00:00:42:Panowie, jeli wolno mi co zasugerować,|to czas przyłšczyć się do fiesty. 00:00:49:Samotnoć le wpływa na ducha. 00:01:13:Kapitanie Tyreen. Czy on się już goli? 00:01:21:- Jakie to ma znaczenie?|- Dla mnie żadne. 00:01:45:Jej tutaj nie ma. 00:01:49:Wielka szkoda. 00:01:51:Ta kobieta miała co w sobie. 00:01:59:Pewnie, że miała. 00:02:02:Kojarzyła mi się z... 00:02:06:satynš. 00:02:08:- Miękkš, białš satynš.|- Majorze. 00:02:20:Przepraszam, majorze. 00:02:34:Proszę o walca. 00:02:44:Z przyjemnociš. 00:03:23:- Poruczniku Graham.|- Na rozkaz! 00:03:26:- Dlaczego nie jest pan na warcie?|- Zluzowano mnie. 00:03:31:Chodmy. 00:03:34:Majorze, moim zdaniem|potrzeba więcej strażników w forcie, 00:03:38:ponieważ francuscy więniowie|mogš próbować uciec. 00:03:43:Dziękuję za pańskš opinię, poruczniku. 00:03:46:Mylę, że powinien się pan zabawić. 00:03:49:Nie, majorze. To odbijany. 00:03:52:- Co?|- Odbijany, majorze. 00:03:58:Czy pan za dużo wypił, poruczniku Graham? 00:04:05:- Można paniš prosić?|- Z przyjemnociš, poruczniku. 00:04:11:Może jaki meksykański taniec? 00:06:05:Chciałam się pożegnać i podziękować. 00:06:11:Miło było więtować swoje ocalenie. 00:06:15:- Zamierza pani tutaj zostać?|- Nie wiem. 00:06:21:Poznałam swojego męża,|kiedy był studentem w Wiedniu. 00:06:25:Moja rodzina go nie zaakceptowała. 00:06:28:Tak bardzo go nie lubili,|że nie mam już z nimi kontaktu. 00:06:33:Poza tym tutaj jestem potrzebna. 00:06:36:W promieniu 150 kilometrów|nie ma tu nikogo oprócz mnie i Lindy. 00:06:44:Pożegnasz się w moim imieniu|z porucznikiem Tyreenem? 00:06:50:Z przyjemnociš. 00:06:53:Podobał mi się sposób,|w jaki poprosił mnie do tańca. 00:06:55:Jakbymy byli w sali balowej w Wiedniu. 00:06:59:- To było bardzo miłe.|- Porucznik ma styl. 00:07:05:To człowiek z fantazjš. 00:07:08:Jest zepsuty. Ale ja go uratuję. 00:07:36:Dziękuję za życzliwoć. 00:07:40:Czuję tylko życzliwoć. 00:07:44:Następnym razem|będę miał większš fantazję. 00:07:56:Hadley! Wiley! Przyprowadcie muły. 00:08:09:Siodłać konie. Formować szereg. Do mnie. 00:08:12:Nigdzie nie ma Ryana.|Graham poszedł go szukać. 00:08:17:- Kto poszedł szukać Grahama?|- Gomez. 00:08:30:Sierżancie Gomez,|niech pan traktuje łagodnie trębacza. 00:08:33:On jest chory. 00:08:36:Powoli, szeregowy Ryan, powoli. 00:08:40:Jestemy zaszczyceni,|że zechciałe do nas dołšczyć. 00:08:43:Gdyby nas tylko uprzedził,|wysłalibymy sierżanta Gomeza, 00:08:47:żeby podał ci niadanie do łóżka. 00:09:10:Ryan, wła na konia! 00:09:19:Wszyscy obecni i... 00:09:21:Wszyscy obecni i gotowi do wymarszu. 00:09:24:Widzę, poruczniku Graham.|Widzę to doskonale. 00:09:29:Chyba możesz dać rozkaz do wymarszu? 00:09:31:Kolumny na lewo, w prawo zwrot. 00:10:38:{y:i}Ostatniej nocy|{y:i}major pozwolił uciec francuskim więniom. 00:10:41:{y:i}Miał nadzieję,|{y:i}że pojadš do swojego garnizonu po posiłki. 00:10:43:{y:i}Tak zrobili. 00:10:45:{y:i}Dzi po południu wysłał sierżanta Grahama|{y:i}i paru ludzi jako przynętę. 00:10:49:{y:i}Reszta z nas czekała w ukryciu. 00:10:51:Jefferson, ta szarfa nie ma zdobić ciebie,|tylko armatę. 00:10:54:- Tak jest.|- Wiley, przywišż zwierzęta. 00:10:56:Sierżancie Chillum,|czy zwiadowcy wyruszyli? 00:10:59:Wyruszyli. Raczej na nic się nie zdadzš. 00:11:02:Jeli ci legionici majš ruchome działo, 00:11:05:mogš je tu przycišgnšć,|wystrzelić serię i wykończyć nas... 00:11:09:tymi swoimi 3-metrowymi lancami. 00:11:14:Nie, rozbijš obóz. 00:11:15:Pan wybaczy, poruczniku,|ale kto tak powiedział? 00:11:20:Ja. 00:12:03:Czyż oni nie wyglšdajš ładnie? 00:12:09:Moi ludzie mogš ich pokonać bez trudu, 00:12:13:z jednš rękš w kieszeni. 00:12:17:W jaki sposób, Aesop? 00:12:19:Oni sš miękcy, Hadley.|Nigdy nie byli na południu. 00:12:30:Zbliżajš się. 00:12:32:Przed zmrokiem będš|jakie osiem kilometrów od Grahama. 00:12:36:Co będzie, jeli się nie zatrzymajš? 00:12:38:Co, jeli nie rozbijš obozu?|Wcišż idš, rozetrš porucznika w proch. 00:13:45:Wszechmocna jest ręka boska. 00:14:19:{y:i}15 stycznia. Minęły trzy dni,|{y:i}zanim Francuzi odkryli, 00:14:23:{y:i}że cigajš jednorękiego zwiadowcę|{y:i}i nawróconego Apacza. 00:14:27:{y:i}Pan Potts i Riago uznali,|{y:i}że jestemy już bezpieczni, 00:14:30:{y:i}i postanowili zgubić ich i odnależć nas. 00:14:32:{y:i}Odpoczywalimy i leczylimy rany. 00:14:55:Hej! Topię się! 00:14:57:- Chod do nas.|- Ja się już wykšpałem. 00:15:01:Woda jest wietna. 00:15:06:- Pierwsze golenie, Tim?|- Tak. 00:15:09:- Od teraz możemy na ciebie mówić Ryan.|- Tak. 00:15:26:{y:i}Czekamy na pana Pottsa,|{y:i}sierżanta Gomeza... 00:15:29:{y:i}i kapitana rebeliantów,|{y:i}którzy mieli wrócić ze zwiadu. 00:15:31:{y:i}Obawiamy się,|{y:i}że Francuzi wzięli odwet na wiosce. 00:15:35:{y:i}Wcišż mylę o Lindzie|{y:i}i modlę się o jej bezpieczeństwo. 00:15:37:- Co się stało?|- Widzielimy, jak wszyscy ginš. 00:15:40:- A ta kobieta?|- Nie wiem, Amos. 00:15:43:Jeli jš powiesili, to już jš odcięli. 00:15:45:Apacze przy tych Francuzach to niewiništka. 00:15:48:Nie należy lekceważyć|wartoci europejskiej edukacji. 00:15:52:- Żadnych ladów Charriby?|- Nie martw się, Amos. 00:15:55:On chce opónić wasze spotkanie. 00:15:57:Liczy na to, że historie o was|jego ludzie będš opowiadać... 00:16:00:przy ogniskach przez tysišce lat. 00:16:14:{y:i}Zdrowielimy,|{y:i}stawalimy się ponownie żołnierzami. 00:16:17:{y:i}Twardymi i czujnymi, chętnymi do walki, 00:16:19:{y:i}kiedy zdarzyło się to,|{y:i}czego major nie znosił najbardziej. 00:16:24:Majorze! Dezerter. 00:16:28:O. W. Hadley zdezerterował. Zeszłej nocy. 00:16:32:Zniknšł jego koń,|brakuje zapasów i amunicji. 00:16:40:Panie Potts, wemie pan ze sobš Riago|i wytropi go. 00:16:45:Chcę go tu widzieć. 00:16:48:To nie mój obowišzek, majorze. 00:16:52:Nie podpisałem umowy o to,|by cigać chłopaków tęsknišcych za domem. 00:16:57:Ja to zrobię. 00:17:08:W porzšdku, sierżancie,|niech go pan znajdzie. 00:17:17:Pan wybaczy, 00:17:19:ale co oni zrobiš Hadleyowi,|kiedy go znajdš? 00:17:22:Co? 00:17:24:Synu, mielibymy szczęcie, gdyby go zabił. 00:17:27:Ale on tego nie zrobi, zrobi to major. 00:17:30:Nie, panie Potts, 00:17:33:major tego nie zrobi. 00:18:11:{y:i}Po dwóch dniach|{y:i}sierżant Gomez wrócił z O. W. Hadleyem. 00:18:14:{y:i}Po drodze znalazł|{y:i}paniš doktor z grupkš dzieci i Lindę. 00:18:19:{y:i}Wszyscy uciekli z wioski. 00:18:21:{y:i}Major bezzwłocznie osšdził|{y:i}O. W. Hadleya za dezercję. 00:18:25:Chłopcy, chcę tylko, żebycie wiedzieli,|kogo mielimy za towarzysza. 00:18:31:Przestrzelił mnie na wylot. 00:18:35:I pozwoliłby mi wykrwawić się na mierć, 00:18:37:gdyby nie pojawiła się ta oto kobieta|i nie opatrzyła mi rany. 00:18:43:Teraz wiecie, że nie jestem dezerterem. 00:18:46:Poszedłem tylko do wioski,|żeby przywitać się z małš seńoritš. 00:18:52:Miałem zamiar wrócić. Naprawdę. 00:18:55:Wiecie, że zawsze trzymam się blisko|swojego brata. 00:18:58:- Czyż to nie prawda, Arthur?|- To prawda. 00:19:00:I nie pozwolisz im zastrzelić swojego brata|za dezercję, prawda? 00:19:04:Nie pozwolisz im, prawda? 00:19:08:Sierżancie, nie chcę na niego patrzeć. 00:19:26:Kapitanie. 00:19:34:Przecież pan mnie zna. 00:19:37:Zdarzało się już, że uciekałem. 00:19:42:Ale zawsze wracałem, prawda? 00:19:46:Pan mnie za to zlał i było to zasłużone lanie. 00:19:52:Ale nigdy mnie pan nie zabił. 00:19:55:Nie może mnie pan przecież powiesić... 00:19:58:tylko za to, że miałem ochotę na kobietę? 00:20:07:To bardzo miła licznotka, kapitanie. 00:20:10:Jest ładna i uprzejma, i jest damš.|Bez wštpienia. 00:20:14:A to żarcie jest dla jej krewnych. 00:20:19:Pamięta jš pan, kapitanie? 00:20:21:Tańczyłem z niš i przedstawiłem jš panu.|Pamięta jš pan, prawda? 00:20:25:Pamiętam. 00:20:26:Sierżancie Chillum, czyż nie wszyscy|w obozie wiedzieli, 00:20:30:że ta wioska została spalona,|a ludzie uciekli? 00:20:42:Wiedziałem o tym, majorze, 00:20:45:ale pomylałem,|że zaczekam i może kto wróci. 00:20:48:- Poruczniku.|- Tak jest. 00:20:50:Ile amunicji i jedzenia zginęło? 00:20:53:Wystarczyłoby dla trzech ludzi na tydzień. 00:20:58:Majorze, zapomnijmy o kodeksie. 00:21:01:Ludzie z tego oddziału ryzykowali życie,|żeby zdobyć te zapasy. 00:21:04:Może to panu umknęło,|ale on też ryzykował swoje życie. 00:21:10:Żołnierzu, 00:21:12:zostaniecie rozstrzelani. 00:21:15:Hadley! 00:21:21:Majorze, niech pan odda go nam.|Ja się nim zajmę. 00:21:28:Nie pozwolę go zabić. 00:21:30:Sam byłe kiedy żołnierzem.|Wiesz, co mówisz? 00:21:32:Mówię, że jeli go zabijesz,|będzie to dopiero poczštek, nie koniec. 00:21:36:Starzejesz się, Ben. 00:21:38:Kiedy byłe twardy jak skała,|teraz kruszysz się jak stara kreda. 00:21:44:Poruczniku, wybierzcie pluton egzekucyjny. 00:21:48:- Nie wybierać Konfederatów.|- Tak jest. 00:21:53:Powiedziałem, że będziemy służyć,|to będziemy służyć! 00:21:58:Ale tylko do czasu,|kiedy złapiemy tego Apacza. 00:22:05:A potem, majorze, 00:22:09:zabiję cię. 00:22:13:Zabijesz mnie, Ben? 00:22:18:Tak. 00:22:22:Tak, Amos. 00:22:36:Pozwoli im pan mnie zabić, kapitanie? 00:22:42:Nie mam innego wyjcia, synu. 00:22:45:Powiniene był pamiętać,|że należysz do majora, nie do mnie. 00:22:55:Przepraszam. 00:23:12:To wszystko, chłopaki, 00:23:16:przyłšczcie się i skończmy z tym. 00:23:25:Do diabła, majorze,|robi pan to, co powinien, 00:23:29:ale niech pańska dusza będzie przeklęta|i niech Bóg błogosławi Roberta E. Lee. 00:24:24:{y:i}Jestemy oddziałem wewnętrznie|{y:i}podzielonym i obawiam się, że tak zostanie. 00:24:30:{y:i}Nawet niektórzy z naszych ludzi|{y:i}majš żal do majora. 00:24:34:{y:i}Ale on ponosi ciężar dowodzenia|{y:i}i nie czuję się na siłach, żeby go oceniać. 00:25:15:Nie jestem jednym z pana żołnierzy. 00:25:19:Nie mogłam znieć...
wujek777