JACEK KACZMARSKI
RAJ
1. STWORZENIE ŚWIATA
Stworzenie świata nie przychodzi łatwoPierwszego dnia pierwszego dniaOddzieliłem tylko od ciemności światłoI Ziemi nadałem kształtZdecydowałem co złe być ma co dobreA to był całej rzeczy zaczynPo czym uznałem dzieło swe za mądreNa tym się skończył pierwszy dzień mej pracy
W działaniu trzeba poznać kolej rzeczyDrugiego dnia drugiego dniaDzieliłem wody tak by niebo sklepićZ jednego świata uczyniłem dwaTak kształt materii dążył z myśli prądemGdy z nieba w morza poszły deszczu strugiPo czym uznałem dzieło swe za mądreNa tym się skończył pracy mej dzień drugi
W tworzeniu szkodzi marzeń niecierpliwośćTrzeciego dnia trzeciego dniaPowoli kształty ziemskiego tworzywaDobyłem z oceanów dnaDałem bogactwo roślin w owoc płodnychCo bezmiar życia na ziemi roznieciPo czym uznałem dzieło swe za mądreNa tym się skończył pracy mej dzień trzeci
Panować światu to sekrety mnożyćCzwartego dnia czwartego dniaSypnąłem gwiazdy w ciemność ziemskiej nocyI słońce w jasność dniaW ruch poszły wszystkie pełnej władzy żądneDzień ruszył w pościg za nocą upartyPo czym uznałem dzieło swe za mądreNa tym się skończył pracy mej dzień czwarty
Przepych określa panowania zasięgPiątego dnia piątego dniaNiebo ozdabiam w klucze plemion ptasichOżywiam morskie dnaPtak się upaja traw rozgrzanych swądemWszelki stwór morski wśród fal się przewracaPo czym uznałem dzieło swe za mądreNa tym się skończył piąty dzień mej pracy
I nie ma władzy bez czci i pokorySzóstego dnia szóstego dniaPoszły zwierzęta dzikie w ziemskie boryI człowiek taki jak jaKobietę zmysły i myśli ma swobodneKtóre gdy trzeba ujść mogą przez ustaPo czym uznałem dzieło swe za mądreNa tym się skończył pracy mej dzień szósty
Oto porządek nie do zastąpieniaWszelkie istnienie żyje swoim toremCzłowiek panuje wszelkiemu istnieniuWładzę nad sobą uznając z pokorąSiódmego dnia siódmego dniaOgarnął wszechświat jasny żar południaStworzywszy w tydzień rajski światOdpoczywałem przez cały dzień siódmy
2. SPRAWOZDANIE Z RAJU
W raju tydzień pracy trwa trzydzieści godzinpensje są wyższe ceny stale zniżkująpraca fizyczna nie męczy, wskutek mniejszego przyciąganiarąbanie drzewa to tyle co pisanie na maszynieustrój społeczny jest trwały a rządy rozumnenaprawdę w raju jest lepiej niż w jakimkolwiek krajuNa początku miało być inaczejświetliste kręgi chóry i stopnie abstrakcjiale nie udało się oddzielić dokładnieciała od duszy i przychodziła tutajz kroplą sadła nitką mięśnitrzeba było wyciągnąć wnioskizmieszać ziarno absolutu z ziarnem glinyjeszcze jedno odstępstwo od doktryny ostatnie odstępstwotylko Jan to przewidział: zmartwychwstaniecie ciałemBoga oglądają nielicznijest tylko dla tych z czystej pneumyreszta słucha komunikatów o cudach i potopachz czasem wszyscy będą oglądali Bogakiedy to nastąpi nikt nie wieNa razie w sobotę o dwunastej w południe syreny ryczą słodko i z fabryk wychodzą niebiescy proletariusze pod pachą niosą niezgrabnie swe skrzydła jak skrzypce
3. BAL U PANA BOGA
Na bankiecie u Pana Zastępów Wszystko płynie i gra pachnie i lśni Wygwieżdżony jest strop firmamentów I w parkietach ze szkła galaktyką skrzy Stoły pełne arcydzieł stworzenia Ryb obfitość i miąs owoce i chleb Usta śmieją się drżą podniebienia I docenia się to że się jest sługą nieb
A sam Bóg pośród sług gdyby mógł to by śpiewał że Szał będzie trwał świat się stał więc nalewa i Rad tworzy ład białych szat i aureol...
Nie wypił ktoś za blask Wzrok w parkiet wbił Gdzie w ciszy gwiazd Pod niebem ziemia się powoli wyłania Myśl się wysnuwa I żąda słów a Tu Tymczasem
Na bankiecie uśmiechy szerokie I wiruje wśród ścian piór biały puch Do nikogo nie staje nikt bokiem I aż gęsto od słów nieważkich słów Stwórca poszedł już wprawdzie lecz przecież Pozostawił nam stół parkiet i świat W jakimż będzie wspanialej nam świecie Skoro czeka nas tu wieczysty ład
Póki co wierzyć w to co powiedzą nam oczy nie Wstyd chwalić byt skoro świt nas otoczył...
Ktoś z nas nie myśli tak Nie mówi nic Byt mu nie w smak Zaszkodził kawior mu czy głowę ma słabą Patrzy pod nogi W parkiecie żłobi Znak Przez który
Na bankiecie spojrzenia ostrożne Ważne staje się kto stoi i gdzie Nie wiadomo skąd myśli bezbożne Wokół aureol mkną czy chcesz czy nie
Koniec snu bowiem tu już nie będzie spokoju więc Znów zamęt głów chaos słów paranoja i Strach bowiem tu już nie będzie spokoju więc Strach bowiem tu już nie będzie spokoju...
4. PRZESŁUCHANIE ANIOŁA
Kiedy staje przed nimiw cieniu podejrzeniajest jeszcze całyz materii światłaeony jego włosówspięte są w pukielniewinnościpo pierwszym pytaniupoliczki nabiegają krwiąkrew rozprowadzająnarzędzia i interrogacjażelazem trzcinąwolnym ogniemokreśla się granicejego ciałauderzenie w plecyutrwala kręgosłupmiędzy kałużą a obłokiempo kilku nocachdzieło jest skończoneskórzane gardło aniołapełne jest lepkiej ugodyjakże piękna jest chwilagdy pada na kolanawcielony w winęnasycony treściąjęzyk waha sięmiędzy wybitymi zębamia wyznaniemwieszają go głową w dółz włosów aniołaściekają krople woskutworzą na podłodzeprostą przepowiednię
5. STRĄCENIE ANIOŁÓW
Chóry śpiewały chóry śpiewały chóry śpiewały milczał głosKtóry powinien wszystko wyjaśnićSzły tłumy białe szły tłumy białeNad umowną krawędź przepaściNad umowną krawędź przepaściNad umowną krawędź przepaści
Tam stali oni tam stali oni tam stali oni i stał onSkrzydła im ścierpły w długiej niewoliA wokół skroni a wokół skroniNie mają już aureoliNie mają już aureoliNie mają już aureoli
Udowodniono udowodniono udowodniono wszystkim buntI wszyscy dzisiaj będą strąceniW twarzach znajomych w twarzach znajomychNie blask niebiański się mieniNie blask niebiański się mieniNie blask niebiański się mieni
Niektórzy dumnie niektórzy dumnie niektórzy dumnie prężą karkGdy w dół ich miecz ognisty spychaTłumaczą w tłumie tłumaczą w tłumieNie duma to lecz pychaNie duma to lecz pychaNie duma to lecz pycha
Niektórzy płaczą niektórzy płaczą niektórzy płaczą krzyczą w głosIch wrzask zagłusza chór anielskiNiektórzy skaczą niektórzy skacząChcą być przeklęci pierwsiChcą być przeklęci pierwsiChcą być przeklęci pierwsi
Ostatni spadnie ostatni spadnie ostatni spadnie pierwszy z nichCzerniejąc w locie po koronęPo nim zostanie po nim zostanieBiel tłumu głos stłumionyBiel tłumu głos stłumionyBiel tłumu głos stłumiony
Więc egzekucja więc egzekucja więc egzekucja dokonanaAnioł szatanem nazwie brataNa chwałę Pana na chwałę PanaNa chwałę Pana na chwałę PanaI wieczną rozpacz świataI wieczną rozpacz świataI wieczną rozpacz świata
6. WŁADCA CIEMNOŚCI
Nie ból a bunt nas łączy Armio AniołowaOdarta z piór powietrza pędemNie lęk a gniew prócz skrzydeł rogi nam hodowałZadarty pogardliwie chwostNie żal a żar wypali w ziemi kazamatySkąd waszą wolą rządzić będęNie blask a ćma ogarnie przestwór tego świataW ciemnościach lepiej słychać głos
Otwórzcie rzekom drogęNiechaj pluną w twarz kamieniomWypuśćcie wichry w wodęNiech się oceany pieniąSzykujcie wielki ogieńNiech gotuje się pod ziemiąAż przyjdzie czas, aż przyjdzie czas!
Kołyszmy wielkie drzewa, przetaczajmy góryOdziani w błyskawicy blaskOgłuszmy hukiem w chmurach oniemiałe chóryNie śpiew a wrzask! Nie śpiew a wrzask!Szykujmy dla człowieka jego świat prawdziwyZwierzęcą ból, zwierzęcy strachPrzepaście, szczyty, piachy, bagna i pokrzywyNiech raj ogląda tylko w snach!
A stanie się istotą w czynach niepojętąI będzie Alfą i OmegąZłamaną, władczą, mądrą, twardą, dziką, świętąU nieba bram, u piekła bramOn diabłu będzie służył, klęknie przed aniołemI obu zdusi jedną rękąA potem zniszczy to co stworzył trudem i mozołemZostanie sam!Zostanie sam!
7. WYGNANIE Z RAJU
- Chodziłeś po dolinach i ogrodachNajdoskonalszy swego władcy twórKwiatowy pył osiadał ci na stopachTwarz chłodził tresowany wiatrZwierzęta grzały cię puszystą sierściąW źrenicy tańczył strumieni błyskA w zamian za to tylko posłuszeństwoUległość wobec PanaWięcej nicTylko pokora wobec bezwzględnego niebaMiłość do tego tylko co potrzebaA ja nie mogłam bezczynnością żyć upojnąI zrobiłam to czego nie wolno
- Zrobiłaś - to się daje odczućKaleczę sobie palce na kamieniachA plecy jeszcze czują Archanioła mieczI płaczesz idąc w dół po zboczuU mojej szyi płaczesz ze zmęczeniaI nie masz nawet sił na starcie brudnych łez
- Dałam ci rozkosz- Dałaś ból- Dałam ci dumę- I wstyd- Więc powiedz po co jeszcze każesz mi iść z sobąSkoro nie cierpisz mnie i drwisz?
- Utraciłem raj- Więc po bezdrożach pójdziesz nie czekając cudu- Utraciłem raj- I będziesz walczył o każdy życia dzień- Utraciłem raj- Na próżno czekać będziesz końca swoich trudów- Utraciłem raj- Nie będziesz miał nikogo oprócz mnie
- Utraciłam raj- Do końca nie zapomnę ci tej winy- Utraciłam raj- Będziesz cierpiała razem ze mną licząc dni- Utraciłam raj- I będę bił cię będę krzywdził bez przyczyny- Utraciłam raj- Jesteś słabością moją więc mi dodaj sił
- Pomóż mi przejść przez strumieńRękę daj- UtraciliśmyUtraciliśmyUtraciliśmyRaj
8. PUSTY RAJ
W pustym raju dni po wygnaniuStwórca trawi na długich spacerachNocą leży na chmurnym posłaniuJasność własna sen mu odbieraSwoich praw się uczy na pamięćSam ich musi przestrzegać by trwałyW pustym raju niebo jak kamieńPusty raj jest dla Stwórcy za mały
A ludzi dwojeW świecie brodziAdam polujeEwa dzieci rodzi
W pustym raju powietrze kwaśneJałowieje nietknięta ziemiaZarastają ścieżki ostatnieNikt nie zbiera owoców stworzeniaW wielkiej ciszy prócz kroku swojegoSłyszy Stwórca rytm uporczywyZ drzewa wiedzy dobrego i złegoLecą jabłka w wysokie pokrzywy
A tam deszcz padaWichry żałosneAdam ma katarEwa sieka czosnek
W pustym raju archanioł GabrielMiecz ognisty czyści od świętaTo przed Panem wypręży się nagleTo postraszy z nudów zwierzętaTowarzyszy Stwórcy w przechadzkachLecz nie może Go bawić rozmowąŻadną myślą zaskoczyć znienackaObaj myślą wszak jednakowo
Na ludzkim lądzieNagle już starzyAdam wciąż błądziEwa ciągle marzy
W pustym raju czas przejął władanieStwórca czeka z rękami wzdłuż ciałaPanujący światu skazaniecDożywocie wyłącznej chwałyŻycie Pana jest wiecznym czuwaniemWśród niewysłowionych problemówW pustym raju cokolwiek się stanieZawsze stanie się przeciw Niemu
9. WIEŻA BABEL
Spójrz w dół Gabrielu ArchanieleGdzie tłum swój nowy wznosi chramNa bezprzykładny ich wysiłekGdy chcą w nadludzkim arcydzieleDorównać nam przez chwilę
Gdy w dół biegają i do górySpajając ciężkie głazy krwiąNa swym wspaniałym wspólnym kopcuBez żadnej kłótni awanturyRadośni są i mocni
Że wszyscy mają język jedenBy nim wyrazić jedną myślTacy się widzą piękni mądrzyZbyt szybko chcą osiągnąć EdenI miarą swą świat sądzić
Nie muszę nawet palcem ruszyćBy w prochy ziemi wetrzeć prochBo piorun rękę moją zdradziCzłowiek zagładę nosi w duszyWystarczy go przerazić
Odbiorę bratu brata językI koniec zgody Tłumiąc głosBędę się zdradzać śledzić kumaćNa mnie polegać we mnie wierzyćWszak to ich los i duma
Patrz teraz Dłonie im opadłyI już nie rozumieją słówWieża osuwa się w mrowiskoNiech cię nie mierzi ich szkaradnośćSpójrz znówJuż czysto
10. HYMN
Kto w twierdzy wyrósł po co mu ogrodyKto krew ma w oczach nie zniesie błękituSytość zabije nawykłych do głoduMyśl upodlona nie dźwignie zaszczytów
Kto się ukrywał szczuty i tropionyNigdy nie będzie umiał stanąć prostoZawsze pod murem zawsze pochylonyChyba że nagle uwierzy w swą boskość
...
Gabrysiania1602