Collins Nancy A. - Tuzin czarnych róż.pdf

(782 KB) Pobierz
Nancy A
NANCY A. COLLINS
TUZIN CZARNYCH RÓŻ
Przełożył Robert P. Lipski
Dla mego męża, Joego Christa.
Na zawsze, na wieki.
OD AUTORKI
Powieść ta stanowi rodzaj pomostu pomiędzy światem Sonji Blue a Światem Mroku,
stąd w treści mogą pojawić się pewne nieścisłości i odstępstwa wynikające z przebiegu
wydarzeń zachodzących w każdym z tych światów. Starałam się, aby połączenie to było
możliwie najlepsze. Niniejsza historia rozgrywa się po wypadkach opisanych w Paint it
Black . W tym miejscu pragnę uchylić kapelusza przed takimi obrazami filmowymi, jak: Straż
przyboczna , Za garść dolarów, Świt żywych trupów i Wojownicy .
UMARŁE MIASTO
Spory procent osób, które spotykamy na ulicach, to ludzie puści w środku,
a zatem ludzie, którzy są już martwi. Szczęściem dla nas nie dostrzegamy tego i
nie zdajemy sobie z tego sprawy. Gdybyśmy wiedzieli, jak wielu ludzi jest de
facto martwych i ilu z nich sprawuje władzę nad naszym życiem, ze zgrozy
postradalibyśmy zmysły.
Georgij Gurdżijew
Wierzę w dzieci,
wierzę w życie,
lecz musiałbym być chyba
głuchy, głupi i ślepy,
by nie dostrzegać
toczącej się walki.
Obliczy śmierci, obliczy śmierci,
obliczy śmierci dokoła mnie.
temat miłosny z Obliczy śmierci 4
ROZDZIAŁ 1
Miasto zostało założone ponad dwieście sześćdziesiąt lat temu, przez tych, którzy
umknęli przed nietolerancją szerzącą się w ich ojczyznach. Leży u ujścia rzeki, o rzut
kamieniem od rozległej zatoki, która jako pierwsza powitała osadników przybyłych do tego
dziwnego, nowego świata. Bliskość wody ukształtowała jego przyszłość, podobnie jak
otoczenie wpływa na rozwój dziecka.
Od samego początku los miasta złączony był z okrętami i z tymi, którzy na nich
pływali. Gdy nadeszła Rewolucja, było ono już dobrze prosperującym portem morskim ze
stocznią. Na nabrzeżach kwitł wszelkiego rodzaju handel, zarówno legalny, jak i
czarnorynkowy. Kompanie przewozowe znajdujące się na nabrzeżach eksportowały do
Europy tytoń, mąkę, indygo oraz ryby, przyjmując w zamian brudny, ludzki towar ze Złotego
Wybrzeża i znacznie odleglejszych zakątków świata.
W następnych latach losy miasta w jeszcze większym stopniu związały się z morzem i
okolicznymi rzekami, które od czasu do czasu wylewały i groziły mu pochłonięciem. Czas
płynął. Statków nie budowano już w całości z drewna, powstały zatem stalownie i rafinerie
naftowe, by można było tworzyć okręty bojowe i frachtowce, wynalazki epoki parowej.
Jak wszystkie miasta portowe, to również było na początku przystanią dla wszelkiej
maści wyrzutków i typów spod ciemnej gwiazdy, w miarę upływu lat jednak stało się ono
bardziej cywilizowane i kosmopolityczne. Nabierając dojrzałości, wyrobiło w sobie znacznie
bardziej wyrafinowany gust w kwestii przyjemności, narodziły się w nim gmachy oper,
muzeów i amfiteatrów. Zbudowano także pierwszą uczelnię, a wkrótce kolejne budowle
uniwersyteckie. Po lepszych okresach przychodziły gorsze, lecz i one z czasem przemijały.
Były pożary i powodzie, recesje i inflacje, lecz miasto za każdym razem odżywało, tak jak
ciało ludzkie dochodzi do siebie po dłuższej bądź krótszej chorobie.
Symbiotyczne pasożyty uważające miasto za swoje pieniły się w najlepsze, płodząc
gwiazdy sportu, chirurgów, dziennikarzy, filozofów, polityków i poetów. Koła postępu,
przemysłu i biznesu obracały się synchronicznie, nie uszkadzając sobie wzajemnie trybów.
Było to miasto z przeszłością i przyszłością.
Aż nadeszła teraźniejszość.
Czterdzieści lat temu mieszkańcy wewnętrznego miasta zaczęli opuszczać wytworne
kamienice i apartamentowce stanowiące spuściznę po ich przodkach, przenosząc się na
zielone, przestronne przedmieścia. Niebawem pozostali w mieście tylko ci, których nie było
stać na przeprowadzkę. Gdy klasa pracująca ustąpiła pola klasie zubożałej i zazwyczaj nie
pracującej, miasto zaczęło popadać w ruinę.
Trzydzieści lat temu tryby kół postępu i przemysłu zaczęły się zazębiać, w miarę jak
postęp technologiczny zmniejszył znacznie zapotrzebowanie na najtańszą nawet siłę roboczą.
Stocznie zmechanizowano, podobnie jak rafinerie i stalownie. Niewykwalifikowanym i
niewykształconym proponowano coraz mniej stanowisk pracy.
Dwadzieścia lat temu embargo na ropę naftową sprawiło, że cena za baryłkę
podskoczyła z dwóch na trzydzieści dwa dolary. Amerykanie, których nie było już stać na
utrzymanie rodzimych, pożerających paliwo jak smoki krążowników szos, przerzucili się na
znacznie bardziej ekonomiczne, tańsze w eksploatacji samochody zagraniczne.
Zapotrzebowanie na rodzimą stal drastycznie spadło. Koła postępu przestały być smarowane i
tryby zaczęły obracać się z coraz większym trudem, przy każdym obrocie na wszystkie strony
tryskały snopy iskier. Robotnicy portowi, stoczniowcy, pracownicy rafinerii i odlewni stanęli
przed całkiem realnym widmem bezrobocia. Zwolnienia grupowe były na porządku
dziennym. Nawet ludzie wykształceni mieli trudności ze znalezieniem pracy, gdyż inflacja
zrównała dyplomy licencjackie do poziomu zwykłej matury. Całe kwartały dzielnic
wyludniały się; opustoszałe domy powoli obracały się w ruinę.
Piętnaście lat temu rząd federalny okroił wsparcie finansowe dla najuboższych i
bezrobotnych pozostających w miastach wewnętrznych. Innymi słowy miasto pozbawione
usług, zaniedbane i na wpół opustoszałe pozostawiono samemu sobie, skazując je na powolny
upadek. Niegdysiejsza ekonomia przemysłowa ustąpiła miejsca gospodarce opartej na bazie
usług. Absolwenci college'ów podejmowali się każdego, nawet najmarniejszego zajęcia,
sprzedając hamburgery i zmieniając pościel w szpitalach, podczas gdy zubożali maklerzy
giełdowi, bankierzy i handlarze nieruchomości odwiedzali swymi beamerami i volvo miejskie
slumsy po kolejną porcję kokainy.
Przestępczość wzrastała w zastraszającym tempie. Wśród polityków szerzyła się
korupcja. Gangi pieniły się w najlepsze, a w miarę rozrastania się wszczynały wojny o
terytoria.
W którymś momencie, podczas zaciętych walk pomiędzy uzbrojonymi w pistolety
maszynowe członkami gangu, miastu zadano śmiertelny cios.
Miasta są żywymi istotami. Rodzą się i dorastają, dojrzewają i starzeją się. Niekiedy
nawet umierają. Miasta jednak, w przeciwieństwie do istot organicznych z krwi i kości,
tkanek i mięśni, nie wiedzą, że są martwe.
Symbionty, które krzątają się zawzięcie wewnątrz truchła, są zwykle bardzo
zdeterminowane, by zachować w nim pozory życia, na długo po tym, gdy wykrwawiło się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin