Small Bertrice - Piekielnica.pdf

(2100 KB) Pobierz
323952029 UNPDF
Bertrice Small
Piekielnica
(Hellion)
Przełożyła Iwona Chamska
Prolog
Król Wilhelm Rufus spędzał Wielkanoc na swoim dworze w Winchesterze, a zielone świątki w
Westminsterze. W tym czasie we wsi Berkshire mówiło się o krwi wypływającej ze studni. Wielu
ludzi twierdziło, że widzieli to na własne oczy. Kiedy przekazano królowi wieści o tym zjawisku,
tylko się zaśmiał.
– Ci Anglicy – powiedział. – Są tacy przesądni.
Księża kiwali głowami ze smutkiem i szeptali między sobą. Król nie był człowiekiem
bogobojnym. Nie miał szacunku dla uznanych przez Kościół cudów i innych świętości.
Przewidywali, że kiedyś źle skończy, a wszyscy jego podstępni kompani razem z nim. Ale ci, co
znali Wilhelma Rufusa, wiedzieli, że, mimo iż był twardym człowiekiem i nie miał cierpliwości dla
tych, którzy pogrążali się w ignorancji i strachu, był sprawiedliwy i hojny dla ludzi mu oddanych.
Sezon polowania na jelenie zaczął się pierwszego kwietnia. Wilhelm Rufus polował wtedy w
lasach New Forest z kilkoma kompanami i najmłodszym bratem, Henrykiem. Nazywano go
Henrykiem Beauclerc, ponieważ ze wszystkich synów Wilhelma Zdobywcy był najlepiej
wykształcony. Henryk był wielkim przyjacielem króla. Nie dziedziczył po nim tronu, ponieważ
spadkobiercą Wilhelma był jego starszy brat Robert, książę Normandii. Najmłodszy z braci nie
zazdrościł mu zaszczytu, co jak na te czasy było dość wyjątkową postawą.
Drugiego dnia kwietnia zaplanowano polowanie o świcie, jak to było w zwyczaju, ale
poprzedniego dnia wieczorem mnich z odległego kraju rozmawiał z przyjacielem króla, Robertem
Fitzhaimo, i opowiedział mu, jakie miał w nocy widzenie. Ostrzeżony przez przyjaciela król, choć
nie bał się wizji mnicha, zgodził się odłożyć polowanie, ale tylko dlatego, że zbyt wiele zjadł i
wypił wieczorem.
– Mam takie wiatry – żartował sam z siebie – że jeleń usłyszałby mnie z daleka i ukrył się
głęboko w lesie, ale po południu pojedziemy zapolować.
Tak więc po obiedzie Wilhelm Rufus i jego kompani pojechali głęboko w las zasadzić się na
jelenia. Znaleźli miejsce nad strumieniem, gdzie wyraźnie widoczne były ślady płowej zwierzyny.
Król zsiadł z konia i wraz z innymi myśliwymi ukrył się w krzakach czekając, aż zwierzyna
przyjdzie do wodopoju. Król wiedział, że tuż za nim podąża jego przyjaciel, Walter Tirel, a dwaj
inni znaleźli odleglejsze miejsca.
Nagle powietrze przeszyła strzała, która zatopiła się w piersi Wilhelma Rufusa. Zdziwiony król
zataczając się wszedł na polanę przy strumieniu. Nie usłyszał nikogo, ale w tej samej chwili jego
wzrok napotkał oczy zabójcy. Wilhelm uśmiechnął się – poznawał to oblicze. Popatrzy! na nie z
podziwem i przyzwoleniem. Potem upadł twarzą w błoto i zabrała go śmierć.
Zabójca Wilhelma Rufusa zniknął w zaroślach. Na polanę wyszedł Walter Tirel i zobaczywszy
króla, wszczął alarm. Już po chwili miejsce to wypełniło się przyjaciółmi zmarłego. Między nimi,
oszołomiony, stał Henryk Beauclerc.
Mon Dieu , Walter! Zabiłeś króla – zawołał Robert de Montfort.
Non ! Non ! – odparł Tirel. – To nie ja, milordzie! Król już nie żył, kiedy przyszedłem. Szliśmy
razem, ale on ruszył szybciej. Znalazłem go martwym, przysięgam!
– To był wypadek, jestem pewien – powiedział Robert Fitzhaimo. – Walterze, jesteś
człowiekiem honoru. Nie miałeś powodu, by zabić króla.
– Czy to miejsce jest przeklęte? – zastanawiał się głośno de Montfort. – Brat naszego pana,
Ryszard, został zabity w podobny sposób wiele lat temu. Jego bratanek zginął tak zeszłego lata,
również podczas polowania.
– To nie moja strzała ugodziła króla – oponował oburzony Walter Tirel.
– Ależ to na pewno twoja strzała – odparł de Montfort. – Zobacz, to jedna z tych dwóch, które
podarował ci dziś rano król. Pamiętasz, Tirel? Nim wyjechaliśmy, przyszedł kowal z sześcioma
strzałami. Król pochwalił ich wykonanie. Cztery strzały zachował dla siebie, a dwie dał tobie. Masz
je obie?
– Jedną wystrzeliłem wcześniej – upierał się Tirel. – Byłeś przy tym, jak strzelałem z grzbietu
konia do jelenia, ale nie trafiłem i nie udało mi się znaleźć strzały. Nie pamiętasz?
– To był wypadek – powiedział uspokajająco Fitzhaimo. – Tragiczny wypadek. Nie ma w tym
niczyjej winy. Może jednak byłoby lepiej, gdybyś udał się do swojego majątku we Francji,
milordzie. Jedź do Poix. Obawiam się, że znajdą się gorące głowy, które będą chciały zemścić się
na tobie za ten niefortunny... wypadek. Na konia, milordzie, i nie oglądaj się za siebie!
Walter Tirel, hrabia Poix, nie byt głupi. Zdawał sobie sprawę, że nie były to czcze słowa. Choć
nie chciał brać na siebie winy za coś, czego nie uczynił, wsiadł co rychlej na konia i odjechał w
pośpiechu. Nie zatrzymał się nawet w królewskiej leśniczówce.
Skierował się na wybrzeże i pierwszą napotkaną łodzią odpłynął do Francji.
– Umarł król – powiedział cicho Robert de Monfort.
– Niech żyje król! – odparł Fitzhaimo.
Wilhelma Rufusa pochowano następnego dnia, w piątek. W niedzielę jego brat Henryk, który
nie czekał na pogrzeb, lecz szybko udał się do Winchesteru, by zadbać o sukcesję, został
koronowany w Westminsterze. Wolą ich ojca było, żeby następcą Wilhelma Rufusa został Robert.
Henryk swoje pretensje do tronu uzasadniał tym, że on jako jedyny z synów Wilhelma
Zdobywcy urodził się w Anglii.
– Jestem – zaczął odważną przemowę do baronów – jedynym prawowitym potomkiem i
sukcesorem mego ojca. Był królem Anglii, kiedy się urodziłem w Selby, w hrabstwie Yorkshire.
Mój brat, książę Robert, urodził się, gdy mój ojciec był księciem Normandii.
Król Henryk obiecał naprawić wszelkie błędy poprzedniego króla, ale jego uwaga skierowana
była teraz na Normandię, księstwo należące do jego brata Roberta, który brał udział w wyprawie
krzyżowej. Król wysłał posłańców do wszystkich swoich poddanych posiadających ziemię w Anglii
z zapytaniem, czy będą mu wiernie służyli. Musiał wiedzieć, czy wszyscy staną za nim, kiedy
zechce zjednoczyć wszystkie ziemie ojca. Nie można było pozostawić dwóch osobnych krain
należących niegdyś do Wilhelma Zdobywcy. Henryk był teraz prawowitym spadkobiercą ojca i
panem obu tych krain.
Część I
LANGSTON
Zima 1101
323952029.001.png
Rozdział 1
– Musisz wziąć sobie żonę – powiedział król z uśmiechem do Hugha Fauconiera i uścisnął z
uczuciem dłoń swojej wybranki.
Król Henryk byt żonaty niewiele ponad miesiąc. Królową wybrano mu z powodów
politycznych, ale polubił ją bardzo, a ona jego. Wiedli zgodne życie, jak na ludzi, którzy nie
widzieli się ani razu przed ślubem.
Edith, przemianowana na Matyldę, by sprawić przyjemność normańskim baronom, była bardzo
ładną kobietą. Po matce miała ciemno-rude włosy i szaroniebieskie oczy. Zamierzała iść do zakonu,
ale Henryk, chcąc zabezpieczyć swoją północną granicę, by bez obawy najechać Normandię,
poprosił króla szkockiego o rękę jego siostry. Pośpiesznie wysłano pannę na południe, ponieważ
król szkocki chciał na wszelki wypadek mieć oparcie militarne w silnym angielskim szwagrze.
Fakt, że Edith, późniejsza Matylda, pochodziła z rodu anglosaskich królów, był również ważnym
powodem wyboru.
Wszyscy zebrani wokół króla poddani spojrzeli teraz na obiekt jego uczuć. Rycerz Hugh
Fauconier był Saksończykiem. Znal króla prawie całe życie.
– Cieszyłbym się z posiadania żony, gdyby dawała mi tyle radości, ile najwyraźniej waszej
wysokości daje wasza małżonka – odparł uprzejmie – ale, mimo wszystko, mój panie, nie jestem
dość zamożny, by ją utrzymać. Nie mam też majątku, na którym mógłbym osiąść.
– Już masz – odparł z uśmiechem Henryk. – Zwracam ci Langston, Hugh. Co ty na to?
– Langston?
Całe życie marzył o Langston. Był to dom jego przodków. Hugh nie znał ojca, ponieważ ten
zginął pod Hastings. Usłyszawszy wieści z bitwy, matka Hugha, przewidująca kobieta, spakowała
najpotrzebniejsze rzeczy i uciekła wraz ze służbą do domu swego ojca. Siedem i pół miesiąca
później urodził się Hugh. Po jej śmierci babka, dama pochodząca z Normandii, spokrewniona z
Wilhelmem Zdobywcą, stała się jego opiekunką. Langston oddano normańskiemu rycerzowi
lojalnemu wobec Wilhelma.
– Od czasów mego ojca wiele się zmieniło – powiedział łagodnie król. – Przyjdź do moich
prywatnych komnat po posiłku, Hugh. Wszystko ci wtedy wyjaśnię, przyjacielu.
Dwór na czas Świąt Bożego Narodzenia przeniósł się do Westminsteru. Henryk wciąż był w
żałobie po bracie, Wilhelmie Rufusie. Rozpatrywano też możliwość, że na wiosnę książę Robert z
Normandii pojawi się w Anglii i spróbuje strącić z tronu młodszego brata.
Henryk przez całe życie próbował przypodobać się obu swym braciom – królowi Anglii i
księciu Normandii. Ale nie było to łatwe. Starszy z nich i tak w testamencie uczynił swoim
spadkobiercą Roberta, a nie Henryka.
Potem papież Urban II wezwał na wyprawę krzyżową przeciw saracenom. Książę Robert,
zmęczony popisowymi turniejami we własnym księstwie i na dworach sąsiadów, zapragnął
przygody i podąży! za wezwaniem papieża. Najpierw jednak musiał zastawić Normandię u brata,
Wilhelma Rufusa, by pozyskać srebro na wyprawę. Pożyczkę miał spłacić w ciągu trzech lat.
Wtedy odzyskałby ziemię.
Robert wracał z krucjaty w chwale z żoną Sibylle, córką George’a z Conversano, pana na
Brindisi, bratanka Rogera, króla Sycylii. W tym samym czasie Wilhelm Rufus zginął w New Forest,
a najmłodszy z synów Wilhelma Zdobywcy w pośpiechu przejął po nim koronę Anglii.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin