Gwiazdowski Wiesław - Sprawiedliwi inaczej.rtf

(44 KB) Pobierz
Autor: WIESŁAW GWIAZDOWSKI

Autor: WIESŁAW GWIAZDOWSKI

Tytul: Sprawiedliwi inaczej

 

Z "NF" 9/98

 

 

   Pamiętam mówił: Ach, chciałbym sobie postrzelać, wiesz

   Do dziewczyn na ulicy, w biały dzień, teraz

   Nie do zwykłych dziewczyn, ale do tych najpiękniejszych

   Chciałbym patrzeć im w oczy

   Jak marnieją i więdną.

                            TO NIE BYŁ FILM - MYSLOWITZ

 

   1.  Zegar wybił dwudziestą pierwszą.

   Za oknami padało. Strumyki spływały ku obramowaniu i

niżej, poprzez parapety, z dwudziestego drugiego piętra w

dół. Na wypieszczone trawniki i chodniki z białych i

czerwonych kostek.

   - Opowiedz nam coś, dziadku.

   Odwróciłem głowę od okna i okręciwszy fotel, spojrzałem na

czwórkę wnuków. Identyczne jak odbicia w lustrze. Gdyby nie

implanty wszczepione pod skórę na czołach, nie wiedziałbym,

które jest które.

   - O czym chcielibyście posłuchać? - zapytałem, bujając się

w obitym sztuczną skórą fotelu. - O wojnie? O pokoju? O

dobru? O złu? A może o prawdzie i kłamstwie?

   - O sprawiedliwości - odparły chórem.

   - Ale coś, czego jeszcze nie słyszeliśmy - dodała Ismena.

   - Dobrze, ale musicie być grzeczne.

   - Tak, tak.

   - A potem lulu, rozumiemy się?

   Minęła minuta, nim się zgodziły. Gdybym im pozwolił, całą

noc przesiedziałyby przed telewizorami. Każde miało swój

pokój i odbiornik, a mimo to wolały oglądać wspólnie, w

jednym pomieszczeniu. Najstarsza Ismena, o rok młodsza

Adaila, potem Dawid i najmłodsza Merita. Mając osiem lat

potrafiła konwersować jak dorosła pannica.

   - Mów już, dziadku - ponaglił Dawid.

   - Czekamy - zawtórowały dziewczynki.

   - Dobrze. A więc... działo się to w ostatnich dniach

minionego tysiąclecia, gdy władze i sędziowie zrozumieli, że

przestępców nie należy karać. Zaczytani w najokrutniejszej z

ksiąg podyktowanych człowiekowi przez Boga postanowili Bogu

zostawić sprawiedliwość. Większość z nich była ateistami. 

   Merita zaśmiała się, przykładając piąstki do buzi.

   - Nie przerywaj - fuknąłem ostro.

   - Dziadku?

   Ach, ten proszący, niewinny głosik. I te zielone,

przepastne ślepka. Już niebawem mogłaby mieć świat u swych

stóp. Tak samo jak Adaila i Ismena. Dawid również.

   - W tamtych latach popularne były czarne marsze, podobne

organizują teraz sadomasochiści chcący zalegalizować hard-

happeningi z dziećmi. Ci przynajmniej mają szanse, że ich

żądania zostaną spełnione. Wówczas z czarnych marszów nikt

sobie nic nie robił. Spowszedniały.

   - To wszystko jest przecież w komputerze, dziadku! -

przerwała Adaila. - Przejdź do rzeczy.

   Miałem ją skarcić, gdy wtrąciła się Merita.

   - Zrobić ci herbatę, dziadku?

   Powstrzymałem się przed wybuchem. Kazałem im siedzieć

cicho, wiedząc, że tego nie uczynią. Takie już były.

   Merita wstała z podłogi i odmaszerowała do kuchni.

Wróciłem do przerwanego wątku.

   - Czarne marsze wiążą się z moją opowieścią. Jeden z nich

zorganizowali przyjaciele studenta zamordowanego przez dwóch

piętnastolatków. Zginął od uderzeń kijami bejsbolowymi.

   - Należeli do jednej drużyny? - zainteresował się Dawid.

   - Nie. W owych czasach kije wykorzystywno do bicia i

wykonywania wyroków. Pojawiły się nawet plakaty reklamujące

je jako skuteczny rodzaj broni.

   - Wypróbowałeś je, dziadku?

   - Nie powiem tak, nie powiem nie. Wróćmy do opowieści.

Wszystko zaczęło się od wyroku, który niezawisły sąd orzekł

wobec owych piętnastolatków. Zostali skazani na sześć

miesięcy poprawczaka.

   - To godne pochwały - stwierdziła Ismena.

   - A jakie było uzasadnienie wyroku?

   - Nie było uzasadnienia. Sąd je utajnił.

   - Może student był winien? - zapytała Adaila.

   - Co przez to rozumiesz?

   - Że to on zaczął bójkę. I dostał za swoje.

   - Podejrzewam, że sąd wziął to pod uwagę, nie podano

jednak podobnych rewelacji do publicznej wiadomości. Sprawcy

o niczym takim nie wspominali. Byli pod wpływem alkoholu i

szukali zaczepki. Po to za zgodą rodziców kupili kije

bejsbolowe.

   - Więc ktoś jednak grał w futbol - ucieszył się Dawid.

   - Raczej nie. A co do twego pytania, Adailo, to

stwierdzono, że student nie był uzbrojony.

   - I to był jego życiowy błąd - zauważyła Merita, podając

mi filiżankę. - Mocna, z dwiema kostkami cukru. Jak lubisz.

   - Dziękuję.

   - Nie ma za co. Zrobiłam ją z przyjemnością.

   Ciekawe stwierdzenie.

   - Minęło pół roku od ogłoszenia wyroku i zabójcy studenta

wyszli na wolność. Gazety zamieściły zdjęcia powitania z

krewnymi i znajomymi, były także wywiady. Zabójcy dziękowali

wymiarowi sprawiedliwości, pozdrawiali kuratorów i

przyjaciół z poprawczaka. Obiecali zająć się następnymi

studentami. Podobno w żartach.

   - Godne naśladowania poczucie humoru - zauważyła Ismena.

   - Znaleźli się naśladowcy.

 

   2.  Wowa popatrzył na Pietkę, a Pietka popatrzył na Wowę.

   - No i? - zapytał Wowa Pietkę.

   - Lepiej mi, cholera, jak Boga kocham. Kurwa mać.

   Z podziwem spojrzał na umazany krwią kij i uniósłszy go

do ust, ucałował z czcią.

   - Jesteś mi jak brat - szepnął czule i z rozmachem

przyłożył wijącemu się u stóp chłopakowi.

   - Bóg was pokarze - wymruczała ofiara.

   Podeszwa nr osiem wcisnęła jej groźbę z powrotem do ust.

   - Dzisiaj ja jestem twoim Bogiem! - wrzasnął Wowa.

   Alkohol miło wirował pod czaszką i grzał żołądek.

   - Będzie o czym opowiadać - rzucił do Pietki. - Przybij

piątkę - wyciągnął rękę, zacisnął palce i potrząsnął dłonią

przyjaciela. - Dobijemy go?

   - Po co? Zdechnie i tak - Pietka przydeptał ofiarę. -

Wredny sukinsyn - powiedział ze wstrętem.

   W przypływie szaleństwa Wowa rozłożył ręce na boki i

podskoczył parę razy, tak jak robił na meczach i koncertach.

   - Bierze mnie to, cholera - rzucił. - Powtórzymy?

   - Proste.

   - Trzeba go dobić, bo jeszcze komuś wygada - warknął

nagle Wowa, patrząc na odczołgowującego się gostka.

   Pietka podał koledze butelkę.

   - Nie pękaj. Dostał swoje. Nie wygada.

   - Nawet się skurwiel nie bronił.

   - I jego szczęście.

   A jeszcze parę godzin wcześniej narzekali na nudę. Jak to

dziwnie wiódł los. Naprawdę.

 

   3.  Zatrzymał się i zsiadł z roweru, a następnie,

ułożywszy go z boku ścieżki, zaatakował pijących piwo

młodzieńców. Nie przejął się trzymanymi przez nich kijami

bejsbolowymi. Chciał komuś dołożyć, ot co.

   Odpowiedzieli atakiem. Nie spodziewał się podobnej

reakcji i przez pierwsze sekundy zastanawiał się, co im

odbiło. I co chcieli udowodnić. Był przecież starszy.

   Ani się obejrzał, jak zaliczył trzy uderzenia w głowę i

poczuł się słabo. Nie uległ jednak panice i przeciw kijom

wyciągnął szczupłe palce i ramiona. Wtedy poczuł smak

własnej krwi w ustach i zrozumiał, że się przeliczył.

   Od tygodnia wiedział, że musi się na kimś wyżyć. Agresja

doprowadzała go do pasji. Nie potrafił nad nią zapanować.

Nie potrafił z nią żyć. Musiał wyładować drzemiący w sercu

gniew. Czuł, że adrenalina może go zabić.

   Dotychczas wystarczyły książki i nauka, lecz ludzie się

przecież zmieniają.

   Nie skamlał o litość, wiedział, że tego pojedynku nie

wygra. Tamci mieli przewagę. Z nadzieją, że kiedyś się

odegra, zaczął uciekać. Potykał się i chwilami tracił

przytomność, lecz biegł. Źle wybrał ofiary. To zdarza się

najlepszym. Naprawdę.

 

   4.  Ismena podniosła się z podłogi.

   - Muszę do toalety.

   - Idź. Tylko się nie maluj.

   - Nie będę - zapewniła. Jej uśmiech mówił co innego.

Lubiła robić się na wampa, paradować w seksownej bieliźnie i

siadać wyzywająco jak prostytutka. Nie wiem, skąd to się

brało, może efekt uboczny. Chęć dowartościowania się.

Podobnie jak pozostałe dziewczynki, z kobiecą premedytacją

wyprowadzała z równowagi mych męskich gości. Wielu

zaniechało wizyt właśnie przez nie. Otrzymałem również kilka

interesujących propozycji kupna. Odrzuciłem wszystkie.

   - Opowiesz, dziadku, o naśladowcach? - zapytała Adaila.

   - Tak. Należy to do opowieści. Po wyjściu z poprawczaka

młodzi mordercy stali się idolami dzieciaków z marginesu.

Już w dniu ogłoszenia wyroku nieletni poczuli się bezkarni,

teraz zaś dano im to wyraźnie do zrozumienia. Wymiar

sprawiedliwości zostawiał im wolną rękę.

   - I tak ją mieli - rzucił Dawid.

   - Fakt. Prawo zawsze lepiej trakowało nieletnich. Może

dlatego tak często poddawano kodeks karny liberalizacji. By

odciążyć cele i zmniejszyć wydatki na więziennictwo?

   - Rozwodzisz się nad rzeczami oczywistymi, dziadku -

wtrąciła Adaila. - Miałeś opowiedzieć o naśladowcach.

   - A wy miałyście być cicho - przypomniałem.

   - Zrzędzisz jak stary ramol - powiedział Dawid. - Nie

mogę sobie wyobrazić, że i ja taki będę.

   - Wcale nie musisz.

   - Ale może się tak zdarzyć.

   - Dziadku, proszę - przerwała spór Merita.

   Odetchnąłem głęboko i nagle zamarłem z szeroko otwartymi

ustami. Ismena przystanęła w wejściu, opierając się o ścianę.

Znów przemieniła się w wampa. Czarna skąpa bielizna z

łańcuchami, pejcz w lewej dłoni, czarne rękawiczki do łokci,

makijaż.

   Podjąłem opowieść.

   - Kij bejsbolowy stał się popularną i szanowaną bronią.

Choć można go było dostać w każdym sklepie sportowym, nie

każdy mógł się z nim pokazać na ulicy. Małolaty bez wsparcia

dostawały takie samo lanie jak dorośli. A zwłaszcza

studenci. Tych nieletni szczególnie sobie upodobali, bo jak

głosiła fama, za zabicie studenta nic nie groziło.

 

   5.  Wowa Drugi popatrzył na Pietkę Drugiego.

   - Dowartościowałbym się - powiedział i podniósł szklankę

do ust.

   - Masz coś na oku?

   - Tak myślę - rozejrzał się po salce. - Tamten mnie

wkurza - kiwnął w stronę siedzącego przy oknie blondynka.

Towarzyszył mu chłopak i dwie dziewczyny, bardzo ładne

dziewczyny. - Studencik - warknął.

   Pietka odruchowo przełknął ślinę. Adrenalina zawsze

uderzała mu do głowy na widok seksownych panienek. Sięgnął

po papierosa i zaciągnął się gryzącym dymem. Fajek go

uspokajał. Ale to nie było to.

   Wowa przełknął alkohol i odstawił pustą szklankę.

   - Jeszcze jedno, co? - zapytał i nie czekając na

odpowiedź, podniósł się od stolika.

   Jedna z dziewczyn zauważyła wzrok Pietki i poinformowała

innych. Zobaczył, że blondynek się skrzywił, coś powiedział

i raptem wszyscy zaczęli się śmiać.

   Pietka odwrócił głowę. Z trudem opanował drżenie dłoni.

Nie można tego tak zostawić. Musi dać nauczkę ważniakom.

   - Pijemy i wychodzimy - rzucił do Wowy i wskazał w stronę

rozbawionego towarzystwa.

   Wowa dostrzegł spojrzenia dziewczyn i odwrócił głowę.

Jego też nosiło z wściekłości, kiedy patrzył na cudze piękne

panienki.

   Szybko wypili piwo i wyszli z knajpy. W pierwszej bramie

Wowa sięgnął po pałę schowaną pod kurtką i oparł się o

ścianę. Pietka krążył obok jak wygłodzony pies.

   - Załatwimy tych ważniaczków - warknął.

   - I dziwki też.

   - Popamiętają palanty.

   - Żebyś wiedział.

   Cień wszedł w bramę i szedł ku nim. Wowa uderzył

pierwszy. Zamachem z dołu, precyzyjnie w krocze, tak jak na

filmach, Pietka z góry. Nie mówili, uderzali, wyładowując

złość, napięcia i beznadzieję źle spełnionej młodości.

 

   6.  Mężczyzna jęknął przyjmując kolejne uderzenia pejcza.

Był wiernym niewolnikiem i ból, zadawany ręką pani, sprawiał

mu przyjemność. Płacił i chciał być dobrze obsłużony.

   Pani Alina była najlepsza spośród dam, które odwiedzał.

Znała się na swym fachu. Prawdziwa perfekcjonistka. Seans

trwał godzinę, lecz gdy dobiegał końca, zawsze czuł lekki

niedosyt.

   Spotkania dawały mu błogosławione zapomnienie.

Nienawidził pobożnej żony i rozwrzeszczanych dzieciaków.

Praca w firmie wywoływała w nim odruch wymiotny. A pani

Alina była niczym Bóg. Dawała odprężenie. Lizał jej stopy i

pił mocz. Z kagańcem na twarzy skomlał jak pies i błagał o

kolejne tortury.

   Tego dnia również pożegnał się punktualnie o siódmej.

Wsiadł w samochód i po przejechaniu kilku przecznic

zatrzymał się przed swym blokiem. Nie chciał, by żona

odkryła jego tajemnicę. Mimo wszystko odpowiadał mu ten stan

rzeczy. Wysiadł i wszedł w bramę. Niespodziewane uderzenie

zgięło go w pół, kolejne powaliło na bruk. Pomyślał o pani

Alinie i otrzymał następny cios. Zdumiała go niesłychana

brutalność, lecz równocześnie poczuł przyjemność, a ból

dawał odpowiedzi na wiele pytań. Chciał go czuć.

Maltretowane ciało domagało się więcej.

 

   7.  Dopiłem herbatę i oddałem szklankę Mericie.

   - Wyglądasz jak dziwka - powiedziałem do siedzącej na

podłodze Ismeny.

   - Wiem. Lubię to.

   - Powinienem cię sprzedać, żebyś zobaczyła, jak to jest.

   - Gadasz jakbym nie była ci potrzebna - odpaliła. - Gdyby

nie moje komórki, nie mógłbyś palcem ruszyć.

   - Nie jesteś niezastąpiona - warknąłem.

   - Więc mnie sprzedaj! A potem się zapisz i czekaj. Nie

zapomnij tylko, że możesz się nie doczekać.

   - Nudzą mnie te kłótnie - wtrąciła się Adaila. - Dobrze

wiecie, że jesteśmy sobie potrzebni.

   Trudno zaprzeczyć. One użyczały mi swych komórek, ja

zapewniałem im opiekę. Były zbyt bezradne, by żyć w dorosłym

świecie i wiedziały, że dzięki mnie ich ciała tworzyły jedną

całość. Z kolei gdyby nie one, dawno stałbym się strawą dla

robaków. Bądź też spocząłbym w urnie.

   Po to je wyhodowano.

   - Nie jesteś niezastąpiona - powtórzyłem. - Ale masz

rację - dodałem szybko. - Byłbym głupcem, gdybym cię

sprzedał. Jesteś mi potrzebna tak samo jak ja tobie.

   - Widzisz - przytaknęła, siadając jak przyzwoite dziecko.

   - Dziękuję. Wrócimy do opowieści.

   - Nareszcie - mruknął Dawid.

   - Same sobie jesteście winne.

 

   8.  Wowa Trzeci popatrzył na Pietkę Trzeciego i

wyszczerzył w uśmiechu niekompletne uzębienie pożółkłe od

papierosów.

   - Co tak ryjesz? - zapytała uwieszona na ramieniu Pietki

panienka. - Jeszcze nie jestem pijana.

   - Fakt - przytaknął Wowa, witając kiełkujący mu w głowie

pomysł. - Może wyjdziemy na powietrze? Dobrze ci zrobi.

   Dziewczyna zachwiała się.

   - Chyba się jednak upiłam - stwierdziła.

   Pietka z Wową wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

   - Jesteś piękna - szepnął Pietka.

   - Mówiłeś to chyba z tysiąc razy.

   - Bo to prawda. Jesteś kurewsko piękna.

   Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Pot chłopaków kręcił jej

w nosie.

   Wyszli z knajpy i skierowali w stronę parku, pod mur

zakochanych.

   - Podniecasz mnie - mruknął Wowa. - Może byśmy...

   Znów zachęła się śmiać.

   - Jesteście pijani - parsknęła.

   - Nie jest tak źle - mruknął Pietka, czuł pewność i

ochotę. - Możesz się przekonać.

   - O czym?

   - Nie wiesz...

   Dziewczyna zatoczyła się i nagle zaczęła ściągać bluzkę.

Zakręciła nią nad głową i wyrzuciła w powietrze.

   - Pomogę wam - powiedziała, sięgając zamka spódnicy.

   Patrzyli, nie wierząc oczom.

   - No, pokażcie, co potraficie - zaprosiła, kładąc się na

trawie.

   Wowa rozpiął pasek i rzucił się na nią. Krew nabiegła mu

do twarzy, a na czoło wystąpił pot. Taka okazja, taka okazja

- dudniło pod czaszką.

   - No dalej - ponagliła. - A może nie możesz?

   Zerwał się gwałtownie i odwrócił tak, by nie widziała.

   - A ty na co czekasz? - zachęciła Pietkę.

   Nie dał się dwa razy prosić. Zajął miejsce przyjaciela.

Dopiero po kilku sekundach stwierdził, że coś jest nie tak.

   - Gówniarze z was! - warknęła i odepchnęła adoratora. -

Do przedszkola, a nie na dyskoteki.

   Wowa odwrócił się gwałtownie, doskoczył i przykopał jej

w brzuch.

   - Zamknij się suko! - zaczął okładać ją pięściami. -

Kurwa! Kurwa! - sapał, zadając kolejne ciosy.

   Pietka rozejrzał się i podniósł leżący opodal kamień.

Odepchnął kumpla, zamachnął się.

   - Zapamięta nas sobie - mruknął Wowa, przykopując

nieruchomemu ciału. - Chodź. Bo ktoś zobaczy.

   Pietka przełknął ślinę. Tak się zbłaźnić! Tak się

zbłaźnić! Wowa szarpnął go za ramię.

   - Chodź. Znajdziemy inną dziwkę.

 

   9.  Niewysoki blondynek rozejrzał się, a potem podbiegł

szybko do leżącego ciała. Widział wszystko i gdy tylko

oprawcy oddalili się na bezpieczną odległość, postanowił

skorzystać z okazji. Jakby co, wszystko pójdzie na tamtych.

   Krew go nie przerażała. Przezornie też nosił przy sobie

paczkę prezerwatyw - wreszcie trafiła się sposobność.

   Głupia dziwka - pomyślał, rozrywając opakowanie.

 

   10.  Miała siedemnaście lat. Uwielbiała dyskoteki i dobrą

zabawę. Nie unikała przygód i przelotnych znajomości.

   Do dyskotek chodziła regularnie. Wracała do domu nad

ranem. Często nie wracała w ogóle. Rodzice zadowalali się

tym, co im powiedziała. Była im za to wdzięczna, wiele

koleżanek nie miało takich luzów.

   Tego wieczora chciała nie tylko wyszaleć się na

parkiecie. Liczyła na coś więcej, ale okazało się, że nie ma

w czym wybierać. Miała wyjść, gdy zaczepiło ją dwóch

zakompleksionych małolatów. Przyjęła zaproszenie na piwo, z

nudów.

   Po kilku szklankach stwierdziła, że nowi znajomi nie są

wcale najgorsi, ich komplementy wprawiały ją w dobry

nastrój. Poza tym nie narzucali się tak jak większość

chłopaków.

   By okazać wdzięczność, zgodziła się wyjść z knajpy,

wiedząc, że za zaproszeniem kryło się coś więcej. Pomyślała,

że jak się bawić, to do końca i choć śmiała się z ich

niedyspozycji, chciała przecież tego tak jak oni. Rozbawili

ją. No i byli tacy szalenie nieśmiali.

 

   11.  - Złapali tego nekrofila? - zainteresowała się

Merita.

   - Tak.

   - I ile dostał?

   - Trzy lata w zawieszeniu na dwa. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin