McCaig Donald - Rhett Butler. Kontynuacja 'Przeminęło z wiatrem'.rtf

(5293 KB) Pobierz
DONALD MCCAIG

DONALD McCAIG

RHETT BUTLER


CZĘŚĆ PIERWSZA
Przed wojną

ROZDZIAŁ 1
Sprawy honorowe

Dwanaście lat przed wojną, godzinę przed wschodem słońca przez Nizinę Nadmorską Karoliny Południowej mknął powóz. Na drodze biegnącej wzdłuż rzeki Ashley było ciemno choć oko wykol, pomijając boczne latarnie powozu, przez którego otwarte okna wpadały opary mgły, rosząc policzki i dłonie pasażerów.

- Rhett Butler, niech diabli porwą twoją uprzykrzoną duszę - zaklął John Haynes i wsunął się głębiej w siedzenie.

- Wedle życzenia, John. - Butler otworzył okienko u góry i zapytał: - Daleko jeszcze? Nie chciałbym narażać dżentelmenów na czekanie.

- Już dojeżdżamy, paniczu.

Chociaż Herkules pracował u ojca Rhetta jako trener koni wyścigowych i zajmował najwyższą pozycję wśród służby w Broughton, uparł się, że odwiezie młodzieńców.

- Steven wpadnie w gniew, kiedy się dowie, że nam pomogłeś - ostrzegł go Rhett.

Herkules zesztywniał.

- Paniczu, toż ja pana znam od tyciego berbecia. Ja żem panicza sadzał na pierwszego konia. Niech panicz i pan Haynes przywiążą swoje konie z tyłu. Zawiozę was dziś tą landarą, gdzie trzeba.

Pucołowate policzki Johna Haynesa kłóciły się z jego nad wyraz stanowczym podbródkiem. Usta układały się w wiecznie skrzywiony uśmiech.

- Uwielbiam te mokradła - rzekł Rhett. - Do diaska, zważ przy tym, że nigdy nie chciałem zostać plantatorem ryżu. Gdy Steven godzinami rozprawiał o odmianach ryżu lub zarządzaniu Murzynami, ja i tak nie słyszałem ani słowa, bo marzyłem o rzece. - Oczy mu rozbłysły, nachylił się do przyjaciela. - Że płynę sobie we mgle, sterując wiosłem. Pewnego ranka zaskoczyłem żółwia morskiego, który zjeżdżał po ślizgawce wydr, bo sprawiało mu to uciechę. Widziałeś kiedyś uśmiechniętego żółwia karettę? Nie pamiętam, ile razy usiłowałem przemknąć obok śpiącej wężówki, żeby jej nie obudzić. Zawsze jednak ptaszysko wysuwało nagle spod skrzydła wężowaty łeb, łypiąc bystrym, całkiem nierozespanym okiem, i trach - tu strzelił palcami - dawało nura. Bo już kurki wodne nie były tak czujne. Ile to razy wypływam zza zakrętu, a one setkami zrywają się do lotu. Wyobrażasz sobie, co znaczy pruć przez taką mgłę?

- Wyobraźnia cię ponosi - skwitował jego słowa przyjaciel.

- Często się zastanawiam, skąd u ciebie ta ostrożność. Dla jakiego szczytnego celu tak się oszczędzasz?

John Haynes przetarł okulary poślinioną chusteczką, ale tylko rozmazał brud.

- W innych okolicznościach pochlebiałaby mi twoja troska.

- Diabła tam, wybacz. Mam nerwy jak postronki. Proch jest suchy? Haynes dotknął lśniącego mahoniowego pudła, które trzymał na kolanach.

- Sam go zatkałem.

- Słyszysz, jak śpiewa lelek krzykacz? Tętent końskich kopyt, skrzyp skórzanej uprzęży, komendy Herkulesa: „Wio, łotry, wio”, trel lelka na trzy. Lelek krzykacz... doprawdy John nic nie słyszał o Shadzie Watlingu i tym ptaszku?

- Miałem dobre życie - wyznał Rhett Butler. Ponieważ John Haynes uważał życie przyjaciela za straszliwe pobojowisko, wstrzymał się od komentarza.

- Garść dobrych chwil, grono dobrych kompanów, moja kochana siostrzyczka, Rosemary...

- Właśnie, co z Rosemary? Jak ona sobie poradzi bez ciebie?

- Nawet nie pytaj! - Rhett spojrzał w ciemności za oknem. - A co ty byś, na miłość boską, zrobił na moim miejscu?

Roztropność podpowiadała Johnowi Haynesowi, że nigdy nie znalazłby się w podobnym miejscu, ale nie zdołał wypowiedzieć tej bezsprzecznej prawdy na głos.

Rhett odgarnął gęste, czarne włosy z czoła. Miał surdut na podszewce z czerwonego jedwabnego żakardu, obok leżała bobrowa czapka. John nie znał większego zawadiaki, pełnego życia jak dzikie stworzenie. Jeśli zginie od kuli, zostanie z niego pusty zewłok przypominający skórę mokasyna błotnego wywieszoną na płocie na jarmarku w Charlestonie.

- Już jestem zhańbiony - powiedział Rhett. - Cokolwiek mnie czeka, nie mogę okryć się większą hańbą. - Błysnął uśmiechem. - I co? Będą stare plotkary miały o czym mleć językami?

- Już raz i drugi dostałeś się na języki.

- Owszem. Bóg mi świadkiem, że ludzie pełni cnót mogli natrząsać się nade mną do woli. Kto lepiej ode mnie wystawiał się na wytykanie palcami przez mieszkańców Charlestonu? Wierz mi, John, że zaczęli mną straszyć dzieci. Synu - wyrecytował z powagą w głosie - jeżeli nadal będziesz tak niegrzeczny, skończysz jak Rhett Butler!

- Przestań żartować - poprosił John cicho.

- Ech, przyjacielu...

- Mogę ci coś wyznać szczerze? Rhett uniósł ciemną brew.

- Przecież cię nie powstrzymam.

- Daj sobie spokój. Każ Herkulesowi zawrócić, przejedziemy się rankiem po mieście, zjemy porządne śniadanie. Shad Watling nie jest dżentelmenem, po cóż ci się więc z nim strzelać. Nawet nie mógł w całym Charlestonie znaleźć dobrze urodzonego sekundanta. Przymusił do tej posługi nieszczęsnego Jankesa, który bawi tu przejazdem.

- Brat Belle Watling ma prawo do satysfakcji.

- Wielkie nieba, Shad jest synem ekonoma twojego ojca. Na jego służbie! - John Haynes machnięciem ręki zbył słowa przyjaciela.

- Zaproponuj mu zadośćuczynienie pieniężne... - Urwał stropiony. - Bo chyba nie robisz tego dla tej... dla tej kobiety?

- Belle Watling jest lepszą niewiastą od wielu, którzy ją potępiają. Wybacz, John, ale nie masz prawa kwestionować moich pobudek. Honor wymaga satysfakcji. Shad Watling rozpowiadał o mnie kłamstwa, i dlatego go wyzwałem.

Tyle odpowiedzi cisnęło się Johnowi na usta, że prawie nie mógł wydusić z siebie słowa.

- Gdyby nie West Point...

- Chodzi ci o to, że wyrzucili mnie z Akademii Wojskowej? To tylko moje najnowsze, najbardziej spektakularne pohańbienie. - Rhett ścisnął rękę przyjaciela. - Chcesz, żebym je tu wszystkie wymienił? Zgromadziłem więcej hańb i porażek niż... - Pokiwał smętnie głową.

- Zbrzydła mi już niesława. Powinienem był poprosić kogo innego na sekundanta?

- Niech to diabli! - zaklął John Haynes. - Niech to wszyscy diabli!

* * *

John Haynes i Rhett Butler poznali się w szkole Cathecarte'a Puryeara w Charlestonie. Zanim Rhett wyjechał na studia do West Point, John Haynes zdążył dochrapać się ciepłej posadki w firmie przewozowej ojca. Gdy Rhett po wydaleniu powrócił do domu, Haynes sporadycznie widywał starego przyjaciela na mieście. Rhett częściej bywał nietrzeźwy aniżeli trzeźwy. Johnowi serce się ściskało na widok przyjaciela, który mimo czarującej powierzchowności doprowadza się do tak odrażającego, cuchnącego stanu.

John sam należał do młodych kawalerów z południowej arystokracji, którzy niejako od urodzenia hołubili postawę obywatelską. Był zakrystianem w kościele Świętego Michała i najmłodszym organizatorem balów w Towarzystwie Świętej Cecylii. Chociaż zazdrościł Rhettowi temperamentu, nigdy nie brał udziału z Rhettem i jego kompanami - „zuchami pułkownika Ravanela” - w nocnych włóczęgach po miejscowych burdelach, jaskiniach hazardu i barach.

Zdziwił się więc, gdy Butler zjawił się na nabrzeżu w biurze Haynesa i Syna, prosząc Johna o pomoc w honorowej sprawie.

- A twoi przyjaciele, Rhett? Andrew Ravanel, Henry Kershaw, Edgar Puryear?

- Sęk w tym, że ty jeden będziesz trzeźwy. Niewiele osób, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin