Sparrow Annie - Romans biurowy.rtf

(3058 KB) Pobierz

 

 

 

Annie

SPARROW

 

 

ROMANS

BlUROWY

 

Przekład

Karolina Bober

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Część pierwsza

 


Rozdział 1

Mata Hari wypełni druk P-45 i poinformuje Urząd Skarbowy, dlaczego odmawia panu seksu.

 

Taki był tytuł wiadomości w skrzynce odbiorczej poczty elektronicznej. Emma roześmiała się - oczywiście Jeremy z londyńskiego oddziału! Rozejrzała się szybko po pokoju i kliknęła nagłówek, żeby wiadomość wyświetliła się na monitorze.

 

Kochana Emmo,

Jako szpieg w kwaterze głównej sprawiasz mi zawód – połóż się na plecach, pomyśl o Anglii i zdobądź informacje. Nie czas na sentymenty.

Czego ma dotyczyć jutrzejsze spotkanie w Manchesterze?

I dlaczego w ostatniej chwili wzywają wszystkich radców prawnych (z oddziałów w Birmingham i Londynie)?

Jeśli do 9.30 nie dostanę odpowiedzi i pełnego zestawu plotek, nastąpią poważne reperkusje.

Twój

Jeremy

PS. Ponieważ biorę udział w spotkaniu, zostanę na noc w Manchesterze i MUSISZ mi towarzyszyć przy kolacji!

PPS. Mogłabyś zarezerwować mi pokój w hotelu? Richard Hayes też chce jutro zanocować. Ponieważ jest piątek, przypuszczam, że reszta wróci do Londynu.

 

Emma uśmiechnęła się, chociaż treść listu ją zdziwiła. Spojrzała na Trish, drugą sekretarkę, z którą dzieliła mały zagracony pokój.

-              Słyszałaś o jakimś jutrzejszym spotkaniu? - zapytała.

Trish podniosła wzrok, pokręciła głową i wróciła do malowania ust czerwoną szminką, przeglądając się w lusterku o kształcie ostrygi.

-              To dziwne - rzekła Emma.

-              Co takiego?

-              Dostałam właśnie e-mail od Jeremy'ego. Napisał, że jutro odbędzie się tu spotkanie. Wszyscy mogą na nim być.

-              My też?

-              Nie. Tylko radcy prawni i urzędnicy.

-              Jasne. Ale jestem głupia. Przez chwilę myślałam, że się tu liczymy. - Trish spojrzała na nią kpiąco.

Emma uśmiechnęła się, ale zaraz pomyślała o kwestiach praktycznych.

-              W sali konferencyjnej jest bałagan, wszędzie stoją pudła. Henry nie kazał mi niczego organizować.

-              Może coś powie, jak przyjdzie. - Trish odłożyła lusterko i pomadkę i przystąpiła do logowania się w komputerze.

Emma wróciła do poczty elektronicznej.

 

Jeremy,

Na razie nie mam pojęcia, czego dotyczy spotkanie. Nie bardzo nadaję się na szpiega.   Ktoś powinien mnie gruntownie przeszkolić.

Henry przyjdzie o jedenastej i może uda mi się...

 

-              Dzień dobry, Emmo.

Drgnęła i odwróciła się. Jack Tomkinson, kierownik londyńskiego oddziału pochylał się nad nią.

-              Witaj, Jack. - Uśmiechnęła się odruchowo i lekko przechylając się w bok, podjęła żałosną próbę zasłonięcia monitora.

-              Muszę spędzić jeszcze jedną noc w hotelu Ramada. Spodziewam się, że to załatwisz.

Jak zwykle jego prośba brzmiała raczej jak polecenie. Kiwnęła głową, zastanawiając się, czy powinna po prostu odwrócić się do komputera i wyłączyć program. Dlaczego musiał to być właśnie ten Ojciec Pielgrzym pracoholików? Na pewno już sobie pomyślał, że Emma marnuje czas, a przecież czas to pieniądz.

-              Naturalnie, zajmę się tym - potwierdziła.

Stał kilka chwil, jakby się wahał. Zauważyła z przerażeniem, że rzucił okiem na monitor. Na szczęście po chwili odwrócił się i wymaszerował. Zawsze maszerował, zamiast po prostu chodzić. Zakryła twarz dłońmi. Skuliła się i wykrzywiła.

-              To biuro przypomina mi szkołę.

-              Racja. Tyle, że tutaj wolno się malować - zaśmiała się Trish.

Emma zawsze podziwiała nieskazitelny makijaż Trish. Codziennie wyglądała olśniewająco. Pewnie malowała się godzinami. Każdego ranka podkręcała rozjaśnione włosy, sięgające ramion. Skąd brała na to czas i ochotę? Emma ściągała długie, ciemne włosy w zwykły koński ogon, a cały makijaż ograniczał się do dwóch muśnięć pędzelkiem do różu i szybkiego dotknięcia ust różowawą szminką. No i jeszcze ubrania. Trish wybierała dopasowane żakieciki, spódnice i spodnie, które podkreślały jej godną pozazdroszczenia figurę. Emma natomiast wolała ubrania maskujące. Luźne stroje kryły jej coraz pełniejszą sylwetkę. Po trzydziestce zaczęła przybierać na wadze. Zawsze nosiła skromne kostiumiki od Marksa i Spencera, już nie pierwszej młodości. Dopiero od zeszłego roku, gdy w firmie Buckley & Dwyer zaczęła pracować Trish, Emma uświadomiła sobie, że wygląda staromodnie... Szukała właściwego słowa. Nieważne, pomyślała. Niedługo coś z tym zrobię. Może.

Po kilku chwilach wróciła do pisania listu, czujnie zerkając w stronę drzwi.

 

Henry przyjdzie o jedenastej,  więc może wtedy uda mi się czegoś dowiedzieć.   Cieszę się z  kolacji.   Bardzo długo Cię nie widziałam.   Pogadam jeszcze z Tonym, ale pracuje, więc chyba nie będzie kłopotu.

Emma

PS. Jack Tomkinson przyłapał mnie na pisaniu tego listu. Nie wiem, czy coś przeczytał. W ten oto sposób straciłam świąteczną premię.

PPS. Skasuj natychmiast po przeczytaniu.

 

Wcisnęła F8, żeby wysłać wiadomość, i szybko zamknęła program.

Tuż po jedenastej przyszedł Henry Dwyer, główny wspólnik firmy, wysoki, dystyngowany mężczyzna sporo po sześćdziesiątce. Jak zwykle zajrzał do sekretariatu.

-              Dzień dobry, moje panie.

-              Dzień dobry, Henry.

Emma chciała zapytać go o spotkanie, ale ugryzła się w język. Może nie powinna o niczym wiedzieć. Po firmie zawsze krążyło mnóstwo wiadomości, poufnych informacji i plotek. Traciła połowę czasu pracy na zastanawianie się, ile osób wie oficjalnie, kto jeszcze wie, kto wie, że ona wie, a przed kim należy to za wszelką cenę ukryć. Wyczerpujące! Tony, jej mąż, nazywał firmę szpitalem dla wariatów, ale ponieważ nie przepadał za prawem i prawnikami, wiedziała, że nie jest obiektywny.

Spojrzała na Henry'ego, wchodzącego do swojego gabinetu.

O wpół do trzeciej, wciąż nie wiedząc nic o spotkaniu, zaniosła Henry'emu popołudniową herbatę.

-              Dziękuję, Emmo. Usiądź na chwilę.

Usadowiła się w skórzanym fotelu naprzeciwko wielkiego dębowego biurka. Pomarszczona twarz Henry'ego uśmiechała się do niej. Emma zauważyła w oczach szefa dziwny, niezwykły smutek. Czekała, bawiąc się długopisem.

Henry odchylił się w fotelu i rozejrzał po imponującym gabinecie. Było to przestronne pomieszczenie z wysokim wiktoriańskim sklepieniem z fasetami. Wszystkie ściany wypełniały półki z wysłużonymi książkami prawniczymi, a w powietrzu unosił się zapach cygar.

Spojrzał na Emmę.

-              Czy możesz przygotować na jutro salę konferencyjną? Zrobimy tam spotkanie wszystkich radców prawnych. Według ostatnich ustaleń ma być dwadzieścia sześć osób. Chyba, że Londyn przyśle więcej. Jack doskonale się tam spisał.

Grzecznie kiwnęła głową.

-              Spotkanie zacznie się około dziesiątej, a skończy zapewne o pierwszej. Kawa i herbata, jak zwykle. Wiem, że mówię ci o tym bardzo późno, ale czy mogłabyś zorganizować bufet?

-              ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin