Tam gdzie będą zmiany, zapanuje pokój [Ainzfern] (całość).rtf

(196 KB) Pobierz

TAM GDZIE ZAJDĄ ZMIANY ZAPANUJE POKÓJ

 

AINZFERN

 

 

ROZDZIAŁ I

 

Zmiany są wieczne, nieustanne i nieśmiertelne - Artur Schopenhauer

 

 

 

Obecnie

 

W kabinie pierwszej klasy  statku handlowego , latającego między Amoi i planetami Ferderacji uderzająco piękny i doskonały Blondie siedział nieruchomo przed oknem. Błękitnymi  oczami patrzył na gwiazdy jakby wypatrywał czegoś co było poza nimi.Nawet przypadkowy obserwator zauważyłby, że myślami błądzi gdzieś bardzo daleko.

 

Bystrzejszy obserwator zauważyłby jednak jeszcze pewne drobne szczegóły. Na pierwszy rzut oka mężczyzna wyglądał imponująco, wysoki, tajemniczy, niedostępny, Elita najwyższej kasty, wdzięk i elegancja w jednym ciele. Oszałamiająco piękny, jasna skóra, pełne wdzięku ciało, szerokie ramiona i wąskie biodra. Idealna postawa.

 

Jeśli jednak przyjrzelibyśmy mu się bliżej  odkrylibymy prawdę. Każdy kto znał Amoian, a szczególnie Blondie odkryłby, że ten wciąż atrakcyjny człowiek nie czuje się dobrze. Po pierwsze jego skóra była zbyt blada, prawie kredowabiała w sztucznym oświetleniu kabiny. Niebieskie oczy wyglądały jak nawiedzone, jakby  czegoś pragnęły. Cienie pod nimi  wskazywały na wyczerpanie. Nawet wspaniały, skrzydlaty płaszcz spoczywający na jego wychudzonych barkach wydawał się zbyt obszerny.

 

No i jego postawa. Był tak niespokojny, że ręce i nogi poruszały mu się nieustannie, jakby nie był w stanie nawet przez chwilę odpocząć.

 

Blondie nazywał się Kyle Li i był szefem depatrtamentu Syndykatu do spraw Robót Publieczncyh. Potężny mężczyzna, w dojrzałym wieku, powszechnie szanowany, świadomy swojej mocy, jedyny który miał odwagę przeciwstawiać się Iasonowi Minkowi na kwartalnych konferencjach.

 

Oczywiście nie miał zbyt wielu przyjaciół, ale potrafił wyeliminować większość  swoich wrogów. "Silny charakter". Powinien teraz być w Tangurze i pracować nad tym,  żeby jego resort  otrzymał jak najwięcej środków z budżetu.

 

Ale zamiast tego był tutaj, na statku kosmicznym, zmierzającym w kierunku miejsca, w którym mogło czekać go zarówno rozczarowanie jak i śmierć.

 

Leciał w kierunku planety o nazwie Hespra.

 

Postąpił mądrze, załatwiając to przez ambasadę w Elldaren Prime. Wizyta Blondie w kolonii była bardzo drażliwą kwestią i wyrażono na nią zgodę tylko po osobistej prośbie ministra spraw agranicznych. Sir Kyle miał otrzymać samochód z kierowcą i w trakcie wizyty mieszkać w ambasadzie.Chociaż konsul zapewniał, że nie spodziewa się bezpośrednich aktów agresji zalecał ostrożność. Lepiej dmuchać na zimne, tak na wszelki wypadek.

 

W tym momencie Kyle mało to obchodziło. Musiał udać się w tą podróż. Nie miał żadnych realnych możliwości wyboru.

 

Zadrżał i  westchnął powoli, przymknął oczy, chciał zasnąć. Już pogodził się z tym, że nie potrwa to długo. Zawsze tak było. Wiedział, że bedą go męczyć koszmary, ale czuł, że ciało zaczyna być ciężkie i już przysypia. Wiedział co się wtedy zacznie dziać. Pomimo to przestał walczyć i pogrążył się we śnie, płytkim, niespokojnym, ale lepszym niż jawa.

 

A potem zaczął śnić sen, który tak dobrze znał.

 

 

 

                                               * * *

 

 

 

Miesiąc wcześniej.

 

 

...Ciepło,cicho,bezpiecznie, przyjaźnie. Jego sypialnia. W nogach łóżka siedzi jego kochanek, Kyle powoli rozpina jedwaną koszulę swojemu mlodemu partnerowi i delikatnie ją odchyla.

 

Oddech pogłębia mu się i staje się urywany, kiedy patrzy na miękką satynową skórę. Pomimo, ze palce mu drżą z pożądania  zmusza się, żeby dotykać jej powoli i delikatnie. Dla Blondie nagi kochanek jest zbyt zachwycający, żeby się spieszyć bez względu na to jak potężną ma erekcję.

 

Przerywa na chwię  przyjemną pieszczotę i patrzy w uderzjąco piękne  oczy. Jego Towarzysz ma takie piękne, takie ogromne oczy, widać w nich całą jego cudowną duszę. Mają kolor wzburzonego morza pod szarym niebem, zacienionych miejsc w jesiennym lesie. Jaśniesze w środku tęczówki na brzegach stają się ciemniejsze,  dziwnie fascynujące, a teraz wypełniała je miłość, pełna akceptacja i adoracja Kyle.

 

Blondie uśmiechna się, serce przyspiesza mu, kiedy partner odwzajemnia jego pieszczotę sięgając dłonią do gęstych blond włosów.

 

Elita przysuwa się bliżej i delikatnie zdejmuje koszulę odsłaniając gładkie ramię. Pochylając głowę przyciska wargi do obojczyka. Składa delikatne pocałunki, wędruje w kierunku ramienia, zatrzymuje się na chwilę przyciska usta do ciepłej skóry i wydycha zapach, jego ulubiony z delikatną nutą mydła i wyraźnym,atrakcyjnym akcentem piżma, słodkim i kuszącym zapachem podniecenia, reakcją na blskość Kyle.

 

Delikatne westchnienie przyjemności dobiega do jego uszu i sprawia, że cieszy się, doznając satysfakcji jak każdy dominujący samiec, który sprawia przyjemność partnerowi. Kładzie dłoń na płaskim brzuchu, a drugą  na plecach, żeby podtrzymać piękne cialo, które wygina się łuk pod wpływem leniwych pieszczot Elity oczekając na jeszcze więcej.Wędrując w dół Kyle chwyta płaską brodawkę, ssie ją delikatnie, czuje jak nabrzmiewa mu w ustach. Dłonie wplecione w jego włosy zaciskają się, dreszcz przebiega przez szczupłe ciało, chłopiec przytula się i miękki dźwięk przyjemności wydobywa mu się z gardła.

 

Rozkoszne ...uśmiech Kyle poszerza się, kiedy wędruje po gładkiej i ciepłej skórze piersi dotykając jej językiem, całując i delikatnie kąsając. Cieszy się czując jaką to wywołuje rekację u nich obu, słodki ból  podniecenia, taki ciężki i gorący między nogami, dreszcze podniecenia przebiegające ich ciała, narastajce przy każdym dotyku pragnienie spełnienia, miękkie westchnienia kochanka.

 

Potrzebują tego. Kyle uśmiecha się pięknie, kiedy odsuwa się i patrzy w piękne oczy, tak naprawdę nie całkiem zielone i nie bardzo leszczynowe. Zwierciadła dusz.  W tej chwili całkowicie bezbronne. Są tutaj, razem, sami w tym pokoju, w jedynym miejscu na świecie, gdzie nie ma niczego innego, niż to co dzieje się między nimi. Kyle Li potrzebuje tych chwil, tego kochania. To pobudza go, przywraca mu emocjonalną równowagę. Oczywiście cielesna przyjemność jest znakomita...orgazm w ramionach, w ciele  kochanka jest zawsze wspaniały, ale uczucia są jeszcze ważniejsze. Poczucie bycia pożądanym, chcianym, kochanym najbardziej ze wszystkich we wszechświecie.

 

Jest tam gdzie powinien być. Naprawdę nie jest już sam. Należy do kogoś.

 

Czegoś takiego wypierał się przez całe życie. Kręci głową i uśmiecha się smutno, kiedy wyciągna się ponad ciałem kochanka wsuwając kolano między jego  uroczo rozłożone uda. Jakim był durniem, teraz już wie, rozumie jaki był głupi.

 

I rozpaczliwie samotny.

 

To przeszłość. Kyle zauważa, że jego chłopiec unosi głowę i natychmiast  całuje go szybko, zmysłowo. Szczupła noga obejmuje od tyłu kolano Elity i przyciąga tak, żeby ich twrade penisy znalazły się na tym samym poziomie. Kyle rozumie, z zapałem zaczyna całować spijając słodycz z ust, delikatnie dotykając języka. Przerywa pocałunek, przesuwa się znowu i wtula twarz w piękną szyję, której gładka skóra wręcz błaga o zainteresowanie.

 

Drżący kochanek przytula się do potężnego ciała i obejmując szerokie ramiona zaczyna powoli poruszać biodrami ocierając się przy każdym ruchu.

 

- Kocham cię - szepcze i serce Blondie wypełnia się szczęściem - Tak bardzo cię kocham, Kyle.

 

Kyle przyciska usta do miękkiej skóry koło ucha - Wiem, że tak - jego oddech wywołuje dreszcze u chłopca - Chcę, żebyś wiedział, że cię uwielbiam.

 

- Tak?

 

Kyle delikatnie zaciska usta na białym płatku ucha, a potem językiem koi ten maleńki ból - Jesteś mi tak bliski...tak cenny - szepcze wśród jęków przyjemności. Obejmujące go dłonie zaciskają się zaskakująco mocno, przyciągające go biodra zaczynają poruszać się szybciej - Będziesz ...będziesz ze mną. Na zawsze.

 

- Na pewno?

 

Z jekiegoś niewytłumaczalnego powodu serce Kyle przyspiesza.

 

- Zostanę z tobą na zawsze, Kyle? Nie porzucisz mnie?

 

Nagle wydaje mu się, że cialo, które trzyma staje się zimne i ciężkie. Mroźny wiatr wdziera się do pokoju, a z nim poczucie osamotnienia i zapach śmierci.

 

Blondie unosi głowę i patrzy na kochanka ...

 

Wyje, ten straszny krzyk bólu i cierpienia wydziera się z jego piersi, kiedy widzi co trzyma w ramionach. Wstrząsa nim zgroza i obrzydzenie, zamiera w szoku i przerażeniu nie mogąc się ruszyć, nie może przestać patrzeć.

 

Tak bardzo chce, Boże, jak bardzo chce odwrócić wzrok.

 

Tam gdzie poprzednio leżało ciepłe, młode ciało spoczywa straszliwy wrak, trup o skórze jak pergamin pokrywającej kruche kości. Ponętne usta zastygły w bolesnym grymasie, puste oczodoły patrzą na niego z wyrzutem.

 

- Nie ... - szepcze prawie obłąkańczo potrząsając głową - Nie, nie Sash! - krzyczy i kaszle z zaciśniętymi w pięści dłońmi,mięśniami napiętymi do granic wytrzymałości - Sash! Saaash!

 

- Sash - krzyk jeszcze nie przebrzmiał, kiedy mężczyzna budził się zupełnie.Trzęsącący się z zimna, zlany potem, Kyle Li próbuje się opanować. Drżącymi dłońmi pociera twarz, a potem sięga do szafki nocnej i zapala lampę.

 

Przez jakiś czas siedzi, czekając, aż zimny pot zniknie, a dłonie przestaną mu drżeć.

 

Czeka jak zawsze, każdej nocy, żeby opuściło go to straszne napięcie, niewytłumaczalne uczucie straty  i pustki w duszy. W końcu unosi dłonie i odsuwa  z twarzy zmierzwione blond włosy, jeszcze raz przeciera oczy i z rozpaczą sięga po zegarek.

 

Wzdycha sfrustrowany, znowu obudził się o tej samej porze.

 

Trzecia rano. Znowu.

 

Już nie pamięta kiedy ostatni raz spał dobrze. Ten nieszczęsny koszmarny sen wraca do niego w kółko...To co kiedyś było rzadkością, nieprzyjemną, ale traktowaną jako nieważną i szybko odrzucaną dzieje się teraz co noc.

 

Zaczęło się wkrótce po tym gdy był świadkiem, jak jego brat-Elita, Tahna Lam, Blondie równy mu statusem, w sposób całkiem nietypowy rozkoszował się miłością w objęciach ministra Federacji  Cheya Neesona. Jeśli Kyle miałby  być zupełnie szczery zaczął śnić  tej samej nocy.

 

Kompletnie wyczerpany i zupelnie rozbudzony westchnął sfrustrowany i odrzucił kołdrę jednym ruchem ręki. Wysunął się z łóżka, założył szlafrok i zaskakująco cicho jak na tak wielkiego człowieka przeszedł do salonu, zbliżył się do okna i  zaczął przyglądać się leżącej poniżej panoramie Tangury. Stał z twarzą bez wyrazu, jego błękitne oczy wpatrywały się w noc.

 

Rozmyślał tak jak zawsze.

 

Nie mógł zaprzeczyć, że stało się to przymusem. Te sny, to uczucie, że coś było nie tak, ciągły ból  i samotność narastały z dnia na dzień. Nie mógł już z tym walczyć, nie potrafił tego ignorować.

 

Brak snu i prawdziwego wypoczynku też  mu w  tym nie pomagały.

 

Kyle nie był głupcem. Uśmiechnął się sardonicznie patrząc na swoje upiorne odbicie w szybie. Wielu z jego braci Elit mogłoby się nieźle ubawić, kiedy dowiedzieliby się z jakiego powodu tak wygląda.

 

Popełnił błąd.

 

Zacisnął szczęki czując narastający wewnątrz chłód. Niełatwo było się do tego przyznać, nawet przed samym sobą, ale była to prawda.

 

Wiedział o tym

 

To nieszczęsne małe stworzenie o zmysłowych, pięknych, pełnych ognia i emocji oczach... Kyle trzymał je zbyt długo. Oczywiście tylko z powodu wyjątkowych cech fizycznych Zwierzę było wiele warte i dlatego Elita nie chcił go wyrzucać, ale musiał przyznać, że to położyło cień na jego zachowaniu i spowodowało takie sentymentalne zachowania. Stanowczo trzyma go zbyt długo.

 

Teraz już wiedział, że to był błąd . Przyzwyczaił się do obecności tego stworzenia w swoim życiu i to zachwiało jego postawę odpowiednią dla jego pozycji. Niby  bzdura, ale najwidoczniej  w tym przypadku brzemienna w skutki.

 

Blondie spojrzał krytycznie na swoje odbicie w szybie. Był Elitą z najwyższej kasty ... i mała aberracja podświadomości tego nie zmieni. Przywiązał się do swojej Zabawki, ale to minie z upływem czasu jeśli będzie to lekceważył. Nie ustąpi, przeżyje tą....anomalię dzięki swojej potężnej woli.

 

Jego była Zabawka, stworzenie nazywane Sash została usunięta z domu dziwięć miesięcy temu. Mebel Kyle, małomówne idywiduum o imieniu Deel z właściwą sobie dokładnościa wypełniło polecenie pana. Wszystko co należało do Sash, kiedy był domownikiem zostało usunięte. Obroże, perfumy, bizuteria i ubrania. Wszystko. Nie pozostał po nim żaden ślad w apartamencie w Eos ani w rezydencji w Apatii.

 

Tak powinno się stać, Kyle nie miał co do tego żadnych wątpliwości, jego niewłaście wyobrażenia też do nich wkrótce dołączą. Trwały już wystarczająco długo i miał nadzieję, że się skończą.

 

Uspokojony odwrócił się od okna i ruszył w kierunku sypialni. Spróbuje znowu zasnąć, chociaż na godzinę, przed nim nowy dzień, być może ten w którym odzyska spokój i kontrolę?

 

Kolejny raz zignorował to co się działo.

 

Tak jak  robił to w każdej minucie, każdego dnia od dziewięciu miesięcy.

 

 

 

ROZDZIAŁ II

 

 

- ...odraczamy, Panie Przewodniczący?

 

Kyle Li zmarszczył brwi, przez chwilę miał wrażenie, że głos dobiega do niego z jakiejś wielkiej odlgłości.Otrząsnął się i skupił na grupie Blondie i Platyn siedzących wokół stołu w sali konferencyjnej, z dezaprobata i niemal wrogo spojrzał na wpatrzone w niego zaniepokojone twarze.

 

Z satysfakcją zauważył, że pod wpływem groźnego spojrzenia wszyscy obecni natychmiast zaczęli patrzeć na niego z obojętnymi minami  - Powtórz, Gelane - powiedział szorstko do Platyny.

 

Z twarzą pozbawioną jakichkolwiek emocji szef podsekcji Gealne Dar skłonił  się z szacunkiem  i powiedział płynnie - Poprosiłem o odroczenie, skoro porządek obrad został zakończony.

 

Dzięki ogromnej sile woli i dużej dawce instynktu samozachowawczego  Kyle zachował kamienną twarz, ale żołądek zaciążył mu jak kamień.

 

Spotkanie się skończyło?

 

Nic do niego nie dotarło. Siedział u szczytu stołu od czterdziestu pięciu minut, przewodniczący każdej sekcji przedstawił  swoje miesięczne wyniki i wskaźniki wydajności, a on wątpił czy mógłby powtórzyć chociaż jedną liczbę. Pamiętał, że od czasu do czasu kiwał głową, jakby pod działaniem automatycznego pilota, ale...

 

Jego myśli były gdzie indziej. Przy miękkiej, ciepłej i slodkiej jak miód skórze. Okrzykach radości  przywoływanych przez pamięć i tych cudownych oczach nie do końca zielonych i nie całkiem leszczynowych.

 

To nie było dobre.

 

Nie był w stanie skupić się na spotkaniu ze współpracownikami...To było nie do zniesienia.

 

Pokrywając swoje zmieszanie uniósł brodę w wyniosłym geście i rozejrzał się po zebranych - Oczywiście możemy odroczyć i sporządzić protokół, kończymy na dzisiaj.

 

Gelane skinął głową - Tak, sir Kyle.

 

Padły ciche słowa pożegnania, kierownicy działów wstali, ukłonili się mu z szacunkiem i wyszli, został tylko Gelane skrupulatnie układający notatki.

 

Kyle zrobił wolny wdech i ignorując Platynę wstał, odwrócił się od stołu konferencyjnego i podszedł do okna wychodzącego na miasto rozciągające się daleko, poniżej Wieży Jupiter. Stał swobodnie, z rękami luźno splecionymi na plecach, przez  chwilę, kiedy jego twarz był odwrócona od Gelane pozwolił sobie na luksus  bolesnego grymasu z powodu zaniepokojenia, które odczuwał cały czas.

 

Być może jeśli będzie ignorował to wystarczjąco długo...

 

- Sir Kyle? - odezwał się nieśmialy głos.

 

Odwracając się Kyle przybrał swoją zwykłą maskę - O co chodzi Gelane?

 

- Um ...- Gelane odchrząknął czując się wyraźnie nieswojo - Zarząd poprosił  mnie o rozmowę z tobą, sir.

 

Z napiętymi obronnie mięśniami Kyle spojrzał wprost na niego - W jakiej sprawie, Gelane? - zapytał niskim, złowrogim tonem.

 

Gelane przełknął ślinę i wytrzymał to spojrzenie - Kyle - westchnął głeboko, pomijając honorowy tytuł, nadal był spięty, ale w jego głosie brzmiala troska - Znamy się od dawna, prawda?

 

Zapadła cisza, Kyle skinął głową .

 

Gelane uśmiechnął się - Biorąc to pod uwagę, kierownicy działów i to nie tylko moich poprosili mnie, żebym z tobą porozmawiał.

 

- Jeszcze raz zapytam - Kyle zacisnął wargi - O czym?

 

Przypatrując mu się uważnie Gelane potrząsnął głową - Czy ...czujesz się dobrze, sir Kyle? - zapytał cicho - Zespół chciałby wiedzieć czy wszystko jest  w porządku? Jest dla nas jasne, że od kilku miesięcy nie jesteś sobą.

 

- Uważaj Gelane - padła stanowcza odpowiedź, Kyle poczuł, że się  czerwieni - Wyrzucałem ludzi z błahszych powodów.

 

- Jestem tego w pełni świdomy - Gelane spojrzał na niego ponuro i zamilkł na chwilę  jakby zbierał myśli, potem podszedł bliżej i  powiedzia cicho - Nie robię tego tylko z powodu ich nalegań, sam szukałem okazji do rozmowy z tobą na osobności. Czekałem kilka miesięcy na odpowiedni moment, żeby zająć się tą sprawą.

 

- Ta ... sprawa - powtórzył chłodno Kyle. Spod zmrużonych powiek oceniał Platynę, to prawda, że od dawna znał tego człowieka, polubił go na gruncie zawodowym i towarzyskim, doceniał wysoki standard jego pracy, a prywatnie uważał za bardzo sympatycznego. Jednak biorąc pod uwagę zuchwałość, którą okazał mu teraz, być może zbyt pochopnie pielęgnował tą znajomość ...a to dało Platynie możliwość integerencji w jego prywatne sprawy - Sądzisz Gelane, że możesz się ze mną aż tak spoufalać?

 

Platyna wzruszył ramionami w wymownym geście - Będę brutalnie szczery i przypomnę ci, że od dość dawna przestajesz uważać na spotkaniach po dziewięciu minutach od ich rozpoczęcia - powiedział z zawziętą miną - To wszystko co zauważyłem.

 

Kyle nabrał głęboko powietrza i odwrócił się do okna, żeby ukryć zdenerwowanie,chociaż nie był w stanie zamaskować napięcia swojego ciała.

 

Całkowicie tym niezrażony Gelane westchnął cicho i kontynuował - Mam nadzieję, że nie zamierzasz uwłaczać mojej inteligencji próbując zaprzeczyć?

 

- Nie - padła lakoniczna odpowiedź.

 

- Chodzi o to - kontynuował Gelane - że jeśli byłby to odosobniony przypadek, to możnaby to zignorować. Nawet niesamowicie skoncentrowany, sir Kyle Li może mieć zły dzień. Ale...to nie stało się po raz pierwszy.

 

Kyle odwrócił się nieco i sporzał na Platynę.

 

Gelane zauważył zmianę wyrazu jego twarzy i skinął głową, popatrzył z powagą - Ty zdajesz sobie z tego sprawę?

 

Kyle patrzył na niego w milczeniu.

 

- To nie jedyne oznaki na które zwróciliśmy uwagę - Gelane  potrząsnął głową i zmarszczył czoło - Źle wyglądasz, Kyle, myślę o twoim wyglądzie. Jesteś wyczerpany, masz cienie pod  oczami, jesteś zbyt blady i schudłeś.

 

Wargi Kyle wygięły się pogardliwie - To by było na tyle, Gelane - syknął.

 

- Tak, Kyle - Gelane cofnął się, Kyle napotkał jego bezkompromisowe sporzenie - Pozwolę sobie zapewnić cię, że pomimo to zespół nadal cię szanuje, ale obawiamy się, że nie czujesz się dobrze i potrzebujesz pomocy. Nie chodzi nam tylko o twoją pracę, ale o twoje życie...Jeśli  jesteś chory, zwróć się o pomoc.

 

Kyle spojrzał hardo, wyprostował się i rzucił Gelane nieprzyjazne spojrzenie - To wszystko? - zapytał zjadliwie ze złością w oczach - Skończyłeś swój kawałek?

 

Gelane skinął głową, sprawiał wrażenie kogoś kto poniósł porażkę - Tak - odpowiedzial cicho. Mam szczerą nadzieję, że to rozważysz.

 

- Och, zapewne - Kyle zrobił głęboki wdech i spokój powrócił otaczając go jak pancerz - Możesz odejść Gelane - uśmiechnął się chłodno - Bez wątpienia masz jeszcze wiele do zrobienia.

 

Skinąwszy krótko głową Gelane odwrócił się i wyszedł bez słowa.

 

Po jego wyjściu Kyle ponownie odwrócił się w stronę okna z szeroko otwartymi i nic niewidzącymi oczami. Był w dziwny sposób zaniepokojony tą rozmową, zacisnął dłonie w pięści, oddychał szybko, na twarz napłynął mu rumieniec.

 

Był niezadowolony, ale to co naprawdę go niepokoiło to to, że nie wiedział czy wynikało to ze złości czy ze zdenerwowania. Nie mógł tego określić.

Westchnął sfrustrowany, odwrócił się i wyszedł z pokoju, jego ciężki plaszcz falował w rytm szybkich kroków.

 

Rada dyrektorów chciała mu pomóc?

 

Jak śmieli? Jak oni śmieli?

 

Nie było nic złego w tym, że ostatnio był roztargniony. Był zmęczony, to wszystko. Sypiał niespokojnie, pracował zbyt ciężko, miał za dużo obowiązków. Ze złością zacisnął wargi, może pomoże mu urlop.

 

Niech sprawdzą czy mieli rację, ci niewdzięczni, osądzający go szakale. A źródło niepokoju? Sny? Cóż, to tylko kwestia cierpliwości. Proste. Tymczasowa aberracja wywołana przepracowaniem. Zabawka, która tak zaabsorowała jego myśli zniknęła i nigdy nie wróci, więc jeśli będzie cierpliwie znosił tą śmieszną tęsknotę, to na pewno i ona zniknie, a wraz z n...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin