Meredith Amy - Polowanie [Dotyk ciemności II].pdf

(732 KB) Pobierz
Meredith Amy - Polowanie [Dotyk ciemności II]
641351099.006.png
Prolog
– Bojkotujesz prysznic? – zawołał Dave Perry. Właśnie skończyli poniedziałkowy trening. –
Siedzę za tobą na historii, więc muszę ci to powiedzieć: zły pomysł.
Kyle Rakoff roześmiał się, wymijając pozostałych zawodników drużyny futbolowej, którzy
kierowali się do sali gimnastycznej Liceum Deepdene.
– Pobiegnę do domu. Tam się umyję – odkrzyknął. Biegł tyłem i mówił: – A potem do Big
Ola's. Wybacz, Dave. Wiem, że uwielbiasz podglądać moją wspaniałą nagość.
Dave roześmiał się sztucznie i zniknął w drzwiach sali. Kyle wyszczerzył zęby w uśmiechu,
odwrócił się i lekko przyspieszył. Mięśnie zaprotestowały – dzisiaj trening był masakryczny – ale
jednocześnie bieg sprawiał mu przyjemność. Rozgrzane ciało Kyle'a „mruczało” jak silnik
lamborghini.
Może zdąży do Ola's przed Heleną. Dzisiaj po południu miała korepetycje z matematyki.
Potrzebowała ich – jeśli nie będzie uważać, może skończyć z jedynką na koniec semestru.
Kyle uśmiechnął się szeroko i zaczął fantazjować. Helena się spóźni. A ta nowa
dziewczyna...
Brynn? Brenda? Na pewno jakoś na „B”... może już tam będzie.
Ktoś musiał jej powiedzieć, że po szkole wszyscy chodzą do lodziarni przy Main Street. To
okazja, żeby trochę nad nią popracować. Może nawet zaproponuje, że pokaże tej BCośTam
miasto i okolicę.
Przyjacielski gest to przecież nic złego.
Helena oczywiście była wspaniała i w ogóle, ale Kyle nie uważał się za monogamistę. Na
razie – w teorii. A BCośTam była naprawdę śliczna: króciutkie włosy i dłuuuugie nogi. A może
w Ola's będzie też Eve Evergold? Jasne, kilka razy spławiła go, kiedy chciał ją zaprosić na kawę,
641351099.007.png 641351099.008.png
ale przecież nie może odmawiać wiecznie. Kiedyś, niedługo, zanurzy ręce w długich ciemnych
włosach Eve, a jej ciemnoniebieskie oczy zalśnią na jego widok.
Kyle postanowił pobiec skrótem przez las. Zeskoczył z chodnika na jedną z wąskich,
krętych ścieżek. Opadłe liście szeleściły pod stopami. W ten sposób będzie w domu jakieś pięć
minut wcześniej. I nie będzie stał długo pod prysznicem. Tak, zdecydowanie uda mu się zdążyć
do Ola's przed Heleną!
Świerkowa gałąź trzepnęła go w ramię. Drzewa rosły ciaśniej, niż zapamiętał – może
dlatego, że ostatni raz szedł tym skrótem jako dziesięciolatek i na pewno był znacznie mniejszy.
Powinien częściej tędy chodzić. Słonawa bryza znad oceanu przyjemnie mieszała się
z zapachem lasu. Było chłodno, mrocznie i cicho. Kyle zwykle słuchał muzyki, ale dziś zostawił
iPoda w szafce w szatni, a cisza była... nawet przyjemna. Może warto się tu kiedyś rozejrzeć za
miejscem na romantyczną schadzkę?
Zazwyczaj rozpalał dla dziewczyn ognisko na plaży, ale mała odmiana...
Szelest w krzakach po lewej wyrwał go z zadumy. To pewnie lis, pomyślał. Mnóstwo ich
było w okolicy. Mama zostawiała im czasami resztki kurczaka. Lubiła siadać na tarasie na
piętrze i obserwować zwierzaki. Nazywała to lisim patrolem. Zwykle nie obywało się bez koktajli.
Tata też lubił posiedzieć na tarasie z koktajlem, ale nie znosił dokarmiania lisów. Uważał,
że są szkodnikami. Mama się z nim zgadzała, ale mówiła o nich: „rude, ostrouche, urocze
szkodniczki”.
Kyle'a zaswędział kark, jakby ktoś na niego patrzył. Ktoś. Nie lis. Zwolnił trochę i się
rozejrzał. Nic nie zobaczył, ale znowu usłyszał szelest. Tym razem głośniejszy. Lis poruszałby
się ciszej. Prawda?
Może chodzą parami, pomyślał. Podczas lisiego patrolu pojawiały się po kilka, ale być
może z powodu wystawnej kurczakowej uczty.
Biegł dalej – już niemal sprintem – wciąż z tym samym uczuciem, że ktoś go obserwuje.
Nagle przypomniał sobie, dlaczego od tak dawna nie używał tego skrótu. Kiedy był mały,
bał się lasu. Ostatnim razem, kiedy szedł tędy jako dzieciak, poniosła go wyobraźnia. Myślał, że
goni go zombie.
641351099.009.png 641351099.001.png
I chociaż minęło sześć lat, a on był dwa razy większy niż wtedy, historia się powtarzała.
Wyobrażał sobie jakieś bzdury. Bądź mężczyzną! – skarcił się ale dziwne wrażenie nie znikło.
Przeciwnie. Fala dreszczy spłynęła mu z karku w dół pleców. Pewnie dlatego, że tak intensywnie
trenował i porządnie się spocił. Teraz pot wysycha. Stąd to łaskotanie. Niezła teoria, tylko że
Kyle wciąż biegł. Czuł, że palą go mięśnie, a świeży pot zalewał mu twarz i plecy. Spod pach
ciekły strumienie.
Za plecami Kyle'a rozległ się dziwny dźwięk: coś pomiędzy szczeknięciem a wyciem. Lisy
szczekają – sam słyszał. Ale takiego odgłosu nie słyszał nigdy. Brzmiał, jakby wydało go
stworzenie większe od lisa.
– Dobra, jestem mięczakiem – mruknął pod nosem i przyspieszył.
Błędny ruch. Lis – czy cokolwiek to było – chyba zwęszył, że Kyle się boi, a ucieczka
zwierzyny pobudziła w nim instynkt łowcy. Teraz zaczął go ścigać. Kyle słyszał za sobą jego
kroki. Kroki łap o wiele większych niż lisie.
Znów rozległ się ten dźwięk, tym razem głośniejszy i dłuższy – prawdziwe wycie. Ciało
Kyle'a ściął nagły mróz. Co to jest? Pies? Wściekły pies? Wilk? Nie odwrócił się, żeby popatrzeć.
Musiałby zwolnić. Skręcił gwałtownie w lewo, żeby zgubić... to coś. Ale nie chciało odpuścić.
Polowało na niego. Zawyło znowu. Blisko. Bardzo blisko.
Kyle skręcił jeszcze raz. Czy zagłębia się w las? Nie był pewien – stracił orientację. I było
mu wszystko jedno. Chciał tylko uciec. Słyszał już oddech stworzenia, chrapliwe, szybkie
dyszenie.
Coś ostrego wbiło się w jego kostkę, dokładnie między ściągaczem dresu a cholewką buta.
Dopiero po kilku sekundach zrozumiał, że został ugryziony. Przyspieszył rozpaczliwie, zbierając
resztki sił. Za mało.
Stwór znowu zawył. Już prawie go dopadł. Kyle pojął, że nie ucieknie. Zawrócił w miejscu
i przypadł do ziemi, gotów do ataku. Serce waliło o żebra tak mocno, jakby miało wyrwać się
z piersi.
Nic nie zobaczył. Wbił wzrok w ciemny las. Nic.
– Gdzie jesteś? – wrzasnął.
Wycie odpowiedziało mu z tak bliska, że poczuł na twarzy gorący oddech.
641351099.002.png 641351099.003.png
To był ostatni dźwięk, jaki usłyszał.
641351099.004.png 641351099.005.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin