Birkner Friede - Amor w tarapatach.pdf

(958 KB) Pobierz
379164445 UNPDF
Birkner Friede
Amor w tarapatach
Urocza i piękna Christa Hartung wraz ze swą przyjaciółką płyną luksusowym
parowcem do Chin, które również są celem wyprawy przystojnego "króla stali"
i jego sekretarza. Z różnych powodów czwórka bohaterów pozamieniała się
nazwiskami. Biedny Amor godzący miłosnymi strzałami w serca pasażerów
"Oceany" zupełnie się pogubił... Tymczasem nad głową jednego z nich,
zajętego miłosnymi rozterkami, zbiera się groźna burza.
Egzotyka Dalekiego Wschodu, mroczne zagadki świątyń, których nie widziały
oczy białego człowieka, intrygi, porwania, zdrady oraz pasjonujące przygody to
niewątpliwe zalety tej niecodziennej podróży na kartach powieści Friedy
Birkner.
I Chińczyk ukłonił się tak nisko, że Robert Bredow nie zauważył, fałszywego uśmieszku na jego twarzy.
— Czy mam powtórzyć pani, żeby nie czekała na pana z podwieczorkiem? Pani będzie przykro i smutno, jeżeli pan
nie przyjdzie
— rzekł Kin Lung, stojąc w drzwiach zgięty niemal do ziemi.
— Nie wysilaj się, tylko rób, co ci poleciłem — zdenerwował się Robert i zniecierpliwiony dał Chińczykowi znak,
żeby zniknął, po czym zwrócił się do siedzącego obok przyjaciela.
— Sam nie wiem dlaczego, ale ten facet działa mi na nerwy. Chętnie odesłałbym go z powrotem do Chin, ale
macocha twierdzi, że bez niego dom by się zawalił. Co ojca napadło, żeby lokaja sprowadzać akurat z Azji?
— Mam wrażenie, że on jest nie tylko lokajem — zauważył Max Rex — o co mu właściwie chodzi, gdy tak ciągle
przypomina ci macochę. Stale podkreśla jej ogromne do ciebie przywiązanie. Po co? Sam przecież wiesz najlepiej,
że jest dokładnie na odwrót.
Znali się od szkolnej ławki i byli ze sobą blisko zaprzyjaźnieni. Kiedy Robert Bredow objął spadek po ojcu, pierwsze
co zrobił, to zatrudnił Maxa na wysokim stanowisku w swojej stalowni, za co ten odpłacił mu sumienną pracą,
szczerą przyjaźnią i przywiązaniem.
— Skończmy rozmawiać o Kin Lungu i zabierzmy raczej do pracy
— zaproponował Max widząc zdenerwowanie Roberta.
— Człowieku, twój zapał jest godny podziwu! W takim razie siadaj i pisz — uśmiechnął się Bredow i zaczął
dyktować następne ważne pismo, którego treści nie chciał ujawniać nawet sekretarce.
*
2
Liana Bredow siedziała w swoim pokoju przy elegancko nakrytym stole. Wciąż jeszcze piękna kobieta groźnie
zmarszczyła czoło, zacisnęła równiutkie białe zęby na karminowych wargach i ze złości tupnęła noga o podłogę. &H
— Mamo, niepotrzebnie się denerwujesz. Jeżeli nie chce przyjść to przecież za włosy go tu nie przyprowadzisz. Nie
lubi nas i koniec Powinnaś cieszyć się, że nie jest gorzej — odezwał się Kurt Bredow przyrodni brat Roberta.
Rozsiadł się w fotelu naprzeciwko matki i patrzył na nią z politowaniem.
— Gdybym to ja była tak obojętna i leniwa jak ty, ładnie byśmy dziś oboje wyglądali — złościła się Liana. — Wiesz
dobrze, że całkowicie jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę twojego braciszka i dopóki będziemy mu nadskakiwać,
wcale na tym źle nie wyjdziemy.
— Ja w każdym razie za ten ochłap, który mi serwuje co miesiąc płaszczyć się przed nim nie zamierzam —
odpowiedział Kurt, wrzucił do' kominka niedopałek papierosa i nie spytawszy matki o pozwolenie zapalił
następnego.
— Chciałam ci przypomnieć, że w tym miesiącu także dołożyłam ci z mojej nędznej pensji, żebyś mógł zapłacić
twoje wygórowane rachunki, — warknęła, co jej się raczej rzadko zdarzało, na uwielbianego syna.
— Voila! Masz kolejny dowód naszego położenia. Nic na to nie poradzisz mamo, że ojciec był tylko czymś w
rodzaju zarządcy majątku i stalowni, należących przecież do jego pierwszej żony. Chyba nie liczyłaś na jakiś spadek.
Nawet gdyby żył, mógłby rozporządzać pieniędzmi tylko do czasu, gdy jego pierworodny osiągnie pełnoletność
Pewnie otrzymałby u synalka jakąś dobrze płatną posadę, natomiast w testamencie i tak zapisałby nam jedynie
bogatego młodego przyrodniego krewnego.
Kurt mówił te słowa z taką pogardą i lekceważeniem, że Liana zerwała się, szarpnęła go mocfto za ramię i krzyknęła:
— Posłuchaj! Nie waż mi się nigdy mówić o ojcu takim tonem zwłaszcza w mojej obecności. Chyba zupełnie
straciłeś poczucie rzeczywistości. Ty nie rozumiesz, że Robert w każdej chwili może wyrzucić nas z domu? —
uspokoiła się trochę, ale wciąż mówiła ostrym tonem. — Nie
3
ma dnia, żebym nie próbowała dowiedzieć się, co zamierza. Nie potrafię skoncentrować się na prowadzeniu domu,
bo cały czas żyję w strachu, że on dziś, jutro może się ożenić. A wtedy twoja szansa na spadek zmaleje do zera. Jesteś
jego najbliższym krewnym, ale dziedziczyć możesz tylko w przypadku, jeżeli umrze jako stary kawaler. Na to się
jednak nie zanosi: te hieny, swatki, nie dadzą sobie sprzątnąć sprzed nosa tak wyśmienitej partii. Chyba nie wątpisz
więc, że w twoim własnym interesie leży stworzenie Robertowi w domu takiej atmosfery, żeby do głowy mu nie
przyszło sprowadzenie jakiejś kobiety.
— Uff! Mogłaś sobie darować to przydługie przemówienie. Wiem aż zanadto dobrze, że muszę być dla braciszka
niezwykle uprzejmy i wezmę sobie twoje słowa głęboko do serca.
— Zrobisz to tylko dla swojego dobra, synu.
Drzwi uchyliły się po cichu i ukazała się w nich woskowa twarz Chińczyka.
— Czego chcesz, Kin Lung?
— Przyniosłem rachunki, mrs Bredow — rzekł lokaj, patrząc z oddaniem na Lianę.
Skinęła lekko głową na znak, że zrozumiała.
— Mam zajęcie. Bądź uprzejmy, Kurt, i zostaw mnie teraz samą.
— Z przyjemnością mamo. Właśnie chciałem iść do klubu.
— Znowu będziesz grał? — spytała przerażona.
— A na cóż innego mógłbym wydać moją iście królewską gażę?
— No dobrze. Porozmawiamy o tym jutro. Do zobaczenia przy śniadaniu.
Kurt ukłonił się, pocałował matkę w rękę i obszedł zgiętego w pół Chińczyka wciąż stojącego w drzwiach. Ledwo
zdąrzył je zamknąć, Liana spytała:
— I co tam nowego, Kin?
— Słyszałem, że w najbliższym czasie pan wybiera się do Chin. Rozmawiał o tym z panem Rexem przez telefon.
— Dowiedziałeś się, kiedy planuje wyjazd? — spytała Liana mocno zdenerwowana.
— Nie, ale usłyszałem nazwę parowca. To „Oceana".
Liana złapała leżącą obok gazetę i gorączkowo szukała strony informacyjnej. — Parowce... „Oceana" — wyjazd:
pierwszego...
5
— Mój Boże! To już za kilka dni! Wszystkie moje plany biorą w łeb. I co ja teraz pocznę? — opadła załamana na
fotel i zapatrzyła się nieruchomo przed siebie.
Chińczyk bezszelestnie stanął za jej plecami i nerwowo zacierał ręce.
— Może ja źle zrozumiałem, mrs Bredow, ale gdyby pan Robert umarł, to szefem zostałby pan Kurt, prawda?
Liana odwróciła się i przeszyła lokaja wzrokiem.
— Co ty kombinujesz, Kin?
— Nic, pani, ale jeżeli ktoś wybiera się w tak daleką podróż, zawsze zachodzi obawa, czy wróci cały i zdrów. Często
się słyszy, że w azjatyckich krajach ktoś z Europejczyków zaginął bez śladu.
Kin Lung zerkał, jakie wrażenie zrobią jego słowa na Lianie. Wstrzymała oddech. Po chwili odezwała się
stłumionym głosem:
— Powtarzasz jakieś plotki, Kin. Ja tam nie słyszałam o takim przypadku, chociaż o twojej ojczyźnie rzeczywiście
mówi się, że to tajemnicza kraina.
— Chińczyk ukłonił się nisko, ale nie spuszczał Liany z oczu, aż zmusił ją do odwrócenia głowy. Stał jak gipsowy
posąg. Po krótkiej przerwie Liana popatrzyła na niego i odezwała się jakby od niechcenia:
— Gdyby rzeczywiście jakimś cudem mój syn został tu panem, to ty na pewno też byś skorzystał, Kin. Kurt ceni
twoje oddanie niemal tak samo jak ja. Dostałbyś oczywiście podwyżkę, ale to tylko gdybanie. Idź już, a jak się
czegoś dowiesz, to przyjdź mi powiedzieć.
Chińczyk uśmiechnął się zadowolony, złożył głęboki ukłon i bez słowa wyszedł z pokoju. Liana stała przy oknie nie
wiedząc, co ze sobą zrobić.
— Do licha! Przypadki chodzą po ludziach, a jeden taki mógłby mnie uwolnić od wszystkich problemów. Nie, o tym
nie wolno mi myśleć. Zdać się na los? Kawał łobuza z tego Chińczyka! Ale nie mogę go wyrzucić, bo jeszcze mi się
przyda — odeszła od okna i zapatrzyła się we wzór na dywanie. — Mój Boże! Nie mógłbyś zrządzić dla nas takiego
przypadku? Och nie! Nie mogę kusić losu. Precz z takimi myślami!
Walczyła ze sobą, ale słowo „przypadek" kojarzące się z ratunkiem dla niej i dla syna, nie dawało jej spokoju i
uparcie powracało.
*
6
Zgłoś jeśli naruszono regulamin