trzasnęły drzwi. Tupot kroków na schodach i w drzwiach kuchni pojawił się Marek.
- Siostra, wychodzę! - rzucił.
- Koło jedenastej będą rodzice. Zadzwonią po wylądowaniu z lotniska. Nie mógłbyś
poczekać?
- Odwal się Młoda, dobra? Umówiłem się z Dagmarą. Ty siedzisz w domu, to ich wpuścisz. -
Marek zamknął za sobą drzwi łazienki.
Rzuciła ścierkę, którą wycierała naczynia ze złością. Oczywiście, znowu Dagmara. Głupia,
prymitywna siksa, z ukończoną zaledwie podstawówką, poznana na imprezie w knajpie.
Marek był nią zauroczony. Spotykali się od czterech miesięcy i jak na razie nie zanosiło się na
zmiany. Ani rodzice, ani ona nie byli zachwyceni rok młodszą od niej dziewczyną. „Ściąga
Cię w dół” - powiedziała kiedyś matka do Marka w czasie kolejnej wymiany zdań i było w
tym sporo prawdy. Jej brat nie zamierzał jednak tego słuchać.
Drzwi do łazienki trzasnęły ponownie.
- Młoda, gdzie są klucze od mieszkania?
Przegiął. Zupełnie przegiął. Starego mieszkania w śródmieściu rodzice nie sprzedali, kupując
obecny dom. Wynajmowali je czasami studentom, w zamyśle miało być przeznaczone dla
któregoś z dzieci, kiedy się usamodzielnią. Od lutego stało puste. I co? Ma zamiar tam iść z
dziewczyną? Bez wiedzy starych? Pieprzyć się? O nie!
- Pytałeś ojca o zgodę?
- Mówiłem już, odwal się! Nie muszę pytać. Jestem już dużym chłopcem. Sam sobie znajdę -
zaczął grzebać w szafce w przedpokoju.
Dziewczyna była wściekła. W dupie z nim. Nie będzie go kryła, tak jak to nieraz robiła.
Niech sobie idzie. Rodzice wrócą, zapytają się, to powie im prawdę. Ojciec go zabije...
Stojący na blacie telefon zadzwonił donośnie.
„Co znowu” - pomyślała i podniosła słuchawkę...
Marek znalazł klucze i założył buty. Już miał wychodzić, kiedy przypomniał sobie o butelce
wódki w lodówce, kupionej z myślą o dzisiejszym wieczorze. Wszedł do kuchni...
Oczy jego siostry były okrągłe jak pięciozłotówki, twarz papierowo biała. Patrzyła na niego z
przerażeniem.
- Młoda, co jest?
Otworzyła usta, ale nie wydobyła żadnego dźwięku. Zaniepokoił się.
- Monika, co się stało?
- Nieeeeeeeeeee!
Siostra nieprzytomna runęła na podłogę, uderzając głową o terakotę...
ROK PÓŹNIEJ
PIĄTEK, NOC
Monika przewracała się w łóżku, nie mogąc zasnąć. Wzięła właśnie środki uspokajające, ale
to nie pomagało. Już nie płakała. Wypłakała się przez cały dzień i teraz była już kompletnie
zobojętniała. Właśnie dziś minął rok...
Rok temu ich beztroskie życie, jej i Marka, legło w gruzach. Samolot, którym wracali rodzice
z Barcelony, uległ katastrofie, rozbił się wkrótce po starcie w Pirenejach. Nikt nie ocalał.
Eksplozja maszyny była tak potężna, że ciał rodziców nie zidentyfikowano. Media
prześcigały się w opisie wypadku, dodając coraz to nowe, pikantne szczegóły. Przez kilka
następnych dni Monika i Marek znaleźli się w centrum zainteresowania, zasypywani
obietnicami pomocy, słowami współczucia, gestami bez pokrycia....
Szybko nastało zwykłe, codzienne życie. Otrzymane odszkodowanie było wprawdzie
wysokie, ale i tak z ledwością wystarczyło na spłacenie kredytów, zaciągniętych przez
rodziców. Z kolei renta rodzinna, zupełnie przyzwoita, pochłaniana była przez bieżące opłaty
i koszty utrzymania domu. Oboje nie zdawali sobie wcześniej sprawy, ile to kosztuje. Z kolei
na pomoc rodziny, poza wyrażonym słownie żalem, nie mogli liczyć. Dziadkowie rodziców
już nie żyli, a dalsza rodzina mieszkała dość daleko. Zresztą, rodzice już poprzednio byli z
nimi skonfliktowani.
Dziś byli razem z Markiem na cmentarzu, na symbolicznym grobie rodziców...
„Tak, gdyby nie Marek...” - pomyślała dziewczyna.
Tragedia bardzo zmieniła jej brata. Nie spodziewała się, że potrafi tak szybko dojrzeć. W
ciągu paru następnych miesięcy stał się zupełnie innym człowiekiem. Względy finansowe
zmusiły go do przerwania studiów („Ktoś przecież musi zadbać o Ciebie, Młoda” -
powiedział), podjął pracę w salonie znanej marki i dał się poznać, jako świetny fachowiec.
Tak dobry, że miesiąc temu, zaledwie po pół roku pracy, otrzymał awans na kierownika
zmiany w serwisie. Realia życia spowodowały, że nie imprezował już po nocach, także
historia z Dagmarą stała się przeszłością. A mieszkanie w śródmieściu... po dłuższej naradzie
sprzedali je, aby mieć rezerwę finansową na wypadek jeszcze cięższych czasów.
Monika też się zmieniła. Sparaliżowana przerażeniem, doznanym szokiem dość długo nie
mogła dojść do siebie. Przystąpiła do matury, zdała ją nawet nieźle, w sumie dzięki
pobłażliwości i współczuciu nauczycieli. Potem jednak kompletnie zawaliła egzaminy na
wymarzoną ekonomię. Nie miała siły, ani ochoty się uczyć. To Marek ją zmobilizował.
„Któreś z nas musi spełnić oczekiwania rodziców” - powiedział. Podjęła więc wieczorowo
naukę w rocznym, ekonomicznym studium pomaturalnym, pracując jednocześnie (dzięki
pomocy znajomych z pracy matki), jako kasjerka w banku. A Marek dopingował ją do
ponownego startu na uczelnię...
Rozmyślania Moniki przerwało delikatne pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek. Dochodziła
druga.
- Monika, śpisz? - usłyszała pytanie brata – Mogę wejść?
- Nie – odpowiedziała szarym, obojętnym głosem – nie śpię. Co się stało?
- Ja też nie mogę zasnąć – powiedział Marek wsuwając głowę do pokoju – Mogę chwilę przy
Tobie posiedzieć?
Wszedł do pokoju i usiadł na brzegu łóżka. Jego zaczerwienione spojówki wyraźnie
wskazywały, że płakał, choć oczywiście nigdy nie przyznał by się do tego siostrze.
- Zasnąłem na chwilę – jego głos był chrapliwy i zmęczony – Obudził mnie sen.
- Oni?... - zapytała cicho dziewczyna.
Marek pokiwał głową, zamknął oczy i położył dłonie na karku.
- To było.... okropne... Spadali... a ja nie mogłem im pomóc... - spod zamkniętych powiek
wypłynęły dwie łzy.
Monika pogładziła brata po nodze.
- Uspokój się. To tylko sen. Na biurku stoją moje proszki. Weź dwa. Trochę się uspokoisz.
Marek spojrzał na siostrę z wdzięcznością. Podszedł do biurka, połknął tabletki, popił wodą.
Spojrzał na zdjęcie rodziców stojące na szafce.
- Dziękuję. Dziękuję Ci, że jesteś, Siostrzyczko... Wiesz, mam prośbę. To może śmieszne,
ale... nie chcę spać sam... Nie dzisiaj...
Sprawiał wrażenie naprawdę zagubionego. Monika pomyślała, że też jej będzie raźniej.
Posunęła się i odsunęła kołdrę.
- Właź, Starszy Bracie. Ktoś przecież musi zadbać o Ciebie.
Marek spojrzał z wdzięcznością i wskoczył pod kołdrę.
- Kochana jesteś Moniko – odwrócił się do niej plecami.
- Mhm. Ja Ciebie też kocham. Tak trochę... - mruknęła przytulając się do niego.
To był rzeczywiście dobry pomysł. Ciepło ciała Marka dawało jej przynajmniej namiastkę
poczucia bezpieczeństwa. Poczuła, wtulona w brata, że zaczyna powoli odpływać. Marek czuł
chyba to samo, bo po krótkiej chwili zasnęli oboje.
SOBOTA, RANO
Monika obudziła się po siódmej. Nie była wyspana, czuła jeszcze piasek w oczach, niemniej
nie miała już ochoty na sen. Poza tym, czuła się dziwnie. Przez sen coś ją uwierało, czuła
ciężar, nie było jej wygodnie. Przez chwilę leżała z zamkniętymi oczyma, wracając do
rzeczywistości. Resztki snu odpływały, ciężar pozostał. O Boże, to był Marek! Leżał wtulony
w jej plecy, z głową opartą na jej ramieniu i nogą zarzuconą na jej uda. To stąd ten ciężar!
Przygniótł ją przez sen! A uwieranie... na wysokości pośladków. O Boże! To... to był jego
sterczący...
Wysunęła się z pod brata i odwróciła do niego. Nie obudził się. Jego twarz spoczywająca na
poduszce była tak spokojna, cień uśmiechu błąkał się w kącikach ust. Dziewczyna delikatnie
odsunęła kołdrę. Piżama Marka w kroczu była mocno naciągnięta, uwypuklając kształt
sterczący pod nią. Dziewczynie rumieniec wystąpił na twarzy, zaczęła ciężko oddychać...
Choć może się to wydać nieprawdopodobne, dwudziestoletnia dziewczyna była całkowitą
dziewicą. Zwyczajna „szara myszka”, jakich wiele, skupiona dotychczas wyłącznie na nauce i
pracy, nie miała czasu, ani ochoty na flirty z chłopakami. Jej uroda, dość długie kasztanowe
włosy, sięgające za ramiona, zgrabna, szczupła sylwetka i duże, jędrne piersi, odziedziczone
po matce, przyciągały uwagę kolegów. W przeciwieństwie do swoich koleżanek, Monika nie
reagowała jednak na ich zaloty i uśmiechy, nic więc dziwnego, że w liceum miała pseudonim
„lodowej księżniczki”.
Nie, nie była oziębła. Po prostu nie interesowały ją przelotne, szczenięce romanse. W głębi
duszy była romantyczką. Wierzyła w prawdziwą, głęboką miłość na całe życie. Czekała na
swego „księcia z bajki”. Tylko jemu, temu upragnionemu, chciała oddać swoje dziewictwo,
związać z nim się na zawsze, na dobre i złe, do końca świata. Dotychczas takiego nie
spotkała.
Marek nadal spał. Monika szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w wybrzuszenie
piżamy. Nigdy jeszcze nie widziała męskiego członka na żywo. To, znaczy, prawie nigdy.
Raz, cztery lata temu, weszła przypadkiem wieczorem do łazienki, kiedy ojciec wychodził z
wanny. Widok, który wówczas zobaczyła zawstydził ją, szybko uciekła, przepraszając tatę.
Jednocześnie jednak była wtedy bardzo podniecona, wstydziła się bardzo tego uczucia. W
końcu to był jej ojciec. Tamtego wieczora zaczęła odkrywać jednak swoją seksualność.
Wtedy, nie mogąc usnąć, leżąc w łóżku, dotknęła palcami muszelki. Zaskoczyło ją, jak była
wilgotna. Nie do końca uświadamiając sobie, co robi zaczęła ją masować okrężnymi ruchami,
na początku tak jak robiła to zawsze, myjąc się wieczorem. To było jednak zbyt gwałtowne.
Zwolniła tempo, dotykała się delikatniej. Wsunęła jeden palec trochę do środka, drugim
gładząc nabrzmiały guziczek. I wtedy to poczuła. Narastające gdzieś głęboko, w jej łonie.
Drżenie rozkoszy, nieprawdopodobne, niesamowite, nieziemskie. Opanowało ją całą, sięgając
od stóp po czubek głowy. Było tak cudowne, tak niepowtarzalne. Wiła się po łóżku, pieszcząc
się coraz intensywniej, aż wreszcie z cichym okrzykiem zastygła, unosząc biodra do góry...
Od tej pory to była jej tajemnica, skrzętnie skrywana przed całym światem. Zawsze, kiedy
czuła podniecenie, zamykała się w swoim pokoju i wieczorem przyjmowała pieszczoty
przystojnych, cudownych mężczyzn. Ojca wśród nich nie było, to był ten jeden, jedyny raz,
wyparła go ze swej pamięci. W wyobraźni pieścili ją jednak znani aktorzy, piosenkarze, jej
nauczyciel od biologii, a nawet niektórzy, najprzystojniejsi koledzy. To rozładowywało ją,
odprężało, były to jednak tylko pieszczoty, nie wpływające na jej nieugiętą postawę w kwestii
poszukiwania prawdziwego „księcia”. Zawsze wracała potem do rzeczywistości.
Teraz, patrząc na wypukłość na piżamie śpiącego Marka, poczuła ponownie narastające
gdzieś w głębi niej podniecenie. To było niezależne od niej, bardzo niejednoznaczne.
Spojrzała znów na brata. Miarowo oddychał, całkowicie bezbronny, nieświadomy tego, jak
bardzo eksponuje swoją erekcję. Czuła, jak robi się coraz bardziej wilgotna. Był tak blisko...
Wsunęła dłoń pod koszulę nocną, dotknęła wilgotnych płatków muszelki. Delikatnymi,
powolnymi ruchami zaczęła masować nabrzmiewający guziczek. Podniecenie przybrało na
sile. Nie panując już nad sobą drugą dłonią dotknęła piżamy Marka. Poczuła obły kształt, tak
bardzo twardy... Nie przerywając pieszczot guziczka, powoli, aby nie zbudzić mężczyzny,
wsunęła dłoń pod gumkę piżamy...
Poczuła go. Poczuła jego ciepło. Był taki naprężony, taki duży. Objęła go palcami i wtedy...
uświadomiła sobie co robi. Przeraziła się.
„Boże! Jestem zboczona! To jest mój BRAT!” - spazm strachu sparaliżował ją całkowicie,
przeszywając serce zimnym ukłuciem. Podniecenie natychmiast opadło. Przerwała
pieszczoty. Zawstydzona do granic możliwości już miała puścić trzymanego członka i wstać,
gdy poczuła dłoń Marka na swojej piersi...
Marek budził się. Cudowny, barwny sen o gorącym piasku i wiecznie zielonych palmach
znikał gdzieś, odpływał... Byli razem z siostrą na tropikalnej wyspie, pływali w lazurowej
wodzie. Na brzegu stały, śmiejąc się radośnie Polinezyjki. Nie miały nic na sobie poza
przepaskami na biodrach. Miały tak cudowne piersi. Ich widok rozpalił mężczyznę. Stał w
ciepłej wodzie, czując, jak jego członek wypręża się w spodenkach. I wtedy podpłynęła do
niego Monika. Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń. Poczuł, jak dotknęła jego członka przez
spodenki, a potem wsunęła dłoń pod gumkę i objęła go palcami. W tym momencie wyspa
zaczęła znikać za mgłą. Nie czuł już piasku, zielone palmy zrobiły się szare, jeszcze bardziej
szare, przezroczyste... Czuł tylko dłoń siostry. Cały czas czuł dłoń siostry!
Otworzył oczy, mrugając gwałtownie. Sen kłębił się w głowie, walcząc jeszcze z jawą. Na
wysokości swoich oczu zauważył kobiece piersi w koszulce, piękne piersi. Dlaczego
Polinezyjka założyła koszulkę nocną? Nie do końca jeszcze wybudzony wyciągnął dłoń i
dotknął cudownej miękkości...
- Ach, Marek!!! - okrzyk siostry momentalnie go otrzeźwił.
Jej oczy były szeroko otwarte, twarz zaczerwieniona ze wstydu. Ze wstydu? Boże! To nie był
sen! Dotykała go! Czuł wyraźnie jej palce na swoim penisie!
- Monika!!!
Oczy dziewczyny momentalnie zaszkliły się łzami. Puściła członka i gwałtownie zerwała się
z łóżka. Gumka piżamy boleśnie strzeliła w podbrzusze.
- Auć! Monika, co Ty?...
Siostra zniknęła za drzwiami. Marek opadł na pościel i złapał się za głowę. Boże, co oni
wyprawiali?
SOBOTA, WIECZÓR
Przez cały dzień oboje nie rozmawiali o porannych wydarzeniach. W zasadzie w ogóle nie
rozmawiali. Podświadomie unikali się, jak mogli. Marek po śniadaniu, zjedzonym w
milczeniu, zaszył się w ogrodzie, robiąc porządek z krzewami, które po zimie wymagały
doglądnięcia. Monika wyszła na zakupy, a potem siedziała w domu. Zrobiła wielkie pranie,
wysprzątała cały dom. Odkurzając na piętrze zerkała przez okno na Marka, krzątającego się
przy klombach. Zauważyła, że on także zerkał w górę, kiedy jednak zobaczył ją w oknie,
natychmiast spuścił wzrok.
Tak naprawdę myśli obojga biegły w tym samym kierunku. Oboje byli zestresowani i
przerażeni tym, co się wydarzyło. Monika doszła do wniosku, że jest z nią coś nie tak. Jak
mogła zapomnieć się? Jak mogła dotykać brata? Zastanawiała się, czy jest normalna.
Zawstydzona postanowiła, że to nigdy więcej nie może się powtórzyć. Postanowiła milczeć.
Może uda się puścić sprawę w niepamięć?
Marek, podobnie jak jego siostra zawstydzony, nie czuł się tak bardzo winny. Owszem, miał
sen, prawie że erotyczny, gdyby się nie obudził, nie wiadomo, w jakim kierunku potoczyłyby
się senne marzenia, na wpół jeszcze świadomy dotknął piersi siostry, ale to ona pierwsza
dotknęła jego... Wiedział, że nie może tak tego zostawić. Czuł, że musi z nią porozmawiać...
Okazja nadarzyła się dopiero wieczorem. Marek po powrocie z ogrodu wykąpał się i teraz
oboje siedzieli przy kolacji przygotowanej przez dziewczynę. Jedli w milczeniu, zerkając
ukradkiem na siebie. Po kolacji Monika zabrała talerze i stanęła przy zlewie. Marek, pijąc
jeszcze herbatę, obserwował ją. Była śliczna. Jako dziewczyna zawsze mu się podobała, do
tego stopnia, że zanim poznał Dagmarę, zanim miał jakąkolwiek dziewczynę, nosił zdjęcie
Moniki w portfelu. Pokazując je nieraz chwalił się kolegom w technikum, nie znającym
siostry, jaką to ma świetną laskę...
Ale to były dawne, młodzieńcze wygłupy. Była jego siostrą i tyle. Chociaż... ale o tym nie
chciał teraz myśleć....
- Monika – odchrząknął, ciekawe dlaczego zaschło mu w gardle – to, co się rano stało...
Dziewczyna drgnęła i zamarła bez ruchu przy zlewie. Woda z kranu płynęła ciurkiem.
- Moniko, proszę, porozmawiaj ze mną... - głos Marka był spokojny i opanowany, a
jednocześnie bardzo ciepły.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin