Kraszewski Józef Ignacy - SZKICE HISTORYCZNE I OBYCZAJOWE- TOM 3.rtf

(450 KB) Pobierz
Studja literackie

KRASZEWSKI JÓZEF IGNACY

SZKICE HISTORYCZNE I OBYCZAJOWE

TOM 3

 

NAZAJUTRZ rano dopiero Xiądz Biskup z dwoma Zawiszami i Marszalkiem Dorohostajskim, udał się do Radziwiłła. Przyjął ięh Wojewoda ze wszelką czcią

należną) ale wyraźnie'ozięble. Oddane sobie listy Królewskie odczytywał i zaraz na nie odpowiedział Biskupowi.

              Jego Królewska Mość, wielkiej łaski swej dowód nam daje, cbcąc wejść w to, aby zgo- i dę uczynić, wszelako nie jest to sprawa, któ- rąby rozkaz mógł rozstrzygnąć1, i my najle­piej tylko wićmy, jak ją ukończyć. Cudza rana nikomu nie boli, więc radby przykazać aby nie jęczeć. Cóż kiedy choremu dolega? |

              Xiąże Wojewodo, odparł Biskup powa- j żnie i łagodnie—wasze rany znane są Królowi Jego Mości; nie rozkazuje on dotąd, - ale ra­dzi i życzy, abyście z osobistej sprawy, nie wszczęli w kraju wojny domowej. Do was naj­silniej odzywamy się, bo Wy, Panie Woje­wodo pierwsi jęliście spisywać wojsko, dając przykład szkodliwy-—

Wojewoda przerwał.

              Moja to rzecz, i nikomu się w to nie mięszać — odpowiedział — Rady Jego Króle­wskiej Mości z wdzięcznością przyjmuję, ale jak mam postąpić, mój mi honor obrażony podyktuje sam i jego tylko słuchać będę. '

              Posłuchajcież i tych, którzy W. X. Mości dobrze życzą, rzekł Dorohostajski. Juściżlu na jego szkodę, upokorzenie nikt nie godzi. Co się czyni, czyni się, jak mówią, aby był i wilk syty i koza cała. Możnać przecie zna* leść środek między Waszemi Panie Wojewo­do i Chodkiewiczów żądaniami pozwólcie przy­najmniej poprobować, nic na tern nie stra­cicie.

              Tak, dodał Zawisza, wszakże W. X. Mość nikt nie musi i nie pociąga gwałto­wnie. Co się uczyni, uczyni się z dobrej wo­li— Azaliż Panie Wojewodo, nawet probo- wać zgody nie zechcecie?

-              —Ja jej całą duszą pragnę! zawołał Ra­dziwiłł, ja jej sam życzę— ale zgody na słu­sznych warunkach, które ja sam podam, bez których dopełnienia, nic nie uczynicie WMość.

              Pozwólcież nam wiedzieć, spytał Biskup, jakie są wasze warunki ?

              Napróżno będę je wyprowadzał na plac, odrzekł dumnie Wojewoda, Chodkiewicze ich nie przyjmą— Oni to oni, najdalsi od po­jednania i zgody; oni szukają tylko przyczyn

              2

do wojny, oni gdybyśmy im ustępowali na­wet , nie będą radzi poty, aż zmuszą do nie­szczęśliwej wojny! Tak, tak! czemuż odpy­chają mnie ciągle, czemu gdym ostatnią ra­żą, uprosił dwónastu Panów Senatorów na pośredników, gdym się zniżył do przedsta­wień i próśb, odpowiedzieli tylko—wzgar- dliwem odrzuceniem podanej im już ręki. Drugi raz nie wyprowadzą mnie na to, abym jakikolwiek krok uczynił.

              A gdyby teraz oni uczynili ku Wam krok jaki) Xiąże Wojewodo— rzekł Jan Zawisza.

              Oni! oni tego nie uczynią! zawołałX. Janusz przytomny.

              Nie dość ich widać znacie, odpowie­dział powolnie Biskup. Oto i my Wam przy­nieśli odtnich właśnie warunki, a warunki słuszne i uczciwe, którym nic zarzucić nie można, które Was nie upokorzą, ani pokrzy­wdzą, jeśli je przyjąć zechcecie.

Wojewoda z synem spojrzeli po sobie, za­ledwie wierząc słowom Biskupa, w ich twa­rzach malowało się podziwienie z trocką wzgar-

dy. Milczeli oczekując położenia na stół wa­runków zapowiedzianych.

—-Ciekąwiśmy powolności PP. Chodkiewi- czów ku nam! rzekł wreście dumnie spozie­rając na Kommissarzy Wojewoda.

A Jan Zawisza dobył ceduły i podał ją Xię- tio Radziwiłłowi.

Chwycił on to pismo skwapliwie, i czytać począł^ a X. Janusz zanim stojąc, zarówno i ojcem przebiegał oczyma. Łatwo było z ma­lujących się uczuć, na fizjonomjach obu, po­snąć jak przyjmą podane sobie propozyćje zgody. Brew Wojewody marszczyła się, oczy zmrużały, usta mu drżały, ramionami poru­szał. Syn mniej okazał oburzenia, a więcej dumy czytając. Przebiegłszy oczyma cedułę rzucił ją ojciec synowi z uśmiechem mówiąc.

              Naści, spójrz Wasze na traktat Chod- kiewiczowskii Zaiste, przewyborne warunki! mówił dalej. Ale do czegóż prowadzą,-gdzie powolność, gdzie słuszność sama? Przecież łaskawie dozwalają X. Januszowi przystępu do Xiężnej-Zofji, któregośmy dotąd wypro­sić nic mogli! I to jedno ma walor jakikol*

2*

wiek. Reszta to szyderstwo tylko ! Oddać im obligi i zapisy, pokassować processa, zdać się na łaskę, zdać się na przyjaciół, kłaść głowę pod miecz, gdy w mocy naszej same­mu sprawiedliwość sobie wymierzyć! — Icze­kać jeszcze ze ślubem do dyspens Papieża! Mnie na nic Wasz Papież i jego pozwolenie nie potrzebne, z Waszem przeproszeniem, Mo­ści Xięze!

Gedrojć pochylił głowę i zamilkł, zdawał się w milczeniu, prosić Boga o upamiętanie dla obłąkanych. Jan Zawisza odezwał się tylko.

              Zdanie sprawy na przyjaciół, nie wy­daje nam się, ani tyk dziwnem, ani tak gro- źnem, jak Wam Mości Xiąze.

A co się tycze sprawiedliwości, którą sami sobie wymierzyć chcecie, wierzcie mi, je­szcze niebyło takiego Anioła na ziemi, któ- ryby swego sumienia nie podając na szwank, mógł być Sędzią własnej sprawy. Szanując Was, Panie Wojewodo, jako dobrze zy-

Wojewoda się skrzywił.

              Jako dobrze życzliwy, kończył nieuwa- zając Zawisza, nie doradzałbym samemu w gniewie, rozsądzać między sobą, a nieprzy­jaciółmi swemi. Cóż dopiero, gdy ten sąd, ma być sądem miecza i wojną?

              Rzucacie nam nieustannie wojną w oczy, przerwał Radziwiłł, aleć my tylko zmuszeni i w ostateczności, do niej się dopiero por* triem. Ani sobie, ani Litwie, ani nikomu jej nie życzym.

              Dajcież dowody tego , rzekł Biskup, po­każcie chociażby intenćje zgody, choć ścieżkę którą do niej dójść można?

              Niech zadość uczynią obligom i przyrze­czeniom swoim, a stanie pokój i zgoda — zawołał Wojewoda— Naó wczas je poniszczym, processa skassujem i koniec wszystkiemu.

              A jeśli wedle sumienia swego, w zupeł­ności natychmiast uczynić zadość umowom nie mogą, bo je widzą prawom przeciwne? spytał Zawisza.

              Na cóż się pisali do nich, ś. p. Staro­sta Zmudzki iKasztellan? odrzekł X. Janusz. Wszakże to było dobrowolnemu

\

Umilkli 5 Gedrojć ozwał się po chwili.

              Więc żadnym sposobem tych warunków przyjąć nie]możecic? Xiąże Wojewodo.

              Są to szyderskie propozycje! odrzekł Radziwiłł prędko, wiedzieli oni podając je, iż przyjęte nie będą! Wszakże jedno w nich tylko widziemy dozwolenie bywania u Xię- żnej dla X. Janusza, na które jak na lep złapać nas chcieli. Resztę chyba zwyciężony, nie zaś gotujący się zwyciężyć, przyjąć by mógł.

              Podajcież swoje ultimatum, rzekł Za­wisza zbliża jąc się do Xięcia.

—- To napróżno! odpowiedział Wojewoda.

              Spróbujcie, dodał Dorohostajsfci.

              W imie dobra kraju i spokojności je­go , prosiemy Was o to, rzekł Biskup, położ- ćie warunki Wasze.—Wszak to Wamuwłaczać nie może, mieliście wprzód podane sobie od PP. Chodkiewiczów kondycje, ukażcież swoje.

Radziwiłłowie spojrzeli po sobie i Woje- . woda nic nie odpowiadając, z synem i P. Ze- nowiczem Wojewodą Brzeskim jął się nara­dzać. Nadszedł do rady P. Abramowicz Wo-

je woda Smoleński i Lew Sapieha. Tymcza- setn posłowie w milczeniu oczekiwali końca. Lew Sapieha jak zawsze tak i teraz przyjaciel zgody i pokoju, gorąco umawiał teścia, aby słuszne podał warunki i nie uchylał się od zgody, gdyby ta możną się okazała. Nare- ście Wojewoda dał się pożyć i wyszedł do Kommissarzy z propozycjami od siebie.

              Chcieliście, macie więc WMość ultima­tum moje, i zaprawdę, jeśli się pilnie zasta­nowicie nad nićm, przyznacie mi większą od PP. Cbodkiewiczów powolność i chęć zgody.— Co słuszna przyzwalam na wszystko; co słu­szna wszystko ze szkodą nawet swoją uczy­nię— Wierzcie WMość, ja chcę zgody, nie wojny, ale zgody bez upokorzenia, zgody bez szkody! — Oto moje warunki.

,,Jeśli Kasztellan czuje się i rozumie przeze- mnie obrażonym w osobie swej, jeśli i przyjacie­le wspólni uznają ze tak jest, gotowem jak być może najuroczyściej, z ochroną wszakże familji iosobymojej, chętnie go przejednać. Co się tycze szkód i strat jakie ponieśli PP. Chod- kiewiczowie przez zaciągi żołnierza, proces-

sa,' nic odmawiam słusznego wynagrodzenia, i ze swych bodaj majętności przyłożę się, do zatarcia śladów tej opłakanej sprawy. Małoli mojego słowa i przyrzeczenia , użyję dla wię­kszej pewności teścia mojego Xięcia Woje­wodę Kijowskiego i szwagra Xięcia Kasztel- lana Krakowskiego, aby za mnie poręczyli, ' że dopełnię co przyrzekam.— A zgodali na te kondycje, więc natychmiast wesele nie zwłócząc!

Mówił i obejrzał się na Biskupa, któren przyjął te słowa spokojnie i bez zadziwienia.

—Dziękujemy W. X. Mości, za tę powol­ność, jakąście na prośby nasze okazali, rzekł po chwilce, poniesiemy te warunki PP. Chod­kiewiczom i dołożym starań wszelkich, aby je przyjęli. Nie taim jednak, iż nie zdadzą się pewnie dostatecznemi. Teraz jeszcze raz serdeczne dzięki Wojewodo»

Radziwiłł skłonił nieco głowy.

—Małożli jeszcze ze mnie? spytał. Wejdź­cie w to co czynię, i w położenie moje, gdym pewien swego, a uznacie, źe czynię bardzo wiele.

Nikt na to nie odpowiedział, a Jan Zawi­sza postąpił sam ku Wojewodzie z pismem w ręku.

              Aby zblizyć W. X. Mość z PP. Chod­kiewiczami, nie dość myślę , warunków z obu stron podawanych, zwłaszcza, gdy nikt nic ustąpić nie chce i na oko powolność okazu­jąc, przy swojem stoi. Pozwól W.X. Mość,- nam pośrednikom w imieniu J. Królewskiej Mości działającym, nasze mu podać, a ra­czej królewskie propozycje. Jeszcze o nich niespełna, nie wiedzą PP. Chodkiewiczowie, którym ich nie ukazywaliśmy, chcemy abyś W. X. Mość wprzódy je widział i osądził, azali na nie przystać mozesz. Podaliśmy wa­runki pierwsze, jako medjatorowie, przyno­sząc co nam dano, ic zaś pokładamy W. X. Mości, nie od PP. Chodkiewiczów, nie od siebie, ale od Jego Królewskiej Mości.

Wojewoda wyciągnął rękę po papier i chwy­cił go skwapliwie, w twarzy jego jednak nie­dowierzanie jakieś i szyderstwo zimne świe­ciły.

              Od Jego Królewskiej Mości! powtórzył,

to toz samo co od PP. Chodkiewiczów, zna* my jak serce Pańskie skłonne jest dla nich.

              Równo dla wszystkich—rzekł Biskup. Wszyscy poddani równi są w oczach i serca J. K. Mości.

              Równi! powtórzył Radziwiłł—bodaj­by ! Bieda źe nie tak jest. J. K. Mość chce, aby wszystkie jego dzieci jednakowo się mo­dliły, poszcząc Piątek i Sobotę!

—- Cóz w tein złego i dziwnego ! podchwy­cił Zawisza— Każdy swoją wiarę ma za naj­lepszą, bez tego nie miałby prawdziwej wia­ry— Mając ją za laką, z prawdziwej tylko przychylności, usiłuje wszystkich na najle­pszą zwróeić drogę.

Wojewoda się uśmiechnął.

              Czytajmy cedułę, rzekł.

I czytał co uastępuje.

              Sprawa cała ma być zawieszona do Sej­mu ! Na Sejmie ma być wyznaczony dzień i miejsce, na których z obu stron naznaczona pewna liczba przyjaciół, do rozstrzygnienia

o              krzywdach, sprawach poczętych i preten­sjach wzajemnych, dla zaspokojenia ich wcza-

sie zamierzonym. . Jeśliby zaś przyjaciele w czasie zamierzonym zgody uczynić nie po­trafili , tedy to wszystko J. K. Mość jako su- perarbiter, w przytomności tychże przyjaciół na tydzień przed skończeniem Sejmu zdecy­duje. Na decyzji J. K, Mości, obie strony poprzestać mają. Tym czasem zaś złożywszy broń rozjechać się spokojnie, żadnej zaczep­ki nie czyniąc. Nim zaś Sejm nastąpi Ka- sztellan żadnej obietnicy o rękę Xięioej, ni­komu nie uczyni $ a przystęp do niej ma być wolny Xięciu Januszowi.

—Na niektóre punk ta , odpowiedział za­raz Wojewoda, ale na niektóre tylko, mógł­bym przystać, na resztę nie podobna. A mia­nowicie , ażebym sprawę swoją na przyjacio- ły, albo na Króla zdawał! Na Króla, któren całem sercem i duszą za PP. Chodkiewicza­mi i za niemi pewnie osądzi! Na przyjacio- ły, którzy nie czują co ja czuję i w których oczach lżejsza zgoda, bo ich jak nas nie bo­li nic. Nigdy! nigdy, nie mogę na to przy­stać! Prędzej już na wszelkie inne, niż na te propozycje, które by mi ręce związały,

miecz z ręki wytrąciły i bezbronnego nieprzy­jaciołom oddały, na upokorzenie i szkodę nie­chybną.

Nie śmieli nic powiedzieć przytomni; Wo­jewoda ciągle powtarzał trzęsąc papierem — Nigdy! nigdy!

Widząc, ze nic nie poczną Panowie Kom- missarze, mieli się do wyjścia, wziąwszy tyl­ko podane juz na piśmie warunki Wojewody, < z któremi poszli do PP. Chodkiewiczów.

Xiąże Gedrojć nie chciał na chwilę spo­cząć , pókiby spokojności nie zapewnił i nie dokazał swćm pośrednictwem przynajmniej zawieszenia broni. Spieszył się tein bardziej, im widoczniejszem było, ze nazajutrz Radzi­wiłłowie rozpocząć mieli, może niczem po­tem niewynagrodzoną wojnę i długi szereg klęsk na kraj sprowadzić mającą.

Powiększał obawę rzut oka na dwór Ra- dziwiłłowski, cały pod bronią krzątający 'się, cały wojną tchnący— Kardynał ja pełna by­ła zołdactwa, rotmistrzów, półkownikówj zawalone dziedzińce stosami zbroi i broni— W każdym kącie szeptano i naradzano się.

Nieustannie wychodzący na szpieg! , podkra­dali się pod kamienicę Chodkiewiczowskę, o- patrywali, 'badali i powracali z doniesienia­mi nazad.

Przeciwnie u Chodkiewiczów, jak tylko działa i wojsko wprowadzone zostały, wszyst­ko umilkło i zawarło się. Bramy cały dzień , stały zaparte , załoga w milczeniu spoczywa­ła. Mało.kiedy szmer lub hałas [z dziedziń­ców wylatywał na ulice. Przechodzący dziwili się tej pozornej spokojności w wigilją wojny, której tu nic nie okazywało 9 chyba te kilka dział 9 stojących przed wrotami w ulicy, przy których mała straż tylko zostawiona była.

Natychmiast wyszedłszy z Kardynalji, uda­li się Panowie posłowie do Chodkiewiczów, niosąc podwójne propozycje, swoje warunki i Radziwiłłowskie. Przyjęci i wprowadzeni zostali do Kasztełlana, gdzie Starosta Zmudz- ki, Starosta Borysowski i Wojewoda Mni- szech przytomni byli także.

Podano na stół odpowiedź Radziwiłłów, zimno przez Chodkiewiczów przyjętą.

-—Wiedzieliśmy, że tak będzie, rzekł Tom 1IL              3

Kasztellan, nic chcą zgody j dziej się wola Boża.

              Wola Boża pewnie nic jest za wojną, odrzekł Biskup. Na miłość ukrzyżowanego ulitujcie się nad Krajem, starajcie się nie do­puścić wojny. Pomiarkujcie czyli podane przez Radziwiłłów warunki 9 nie mogą żadną miarą być przyjęte. One zdają się nieucią­żliwe?

-—Nie możemy ich -przyjąć, rzekł Jan Ka­rol, żadnym sposobem.

              Dla czegóż?— spytał Zawisza z Doro- hostajskim, wszakże szkody wynagrodzić o- biecuje Wojewod...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin