Autor: JONATHAN CARROLL Tytul: Brat �ata (Friend's Best Man) Z "NF" 6/97 By�o o tym we wszystkich gazetach. W dw�ch zamieszczono nawet identyczne nag��wki "Brat �ata", ale ja przekona�em si� o tym dopiero znacznie p�niej, do�� d�ugo po powrocie ze szpitala, kiedy zacz��em poma�u dochodzi� do siebie. Zaraz po wypadku zg�osi�o si� mn�stwo �wiadk�w, chocia� nie mog�em sobie przypomnie�, �ebym tam kogokolwiek widzia�. Byli�my tylko ja, Brat i bardzo d�ugi poci�g towarowy. Brat jest siedmioletnim jack russel terierem. Wygl�da jak kundel - par�wkowate �apy, chaotycznie porozrzucane br�zowe i bia�e �aty, zwyczajna psia morda z sympatycznymi inteligentnymi �lepiami - ale prawda przedstawia si� w ten spos�b, �e jack russell teriery nale�� do rzadko�ci i �e zap�aci�em za niego kup� pieni�dzy. Chocia� nigdy (a� do niedawna) nie mog�em sobie pozwoli� na szastanie fors�, zawsze stara�em si� kupowa� najlepszy towar, na jaki mnie sta�. Kiedy nadesz�a pora, �eby sprawi� sobie psa, przyst�pi�em do poszukiwa� zwierz�cia, kt�re w pe�ni zas�ugiwa�oby na t� nazw�. �adnych fiku�nych ras, kt�re trzeba bez przerwy strzyc i czesa�. �adnych modnych odmian z Estonii albo z jeszcze bardziej egzotycznych miejsc, kt�re bardziej przypominaj� aligatora ni� psa. Odwiedza�em schroniska dla zwierz�t i hodowle, a� wreszcie znalaz�em Brata dzi�ki og�oszeniu w czasopi�mie kynologicznym. Jedynym, co mi si� w nim nie podoba�o, by�o jego imi�: na m�j gust zbyt pretensjonalne i zupe�nie nie pasuj�ce do zwierzaka, kt�ry znakomicie prezentowa�by si� z fajk� w pysku. Ju� jako szczeniak mia� nisko umieszczony �rodek ci�ko�ci i stanowi� uosobienie k�dzierzawego spokoju. Powinien wabi� si� Bill, Ned albo nawet Jack, gdyby nie to, �e tak nazywa�a si� jego rasa. Kobieta, od kt�rej go kupi�em, wyja�ni�a mi, �e nazwano go tak, a nie inaczej z bardzo konkretnego powodu: kiedy szczeka� (co nie zdarza�o si� cz�sto), d�wi�k wydobywaj�cy si� z jego pyska ogromnie przypomina� s�owo "brat". Pocz�tkowo odnios�em si� do tej rewelacji ze spor� dawk� sceptycyzmu, wkr�tce jednak przekona�em si�, �e by�a prawdziwa. Podczas gdy jego bracia i siostry ujadali bez opami�tania, ten klient sta� spokojnie na szeroko rozstawionych �apach, macha� ogonem i od czasu do czasu rzuca� od niechcenia: "Brat! Brat! Brat!" Wra�enie by�o zaskakuj�ce, ale jeszcze bardziej go polubi�em i doszed�em do wniosku, �e nie warto zmienia� mu imienia. Zawsze podziwia�em, jak �atwo ludzie dogaduj� si� z psami. Te czworonogi bezproblemowo wtapiaj� si� w nasze �ycie, wybieraj� sobie fotel do spania, odczytuj� nasz nastr�j i z �atwo�ci� dostosowuj� si� do, wydawa� by si� mog�o, ca�kowicie dla nich obcego i nieodpowiedniego stylu �ycia. Poza tym nie maj� najmniejszych k�opot�w z za�ni�ciem w nowym miejscu. Zanim przejd� dalej, musz� zaznaczy�, �e nigdy nie podejrzewa�em Brata o to, �e jest czymkolwiek wi�cej ni� bardzo mi�ym psem nale��cym do rzadko spotykanej rasy. Wita� mnie rado�nie, kiedy wraca�em z pracy, lubi� k�a�� mi �eb na kolanach, kiedy ogl�da�em telewizj�, ale nic poza tym. Nie umia� liczy�, nie potrafi� prowadzi� samochodu, nie zna� �adnej sztuczki, o jakich czyta si� niekiedy w artyku�ach o "cudownych" psach. Aha, uwielbia� jajecznic� i ch�tnie towarzyszy� mi w bieganiu, pod warunkiem, �e nie pada�o, a ja nie wybiera�em si� za daleko. Kr�tko m�wi�c, mia�em to, czego chcia�em: stuprocentowego psa, kt�ry swoj� lojalno�ci� i pogodnym usposobieniem podbi� moje serce i kt�ry nigdy nie domaga� si� w zamian niczego poza poklepaniem po �bie i ewentualnie kawa�eczkiem ��ka, kiedy zrobi�o si� zimno. Zdarzy�o si� to pi�knego s�onecznego dnia. Za�o�y�em dres i sportowe pantofle, po czym wykona�em kilka �wicze� rozci�gaj�cych. Brat obserwowa� mnie z fotela, ale jak tylko podszed�em do drzwi, zeskoczy� i ruszy� za mn�. Otworzy�em drzwi, a on ostro�nie wysun�� �eb, �eby oceni� pogod�. - I jak, idziesz? - zapyta�em. Je�eli nie mia� ochoty, k�ad� si� na pod�odze przy drzwiach i nie rusza� si� do mojego powrotu. Jednak tym razem zamacha� ogonem i wyszed� na dw�r. By�o mi przyjemnie, �e chce mi towarzyszy�. Najpierw skierowali�my si� w d�, ku parkowi. Brat zazwyczaj biega� obok mnie, w odleg�o�ci oko�o p� metra od mojej �ydki. Kiedy by� szczeniakiem, kilka razy potkn��em si� o niego, poniewa� przebiega� mi mi�dzy nogami, uwa�aj�c zapewne, �e przeskoczenie nad nim nie sprawi mi najmniejszego k�opotu. Niestety, nale�� do tych biegaczy, kt�rzy patrz� wsz�dzie, tylko nie pod nogi, w zwi�zku z czym parokrotnie dosz�o mi�dzy nami do powa�nych nieporozumie� oraz wymiany nie�yczliwych uwag, a� w ko�cu nauczy� si�, �e powinien mie� do mnie ograniczone zaufanie. Przebiegli�my na drug� stron� Harold Road, po czym przeci�li�my ukosem park kieruj�c si� w stron� linii kolejowej. Zazwyczaj przez jakie� dwa i p� kilometra trzymali�my si� tor�w, a tu� przed stacj� skr�cali�my w prawo i szerokim �ukiem wracali�my do domu. Brat tak dobrze zna� tras�, �e cz�sto zostawa� z ty�u, zar�wno po to, �eby podnie�� �ap�, jak i w celu zbadania interesuj�cych widok�w oraz zapach�w, kt�re pojawi�y si� od naszej poprzedniej bytno�ci na tym terenie. Co jaki� czas przeje�d�a� poci�g, ale by�o go s�ycha� z daleka, mieli�my wi�c mn�stwo czasu, �eby zej�� z tor�w. Bardzo lubi�em przeje�d�aj�ce poci�gi; podoba�o mi si� leniwe dudnienie, z jakim si� zbli�a�y, ch�tnie �ciga�em si� z nimi, �eby sprawdzi�, jak d�ugo zdo�am utrzyma� ich tempo. Niekt�rzy maszyni�ci pozdrawiali nas przera�liwym gwizdem. To r�wnie� bardzo mi si� podoba�o i Bratu chyba te�, poniewa� prawie zawsze przy takich okazjach zatrzymywa� si� i szczeka� par� razy, �eby wiedzieli, kto tu jest szefem. Tego ranka byli�my ju� prawie w po�owie drogi, kiedy us�ysza�em nadje�d�aj�cy poci�g. Jak zwykle rozejrza�em si� w poszukiwaniu Brata; zobaczy�em go zaledwie par� krok�w z ty�u, biegn�cego z wystawionym r�owym j�zykiem. Turkot stalowych k� przybiera� na sile. Kilkana�cie metr�w przed nami przez tory przejecha� samoch�d. Co za kretyn �aduje si� prawie pod poci�g? Dok�d mu si� tak spieszy? Zaraz potem sapanie lokomotywy rozleg�o si� niemal tu� za moim lewym ramieniem. Odruchowo zerkn��em w prawo, na Brata, ale jego tam nie by�o. Zatrzyma�em si� raptownie. Nie by�o go nigdzie. Ogarni�ty panik�, odwr�ci�em si� i ujrza�em go dok�adnie po�rodku tor�w, ze skupieniem obw�chuj�cego jakie� niedu�e martwe zwierz�. - Brat! Chod� tutaj! Zamacha� ogonem, ale nie podni�s� g�owy. Wystartowa�em ku niemu, krzycz�c co si� w p�ucach: - Brat! Brat, do cholery! Chyba zrozumia�, �e co� jest nie w porz�dku, bo spojrza� na mnie. Poci�g by� ju� tylko dziesi�� metr�w za nim. Maszynista w��czy� hamulce. Bieg�em tak szybko, �e �wir pryska� mi spod st�p. - Brat, uciekaj! Nie zna� tego s�owa, ale z mojego tonu wywnioskowa�, �e nie�le nabroi�, wi�c zrobi� najgorsz� rzecz, jak� m�g�: po�o�y� uszy po sobie, pochyli� g�ow� i przypad� brzuchem do ziemi, czekaj�c, a� go dopadn�. Poci�g by� tu�, tu�. W chwili kiedy skoczy�em, u�wiadomi�em sobie, �e robi� g�upot�, ale decyzj� podj��em wcze�niej, nawet nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Wyci�gn��em si� w powietrzu jak struna, si�gn��em po mojego Brata, zgarn��em go obiema r�kami, zepchn��em z tor�w i sam spr�bowa�em odtoczy� si� na bok. Prawie mi si� uda�o. Nie zd��y�em tylko zabra� nogi, kt�ra zosta�a w poprzek szyny. Pozna�em Jasenk� w szpitalu. Jasenka Ciric. Nikt nie potrafi� prawid�owo wym�wi� jej imienia, wi�c bardzo d�ugo m�wiono na ni� po prostu Jazz. Mia�a siedem lat i wi�kszo�� �ycia sp�dzi�a pod��czona do takiej lub innej z�owieszczej maszyny wspieraj�cej j� w d�ugiej, beznadziejnej walce z zawodnym cia�em. Sk�r� mia�a koloru bia�ej �wiecy, wargi fioletowe jak pieni�dze jakiego� dalekiego kraju. Rozliczne choroby doda�y jej powagi, m�odo�� natomiast nie pozwala�a rozsta� si� z nadziej�. Poniewa� tak wiele czasu sp�dzi�a w szpitalnym ��ku, otoczona nieznajomymi twarzami i bia�ymi �cianami, na kt�rych wisia�y nieliczne reprodukcje, mia�a tylko dwie pasje: czytanie i telewizj�. Kiedy ogl�da�a telewizj�, na jej twarzy malowa� si� wyraz spokoju i ca�kowitego skupienia; wygl�da�a w�wczas jak spadkobierca odczytuj�cy po raz pierwszy testament zmar�ego krewnego. Kiedy czyta�a - wszystko jedno co - jej twarz by�a pusta, pozbawiona jakichkolwiek uczu�. Pozna�em j�, bo w kt�rej� z gazet przeczyta�a o mnie i Bracie. Tydzie� po wypadku jedna z piel�gniarek zapyta�a, czy zechcia�bym przyj�� Jazz Ciric ("Cziricz"). Kiedy opowiedzia�a mi o niej, wyobrazi�em sobie schorowanego anio�ka o omdlewaj�cej mince i z�ocistych loczkach w stylu Shirley Temple. Tymczasem okaza�o si�, �e Jasenka Ciric ma niebanaln� interesuj�c� twarz o ostrych rysach, w kt�rej wszystko jest osadzone odrobin� zbyt blisko siebie. Mia�a te� g�ste czarne w�osy poskr�cane jak w�osie w starych materacach. Piel�gniarka przedstawi�a nas, po czym wr�ci�a do swoich obowi�zk�w. Jazz usiad�a na krze�le przy ��ku i zmierzy�a mnie uwa�nym spojrzeniem. Wci�� jeszcze bardzo cierpia�em, ale ca�kiem niedawno postanowi�em przesta� rozczula� si� nad sob�. Wizyta dziewczynki mia�a stanowi� pierwszy krok w tym kierunku. - Jak� ksi��k� lubisz najbardziej? - Nie wiem. Chyba "Wielkiego Gatsby'ego". A ty? Wzruszy�a ramionami i klasn�a j�zykiem, jakby uwa�a�a, �e sprawa jest oczywista. - "Kobiety w p�on�cych szlafrokach". - Taki ma tytu�? Kto j� napisa�? - Egan Moore. U�miechn��em si�. To ja jestem Egan Moore. - O czym jest ta ksi��ka? Znowu przyjrza�a mi si� uwa�nie, po czym rozpocz�a ci�gn�c� si� bez ko�ca opowie��, dok�adnie tak�, jakie uwielbiaj� dzieci. - ...a potem potwory zeskoczy�y z drzew i...
dragonball11