Wood Barbara - Oznaki życia.pdf

(1432 KB) Pobierz
Vital sings
Barbara Wood
Oznaki życia
(Vital Signs)
Przełożyła Teresa Sośnida
212214425.002.png
Jest to niezwykła książka
dedykowana dwóm niezwykłym osobom:
Kate Medinie – mojej redaktorce,
i Harveyowi Klingerowi – mojemu agentowi.
 
Najgłębsze wyrazy wdzięczności
kieruję do trzech dam,
które tak chętnie podzieliły się ze mną
swymi doświadczeniami.
Są to: dr Barbara KadellWootton,
dr Marjorie Fine i dr Janet Salomonson.
Pragnę także podziękować dr. Normanowi Rubaumowi
za odpowiadanie na pytania zadawane w panice
oraz cierpliwe czytanie rękopisu,
a dr Mauriel H. Svec za pomoc
przy pokonywaniu najwyższych przeszkód.
Za Kenię specjalne asante sana
dla Allena Gicheru z Nairobi.
A do Tima i Rainie Samuelsów
kieruję wyrazy wdzięczności
za gościnność podczas mojego pobytu w ich domu
w River Lodge w Samburu w Kenii.
212214425.003.png
Część I
1968-1969
 
Rozdział 1
Przypominali linoskoczków, gdy gęsiego wchodzili do auli, a potem z wielką ostrożnością
przeciskali się pomiędzy rzędami siedzeń, jak gdyby w dole czyhało na nich niebezpieczeństwo.
Pięć kobiet i osiemdziesięciu pięciu mężczyzn nerwowo uśmiechając się do siebie, nieśmiało
mamrotało pod nosem grzecznościowe formułki powitalne. Dla wielu był to jeden z najbardziej
zatrważających poranków w życiu – moment, do którego przygotowywali się od lat. w końcu
nadszedł. Większość z nich wciąż nie mogła w to uwierzyć.
Kobiety nie znały się przedtem. Spotkały się dzisiaj po raz pierwszy – na inauguracji roku
akademickiego w murach akademii medycznej. Pomimo to zajęły miejsca obok siebie na końcu
najwyższego rzędu, podświadomie jednocząc się przeciwko druzgocącej większości studentów
płci męskiej. Przed rozpoczęciem ceremonii otwarcia, podczas której miały zostać wstępnie
zapoznane z programem studiów, prowadziły ze sobą ciche rozmowy, stawiając pierwsze
niepewne kroki na drodze do zawarcia bliższej znajomości.
Studenci pierwszego roku medycyny byli prymusami w swoich liceach. Zostali wybrani
spośród trzech tysięcy kandydatów ubiegających się o przyjęcie do elitarnej uczelni położonej w
skałach Palos Verdes nad Pacyfikiem. Z wyjątkiem jednego Murzyna, dwóch Meksykanów i
pięciu kobiet, które siedziały na skraju górnego rzędu, świeżo upieczeni studenci Akademii
Medycznej w Castillo w 1968 roku swoim wyglądem przywodzili na myśl produkty z tej samej
linii montażowej: byli młodzi, biali i pochodzili ze średniej oraz z wyższej sfery. Na sali
panowała ciężka atmosfera. W powietrzu niemal wyczuwało się lęk dziewięćdziesięciu
przyszłych adeptów sztuki medycznej.
Wzdłuż rzędów szeleściły papiery, gdy wszyscy przeglądali zadrukowane arkusze, które
otrzymali przy wejściu. Była tam historia szkoły w Castillo, niegdyś rozległej hacjendy starych
kalifornijskich hidalgów, oraz list powitalny, który zapoznawał ich z wydziałami, personelem i
kodeksem uczelni. Mężczyzn obowiązywały krawat i marynarka, krótkie włosy i zakaz noszenia
brody, a kobiety spódnice do kolan oraz zakaz noszenia sandałów i spodni.
Wreszcie lampy przygasły. W blasku reflektorów była już tylko widoczna pusta katedra. Gdy
dziewięćdziesięcioosobowe audytorium uciszyło się, skupiając uwagę na podium, z cienia
wyłoniła się postać i zajęła miejsce w kręgu światła. Wszyscy rozpoznali dziekana Hoskinsa,
którego fotografię mieli przed sobą w wykazie członków personelu administracyjnego.
Stał przez chwilę, wspierając się dłońmi o pulpit i powoli ogarniał spojrzeniem coraz to
wyższe rzędy. Zatrzymywał wzrok na poszczególnych rozpalonych twarzach, jak gdyby chciał
każdą z nich zapamiętać. I kiedy już wydawało się, że nigdy nie przemówi, a chwila oczekiwania
przeciągała się i wzdłuż rzędów zerwał się szmer, dziekan Hoskins pochylił się nad mikrofonem.
– Przysięgam... – powiedział powoli przyciszonym głosem, a każda sylaba odbiła się echem
pod wysokim sklepieniem auli – ... na Apollina lekarza... i Asklepiosa... i Hygieę... i Panakeię... –
212214425.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin