Ks. Jan Twardowski - Przeźroczystość.rtf

(269 KB) Pobierz

Jan Twardowski

 

 

 

Przezroczystość

 

wybór wierszy

Układ tomu i posłowie Andrzej Sulikowski


Różaniec

 

A jeśli wojna nowa, a jeśli się zasmucę

jak dziecko zapłakane w różaniec swój powrócę.

Będę go brać na ręce jak włosów ciemne sploty,

gdzie blask się świec zaplątał jak żuczek szczerozłoty,

gdzie sny z krzyżykiem srebrnym i łzy i śpiew poranny,

zerwanych moc przyrzeczeń i żal wciąż nieustanny,

modlitwy za rodziców, kolegów, prośby wieczne,

i jakieś umartwienia zabawne, niedorzeczne…

A jeśli wojna nowa, a jeśli niepokoje…

O rzewne, o tajemne paciorki czarne moje,

to na nich troski moje, radości ukochania,

i cały żar modlitwy późnego powołania.

I na nich pamięć dni tych, gdy późnym sennym latem

biegliśmy z podchorążym płonącym Mariensztatem,

a potem w noce długie na jezdni pod gwiazdami,

chwytałem was ukradkiem drżącymi wciąż palcami.

Do Twoich snów się tulę, do Twoich snów się łaszę,

na tych dziesiątkach licząc sierpniowe złudy nasze,

Kto wezwał? Kto przywołał? Skąd sny co tu przygnały?

Przed własną tajemnicą przyklękam taki mały…

O siódmej po kolacji, przy modlitw chłodnym dźwięku,

o jaką burzę wspomnień przeważasz w swoim ręku.

Bo jeśli wojna nowa, a jeśli niepokoje,

o rzewne, o tajemne, paciorki czarne moje.

 

Odra, 1946, nr 4, s. 2


Wiersz banalny

 

Piszę, gdy lampy półwiszące,

gdy noc na czoła się przewija

i gdy mamusie płaczą śpiące —

o jakże miłość ziemska mija.

 

O czym piszę, o tym nie wiem —

ktoś mi do ucha cicho szepce

o poświęceniu, o zegarach,

O trumnie srebrnej i kolebce.

 

Komu piszę — pewnie tobie —

co po ulicach chodzisz rano

I na powstańca każdym grobie

gałązkę rzucasz odłamaną.

 

Jaki jestem — byś się śmiała,

śmiejąc się ze mnie — idź swą drogą

są takie serca jak — nieszczęścia,

co nigdy inne być nie mogą.

 

1946, 1998


Wiersz do Najświętszej Panny

 

Słów nie lubisz, bo cóż znaczą słowa —

więc poświęcam Twojej świętej pieczy —

celę, książki, notatki z wykładów,

inferiorów, w klęczniku rzeczy —

 

I jeszcze mszał w szufladzie —

mój Boże — mój Boże —

tę stronę znam na pamięć,

a tutaj się mylę —

tu wstążeczkę odgarnę,

a tu grudkę włożę —

tej ziemi co i w mojej zadźwięczy mogile.

 

I jeszcze moje serce —

(o nim nic nie powiem

bo nie pękło mi z bólu w płonącej Warszawie —

więc jak dawną manierkę porzucę je w rowie —

krzyżem tylko opatrzę i tak je zostawię)

 

A to jest moja śmieszność —

jak mi służy wiernie

we wszystkich moich wierszach, których nikt nie zliczy

więc po mszale i sercu poświęcam Ci ciernie —

ogród pełen silentium i ziarnko goryczy.

 

Przebacz wiersze mi wszystkie łaskawie

zagaś we mnie sny czarnoleskie

i bez wierszy cichutko daj popatrzeć

w Twoje święte oczy niebieskie

 

1947


O jednym z pacierzy

 

A ja już wierny Tobie zostanę

O Chryste, Chryste —

bo wiem, że oczy matce mej dałeś

jasne i czyste

 

Kolegom moim — wstręt do krętactwa

I komże srebrne

Mickiewiczowi wojnę powszechną

i sny podniebne

 

Na Długiej w sierpniu — w nocnym wypadzie

latarki w ręce

łączniczce małej iskrę w warkoczu —

groszek w sukience

 

Choćby wzbronili wierszy o Tobie

pięknych drukować —

na klęczkach będę szeptać Ci jeszcze

wzbronione słowa

 

1947


O spacerze po Cmentarza Wojskowym

 

Że też wtedy beze mnie

przewracali się w hełmie

lecąc twarzą bledziutką na bruk

 

Jurku z Wojtkiem i Jankiem

klękam z lampką i wiankiem

z czarnym kloszem sutanny u nóg

 

Przeminęło, odeszło w milczeniu

jak pod kocem na wycieczce ziemia —

 

świecę lampkę rękoma obiema

gdzie pod hełmem dawnych oczu nie ma

 

Warszawa, sierpień 1947, 1980


Prymicja

 

O wiersze smutne moje,

w tym stroju pełnym haftu przed krzyżem Pańskim stoję

 

Jurkowi na Powązkach wojskowa dźwięczy sława,

a mnie tasiemka alby zakwitła u rękawa

 

O Jezu potłuczony, z tą szramą i tą różą,

na chłopców spójrz z Powiśla, co do mszy przy mnie służą

 

Niech jednym choć oddechem westchnienie mi powierzą

czupurnych rówieśników co pod gruzami leżą

 

1947,1970


* * *

 

Własnego kapłaństwa się boję,

własnego kapłaństwa się lękam

 

i przed kapłaństwem w proch padam,

i przed kapłaństwem klękam

 

W lipcowy poranek mych święceń

dla innych szary zapewne —

jakaś moc przeogromna

z nagła poczęła się we mnie

 

Jadę z innymi tramwajem —

biegnę z innymi ulicą —

 

nadziwić się nie mogę

swej duszy tajemnicą

 

[1948], 1959, 1986


* * *

 

Już myślałem, że Ciebie wielkiego zobaczę,

a Tyś mignął mi w polu jak najprostszy mak —

zakryj mi twarz rękawem, niech się nie rozpłaczę,

że nie do mnie masz mówić przez ognisty krzak.

 

Dzień był taki jak zawsze, codzienne sandały

i codzienna samotność, i codzienny trud,

i ręce, co mi komżę w zakrystii składały

cień ptaka sponad wieży rzucając na spód.

 

Jeszcze zadrżał w kielichach cichy tętent koni

i szum rzeki pobliskiej, i skrzypiące drzwi —

 

więc poznał Ciebie żebrak i święty Antoni

nad kluczykiem zgubionym natrząsając brwi.

 

1949,1959


O powrocie po studiach po domu rodzinnego

 

Nagle dzwonek i w naszą rozmowę

wpadnie siostra jak jabłko z ogrodu,

w światło wnosząc kokardy brązowe.

 

— Choć się śmieją — dochowałeś wiary,

powracając, czy masz serce czyste?

a ja patrzę, jak wiatr z nieba strąca

z gwiazd na siostrę złociste zapałki.

 

Co z nauką? O mych studiach mowa,

a ja widzę przez sen i akację —

wiewióreczkę, przed którą klękałem,

chcąc ją złapać w wakacje minione.

 

Czy pamiętasz z balii okręt na stawie?

a ja chwytam nagle siostrę za ręce —

 

by przypomnieć jeszcze kwiaty z procesji,

co je niosła Jezusowi w sukience.

 

1949, 1959


* * *

 

We mszy świętej przed ołtarzem przyklęknąć

brać komunię ustami drżącymi —

 

lecz czy zawsze potem potrzeba

wóz ciernisty toczyć po ziemi —

 

drzwi przed samym nosem zatrzasną.

 

Jakże często w Betlejem ciemne —

za królami w węzełku niosę

apostolskie trudy daremne —

 

Betlejemski tak spokój i drzewa —

na osiołku — kruszyna nieba

 

i pastuszek mówiący po polsku

— proszę księdza — przecież tak trzeba.

 

[ok. 1950]


O Nieuchronny!

 

Gorejącego krzewu ogrom

w rozzutych butach ognia brzask

Nieogarnięty — poznam, poznam

w kruchcie na klęczkach Twoją twarz.

 

Powiędną usta, ścichnie krew

chorągwie porwiesz w strzępy snu —

i powiesz — dosyć — minął czas

jak wypędzony w potop kruk.

 

Wołu umniejszysz kryjąc w mrok —

zapalisz w oczach strasznym źdźbłem

O Nieuchronny — wiem, ja wiem,

że idziesz ku mnie nagląc krok.

 

1950


O wspomnieniach szkolnego mundurka

 

Co tam było, co się z tobą dzieje —

moja dawna poburzona szkoło —

w dawnych chłopców pogasłe nadzieje

klamką stukasz dawno uciszoną.

 

Popaliły się okna i mapy

z Ziemią Świętą gdzie się Saul błąkał —

rzuć mi na twarz jak garść chłodnej ziemi

z klasy ósmej dźwięk zmarłego dzwonka.

 

Jaka, myślisz, jest pamięć twych uczniów —

młodość krótka, głębokie groby —

założyłem po tobie w brewiarzu

w Completorium wstążeczkę żałoby.

 

1950


Suplikacje

 

Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty —

Iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną —

kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom —

teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami —

 

dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno —

uśmiechnij się nade mną

 

1950,1982


Kochanowskiego przekład psalmów

 

Powróć mi, Panie, z dawnych lat

herbaty gorzkiej łyk w manierce

i umarłego ojca list,

sweter od siostry, matki serce

 

Kochanowskiego przekład psalmów

spalony z Wilczą w czas powstania

i wszystko, czego życzę innym —

a sam niestety nie dostanę

 

I spowiedź świętą z dawnych burz,

gdy łzy ważyła ręka Zbawcy —

i jeszcze jeden jakiś dzień

z dzieciństwa mego na ślizgawce

 

Ten śnieg, co mi na oczy spadł,

i to, com szeptał bezrozumny —

a potem jak najcięższy mszał

postaw z kielichem mi na trumnie

 

1950,1996


Do chorego w szpitalu

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin